wtorek, 16 grudnia 2014

12. Main Squeeze






Ronnie


               Patrzyłam przez szybę, która sięgała od podłogi do sufitu i była częścią gabinetu mojej mamy. Ukazywała piękną panoramę Nowego Jorku z dwudziestego drugiego piętra. Przekręcałam się lekko w obydwie strony na obrotowym krześle. Mama robiła coś w komputerze, a ja patrzyłam na samochody, ludzi i inne budynki, myśląc. Myśląc i czekając aż mama skończy pracę. Na szczęście zostało około dziesięciu minut.
               - Kochanie, chcesz się wykazać? - zapytała po chwili.
               - W jaki sposób? - spojrzałam na nią.
               - Niedługo zacznie się sezon zimowy - zaczęła - Może popatrzysz ze swoimi koleżankami jakichś modowych trendów?
               - Ja sama ustalam sobie modę, chociaż Maggie może coś o tym wiedzieć - wzruszyłam ramionami.
               - Okay, ona może Tobie mówić, a ty pisać - uśmiechnęła się - Jak będzie dobrze to załatwię, aby ten artykuł znalazł się w gazecie.
               - Dobra, spróbuję - odwzajemniłam do niej uśmiech, po czym znowu zwróciłam wzrok na okno.
               - Planujesz coś na urodziny?
               - Nie - byłam zaskoczona pytaniem - To dopiero za miesiąc, mam czas.
               - Prawie miesiąc - poprawiła mnie.
               - A co chciałaś?
               - Tak się tylko pytałam, no wiesz, osiemnaście lat - przekładała jakieś dokumenty na biurku - Ostrzegam Cię, żebyś nie balowała za dużo.
               - Spokojnie, nie lubię hucznych przyjęć.
               - Chciałam tylko zacząć jakiś temat, ale widać nie masz ochoty na rozmowę.
               - Tak sobie - uśmiechnęłam się pocieszająco - To przez tą pochmurną pogodę.
               - Niech będzie - uśmiechnęła się pod nosem, nie przerywając pracy - Brzuch Ciebie nie boli?
               - Nie - zmarszczyłam brwi.
               - To dobrze, jakby co to mam tabletki rozkurczowe - zaśmiała się cicho.
               To było dziwne... skąd wiedziała?

               Wczoraj o mało nie pocałowałam Justina. Ponownie. To szalone. Wmawiałam sobie, żeby nie myśleć o tym, tak jak wcześniej. Ale sam zaznaczył, że to już się więcej nie powtórzy, niech się zdecyduje. Moje życie od czasu poznania jego jest dość dziwne. I jeszcze te komplementy, które mi prawił. Do czego on zmierzał? Nie znam jego uczuć, ale za to znam moje i wiem, że zadurzyłam się w tym chłopaku. Obecnie jestem na etapie leczenia. Szkoda tylko, że on mi je utrudnia.
               - Skończyłam - oznajmiła, po czym wstała z krzesła, wkładając swoje rzeczy do torebki.
               Była ubrana w ciemne, jeansowe rurki, białą koszulkę, której było widać tylko zaokrąglony dekolt, ponieważ na to miała założony zapięty, ciemnogranatowy żakiet. Do tego białe szpilki z czubem od Louis'a Vuitton. Tak w ogóle, to dlaczego siedzę z mamą w pracy? Miałyśmy jechać do sklepu, kupić między innymi dla nas cieplejsze kurtki, ale zadzwonił do niej szef, żeby przyszła na pół godziny coś załatwić. Dobrze, że uwinęła się szybciej.
               Wyszłyśmy z gabinetu. Budynek to kolejny wieżowiec Nowego Jorku. Pomieszczenia były jasne, a okna - tak jak już wspominałam - były wielkości całej ściany. Do gabinetu mamy wchodziło się przez szklane drzwi. W sumie większość pomieszczeń została skonstruowana tak, że wszyscy widzą co się dzieje w środku.
               Przemierzałyśmy przez korytarz. Po jednej stronie znajdowały się gabinety, a po drugiej taka jakby sala, gdzie pracowało dużo ludzi przy komputerach, których oddzielały małe ścianki. Sala wyglądała może trochę jak w "The Proposal", ale tylko w rozmieszczeniu. Jeśli chodzi o film, polecam.

               Wsiadłyśmy do windy. Mama wcisnęła odpowiedni guzik i zaczęłyśmy jechać na dół. Przypomniał mi się Justin i jego klaustrofobia. Niedługo cały Nowy Jork będzie mi się z nim kojarzył. Muszę się opanować. Mniejsza z tym. Dotarłyśmy na dół. Drzwi otworzyły się, a przed nami widniał ogromny hol, który tak samo jak gabinety, był pomalowany na jasno, czyli przede wszystkim szarość, biel i trochę stali. Wyszłyśmy i zaczęłyśmy iść do wyjścia. Niby niedziela, ale pełno ludzi. Mama podeszła do Kim, która siedziała za biurkiem i sprawdzała coś w komputerze. To pracownica tego budynku, ale też najbliższa koleżanka mamy. Obgadały coś, po czym wróciła do mnie i kontynuowałyśmy drogę.
               - Do jakiego sklepu? - zapytała, szperając w swojej torebce.
               - Pojedziemy do najbliższej galerii - mruknęłam - I tak gdzie indziej raczej będzie to samo lub podobnie.
               - Jak chcesz - wyszłyśmy przez duże, szklane drzwi.
               Szkoda, bo obok są obrotowe. No, co? Przecież każdy ma w sobie coś z dziecka.

               Powietrze było chłodne. No, w końcu kończył się październik. Dobrze, że jechałyśmy samochodem, bo moja biała bluzka - chociaż była na długi rękaw - i kurtka, nie ochraniały mnie przed zimnem. Na szczęście tym razem mądrze postąpiłam i założyłam długie spodnie z wysokim stanem. Oczywiście, plus moje czarne Conversy.
               - Zimno - zadrżałam. Poszłyśmy na kryty parking.
               - A co ja mam powiedzieć? - zaśmiała się cicho i otworzyła samochód pilotem - Nie zdążyłam założyć kurtki.
               - Bardzo odpowiedzialnie - powiedziałam sarkastycznie.
               - Oh, a mam Tobie przypomnieć ile ty wyczyniłaś nieodpowiedzialnych rzeczy? - uniosła lekko brew i wsiadła do samochodu - Na przykład to, że za zimno jest już na trampki.
               Usiadłam obok niej, po czym zamknęłam drzwi i zapięłyśmy pasy.
               - A ty nadal nosisz obcasy i jak Tobie ma nie być zimno?
               - Ja to co innego, nie chodzę w nich na co dzień, tylko do pracy.
               - Dlaczego lubisz odwracać wszystko przeciwko mnie? - jęknęłam.
               - Bo cię bardzo mocno kocham - powiedziała dumnie i z uśmiechem, po czym odpaliła samochód.
               Lubię te jej przejawy "matki przyjaciółki". Jasne jest to, że wolę ją taką, a nie wtedy, kiedy jest zbyt nadopiekuńcza i denerwująca.

**

               - Może ta? - pokazała mi kolejną kurtkę, która kolejny raz mi się nie podobała.
               - Nie - pokręciłam przecząco głową.
               Jęknęła zirytowana.
               - Dziecko, zdecyduj się w końcu.
               - Nie moja wina, że tu nie ma kurtek, które by mi się podobały.
               - A może ta? - pokazała mi zwykłą, czarną, pikowaną kurtkę - Najzwyklejsza na świecie, ma duży kaptur więc nie będziesz musiała nosić czapek... chociaż nie, jak będzie bardzo zimno to nie będziesz miała wyjścia.
               Spojrzałam na nią znacząco.
               - Przymierzę - wzięłam ją od niej.
               Poszłam do przymierzalni, po czym ściągnęłam swoją i założyłam zimową. Okay, nie wygląda źle. Zapięłam ją. Mhm, tak jak myślałam. Wyglądam jak czarna bombka choinkowa.
               - Jest ładna - usłyszałam za sobą głos mamy.
               - Wyglądam beznadziejnie - oznajmiłam.
               - Chyba żartujesz - prychnęła - Wyglądasz pięknie.
               - Grubo.
               - Każda kurtka pogrubia, ponieważ musi być ciepła - wytłumaczyła - A ta w sumie wcale prawie taka nie jest.
               - Nie chcę jej - zdjęłam ją szybko z siebie - Już najwyżej będę chodziła w tej, z tamtego roku.
               - Tej krótkiej?
               - Tak.
               Miałam ją niepikowaną, do połowy tyłka. Była czarna, ale puszek od kaptura brązowy. To najlepiej na mnie leżąca zimowa kurtka. Mama mi kupiła, kiedy była w Kanadzie w zeszłym roku.
               - No dobrze - westchnęła - To poczekaj, zapłacę za swoją i pójdziemy - powiedziała, po czym poszła do kasy.
               Odwiesiłam brzydką kurtkę na miejsce. Kolejka do zapłacenia liczyła, oprócz mojej mamy pięć osób. Oh, nie chcę mi się tyle czekać.
               - Mamo, ja poczekam przed sklepem - powiedziałam, kiedy do niej podeszłam.
               - Dobrze - pokiwała głową, sprawdzając coś w komórce.
               - I jeszcze jedno - próbowałam zebrać w sobie najbardziej słodki głos, jakim umiałam się posługiwać - Dasz mi trochę kasy na kawę?
               Uniosła wzrok na mnie. Sam wzrok. Wydęłam dolną wargę do pomocy.
               - Jasne - uśmiechnęła się ciepło - Ale mi również kup - zaśmiała się cicho, wyciągając pieniądze z portfela i podając mi je.
               - Oczywiście - rozbawiona wywróciłam oczami i odwróciłam się do wyjścia.
               - Ale pamiętasz jaką? - powiedziała za mną.
               - Frappe, tak - krzyknęłam po czym wyszłam ze sklepu.
               Przemierzyłam parę metrów i dotarłam do stoiska z kawą. Na szczęście to nie Starbucks. Nie dlatego, że była tam niedobra kawa, tylko dlatego, że już mi się to znudziło. Gdzie się nie obejrzysz, Starbucks. Ustałam w kolejce za dwiema kobietami. Patrzyłam na ludzi przechodzących obok i na to, jak jakiś chłopak robi kawę. No tak, ponownie przypomniał mi się Justin.
               - Cześć piękna - powiedział głos za mną.
               Odwróciłam się i ujrzałam przed sobą uśmiechającego się szeroko Ethana. Westchnęłam ciężko. Ze względu na sytuację pod szkołą, lepiej żeby się już do mnie nie odzywał, zanim mu coś zrobię.
               - Co tu robisz? - zapytał.
               - Wystarczy, że spojrzysz na to stoisko za mną, przeczytasz duży napis, informujący, że jest sprzedawana kawa, i co wtedy? Wtedy użyjesz tego, co może jeszcze Ci zostało w głowie i zorientujesz się, że właśnie chciałabym kupić sobie kawę - uśmiechnęłam się sztucznie, po czym wywróciłam oczami i odwróciłam się z powrotem, tyłem do niego.
               - Lubię Cię taką zadziorną - zaśmiał się.
               Poczułam jak jego ręce oplatają moją talię. Wzdrygnęłam i odepchnęłam je. Nadeszła moja kolej w kolejce.
               - Średnią Frappe i Mocha, poproszę - powiedziałam i znów odwróciłam się do mojego bezczelnego ex - Lepiej już się do mnie nie odzywaj, a tym bardziej dotykaj, bo nie chcesz, aby tyle ludzi widziało, jak dziewczyna Cię walnie - wzruszyłam ramionami.
               - Wiedziałem, że przez tego Justinaka tak się zmienisz - specjalnie zmiękczył jego imię, po czym na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju złości.
               Odszedł, a ja odebrałam kawy, za które zapłaciłam. Jak to przez niego? Jest taki zły czy co? Jakoś do tej pory tego nie zauważyłam. No nic, może po prostu go nie lubi. Nie obchodzi mnie to.

               - Już gotowa? - mama podeszła do mnie, kiedy czekałam na nią na ławce, pijąc swoją kawę.
               - Tak - podałam jej tą, którą dla niej kupiłam.
               - Dzięki - wzięła ją - To jedziemy do domu - stwierdziła, a ja wstałam.
               W sumie długo na nią nie czekałam. Może z jakąś minutę. Weszłyśmy na ruchome schody. Nagle zaczął dzwonić mi telefon. Wyjęłam go z kieszeni kurtki. To Justin.
               - Tak? - wzięłam łyka kawy.
               - Hej, chcesz się dzisiaj spotkać? - zapytał. Słyszałam głosy wokół niego.
               - Nie wiem, a co?
               - Tak tylko pytam, bo znowu by było, że się nie odzywam - mruknął rozbawiony.
               - Ta - westchnęłam.
               Po co nawiązuje do wcześniejszej sytuacji? No tak, przecież już dotknęliśmy już się ustami.
               - Więc jak?
               - Chcę pogadać - powiedziałam niepewnie.
               Nie wiem czy dobrze, że odważyłam się to powiedzieć, ale w sumie przemyślmy całą sytuację: cały czas wmawiamy sobie, że jesteśmy przyjaciółmi. Okay. Zachowujemy się tak, oprócz już prawie drugiego pocałunku. Trzeba to wyjaśnić.
               - Mam się bać? - wyraźnie słychać jak powiedział to z uśmiechem.
               - Może - odwzajemniłam ton.
               - Niech będzie, przyjadę pod Twój blok około dwudziestej - oznajmił.
               - Mhm, do zobaczenia - powiedziałam i chciałam się już rozłączyć ale...
               - Do zobaczenia słonko - odpowiedział i sam się rozłączył.
               Dziwne, słonko mi się podoba. Czyżby wymyślił już dla mnie przezwisko? Nie przepadam za nimi, ale to jest fajne.

**

               Po dostaniu smsa od Justina, że już jeż jest pod blokiem, zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno chcę tam iść. Jak mu to wszystko powiedzieć? "Hej, jesteśmy przyjaciółmi czy parą?". To za trudne.
Trudne, ale powiem mu to co czuję. To może nie miłość, ale na pewno coś więcej niż przyjaźń.

               Założyłam kurtkę. Byłam ubrana w to samo co wcześniej. Zaciągnęłam buty na nogi i poprawiłam rozpuszczone włosy, które nie do końca mi się układały, ponieważ była wilgotna pogoda. Po odpowiedzeniu mamie, gdzie wychodzę, zrobiłam parę głębokich oddechów, po czym wyszłam z domu. Wcisnęłam guzik, przywołujący windę. Wsiadłam do niej. Cały czas mówiłam do siebie w myślach i przed lusterkiem "dasz radę". W końcu winda się zatrzymała. Wyszłam z niej, tak samo jak z klatki. Minęłam sąsiada i jeszcze paru ludzi. Pomyślałam, że jest na parkingu, więc poszłam w tamtą stronę. Było strasznie zimno. Mogłam przynajmniej wziąć jakiś szalik. Trudno. Zobaczyłam między innymi samochodami, taki jak Justina. W sumie chyba mało osób w tej okolicy ma takie, więc poszłam w tą stronę. Dotarłam do niego, wcześniej prześlizgując się przez ciasne odstępy, między innymi autami. Schyliłam się i spojrzałam w szybę, po czym zapukałam. Justin otworzył drzwi i wysiadł z samochodu, po czym poszedł na moją stronę.
               - Dobry wieczór, słonko - uśmiechnął się szeroko i oparł się bokiem o maskę samochodu.
               Zrobiłam to samo, stając na przeciwko niego.
               - Słońce w wieczór? Dość nietypowe - uśmiechnęłam się zestresowana.
               - To nic, jesteś słonko i koniec.
               - Czemu akurat tak? - miałam ręce w kieszeniach kurtki.
               - Bo kiedy byliśmy wtedy w parku... wiesz, tydzień temu - zaczął - Kiedy staliśmy przy drzewie, przy zachodzie słońca, to ono świeciło Tobie tak fajnie na twarz - zaśmiał się, z własnych słów- Spodobało mi się i dlatego tak wymyśliłem - wzruszył ramionami.
               - Oh - zrobiło mi się trochę dziwnie.
               - O czym chciałaś pogadać? - uniósł lekko brew.
               - O... - próbowałam coś wydusić.
               To jeszcze trudniejsze, niż się wydawało. Ale niestety, nie mogę się wycofać. Tylko czemu od razu musiał przejść do sedna sprawy?
               - O nas - wydukałam.
               - A dokładniej?
               Nie pomagasz mi.
               - O tym, co było wczoraj i tydzień temu - przygryzłam wnętrze policzka.
               Patrzyliśmy na siebie z uwagą. Westchnął cicho.
               - Przepraszam, ale...
               - Tak, nie mogłeś się powstrzymać i tak dalej - zebrałam się w sobie - Justin, to nie jest normalne. Chyba rozumiesz, że przyjaciele się nie całują, no nie?
               - No tak, ale...
               - Rozumiem, że miałeś inne relacje z dziewczynami, ale ja w tej chwili nie wiem co myśleć, bo czuję się tak, jakbyś się mną bawił - mówiłam pewnie - Tak jak "Hm, może teraz ją pocałuję", albo "Dobra, teraz pobawimy się w przyjaciół" - wypuściłam powietrze - Nie chcę niczego niszczyć, ale proszę, powiedz mi co się między nami dzieje - powiedziałam błagalnie.
               Zwrócił wzrok w inną stronę, myśląc chwile.
               - Na początek, już mi nie przerywaj - spojrzał mi prosto w oczy, a jego wyraz twarzy ukazywał powagę - A teraz słuchaj. Przepraszam, że daję Ci mylne znaki. Sam mam pomieszane myśli. Z jednej strony bardzo dobrze dogaduje się z Tobą, jak z przyjacielem, a z drugiej chcę Cię pocałować, jak tylko Ciebie zobaczę - powiedział ciszej.
               Chyba zamarłam.
               - To jest dziwne, na prawdę... i sam siebie nie rozumiem - wzruszył ramionami - W sumie nigdy tak nie miałem. Wiesz co, pewnie już dawno powiedziałbym Tobie, albo zrobił coś w kierunku, abyśmy byli razem. Ale wiesz, jak moje związki wyglądały - ponownie wzruszył ramionami - Nie chciałem stracić przyjaźni. Nie chciałem Tobie robić nadziei, nie chciałem Cię ranić. Nie dopuszczałem nas do siebie, bo wiem, że mogłabyś przeze mnie cierpieć. To nienormalne, że bałem się, że zrobię coś, przez co byś ode mnie odeszła?
               Zapomniałam, że mam takie coś jak język. Teraz bym chyba rzuciła się na niego i nie chciała nigdy puścić. Nikt, nigdy nie trafił mi tak do serca. Najbardziej ostatnim zdaniem.
               - Nie jest nienormalne - wydusiłam - Ja też, nie chcę Cię stracić...
               - Nie chcę kończyć naszej znajomości, bo na prawdę jesteś dobrą przyjaciółką i wiedz, że nigdy nie traktowałem Cię tak jak inne. Nawet jak Bethany, która myślałem, że będzie moją jedyną przyjaciółką, bo nie mogłem normalnie wytrwać z dziewczynami. Z Tobą jest inaczej. Chcę spędzać z Tobą jak najwięcej czasu, bo czuję się swobodnie i tak, jakbym znał Cię już od dawna.
               - A ja nigdy nie miałam takiego przyjaciela - westchnęłam cicho - Tylko, że czasami nie chcę, aby był tylko przyjacielem - powiedziałam ledwo, po czym zapadła kilkusekundowa cisza, w której patrzyłam w ziemię - Nikt nigdy nie działał na mnie tak jak ty - spojrzałam z powrotem w jego oczy - Tak samo mam potrzeby, aby Cię przytulić, pocałować... Kiedy Cię widzę, mimo wszystko, od razu jestem szczęśliwsza. Czuję to w sobie.
               Na jego twarzy pojawił się przelotny i delikatny uśmiech, po czym zaczął mówić.
               - Chciałbym mieć dziewczynę, chciałbym wiedzieć, jak to jest się zakochać - pokręcił głową, z uśmiechem - Tylko, że kiedy mieszkasz na Harlemie, każdy jest dupkiem. Chciałbym, żeby moja dziewczyna pokochała mnie za to, kim jestem.
               - Jeśli pozwolisz sobie spróbować, to zobaczysz, czy było warto. Możesz stracić, lub możesz zyskać, ale jeśli nie spróbujesz, nigdy się nie przekonasz - oznajmiłam - Jeżeli gdzieś tam czujesz, że dzięki jakiejś dziewczynie na prawdę czujesz się lepiej, lub po prostu wiesz, że z nią możesz poczuć właśnie to, czyli miłość, na prawdę nie warto się hamować.
               - Tak myślisz? - zwilżył wargi.
               - Ja jestem takiego zdania...
               - Więc nie będę się hamował - przybliżył się do mnie.
               Złapał mnie za biodra i przyparł do samochodu. Swoje ciało złączył z moim i bez zastanowienia docisnął do siebie nasze wargi. Gwałtownie wciągnęłam powietrze nosem i tak jak przy wcześniejszym pocałunku, poczułam przyjemne dreszcze. Zaczął powoli muskać swoimi wargami moje, po czym pogłębił pocałunek. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp. Rozchyliłam usta a on wsunął do nich język. Zaczął pieścić moje podniebienie, tak jak i mój język. Moje dłonie powędrowały na jego ramiona i lekko je ścisnęły. On jedną rękę zaczął zsuwać z mojego biodra, na udo. Kiedy jego dłoń już się na nim znalazła, uniósł je do góry, a swoim ciałem naparł bardziej na moje. Zamruczałam cicho w jego usta z przyjemności. Pocałunki z nim mogłyby się dla mnie nigdy nie kończyć. Nasze języki wspólnie się zgrywały i wychodziło z tego coś pięknego, a w tej chwili również seksownego. Przesunęłam dłonie, na jego szyje.
               - Zgodzisz się być moją dziewczyną? - przerwał pocałunek, szepcząc mi te słowa w usta.
               - Chyba znasz odpowiedź - ponownie go pocałowałam, tym razem bardziej czule.
               To trwało jeszcze przez kilkanaście sekund. Całowaliśmy i muskaliśmy swoje wargi. Niestety, do przykrości należał koniec. Justin oddalił ode mnie głowę, tak aby spojrzeć w moje oczy.
               - Jesteś teraz tylko moja - uśmiechnął się delikatnie, po czym powoli opuścił moją nogę i tą dłoń położył na mój policzek, po czym pogładził go kciukiem - Pamiętaj, tylko moja - powtórzył bardziej stanowczo.
               - A ty mój - złapałam za jego dłoń na moim policzku - Tylko mój, zapamiętaj - wyszeptałam.
               Uśmiechnął się szeroko, po czym splótł palce u naszych rąk, na wysokości ramion. Popatrzył na mnie chwilę.
               - Jesteś taka piękna i tylko moja.
               Wypowiedział te zdanie, a ja byłam w ogóle w innym świecie. W innym świecie, tylko z nami dwojga. Mógłby mi nawet powtarzać to cały czas. Słuchajcie, jestem tylko jego. Mogę o tym mówić bez końca.



____________________

No więc tak. Moje słowa "przed Świętami" sprawdziły się jeszcze szybciej, niż ja o tym myślałam. Czy do Świąt dodam kolejny? Tego nie wiem, ale po już bardziej prawdopodobne. Komentujcie, dzięki temu mam większą wenę. Może zachęcicie mnie do szybszego pisania;)

14 komentarzy:

  1. TA KONCOWKA O BOZE SZZCZERZE SIE DO TELEFONU JAK CHORA @biebs_ilysmx

    OdpowiedzUsuń
  2. O.MOJ.BOZE UMARLAM BSKSGAKZHA NIE WIEM CO POWIEDZIEC SHGSHUGGJW DOCZEKALAM SIE JEEJ ALE TO BYŁO CUDOWNE JZVZHHSKLJVF KOCHAM CIĘ

    OdpowiedzUsuń
  3. Awwww nareszcie, jestem ciekawa co wydarzy się dalej

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku Justin jest w niektórych momentach taki słodki, opiekuńczy aw. /@biebix_

    OdpowiedzUsuń
  5. UWIELBIAM UWIELBIAM
    WENY :**

    OdpowiedzUsuń
  6. zaczęłam dziś czytać ten ff i jestem totalnie zakochana!
    czekam już na następny i nie moge się doczekać

    OdpowiedzUsuń
  7. swietny rozdzial mdmlsmdk

    OdpowiedzUsuń
  8. jak mogłaś skonczyc w takim momencie😭😭😭😭😭😩

    OdpowiedzUsuń
  9. w takim momencie jezu ;oo

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny !!!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. O ja. Dopiero dziś zaczęłam czytać choc w zakładkach Ulubione mam juz tą stronę od ponad miesiąca. I szczerze mówiąc bardzo żałuję ze dopiero teraz przeczytałam,chociaż plus był ze nie musiałam z niecierpliwością czekać na nowe rozdziały. Dobra zmierzając do sedna to ff jest genialnie pisane i prowadzone! Nie jest przesłodzone. Wszystko dzieje sie normalnie,tak jak mogłoby w realnym życiu. Noo także czekam na następny. Oby jak najszybciej xx

    OdpowiedzUsuń
  12. O boże co za wspaniały blog !!!!! Przeczytałam dzisiaj wszystkie rozdziały i chce dalej !!! Nie mogłam się doczekać tego momentu aż w końcu będą razem :)) AAAAA CUDOWNIE :') do następneego ✌

    OdpowiedzUsuń
  13. O mój Boże! Zakocham sie! W końcu są razem! <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Jejuuu świetnie ! Nie mogę się doczekać kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń