czwartek, 11 grudnia 2014

11. Homies Don't Kiss




Ronnie



               Zaczęłam się powoli przebudzać. Uchyliłam lekko powieki. Było ciemno, ale tylko przez to, że moja twarz była wtulona w kołdrę. Otworzyłam je szerzej. Chwileczkę... to nie moja kołdra. Odsłoniłam swoją twarz, patrząc w jeden punkt, którym było okno i rażące we mnie słońce. Uh. Przetarłam oczy i przekręciłam się na plecy. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że to także nie moje łóżko, pokój i w ogóle mieszkanie. Dlaczego tylko byłam taka spokojna? Oprócz mnie, nie było nikogo w łóżku. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam po pokoju. Męskim pokoju. Nie pamiętam... a jak... NIE! Nie zrobiłam niczego z Justinem, prawda? Jeśli to jego pokój. A jak kogoś innego, to jeszcze gorzej. Z wczorajszego wieczoru zapewne nie pamiętam paru rzeczy. Domyślam się, że wypiłam za dużo.

               Usiadłam. Cholera, moja głowa. Poczułam w niej ucisk i od razu chwyciłam się za czoło. Zorientowałam się, że byłam w bieliźnie i mojej wczorajszej koszulce. A gdzie spodenki? Rozejrzałam się już chyba setny raz. Nie było ich tutaj. Oparłam się dłońmi z tyłu i powoli wstałam z łóżka. Zakręciło mi się w głowie. Szybko odzyskałam równowagę, łapiąc się szafki nocnej. Sukces! Była tam moja torebka. Wyjęłam z niej telefon. Dziesiąta dwadzieścia. Odłożyłam do z powrotem i podeszłam do okna. No jasne. Widoczne dla mnie były okolice Harlemu więc teraz modlę się, żebym jednak była u Justina. Podeszłam cicho to drzwi i otworzyłam je. Wyszłam z pokoju i przeszłam na korytarz. Tak, pamiętam te pomieszczenie. Jestem u niego. Zobaczyłam po drodze dwa pokoje. Na przeciwko mnie była łazienka. Podeszłam i chwyciłam za klamkę.
               - Dzień dobry - usłyszałam lekko zachrypnięty głos, dochodzący z mojej lewej strony, gdzie znajdowała się kuchnia.
               Odwróciłam głowę i spojrzałam na Justina, który opierał się tyłem o parapet. Patrzył na mnie z powagą. Nie wiem, czy byłam bardziej skrępowana tym, że od pasa w dół jestem w samych majtkach, czy tym, że on jest w krótkich, czarnych szortach, ale bez koszulki.
               - Dzień dobry - powiedziałam ciszej.
               - Jeśli chcesz, to idź do łazienki. Pogadamy kiedy wyjdziesz - zwilżył wargi.
               Czy mam się bać? Powiedział to tak władczo.

               Weszłam szybko do środka, zamykając za sobą drzwi. Pomieszczenie nie było duże, ale odpowiednie. Przetarłam twarz dłońmi po czym odnalazłam wzrokiem lusterko. Ustałam przed nim. Moim zadaniem nie było wyglądać jak miś panda. Na szczęście nie byłam AŻ TAK rozmazana. Współczuję Justinowi, że musiał to widzieć. Odkręciłam wodę i zaczęłam zmywać niepotrzebny tusz pod oczami. Na szczęście wzięłam ze sobą puder na wszelki wypadek. Oczy mogą zostać, takie jak są. Od razu wyglądam bardziej przyzwoicie. Moje włosy w nieładzie nie są w "artystycznym nieładzie". Próbowałam je jakoś ułożyć. Okay, może być. Wzięłam parę głębokich oddechów i wyszłam. Zgasiłam światło i wolnym krokiem udałam się do kuchni. Justin patrzył przez okno, ale kiedy tylko mnie usłyszał, odwrócił się.
               - Czekałem na Ciebie z śniadaniem - podszedł do lodówki. Mówił, jakby nic się nie stało - Może być omlet? - wyjął jajka.
               - Tak - usiadłam na krzesło przy stole, przyglądając się jemu.
               - Kawę czy herbatę?
               - Herbatę - przeczesałam włosy.
               - Już się robi - powiedział, kiedy wyjął wszystkie składniki.

               Postawił przede mną gotowe jedzenie i kubek, z herbatą. On również jadł to co ja, ale nie miał nic do picia. Jednak przed jedzeniem chciałabym z nim pogadać. Nie mogę udawać, że to wszystko jest normalne.
               - Powiesz mi, dlaczego jestem u Ciebie? - prawie szepnęłam.
               - Nie byłaś w stanie wrócić wczoraj w nocy do domu.
               - Więc zabrałeś mnie do siebie? Nie mogłeś mnie zawieść?
               Przecież miał samochód, tak samo jak Maggie. Maggie!
               - Wypiłem wcześniej trochę - oznajmił - A jeśli chodzi o Maggie, to mój kolega zawiózł ją do domu - dodał, jakby czytał w moich myślach.
               - To mnie też nie mógł odwieść?
               - Meg powiedziała mi, że Twoi rodzice myślą, że nocujesz u niej więc nie mógł odwieść Cię do Twojego domu - mówił ostro - I ona była w lepszym stanie niż ty, bo przynajmniej mogła się sama poruszać a ty po jakimś czasie byłaś zdolna tylko do spania.
               Czułam się jak małe dziecko, które dostaje wykład od rodzica, po tym jak zrobiło coś złego. No i przypominam. Tylko ja mogę nazywać ją Meg.
               - No dobrze - mruknęłam - A gdzie Twoja mama?
               - Poszła do sklepu z moim rodzeństwem. Wie, że tu jesteś. Coś jeszcze? - chwycił za widelec.
               - Tak - nabrałam głęboko powietrza - Spaliśmy ze sobą?
               - Spałem na podłodze a między nami do niczego nie doszło, jeśli o to chodzi - czułam się zażenowana.
               - No dobra - opuściłam wzrok i zaczęłam powoli jeść.
               To było pyszne. Dobrze, że skupialiśmy się tylko na jedzeniu. Mogłam trochę przemyśleć.

               - Smakowało? - zapytał, kiedy również dojadł swoje.
               - Tak, dziękuję.
               Wziął talerze i wstawił do umywalki. Dopiłam herbatę, po czym wstałam i również wstawiłam tam kubek, stając teraz obok niego. Zerknął na mnie.
               - Justin... - nadal onieśmielał mnie jego nagi, umięśniony tors - Jesteś na mnie zły?
               Musiałam zapytać. Ani razu nie widziałam na jego twarzy uśmiechu od pocałunku. Ustał na przeciwko mnie.
               - Nie jestem. Rozumiem, że ty możesz być na mnie zła.
               - Ja nie jestem.
               - Nie kłam - westchnął - Wczoraj wieczorem prawie wszystko z Ciebie wyszło.
               - Byłam trochę zdenerwowana - przygryzłam lekko wargę - Nie odzywałeś się.
               - Musiałem to wszystko jeszcze przemyśleć - wytłumaczył.
               - Rozumiem, że to był błąd z tym pocałunkiem i nie chcesz tego powtórzyć - wydusiłam z siebie - Jeśli jestem gorsza od tych wszystkich lasek to mi to powiedz...
               - Nie jesteś gorsza - zmarszczył brwi - To ja zrobiłem błąd, bo pocałowałem przyjaciółkę i myślałem, że uznasz mnie za babiarza bo nie mogę nawet wytrwać w przyjaźni - warknął.
               - Myślałam, że zrobiłam coś nie tak i już nie będzie Ci zależało, żeby w ogóle to wyjaśnić.
               - Gdyby mi nie zależało, to wczoraj nie poszedłbym do ciebie, ochronił przed czymś, czego potem byś żałowała, zaciągnął cię na dół, chociaż wyraźnie dawałaś mi do wiadomości, żebym się odpierdolił - wymieniał zdenerwowany - I przede wszystkim nie wsiadł do tej pieprzonej windy, bo mam klaustrofobię - prawie krzyknął.
               Rozchyliłam lekko wargi. Nie pamiętałam połowy z tych rzeczy. Widać wczoraj to ja wyładowałam się na nim, chociaż on chciał dobrze. Niestety nie wiedziałam co odpowiedzieć. Może on nie chciał żebym już cokolwiek mówiła? Jestem beznadziejna, ale to nie zmienia faktu, że on też głupio postąpił. Przestraszyłam się tylko jego tonu. Dałam krok do tyłu.
               - Przepraszam - wydukałam po czym odwróciłam się i wyszłam z kuchni.
               - Ronnie... - westchnął i poszedł za mną.
               Weszłam do jego pokoju. Nadal czułam się niezręcznie.
               - Gdzie są moje spodenki? - zapytałam cicho, nie patrząc na niego.
               - Przepraszam za ten wybuch - zignorował moje pytanie - Pogadajmy na spokojnie.
               Odwróciłam się powoli, przodem do niego. Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę łóżka. Usiadł na jego brzegu, a ja przy nim. Oboje parzyliśmy w podłogę.
               - Nie chcę zniszczyć przyjaźni - odezwał się pierwszy - Dlatego powiedziałem, że nie powinienem.
               - Dlaczego w ogóle to zrobiłeś? - spojrzałam na niego.
               - To... było przypadkiem - wymamrotał.
               - Ale tak nie wyglądało.
               - Musisz wszystko wiedzieć?
               - Mieliśmy pogadać.
               Spojrzał na mnie. Mój wzrok padł przez chwile na jego usta, kiedy je oblizywał. Ocknęłam się i zaczęliśmy patrzeć w swoje oczy. Na szczęście nie byliśmy blisko.
               - Nie jestem przyzwyczajony do przyjaciółek - mruknął - Jeśli jestem z ładną dziewczyną sam na sam to po prostu nie mogę się powstrzymać.
               Kiepska wymówka. O cholera. Czy on właśnie stwierdził, że jestem ładna?
               - Niech będzie - odpuściłam mu - I tak to się zapewne więcej nie powtórzy.
               - Przepraszam jeszcze raz - odetchnął i odwrócił się do mnie całym ciałem - Wiem, że mi nie wierzysz.
               - Zgadza się - odwróciłam wzrok gdzieś indziej.
               - Prawda jest taka, że nie chcę Cię zranić - powiedział cicho.
               Spojrzałam z powrotem na niego.
               - Co masz na myśli?
               - To, że nie chcę, abyś robiła sobie nadzieje - jego głos brzmiał trochę smutno - Lubię Cię, ale ja nie umiem obchodzić się z dziewczynami. Nie nadaje się na chłopaka. Wiesz po co ostatnio spotykałem się z dziewczynami. Nie wiem czy potrafię czuć coś więcej... - przeczesał włosy, które były w idealnym nieładzie - Próbowałem mieć Cię za przyjaciółkę i chcę, żebyś nią była, ale czasami się rozpraszam i w tym przypadku posunąłem się za daleko - wytłumaczył - Więc jeśli chcesz nadal się ze mną przyjaźnić to możemy tak zrobić i o tym zapomnieć.
               Patrzyłam na niego jak głupia. Nie wiem co mam teraz czuć, ale wiem jedno, nie chciałam go stracić.
               - Rozumiem - pokiwałam głową - I zgadzam się, bądźmy dalej przyjaciółmi.
               Powiedziałam to troszeczkę niechętnie. To chyba oczywiste, że chciałabym, aby był kimś więcej.
               - Okay - uśmiechnął się lekko - Między nami w porządku?
               - Tak - pokiwałam głową.
               - To dobrze - rozejrzał się po pokoju - A no właśnie, chciałaś swoje spodenki - przypomniał, po czym podniósł się i podszedł do krzesła gdzie leżały jego rzeczy. Odgarnął je i wyjął spod nich moje spodenki.
               - Proszę - podał mi je.
               Wzięłam je i wstałam.
               - Dziękuje.
               - Zakładaj je szybko - wymamrotał pod nosem, po czym oparł się tyłkiem o szafkę nocną.
               - Czemu? - zmarszczyłam brwi.
               - Myślisz, że twój tyłek w tych majtkach z koronki nie wywołuje u mnie żadnego podniecenia?
               Schowałam kosmyk włosów za ucho, lekk0 zszokowana. Szybko wciągnęłam je, zasłaniając to wszystko, co widział.
               - Grzeczna dziewczynka - zaśmiał się.
               - Dobrze znowu widzieć uśmiech na Twojej twarzy - przyznałam i podeszłam do okna.
               - Cóż za komplement - przyznał - Jeśli wypatrujesz samochodu Maggie, to nadal tam stoi.
               - Nie wypatruję, ale dobrze wiedzieć - odwróciłam się do niego przodem - Odwieziesz mnie do domu, no nie?
               - Jasne - nagle wyprostował się i zaczął stawiać kroki w moją stronę.
               Przyglądałam się mu trochę badawczo. Nie wiedziałam co zamierzał zrobić. Ustał przede mną i patrząc mi prosto w oczy, zapiął moje spodenki, po czym zasunął zamek. To trochę dziwne ale... fajne? Po moim ciele przeszło dziwne napięcie.
               - Zapina się spodnie, nie uważasz? - uniósł lekko brew.
               - No... tak.
               Zaśmiał się.
               - Wyglądasz na przerażoną - położył ręce na moje biodra i pogładził je lekko - Spokojnie. To i tak nie w moim stylu, bo częściej rozpinam damskie spodnie, a nie zapinam - puścił mi oczko.
               - Mogłam się domyślić - wywróciłam oczami rozbawiona, po czym odepchnęłam go lekko.
               - Oczywiście czasami nie bierz moich żartów na serio - uśmiechnął się lekko do mnie i podszedł do szafy z ubraniami - Bo czasami przyznam, że są głupie - dodał rozbawiony.
               - Okay - stałam w tym samym miejscu przy oknie, patrząc teraz na jego umięśnione plecy.
               Tak, ekscytuje się jego plecami. Jednak chwilę później, kiedy Justin szukał jakichś rzeczy, moją uwagę zwróciła gitara akustyczna. Opierała się o szafę ale była w kącie pokoju, więc wcześniej jej nie dostrzegłam. On gra? Ja jedynie miałam styczność z pianinem. Chłopak z gitarą? Hm, jak najbardziej tak.
               - Grasz?
               Spojrzał na mnie przez ramię, trzymając koszulkę w ręku. Zorientował się, że patrzę na gitarę. Westchnął.
               - Od czasu do czasu - wyciągnął jeszcze coś po czym zasuną drzwi szafy.
               - Fajnie - pokiwałam głową - A zagrasz coś? - zapytałam trochę błagalnie.
               ZGÓDŹ SIĘ, PROSZĘ.
               - Może innym razem - mruknął pod nosem.
               - Proooooszę - przeciągnęłam.
               Zaśmiał się cicho.
               - Czemu niby miałbym się zgodzić? - uniósł brew, patrząc na mnie pytająco.
               - Bo chciałabym posłuchać - wzruszyłam ramionami.
               - Rodzice nie martwią się, że nie wróciłaś do domu?
               - Nie zmieniaj tematu. I jeszcze na taki, na który znasz odpowiedź - powiedziałam drugie zdanie rozbawiona.
Założył na siebie czarną koszulkę.
               - Mógłbym założyć przy tobie dolną część garderoby, czy za bardzo się wstydzisz? - zaśmiał się.
               - Prawie ciągle widzę brata przechadzającego się po domu w bokserkach więc uwierz, że nie robi mi to żadnej różnicy - westchnęłam po czym podeszłam do łóżka i usiadłam na nie.
               Pokiwał głową z uśmiechem po czym zdjął szorty. Rzucił je na łóżko obok mnie. Nie... mój wzrok wcale nie wylądował w TYM miejscu. Oczywiście mówienie, a nawet myślenie z sarkazmem często mi się zdarza. Jeśli chodzi o niego, to właśnie skończył wciągać na swoje nogi szare dresy, które przylegały mu do nóg, a krocze ich było trochę opuszczone. Trochę opuszczone w ubraniu. Justin swoim przyzwyczajeniem odsłaniania przynajmniej połowy tyłka sprawił, że krok był większy.
               - Idziemy? - zapytał się mnie, przeczesując włosy.
               - Najpierw zagraj - stawiałam na swoim.
               - Aż tak Ci na tym zależy? - zdziwił się.
               - Przecież to nic strasznego, na pewno ktoś już słuchał jak grasz.
               - Dzieciaki lubią jak im gram, oprócz nich jeszcze mama słyszała mnie przez zamknięte drzwi pokoju - westchnął - Nie gram dla nikogo innego.
               - No dobra, jak chcesz - uniosłam dłonie w znaku poddania się, po czym wstałam z łóżka - Wiesz, jakiś kolega Ethana też gra na gitarze, czasami na ulicy i to jest fajne. Może zapytam się mojego byłego, chociaż nie chce z nim wcale gadać, gdzie gra i wtedy pójdę do tego jego kolegi i posłucham kto jest lepszy, ty czy on ale zaraz... nie wiem jak grasz. Hm, więc wychodzi na to, że on...
               - No dobra - przerwał mi - Zgoda - westchnął ciężko - Tylko przestań już gadać.
               - Oh - starałam się ukryć uśmiech - Okay.
               Przyznam, że mogło mnie trochę urazić jego zdanie o moim gadaniu, ale miał szczęście, że to było specjalnie.
Wziął gitarę z rogu po czym usiadł na łóżko i pociągnął mnie za rękę, abym usiadła obok niego. Ustawił ją na swoich kolanach.
               - Co chcesz, abym zagrał? - zapytał.
               - Może coś swojego? Jeśli masz.
               - Mam jakieś byle jakie nuty w notatniku - zastanowił się - Chyba są w szafce nocnej, podasz?
               - Tak.
Przesunęłam swoje ciało w jej stronę. Wysunęłam ją i ujrzałam jakieś długopisy, książeczkę, notatnik i... prezerwatywy. A dokładnie ich opakowanie. Postanowiłam zostawić to bez komentarza, więc szybko wzięłam notatnik i zasunęłam szafkę. Wróciłam do niego, po czym podałam mu notes.
               - Dziękuję - mruknął pod nosem.
               Zaczął go przekartkowywać. Również patrzyłam na jego treści. Przed oczami szybko mignęły mi jakieś strony z tekstem.
               - Stój - zatrzymałam jedną kartkę ręką, ukazując tekst jakiejś piosenki - Piszesz piosenki?
               - Jak mam wenę - odparł obojętnie.
               - A śpiewasz?
               - Bywa - burknął - Możesz nie zadawać tylu pytań?
               - Zaśpiewaj ją i zagraj, przynajmniej kawałek - poprosiłam.
               - Miałem tylko zagrać, zmieniasz zasady - pokręcił głową.
               - Nie zrobisz tego dla mnie? - zrobiłam smutną i starałam się też, słodką minkę.
               - Eh - skrzywił się i wzruszył ramionami.
               Ja chcę żeby to zrobił no. Musiałam go jakoś przekonać.
               - Proszę - pocałowałam go delikatnie i powoli w policzek.
               Spojrzał na mnie, lekko przygryzając wargę. Pomyślał parę sekund.
               - No dobra, tylko nikt ma się o tym nie dowiedzieć - warknął cicho.
               - Dobrze, obiecuje - powiedziałam, szeroko się uśmiechając.
               - Więc co mam zagrać i zaśpiewać? - dodał to drugie z niechęcią w głosie.
               - Na przykład to na czym się zatrzymałeś - wskazałam na otwartą stronę w notesie.
               - Poprawka, ty mnie zatrzymałaś.
               - No tak, tak - wywróciłam oczami.
               - No dobra - przeczytał tytuł piosenki.
               Odłożył notes obok siebie po czym ułożył gitarę w ręku. Był leworęczny. Gitara była brązowa a pod otworem rezonansowym były ozdobienia. Zagrał kilka nut na początek, po czym zaczął chyba piosenkę. Już mi się podobała, chociaż nie wiedziałam nawet o czym jest i co najważniejsze, jak brzmi jego głos.

*Guess i'll put on my raincoat, my yellow raincoat
Baby it's keeping me dry
I put on my raincoat, my yellow raincoat
You know exactly why
When the wind blows, and the sun goes away
And the sand fall, storming me dead, it's a destroyer, this is for you
And as it pours down, the water sprinkles off my chest, it's destroyer, it's like to ya
Whenever I do have it, do I have it, want this to face me
Whenever I do have it, do I want this thing to make me...

Śpiewał. Śpiewał a ja dosłownie odpłynęłam. To jak magia w czyimś głosie. Patrzyłam na niego z zachwytem i jednocześnie z niedowierzaniem. Rytm perfekcyjnie dobrany do piosenki. Ma niesamowity talent. Dlaczego tego nie wykorzysta? Dla mnie już żaden artysta nie może się do niego równać, a ja jestem zaszczycona, że jako pierwsza oprócz jego mamy i rodzeństwa mogę to usłyszeć.
               Skończył, wydaje mi się na połowie piosenki. Odetchnął po czym spojrzał na mnie.
               - I jak? - oblizał wargi.
               - Cudownie - westchnęłam z zachwytem.
               Uśmiechnął się szeroko po czym odłożył gitarę.
               - Cieszę się, że się podobało.
               - Żartujesz? Jak może się nie podobać? - zapytałam niedożecznie - Masz dużo warty talent.
               - Bez przesady, gram dla siebie - wzruszył ramionami - Nie chcę się tym w życiu zajmować.
               - To już Twoja sprawa, ale stwierdzam fakty - przygryzłam wnętrze policzka - Na prawdę nikt inny tego nie słyszał?
               - A komu mam grać? Dziewczynom, które będę widział przez jeden dzień? Kumplom? - zaśmiał się - O nie.
               - Więc czemu się zgodziłeś?
               - Bo... bo mnie namawiałaś - mruknął, udając obojętnego.
               - No dobrze - wyprostowałam się - Dziękuje, że mi zaufałeś - uśmiechnęłam się delikatnie, po czym wstałam.
               Odwzajemnił tylko mój uśmiech i wstał po mnie.
               - Jedziemy?
               - Tak - skinęłam głową.
               Wzięłam z krzesła jeszcze swoje rajstopy po czym schowałam do torebki. Poszliśmy na korytarz i założyliśmy buty oraz kurtki. Spojrzałam jeszcze na siebie w lustrze i poprawiłam się trochę pudrem. Dodam, że byłam w ciągłym szoku po jego głosie
               - Jesteś też śliczna bez makijażu, więc nie musisz się aż tak poprawiać - przyznał.
               - Tego nie widziałeś. Dlatego lepiej nie oceniaj - powiedziałam rozbawiona i schowałam puder z powrotem do torebki.
               - Może i nie, ale uwierz, że widziałem Cię rozmazaną po całej nocy, w potarganych włosach i nadal wyglądałaś pięknie - stwierdził.
               Czy on powiedział to na prawdę? Nie wiedziałam czy spalić się ze wstydy z tego, że widział mnie w takim stanie, czy, że prawił mi takie komplementy. No nic, zarumieniłam się lekko z obu powodów, a cała zrobiłam się gorąca.
               - Idziemy? - teraz ja zmieniłam temat i poszłam w stronę drzwi wyjściowych.
               Zatorował mi szybko wyjście, stając przede mną. Zderzyłam się z nim lekko, po czym podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
               - Mówiłem prawdę, Ronnie - powiedział cicho - Jesteś na prawdę ładną dziewczyną i nie myśl inaczej, ani nie wykręcaj się od przyjmowania komplementów - mówił, patrząc mi prosto w oczy.
               Pokiwałam lekko głową. Nigdy chyba nikt nie powiedział mi tego tak, że słyszałam w jego głosie szczerość. Pogładził lekko kciukiem mój policzek. Powoli zaczął przesuwać się nim do kącika moich ust, aż dotarł do nich samych. Przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze, tym samym rozchylając moje usta. Zapatrzyłam się w jego czekoladowe oczy i chwilowo odpłynęłam. Zaczął zbliżać twarz w kierunku mojej. Obiema dłońmi chwycił za moje i lekko je ścisnął. Moje ciało ogarnął niepokój, ale też ekscytacja. Zatrzymał się tuż przed moimi ustami. Zamknął oczy, więc ja też to zrobiłam. Lekko zahaczył tylko wargami o moje, kiedy nagle drzwi domu się otworzyły i walnęły go w plecy. Gwałtownie poleciał na mnie. Przesunęliśmy się razem, a on szybko się ode mnie odsunął.
               - Jesteśmy! - krzyknęła dziewczynka.
               Do domu weszła chyba mama Justina i dwójka dzieci. To jego rodzeństwo. Justin wypuścił powietrze, opierając się głową o ścianę.
               - Co Tobie, Justin - uśmiechnęła się kobieta.
               - Justin się całował - zachichotała dziewczynka.
               - Co? - zmarszczył brwi - Nie - powiedział niedorzecznie.
               - Widzę, że Twoja koleżanka już wstała - powiedziała do niego kobieta.
               - Tak, mamo - oh, jednak mama.
               - Jestem Ronnie - odezwałam się do niej.
               - Pattie - podała mi rękę i uśmiechnęła się ciepło - Mama Justina.
               Wow. Wyglądała na bardzo młodą. Była też ładna. Miała brązowe, długie włosy i niebieskie oczy. Więc chyba oczy miał po tacie.
               - Niedługo będę robiła obiad, więc nie nie chodź za długo - powiedziała do niego i poszła z zakupami do kuchni.
               - My się już widziałyśmy - uśmiechnęła się dziewczynka.
               - Tak, tak - odezwał się Justin - My musimy iść - otworzył szybko przede mną drzwi i zmusił mnie do wyjścia.
               Nie miałam okazji nawet się odezwać. Zamknął je z powrotem, a my znajdowaliśmy się na klatce schodowej.
               - To... idziemy? - odezwał się, trochę skrępowany.
               - Tak, siedem pięter w dół - udałam podekscytowaną po czym ciężko westchnęłam.


____________________

*Justin Bieber - Yellow Raincoat

 Justin nie mógł się powstrzymać? Wszystko jest w znaku zapytania. Komentujcie, podając swoje opinie. Kolejny rozdział jeszcze przed Świętami!:) 

7 komentarzy:

  1. O NIEEEE JEZU KOCHAM @biebs_ilysmx

    OdpowiedzUsuń
  2. Serio?ugh wiedziałam że ktoś się wpieprzy I im przerwie ale poza tym cudowny i śpiewający Justin gzkzgagajavfz i wiedziałam że długo się nie powstrzyma haha

    OdpowiedzUsuń
  3. Aww ale to zajebiste !!
    Prawie się pocałowali ^_^
    a do tego Ronni niegrzeczna ;3 Słodko :D
    nie mogę się doczekać nexa :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział! Szkoda, że Pattie przeszkodziła im w pocałunku :) Justin chyba sie zakochuje... Czekam na kolejny!:*
    Zapraszam również do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. kurde no jestem ciekawa tego co wydarzy się dalej

    OdpowiedzUsuń
  6. to. ff. to. najlepsze. co. mnie. w. życiu. spotkało.

    OdpowiedzUsuń