wtorek, 30 września 2014

3. My Hero





Ronnie


               Ethan w niby wynagrodzenie chciał mnie dzisiaj zabrać do restauracji na randkę. Nie, raczej mi się nie oświadczy, byłoby słabo. Poza tym, muszę się zastanowić nad tym związkiem i pomyśleć, czy te ciągnięcie tego ma jakikolwiek sens. Może mi to wszystko dzisiaj wyjaśni bo wcześniej raczej zbyt dużo się nie dowiedziałam.
               Miałam około godzinę na przygotowanie się, zanim po mnie przyjedzie. I zamiast zastanawiać się w co się ubiorę i załatwić inne rzeczy jeśli chodzi o wygląd to leżałam na łóżku i tweetowałam. Moim sposobem na nudy był laptop. Przydał by się do tego kocyk i ciepła herbata ale no trudno, nie miałam czasu.
               - Kochanie, mogę wejść? - usłyszałam pukanie do drzwi.
               Na szczęście moi członkowie rodziny nauczyli się pukania zanim wejdą do pokoju. Oczywiście to wszystko było poprzedzone wieloma prośbami.
               - Tak - zablokowałam telefon i rzuciłam go obok siebie, po czym zobaczyłam jak moja mama wchodzi do pokoju z szerokim uśmiechem.
               - Słyszałam, że masz randkę dzisiaj wieczorem - powiedziała podekscytowana na pewno bardziej ode mnie, chociaż... nie twierdzę, że byłam jakkolwiek podekscytowana, to zwykła kolacja.
               - Skąd wiesz? - zapytałam się jej, podnosząc się.
               - Mam swoje źródła - westchnęła - Tak samo słyszałam, że Ethan był w areszcie - dodała.
               - No i? - udałam, że to nic takiego.
               - No właśnie, gadałam o tym z jego mamą - mruknęła - I na szczęście to był tylko jednorazowy wybryk.
               Moja mama i mama mojego chłopaka chodziły kiedyś razem do jednej szkoły, co za przypadek. Niestety muszę znosić to, że co zobaczy mama Ethana, na pewno trafi do mojej. Jednak wydaje mi się, że moi rodzice go lubią. Pewnie dlatego, że jego rodzina wmawia mojej jaki jest cudowny i dobrze wychowany. Śmieszne.
               - Wiem - oparłam głowę o wezgłowie łóżka - Więc mogę teraz się na spokojnie przebrać i przygotować? - uniosłam pytająco brew.
               - Oh, jasne - przybliżyła się i cmoknęła mnie w policzek - Miłego wieczoru.
               Obserwowałam jak wychodziła z pokoju i kiedy tylko zamknęła drzwi wstałam i szybkim krokiem podeszłam do szafy. Zaczęłam się rozglądać za jakąś odpowiednią sukienką. Jednak zauważyłam, że jedną do wyjścia na jakąś okazje pożyczyłam swojej kuzynce, która jeszcze jej nie oddała. Drugą, czarną mam bardziej na wyjścia do klubu więc pozostało moje częste pytanie do samej siebie "W co się ubiorę?". Odpowiedź była prosta i wskazywała na to, że muszę założyć spódnicę. Nie lubię w nich chodzić, są zbyt niewygodne. Mniejsza o to. Wybrałam czarną bluzkę na ramiączka i szarą, obcisłą spódniczkę z wysokim stanem. Poszłam do łazienki i przebrałam się szybko po czym poprawiłam makijaż i włosy. Zajęło mi to około pół godziny i ledwo wyrobiłam się przed czasem. Szybko założyłam czarny żakiet i swoje botki, po czym wzięłam torebkę z potrzebnymi rzeczami i skierowałam się do drzwi wyjściowych. Wszystko robiłam w szybkim tempie i zapomniałam o jednej, najważniejszej rzeczy. Odwróciłam się i  po paru sekundach byłam już w pokoju swojego brata, który robił coś na telefonie. Ta sytuacja pokazuje,  że w pewnych kwestiach wcale się nie różnimy.
               - Hej, mam sprawę - powiedziałam do niego w pośpiechu.
               - No? - spojrzał na mnie pytająco.
               - Podwieziesz mnie do tej restauracji... - udałam, że myślę nad nazwą, chociaż i tak jej nie znam - No, co kiedyś jedliśmy tam obiad z rodzicami - westchnęłam, kiedy zobaczyłam, że jego twarz nie zmieniła wyrazu. Nagle mnie oświeciło - Ta z seksowną kelnerką, która niby na ciebie leciała i posyłała Tobie 'tajemnicze' spojrzenia - wytłumaczyłam rozbawiona.
               Nie oceniajcie mnie, to słowa mojego brata.
               - Mhm - pokiwał głową - A w jakim celu?
               Co za zaskoczenie, myślałam, że już cała rodzina wie przez moją mamę.
               - Umówiłam się - sprostowałam.
               - Dobra, chodź - mruknął - Masz szczęście, że jadę do kumpla a to akurat po drodze - wstał z łóżka a ja szybko, bez słowa wróciłam do drzwi wyjściowych.
               Wyszłam z domu i pojechałam z nim windą na dół. Znaleźliśmy na pełnym parkingu jego samochód i ruszyliśmy w jego stronę. Między nami panowała cisza i jakoś nie miałam chęci żeby zaczynać jakikolwiek temat. Na szczęście restauracja była blisko.



**


               Czekam chyba z dwadzieścia minut pod restauracją. Czemu? Proste, nikt się nie zjawił. Byłam już w środku i nawet pytałam kelnera czy nie widział chłopaka o takim wyglądzie. Nie chciałam siedzieć sama przy stoliku więc postanowiłam poczekać na zewnątrz i mam tego dość. Dzwoniłam, nie odbierał. To ma być jakiś żart? Po co miałby mnie wystawić? Może nie znam odpowiedzi na te pytanie ale już jestem pewna innego. Beznadziejne uczucie, robiłam sobie niepotrzebne nadzieje. Zdenerwowana wybrałam numer do Luke'a. Jeden, dwa sygnały...
               - No? - odebrał.
               - Przyjedziesz po mnie?
               - Co, jednak zrezygnowałaś? - zaśmiał się - Czy spanikowałaś?
               - Nie ważne, po prostu przyjedź - mruknęłam.
               - Nie da rady - jęknął leniwie przez słuchawkę - Jestem przecież u Jake'a.
               - No i co? Chyba nie zabierze ci dużo czasu przyjechanie po mnie.
               - Siostra - westchnął przez słuchawkę - Poradź sobie teraz sama, na prawdę nie mogę.
               Uśmiechnęłam się sztucznie pod nosem.
               - Dziękuję za pomoc - wywróciłam oczami i rozłączyłam się.
               Czyli dzisiaj jest dzień zostawiania i olewania Ronnie? Super. Było mi zimno. Stałam oparta o mur budynku, w którym była restauracja. Postanowiłam złapać taksówkę ale zgadnijcie co. Wszystkie mnie olewały. I w sumie jedna dosłownie, tylko, że stałam dalej od kałuży i zamoczyłam tylko nogi. Nie miałam pomocy wśród rodzeństwa a rodzice zapewne byli w pracy lub zajęci, więc spróbowałam się połączyć i wezwać taksówkę. Po pierwszym sygnale nagle zapadła cisza. No tak, jeszcze przecież brakowało, żeby telefon mi się rozładował. Panie i panowie, wieczór a nawet weekend nieszczęść.
               Parę przechodniów - mając na myśli facetów - już rzuciło na mnie kilka spojrzeń i dochodziło nawet do charakterystycznego i również żałosnego gwizdania lub słów typu 'kochanie' 'piękna' i czy szukam partnera. Oczywiście. Na pewno szukam sześćdziesięcioletniego faceta, który myśli tylko o jednym. Po jakimś czasie namysłu postanowiłam, że chociaż pójdę w znajomą stronę albo posłużę się metrem, które nie było tak blisko.
               - A co taka piękna dziewczyna robi tu sama w nocy? - usłyszałam głos za sobą.
               Odwróciłam się i zobaczyłam dwóch kolesi mniej więcej po dwudziestce. Mierzyli mnie wzrokiem od góry do dołu. Czułam się nieco niezręcznie ale również byłam strasznie zirytowana więc lepiej niech idą.
               - Czekam na chłopaka - wywróciłam oczami i wyminęłam ich, idąc znowu w stronę budynku. Oparłam się o niego plecami.
               - A nie szukasz może lepszego towarzystwa? - powiedział jeden z nich i oboje ustali po moich dwóch stronach, torując mi drogę, jakbym teraz chciała odejść
               - Nie - starałam się okazywać opanowanie.
               - My byśmy zapewnili tobie bardzo miły wieczór - dotknął mojego ramienia a ja z obrzydzeniem szybko zdjęłam jego rękę.
               - Spierdalaj - warknęłam.
               - Ostra - zaśmiali się - Idealnie - jeden z nich przyparł mnie do ściany.
               - Odejdź ode mnie! - powiedziałam już całkiem wystraszona i próbowałam go odepchnąć.
                Jednak moje starania były na nic, był silniejszy ode mnie i zablokował moje ręce. Widziałam, że chyba chciał mnie pocałować, więc szybko odwróciłam głowę i zamknęłam oczy.
               - Nie stawiaj oporów a wszystko pójdzie bez problemów - powiedział rozbawiony.
               Mi nie było do śmiechu. Gdyby nie ściskał mnie za nadgarstki to bym mu przywaliła, jak tylko bym dała radę.
               - Macie jakiś problem? - przerwał mu nagle trzeci głos.
               Uniosłam lekko głowę i otworzyłam oczy.
               - Pilnuj swoich spraw gówniarzu - odpowiedział mu facet, który mnie trzymał.
               - Gówniarzu? - zaśmiał się - Nawet słowami nie umiesz się obronić? - podszedł bliżej.
               Teraz dokładnie zobaczyłam jego twarz. Justin stał z rękami włożonymi w kieszenie bluzy i patrzył się na tych kolesi z pogardą ale również rozbawieniem. Zerknął na moją zdziwioną twarz po czym puścił mi oczko.
               - Czy ty na prawdę szukasz kłopotów? - podszedł do niego a drugi złapał mnie szybko za nadgarstek, zanim zdążyłam uciec. Jęknęłam cicho z bólu.
               - Zostaw ją - zwrócił się do niego ostro, widząc, że to mnie boli.
               - Bo co nam zrobisz? Taki knypek jak ty powinien już lecieć do mamusi bo zrobiło się ciemno - irytował go
               - Wiesz co? Nie mam zamiaru tracić czasu na to jak pokazujesz mi, że mocny jesteś tylko w gębie - warknął po czym zacisnął dłoń w pięść i baz wahania zamachnął się i walnął go nią z całej siły w twarz.
               Facet syknął i zgiął się z bólu, trzymając dłoń na policzku. Uniosłam lekko brwi do góry. Szczerze? Nie spodziewałam się tego a przynajmniej tak szybko.
               - To był błąd - powiedział ten drugi, który właśnie odepchnął mnie mocno i podszedł szybko do Justina, szykując się do ruchu ale właśnie obok przejeżdżała policja, patrolując teren.
               Powstrzymał się i czekał aż przejedzie ale policjanci podjechali pod restauracje na przerwę.
               - Mogę im nanieść, że go uderzyłeś i będziesz miał kłopoty - ostrzegł.
               - Proszę bardzo - odezwałam się a oni oboje odwrócili na mnie wzrok - Ja też umiem donosić. Powiem jak mnie potraktowaliście i powodzenia w tłumaczeniu policji, że chłopak młodszy od was, tak go urządził - prychnęłam - I w ogóle komu uwierzą? Mogę zmyślić, że jeszcze wyciągnąłeś nóż i co? Raczej mnie o to nie oskarżą, bo to ja jestem młodsza i bardziej podatna na zaczepki - wzruszyłam ramionami
               Justin uśmiechnął się szeroko a facet rozejrzał się po nas wkurzony.
               - Jeszcze to dokończymy - warknął i odszedł, wcześniej pociągając tego drugiego za ramię.
               Odprowadziłam ich wzrokiem i westchnęłam.
               - Brawo - Justin zaklaskał powoli z uśmiechem i podszedł do mnie, stając na przeciwko - Niezła przemowa.
               - Czasami słowa pomagają - odwzajemniłam uśmiech i przeczesałam włosy.
               - No wiesz, gdyby nie ty to pokazaliby jakimi są debilami - zaśmiał się cicho.
               Złapałam się za nadgarstek i uśmiechnęłam się lekko.
               - A gdyby nie ty to teraz nie wiem do czego mnie zmusili - przygryzłam wnętrze policzka - Dziękuję.
               - Nie ma sprawy - spojrzał na mój nadgarstek - Bardzo boli? - wziął moją dłoń i podniósł, aby spojrzeć na zaczerwienione miejsce.
               - Tak ale za chwilę przejdzie - zapewniłam - Potraktował mnie trochę jak marionetkę.
               Pokiwał powoli głową i spojrzał jeszcze raz na nich, jak odchodzą.
               - A tak w ogóle, co tu robiłeś? - zapytałam i spojrzałam na jego twarz.
               - To... - zaczął i się zamyślił - Może Ci się wydać dziwne ale właśnie skończyłem pracę w tej restauracji - wskazał na nią głową - To znaczy, tu pracuje mój kuzyn i załatwił mi pracę, ponieważ rodzina uznała, że muszę już uczyć się zarabiać, chociaż mam kasę ale to już długa historia.
               - Okay - pokiwałam głową i uśmiechnęłam się - Jesteś kucharzem?
               - Nie - pokręcił rozbawiony głową i puścił w końcu mój nadgarstek - Ale w sumie nawet dobrze gotuje, tylko tutaj jestem na zmywaku lub od jakiegoś czasu kelnerem bo zwolniło się miejsce
               - Nie wyobrażam sobie Ciebie jako kelnera - powiedziałam rozbawiona.
               - No widzisz, życie jest pełne niespodzianek - zwilżył wargi - A ty, co tu robisz sama o tej porze? - uniósł brew.
               Uniosłam głowę do góry, patrząc na niebo.
               - Miałam się tu z kimś spotkać i mnie wystawił - wytłumaczyłam.
               - Czyżby Twój chłopak? - uśmiechnął się, jakby to było oczywiste.
               - Były chłopak - poprawiłam go.
               Tak, właśnie mam zamiar to skończyć bo już za dużo się na nim zawiodłam.
               - Wiedziałem, że to palant - wzruszył ramionami.
               - Skąd go znasz? - zaciekawiłam się.
               - Kiedyś się poznaliśmy na imprezie - powiedział to z takim wysiłkiem, że czułam jakby kłamał ale już dałam sobie spokój.
               - Mam prośbę, mógłbyś mi pożyczyć telefon czy coś bo mi się rozładował, a chciałam zamówić taksówkę.
               - Skończyła mi się kasa a mam darmowe tylko do kumpla więc mam lepszy pomysł - oznajmił - Zadzwonię do niego i on po nas przyjedzie a potem Cię odwieziemy, okay?
               - Niech będzie - uśmiechnęłam się słabo - Wszystko byle szybko wrócić do domu bo już marznę.
               - Zimno Ci? - zapytał - Było od razu mówić - zdjął swoją bluzę i przystawił ją do mnie, tak abym ją założyła.
               Wsunęłam niepewnie ręce w rękawy i poprawiłam ją na swoich ramionach.
               - Dziękuję jeszcze raz - uśmiechnęłam się szeroko - Trochę nie pasuje do reszty stroju ale jest ciepła i ładnie pachnie - palnęłam.
               Zamilkłam przez chwilę.
               - Czy ja to powiedziałam na głos? - skrzywiłam się.
               - Tak - zaśmiał się - A co do bluzy, nie psuje Twojego seksownego wyglądu - wzruszył ramionami.
               - Ty w porównaniu do mnie nie czujesz się dziwnie, mówiąc to na głos - zaśmiałam się.
               - Nie owijam w bawełnę - wyjął telefon z kieszeni i po wybraniu numeru, przyłożył go do ucha.
               Odwrócił się bokiem do mnie i zaczął rozmawiać chyba z kolegą. Założyłam kaptur jego bluzy na głowę, przyglądając się mu cały czas. Ma coś w sobie i skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie jest przystojny. Ciekawe ile ma lat i skąd pochodzi. Nie chcę nazywać go od razu idealnym ale jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny to te słowo jest stuprocentowo prawidłowe. Mogłabym patrzeć się na jego oczy godzinami, ponieważ właśnie lecę na brązowe i tego typu odcienie u facetów. Może dziwnie myślę ale takie są dziewczyny a ja zauroczyłam się w tym chłopaku, tylko to.
               - Załatwione - jego głos przerwał mi moje odpłynięcie
Tylko uśmiechnęłam się lekko. Podszedł bliżej mnie i zmierzył mnie wzrokiem - Zatrzymaj sobie tą bluzę - oznajmił.
               - Nie będę Ci zabierać rzeczy - pokręciłam przecząco głową.
               - Nie zabierasz bo ja ci ją oddaje, pasuje do Ciebie.
               Westchnęłam cicho i postanowiłam zacząć inny temat bo czuję, że to za dużo komplementów w moją stronę na ten wieczór, nawet tych głupich. Każda dziewczyna chce by mówiło się, jak dobrze wygląda ale ja czuję się w tej sytuacji dziwnie i wolę to przemilczeć. W tym przypadku wyszłabym na uzależnioną do słowa 'dziękuje'.
               - Więc, kiedy ktoś po nas przyjedzie?
               - Za może dwie minuty przyjadą, byli w okolicy - spojrzał na kaptur i uniósł brwi - Wyglądasz teraz jak niezadowolona dziewczyna wracająca z imprezy... Taka 'bad girl'.
               - Zgadza się z tym niezadowoleniem - wzruszyłam ramionami - I właśnie niestety nie byłam na żadnej imprezie.
               - A może chcesz teraz pojechać? - zaproponował.
               - Nie - odpowiedziałam po namyśle - Jestem zmęczona - wymamrotałam pod nosem.
               - Jak chcesz księżniczko - mruknął i rozejrzał się.
               - Przezywaj mnie jak chcesz ale nie tak - powiedziałam z oburzeniem - Kojarzy mi się z zadufaną w sobie lalą - stwierdziłam.
               - Jak chcę? - przyłożył palec wskazujący do brody w geście myślenia - Więc Godzilla może być? - udał poważnego.
               Posłałam mu znaczące spojrzenie, na co się uśmiechnął.
               - Jeszcze coś wymyślę - puścił mi oczko i odwrócił się do tyłu, słysząc klakson.
               Zobaczyłam przed sobą czarnego Range Rover'a. To chyba ostatnio modny samochód bo zauważyłam, że sporo osób tutaj się nim porusza.
               - Chodź - Justin kiwnął w stronę samochodu i podeszliśmy do niego.
               Otworzył mi drzwi - jaki dżentelmen - i wsiadłam do środka, widząc na przednich siedzeniach dwóch chłopaków, którzy również na mnie patrzyli. Jeden na odbiciu w lusterku a drugi po prostu się odwrócił. Justin wsiadł obok mnie, spychając mnie tym samym na środek. Wolałam jednak nie rzucać się w oczy i usiadłam na drugi bok. Zapięłam pasy, słysząc jak się witają i podają sobie rękę, robiąc charakterystyczne gesty palcami. Zdjęłam kaptur, kiedy zorientowałam się, że jednak wyglądam w tym wydaniu dziwnie.
               - A ty skarbie, jak się nazywasz? - odezwał się brunet, który siedział obok prowadzącego, trochę starszego od nich chłopaka, który właśnie ruszył.
               - Ronnie - odpowiedziałam swobodnie.
               - Ładnie - rozłożył się na siedzeniu - Jak Justin Cię wyrwał? - zapytał rozbawiony, patrząc przed siebie.
               - Po prostu pomagam koleżance - poprawił go a ja patrzyłam na nich na zmianę.
               - Ty i koleżanki? Proszę Cię - prychnął.
               - Wiem Mike. Żyjesz z przekonaniem, że każda na mnie do tej pory leciała i liczyła na związek - zaśmiał się - Ale nie martw się, umiem zawierać też przyjaźnie.
               - Justin, Justin - westchnął - Ty zadufany w sobie gówniarzu - udał poważnego.
               - Dzięki, już druga osoba tak mnie dzisiaj nazwała.
               Teraz wydałam się być trochę zmieszana ale nie zwracali na mnie uwagi. Po prosu zaczęły się ich wzajemne docinki, z których oboje się śmiali.
               - Hej, Ronnie - odezwał się chłopak, który kierował - Gdzie mam Cię zawieść? - zapytał - Tamci mogą się tak kłócić całą drogę powrotną, jak to oni.
               - Rozumiem - uśmiechnęłam się i podałam mu adres, a dokładnie ulicę i osiedle.
               - Okay, niedługo będziemy na miejscu - posłał mi uśmiech - A tak w ogóle jestem Ian.
               Uśmiechnęłam się delikatnie w jego stronę. Przyznam, że w tym przypadku przystojni trzymają się razem.


**


               - Zatrzymaj się przed blokiem to już wysiądę- wskazałam na budynek.
               - Już się robi - odparł z poważnym akcentem.
               Zjechaliśmy samochodem na bok ulicy a Ian się zatrzymał.  Siedziałam od strony jezdni więc musiałam poczekać aż przejedzie sznurek samochodów. W tym czasie poprawiłam się i zauważyłam, że ponownie wszyscy na mnie patrzą.
               - Może lepiej by było gdybyś wysiadła z mojej strony - Justin odezwał się po chwili ciszy.
               - Tak - przyznałam mu rację i z westchnięciem przysunęłam się bliżej niego.
               - Przeskakuj - odchylił do tyłu tułów i zadowoleniem czekał aż przechodząc do wyjścia będzie widział mój wypięty tyłek.
               Jednak podniosłam się i przesunęłam, najpierw siadając mu na kolana a potem otworzyłam drzwi. Czułam na swoich biodrach jego ręce. Pomógł mi wyjść po czym sam zrobił to samo.
               - Dlaczego wyszedłeś? - zmarszczyłam brwi.
               - Mam sprawę - uniósł kącik ust zamykając drzwi, aby zapewne nikt nie podsłuchiwał.
               - To nie mogłeś najpierw wysiąść i dać mi swobodnie przejść?
               - Oh, no masz rację.
               Wiem, że mówisz to z sarkazmem przystojniaku.
               - Więc? - kontynuowałam.
               - Więc chyba należy mi się coś za to, że Tobie aż dwa razy pomogłem.
               - Co masz na myśli? - nie wiem dla czego ale do głowy przychodziły mi najdziwniejsze opcje.
               - Dasz mi swój numer telefonu - oparł się o maskę samochodu.
               - Tylko tle?
               Dlaczego tak powiedziałam i co ze mną nie tak?
               - A chcesz zaproponować coś więcej? - uśmiechnął się cwaniacko.
               - Nie - odpowiedziałam szybko - A chcesz numer bo...?
               - Może się kiedyś spotkamy tak po koleżeńsku? - uniósł brew.
               - Niech będzie - wyciągnęłam do niego rękę aby podał mi swój telefon.
               Kiedy to zrobił wpisałam numer i oddałam mu go z powrotem. Uśmiechnął się pod nosem i robił coś jeszcze w nim przez parę sekund po czym schował go do kieszeni.
               - To może zadzwonisz do mnie żebym zapisała twój numer? - zaproponowałam.
               - Kotek, wtedy nie będzie niespodzianki - zakręcił moje włosy na palcu z szerokim uśmiechem.
               - No i przecież nie masz nic na koncie - przypomniałam sobie i odsunęłam jego rękę.
               - Co? - zapytał zaskoczony po czym pomyślał - A no tak - machnął ręką, pewnie zdając sobie sprawę, że zaliczył wpadkę.
               - Udam, że Tobie uwierzę - pokręciłam głową rozbawiona i zaczęłam powoli iść do tyłu.
               - Udam, że nie będę patrzył się na twój tyłek, kiedy się odwrócisz - puścił mi oczko po czym sięgnął za rączkę od drzwi samochodu.
               Wypięłam mu język po czym zaśmiałam się cicho i odwróciłam się, idąc do domu. Przez dłuższy czas w moim życiu nie zdarzyło się tyle sytuacji jak w tym jednym dniu. Zła historia skończyła się dobrze a Justin jest moim bohaterem.



____________________

       Zaniedbałam ostatnio tego bloga bo miałam ogólnie mniej czasu na pisanie. Teraz postaram się to nadrobić i pisać/dodawać rozdziały nieco szybciej. No i jeszcze przepraszam, że musieliście tyle czekać. Jakoś wezmę się w garść i znajdę czas również na to. 
      Życzę miłego czytania i jak tylko to zrobicie, komentujcie:)