niedziela, 5 lipca 2015

22. I Knew You Were Trouble






Ronnie


               - Justin? - spytałam.
               - No tak - wydał się lekko zdziwiony, tak jak ja - A kto inny?
               - Nie wiem, nie mam Twojego numeru.
               - I wszystko jasne - westchnął, po czym nastąpiła chwila ciszy.
               - Czego chcesz? - prawie warknęłam i usiadłam na sofie w salonie.
               - Spotkać się i pogadać. Na prawdę mi na tym zależy.
               - Super, ale ja nie chce gadać. Masz szczęście, że w ogóle odebrałam, bo nie wiedziałam kto dzwoni - pomyślałam - No, a tak w ogóle, od kiedy mnie znasz?
               - Ronnie, wiem o co  Tobie chodzi, ale daj mi wytłumaczyć wszystko na żywo - powiedział spokojnie - Nie chcę się kłócić, chcę porozmawiać, abyś zrozumiała i przynajmniej nie żywiła do mnie aż takiej urazy, oraz żebyś na siebie uważała.
               - Wow - zaśmiałam się kpiąco - Nagle taki zmartwiony? A poza tym, cały czas na siebie uważałam więc po co mi jeszcze Twoje gadanie?
               - Dylan nie jest odpowiednim chłopakiem - oznajmił szybko.
               - Zazdrosny? - uniosłam brew.
               - Nie - mruknął - To znaczy... - westchnął - Po prostu jest niebezpieczny, pozwól mi to wszystko wyjaśnić u Ciebie.
               - Nie, Justin. Nie potrzebuje twoich rad - powiedziałam stanowczo i rozłączyłam się.
               No tak, jeszcze będzie mi mówił, z kim mam się spotykać, a z kim nie.

               Moja mama pojechała z pół godziny temu do urzędu załatwić jakieś sprawy, wiadomo. Jeśli Justin jednak zdecyduje się przyjechać to i tak mu nie otworze. No, przynajmniej mam taką nadzieję. Nie wiem, czy będę miała aż taką silną wolę. Chyba, że da sobie szybko spokój to nie ulegnę.

               Nagle usłyszałam dzwonek. Podeszłam bliżej drzwi i sprawdziłam dokładnie kto to. Jednak tak jak myślałam, to był on. Pierwszy raz mam taką sytuację, w której nie jestem pewna swoich uczuć aż tak bardzo. Niby mi wszystko wytłumaczył, że się zmienił i takie tam, ale to typowa gadka. Jakoś nie chce mu wierzyć. A z drugiej strony widzę po nim, że tak jakby żałuje. No nic, ja też żałuję, że tak szybko się z nim związałam.
               Ponownie zadzwonił, a po chwili zapukał.
               - Ronnie, wiem, że tu jesteś - powiedział tak, że usłyszałam to przez drzwi.
               Westchnęłam cicho pod nosem i oparłam czoło o drzwi, zastanawiając się co zrobić.
               - Chcę tylko porozmawiać, nawet nie, nie musisz nic mówić. Tylko mnie wysłuchaj. Nawet już nie musisz na mnie patrzeć , może to być nasze ostatnie spotkanie, a potem zniknę Tobie z oczu, ale wysłuchaj... Proszę.
               Zastanowiłam się chwilę. No dobra, już trudno, nie mam nic do stracenia. I tak czuję się źle. Przekręciłam zamek w drzwiach i otworzyłam je, po czym spojrzałam na niego trochę ze smutkiem. Popatrzył na mnie chwilę tak samo. Chciałam uniknąć niezręcznej ciszy. Rozchyliłam bardziej drzwi, tym samym wpuszczając go do środka.
               - Dziękuję - wszedł, a ja zamknęłam za nim drzwi na zamek.
               Oparłam się o ścianę i zaczęłam patrzeć jak zdejmuje kurtkę i buty. Dzisiaj był cały na czarno. Czarne jeansy i bluzka w serek. Jedyne co się wyróżniało to jego srebrna, łańcuchowa bransoletka. W sumie nigdy tego nie opisywałam, ale zauważyłam na jego ciele parę tatuaży. Niestety nie miałam okazji nigdy się spytać co oznaczają. A co do teraz, wyglądał dobrze. Bardzo dobrze. Nie dziwię się, że tyle dziewczyn na niego leci.
               - Mam iść do salonu? - padło pytanie, a jatym samym wybudziłam się z transu.
               Pewnie zauważył, jak odpłynęłam.
               - Chodź do mojego pokoju - mruknęłam i oboje poszliśmy w tamtą stronę.
               Usiedliśmy na łóżko, ale nie blisko siebie. Z metr, może trochę mniej odstępu pomiędzy nami było, ale już nie ważne.
               - Co się stało z Twoim telefonem, że był w naprawie? - zaczął.
               - Skąd w ogóle wiesz, że był? - zdziwiłam się.
               - Beth mi powiedziała -  zwilżył wargi.
               - To już jasne - westchnęłam - Wypadł mi z rąk, po prostu - założyłam kosmyk włosów za ucho.
               - No dobra. Może już zacznę - odchrząknął - Od tego... znaczy ode mnie. Co na prawdę robię i jaki na prawdę jestem.
               Patrzyłam na niego z lekką ciekawością. Szykowałam się na najgorsze.
               - Więc zacznę od początku i obalę mity. Jeśli chodzi o restaurację, pamiętasz ją, to tak, pomagałem tam, ale tylko przez jakiś czas, ponieważ potrzebne mi były pieniądze na naprawę samochodu, a w tamtym momencie szybko wszystko straciłem. A ogólnie to z kumplami zajmujemy się sprzedażą towarów - spojrzał w inną stronę, mówiąc tamto trochę wolniej i niepewnie - No wiesz, narkotyków. Uwierz mi, że nie tak planowałem swoją przyszłość - wytłumaczył się - Poznałem Mike'a, kiedy się tutaj przeprowadziłem. Byliśmy najlepszymi kumplami, no teraz też jesteśmy. O to chodzi, że jego o dwa lata starszy brat zajmował się tym handlem i raz po prostu wdał się w bójkę, ale nie z powodu narkotyków. Miał wroga. Niestety nie wyszedł z tego, ponieważ do gry weszło użycie kastetów i noży - westchnął cicho i zamilkł na parę sekund.
               Okay, to początek historii, a już wydaje się straszna.
               - Mike ciężko znosił jego śmierć. Kiedy dorośliśmy poprosił mnie abym pomógł mu kontynuować biznes za brata. Wiedziałem, że to dla niego ważne więc się zgodziłem i to trwa, aż do teraz - spojrzał na mnie.
               Przetrawiłam to sobie chwilę i również na niego spojrzałam. Chyba nie miałam pytań w związku z tym, a przynajmniej nie mogłam nic wydusić.
               - Mhm - przełknęłam ślinę - A co z Dylan'em?
               - No, czas na ciemniejszą stronę historii - potarł dłonie - Wiesz, powiedzmy, że razem z chłopakami tworzymy gang. Oczywiście jest wiele takich jak my, a szczególnie jeden, z którym nie mamy za fajnych kontaktów. Ogólnie jakby z nami rywalizowali, ale większa sprawa zaczęła się kilka miesięcy temu. Wiem, że nie była za fajna, ale gdyby nie ona, to pewnie byśmy się nie poznali - zerkał na mnie.
               Domyślam się, że zaraz się dowiem, czemu był w tamtym sądzie. W końcu. Tak długo na to czekałam, że aż w końcu zapomniałam.
               - Zakładam, że chcesz usłyszeć co się stało. Okay - zaczął patrzeć na ścianę i jakby przeniósł się w swoje wspomnienia - Jakiegoś dnia poszedłem na imprezę. Nie, żeby się bawić, ale trochę wypić. Oczywiście byłem chyba wtedy z Ian'em. W pewnym momencie on zaczął bawić się z Bethany, a ja zostałem sam. Wyszedłem za budynek zapalić. Tak, palę, ale rzadko. Kilka razy zdarzyło mi się skręta, a poza tym tylko e-papierosy, chociaż się odzwyczajam. No i nigdy nie ćpałem - próbował dodać tej sytuacji trochę dobrej strony - Wracając, kiedy paliłem podszedł do mnie jeden koleś z tego wrogiego gangu i zaczął się do mnie przypierdalać, że jesteśmy im winni pieniądze. Podejrzewam, że gadał bzdury, bo był wstawiony. No i po prostu doszło do rękoczynów. On mnie popchnął, ja jego no i się rozkręciło. Kiedy już w końcu nie dał rady, jakoś się podniósł i nieuważnie wszedł na ulicę. Wiadomo co się stało. Na szczęście samochód nie jechał szybko, więc tylko go poobijał. Ja zadzwoniłem po karetkę i oczywiście musiałem się przyznać, że go pobiłem. Siedziałem w areszcie. Niby chłopacy wpłacili za mnie kaucję, ale miałem rozprawę dotyczącą wszystkich skumulowanych wykroczeń, no i dlatego byłem wtedy w sądzie. Ten chłopak wyszedł cało, ale Trace, czyli ich szef usłyszał od niego historię, że to niby ja wepchnąłem jego pod samochód, aby pozbyć się przeciwnika. Teraz przyjechali tutaj, a my próbujemy się z nimi dogadać. Obecnie musimy im oddać pieniądze z tego, co sprzedaliśmy.
               - To niesprawiedliwe, nie walczyliście o to? - odezwałam się nagle.
               - To są popieprzone sprawy, Ronnie - spojrzał na mnie - Ich gang ma siedziby w trzech w miastach i jest tam dużo ludzi. Nas jest tylko pięciu. Ja, Mike, Ian, Ryan i Shane. Sprzedajemy mało, aby tylko zarobić. Oni się na nas uwzięli za głupią plotkę. Jakoś nie wyobrażam sobie, abyśmy mieli większą siłę zdania od nich.
               - No okay, ale będą tak was wykorzystywać cały czas?
               - Nie, raczej już na to się nie zgodzimy, pewnie i tak wiedzą, że nie mamy dużo towaru.
               - Nie znam się na tych sprawach więc pozostawię to już tobie - przygryzłam lekko wargę - No więc, co z Dylan'em? - dopytywałam się, jakby to była dla mnie najważniejsza sprawa. Ale w sumie już dowiedziałam się trochę o przeszłości Justina, która najbardziej mnie ciekawiła.
               - A no tak - pokiwał głową, po czym spojrzał mi prosto w oczy - On jest z gangu Trace'a. Jest z Chicago, gdzie jest jedna z ich siedzib. Nie wiem po co przyjechał, ale pewnie na jakąś wymianę, nie obchodzi mnie to. Uczestniczy w nielegalnych wyścigach motorowych. A przede wszystkim masz uważać na niego z tego względu, że jeśli ktoś z nich dowie się, że ze mną chodziłaś lub w ogóle się ze mną zadawałaś to może coś Tobie zrobić, a tego już bym sobie nigdy nie wybaczył - przetarł twarz dłońmi - Dlatego w barze powiedziałem, że Ciebie nie znam. Tylko dla twojej ochrony, rozumiesz?
               Pokiwałam powoli głową, a następnie delikatnie nią pokręciłam, nie wierząc za bardzo w to co się dzieje. Żyłam z tą niewiedzą przez długi czas. Chwila, jeszcze jedna sprawa...
               - Mam pytanie.
               - Jakie?
               - Skąd znasz Ethan'a? - przekręciłam lekko głowę, czekając na odpowiedź.
               - Oh, zabawne - zacisnął usta w wąską linię - No więc pewnego słonecznego dnia, kiedy Twojemu ex zachciało się trochę powciągać - zaczął, mówiąc z nutką rozbawienia - Zawiozłem mu towar, ale zaczął się wykręcać pieniędzmi, że mu zabrakło, nie miał tyle, a w końcu, że nie dostaje kieszonkowego - próbował się nie zaśmiać i nadal udawać poważnego - No i biedaczek zaczął naskakiwać na mnie słowami, typu czemu u nas jest tak drogo, chociaż dobrze znał cenę - westchnął - W skrócie, wkurwił mnie w pewnym momencie i walnąłem go lekko.Powiedzmy, że lekko, bo ta śliwa pod okiem była słaba.
               Słuchałam tego zszokowana, też przez chwilę trochę rozbawiona, ale zaraz, on ćpał? I jeszcze wtedy był pewnie ze mną. Ah, śliwa pod okiem? Tak, ze mną.
               - A mi powiedział wtedy, że dostał piłką na treningu - wywróciłam oczami.
               - No więc widzisz, jakiego miałaś chłopaka.
               - Mówisz o nim, czy o sobie?
               Nagle wyraz jego twarzy zaczął ukazywać smutek. Jakby się na sobie zawiódł, a przynajmniej ja tak odczuwałam.
               - To teraz przynajmniej wszystko tobie powiedziałem i nie mam przed Tobą tajemnic. Jeśli chcesz to możesz pytać o co chcesz. Wiedz, że oprócz tego byłem z tobą całkowicie szczery. W sumie nie mówiłem o uczuciach, nie rozmawialiśmy za dużo, ale po prostu w tym co mówiłem - mruknął - I zależy mi na Tobie, na prawdę, nawet nie wiesz jakbym chciał, żebyś dała mi jeszcze jedną szansę, żebyśmy zaczęli od nowa, ale... Ale teraz w moim życiu jest niebezpiecznie, nie chcę nikogo na to narażać, Ciebie, ani mamy i rodzeństwa. Mam, a przynajmniej w stosunku do Ciebie miałem tylko was i przyjaciół. Chcę, żebyś była szczęśliwa. Jak nie ze mną, to z kimś innym - uniósł lekko głowę do góry - Uh, nawet nie wiesz jak ciężko przeszło mi to przez gardło - uśmiechnął się słabo - Nie to ze szczęściem, ale to, że możesz być z kimś innym. A i jeśli chciałaś wzbudzić we mnie zazdrość wtedy w barze, całując tego dupka to Ci się udało. Nawet nie wiesz jak chciałem mu wtedy przywalić, dlatego, że w ogóle Ciebie dotknął.
               J-ja nawet jąkałam się w swoich myślach. Zrobiło mi się ciepło w środku, jak to mówił. Na prawdę jestem dla niego na tyle ważna? No nie wiem. Przeszło mi też przez głowę, że może kłamać, ale bez przesady. Czyli mam mu znowu zaufać?
               - Zastanowię się nad tym wszystkim, dziękuję, że mi to powiedziałeś - uśmiechnęłam się delikatnie.
               - Nie zraziłaś się po tym do mnie?
               - Trochę. Przynajmniej mówiłeś prawdę i zaufałeś mi. Może ja ponownie spróbuję zaufać Tobie - powiedziałam ciszej - Tylko niczego nie obiecuję.
               Jego twarz rozpromieniła.
               - Czyli wybaczysz mi to, co się stało? Na prawdę nie chciałem, aby tak wyszło, wiesz to - przysunął się do mnie.
               - Wybaczę, ale nie zapomnę. No i już tak się nie podniecaj - zaśmiałam się cicho.
               Pokręcił głową i uśmiechnął się.
               - Wiem, że nie jestem idealny i też nie taki dobry, ale zależało mi szczególnie na tym, abyśmy żyli w zgodzie i abyś nie żywiła do mnie urazy.
               - Wiem i mówiłam, przemyślę to sobie jeszcze raz.
               - Ale, nie wiem, nawet jakbyś chciała, wolałbym, abyśmy przez najbliższe dni się aż tak nie spotykali, no bo wiesz, nie chcę Ciebie narażać, nawet jako koleżankę.
               - Rozumiem - pokiwałam głową - Nawet jeśli, nie będzie tak jak kiedyś i chce abyś to zrozumiał. Zawsze będę pamiętała to, co się stało.
               - Ja też rozumiem, bez pośpiechu i tak jak chcesz - patrzył na mnie szczęśliwy - Chodź tu - przyciągnął mnie i przytulił do siebie z uśmiechem.
               Odwzajemniłam uścisk i wtuliłam się w jego tors. Jak ja dawno tego nie czułam. Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem. Słyszałam bicie jego serca. Czułam się dobrze i bezpiecznie, a to ważne. Już przy naszym poznaniu wiedziałam, że nie jest bezproblemowy. Sam fakt, że odbyło się w sądzie to oznaczał. Pewnie dlatego jakoś nie byłam aż tak bardzo zszokowana, jak to wszystko słyszałam. Aż tak.
               - Mówiłeś, że mogę pytać o co chcę, prawda? - wymamrotałam po jakimś czasie.
               - No jasne - pogładził mnie po plecach.
               - No więc, skąd wiesz, że Dylan uczestniczył w nielegalnych wyścigach? Też to robiłeś?
               Zapadło kilka sekund ciszy. To typowe w ten dzisiejszy, pochmurny dzień.
               - Um...
               - Czyli tak - westchnęłam lekko rozbawiona z niedowierzaniem. Czego ten chłopak nielegalnego nie robił?
               - Ale chwileczkę, nie powiedziałem tak - uprzedził - No uczestniczyłem z dwa razy, ale tylko samochodem. To nie znaczy, że nie umiem jeździć na motorze.
               - Mhm, czyli zakładam, że dlatego twoje sportowe auto Ci się zepsuło?
               - Dokładnie. Jeden wyścig przegrałem, ale drugi wygrałem. Przynajmniej sporą sumę. Była mi potrzebna.
               - Czyli tak w skrócie Twojego życia, gdyby auto się Tobie nie zepsuło, to byś mnie nie poznał?
               - Tak - zaśmiał się cicho.
               Oto przykład, jak wiele zdarzeń ciągnie się z danej historii. Jego życie mimo tego wszystkiego przynajmniej jest ciekawsze od mojego. Oczywiście i również doszłam do wniosku, że może lecę na niegrzecznych chłopców, ponieważ przynajmniej wiem, że będą potrafili mnie obronić i mojemu życiu potrzebne jest trochę adrenaliny? Ostatnio właśnie takich sytuacji nie brak.

 
 ____________________

Szybko poszło mi z tym rozdziałem. Może dlatego, że przez tyle wejść miałam też sporą ilość weny? To tyle i tak krótko. Miłego czytania.