środa, 1 lipca 2015

21. Bent Out of Shape





Ronnie


               Weszłam na stację metra. Tym razem musiałam właśnie tak pojechać do szkoły. Maggie się rozchorowała, a ja jakoś ostatnio miałam pecha w łapaniu taksówek. Wybrałam kolejną playlistę na swoim telefonie i puściłam ją. Poprawiłam słuchawki, kiedy wstałam z ławki. Właśnie przyjechał mój transport. Wsiadłam do już trochę zatłoczonego metra i zajęłam wolne miejsce. Na szczęście jeszcze było. Czekało mnie kilka stacji. Miałam dziwne uczucie, że ludzie się na mnie patrzą, chociaż połowa tak jak ja była zagłębiona w świat muzyki, reszta czytała jakieś gazety, rozmawiała no i to co zazwyczaj robi się w metrze, czyli nic ciekawego.

               Ostatni wchodzący tłum ludzi i na następnej stacji wysiadam. Obok mnie były wolne miejsca, więc zaczęła się zabawa w "kto pierwszy, ten lepszy". Niestety usiadła jedna osoba za dużo. Wypchnięto mnie tak, że prawie spadłam z siedzeń. W ostatniej chwili poczułam rękę chwytającą mnie za ramię i powstrzymującą ten bolesny upadek dla moich pośladków.
               - Dziękuję - mruknęłam cicho siadając ponownie normalnie, chociaż trochę mojego ciała nadal wystawało.
               Odwróciłam głowę, aby na niego spojrzeć. Brunet uśmiechał się do mnie.
               - Nie ma sprawy, źle by to wyglądało i na pewno bolało - zaśmiał się.
               Na szczęście słyszałam co mówi, ponieważ jedna słuchawka wypadła mi z ucha.
               - Ty też się tu wepchnąłeś - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem i wyłączyłam muzykę, po czym schowałam telefon ze słuchawkami do torby.
               - Ale ja dotarłem do Ciebie i tego miejsca pierwszy - puścił mi oczko - Jestem Dylan - wyciągnął do mnie dłoń.
               - Ronnie - podałam mu swoją i uścisnęłam.
               - Gdzie jedziesz? - zaczął rozmowę.
               - Do szkoły - wymamrotałam.
               - Która klasa?
               - Ostatni rok liceum - patrzyłam na niego.
               - To jestem o dwa lata starszy, chyba dla Ciebie jeszcze nie za stary - zaśmiał się.
               Um, czy on próbuje ze mną flirtować? O nie, już mam dość chłopaków.
               - Albo dla innych dziewczyn w moim wieku - wzruszyłam ramionami.
               - Na razie interesujesz mnie ty - oblizał usta.
              Podrywacz, na pewno. Miał włosy koloru ciemnego brązu, zielono-niebieskie oczy i zajebisty uśmiech. Był ubrany w skórzaną kurtkę i ogólnie jak na motor, albo jak chłopak z zespołu rockowego. No i chodzi mi tu o taki fajny styl i stonowany.
               - A ty gdzie jedziesz? - zmieniłam temat.
               - Do kumpli - oznajmił - Normalnie pojechałbym motorem, ale coś się w nim popieprzyło i do tego o tej porze po Nowym Jorku czymkolwiek na ulicach jest źle jeździć.
               Czyli jednak motor. Nie powiem, że to mnie nie kręci.
               - A nie znasz żadnych uliczek lub mało ruchliwych ulic? Powinny tu takie być, a jak już długo jeździsz to powinieneś je kojarzyć.
               - No tak, na pewno są, ale ja jestem tu dopiero od paru dni, Ronnie. Mieszkam w Chicago.
               - Mhm, rozumiem - pokiwałam głową - A na długo przyjechałeś?
               - Nie wiem, zależy jak sprawy się potoczą - zastanowił się - Może spotkalibyśmy się dzisiaj i lepiej poznali?
               O nie, dość chłopaków Ronnie. Powstrzymaj się. Przecież i tak masz szlaban i nie możesz wychodzić. Kolejny idiota Cię zrani. Moja podświadomość dawała mi sprzeczne sygnały. Z drugiej strony byłoby fajnie i o matko, on jest taki przystojny...
               - Chętnie - palnęłam - Um, to znaczy, nie wiem, czy będę miała czas, potem jak pojadę do domu... - wymigiwałam się.
               - Widzę, że chcesz, ale coś ci stoi na przeszkodzie. Chłopak? - uśmiechał się, pewnie był rozbawiony moim zachowaniem.
               - Nie, nie mam chłopaka - westchnęłam.
               Nagle drzwi się otworzyły. Musiałam wysiadać. Wstałam i poprawiłam torbę na ramieniu.
               - Muszę już iść - dodałam na koniec.
               - Ej, może po szkole? Podaj mi jej adres, a ja przyjadę po ciebie po lekcjach - ustał ze mną.
               Przeklęłam w myślach. Nie mogłam mu się oprzeć. Dlaczego nagle zaczęli mnie oblatywać jacyś typowi gracze? Dobra, jedno spotkanie i już, Powiem rodzicom, że miałam dodatkową lekcję. Podałam mu adres szkoły i godzinę, o której kończę.
               - Jeśli mnie znajdziesz, to się spotkamy - oznajmiłam wychodząc.
               - Na pewno, Ronnie - jego ręka niby dyskretnie przejechała po moim boku.
               Uśmiechnęłam się niewinnie i wyszłam z metra. Kolejne pytanie. Dlaczego ja lecę na łobuzów? Dlaczego nie mogę zapoznać się z ułożonym i miłym chłopakiem?

**

               Minęło trochę czasu od zerwania z Justinem. Na pewno jeszcze się nie pozbierałam i nie zaprzeczam, że o nim myślę. Nawet dopiero dzisiaj Meg przypomniała mi, kiedy z nią pisałam podczas lekcji, że już w tą sobotę mam urodziny. To tylko trzy dni. Chyba po prostu zaproszę ją i kogoś jeszcze, lub tylko ją i spędzimy je u mnie w domu oglądając filmy. Chyba, że ten zły humor mi nagle minie.

               Wyszłam przed szkołę, kończąc już lekcje. Kiedy przemierzałam przez plac, zaczęłam się rozglądać. To tak już automatycznie wiedząc, że Dylan ma tu być. Niestety nie wiem jak wygląda jego samochód, jeśli w ogóle ma, a może jest tu pieszo. Niestety nie widziałam go całą drogę. Niestety, ponieważ już powiedziałam mamie o tej dodatkowej lekcji. Jest na urlopie więc teraz siedzi w domu. Co ja mam ze sobą zrobić? No trudno, najwyżej pójdę do parku. Zaczęłam stawiać kroki w kierunku mojej stacji metra. Kiedy już do niej dotarłam, przed samymi schodami w dół zauważyłam znajomą postać. No i się nie myliłam.
               - Zapomniałem adresu do twojej szkoły, bo sobie nie zapisałem, ale zapamiętałem stację i godzinę - usłyszałam wytłumaczenie, kiedy do niego podeszłam. Przywitał mnie uśmiechem - Witam ponownie.
               - Hej - odwzajemniłam uśmiech.
               - No i naprawiłem motor - wskazał na niego - Przejedziemy się?
               - Okay - odpowiedziałam po chwili, patrząc na błyszczący, czarny pojazd.
               - Widziałem, że jak powiedziałem przy naszej wcześniejszej rozmowie, że jeżdżę, tak jakby oczy Tobie zamigotały - zaśmiał się cicho.
               - Nie przesadzaj - odpowiedziałam rozbawiona i trochę zawstydzona.
               - No na prawdę - podeszliśmy do niego - No więc, jeździłaś już?
               Pokręciłam przecząco głową w odpowiedzi na jego pytanie.
               - Czyli zgaduje, że chciałaś się przejechać lub lubisz facetów, którzy jeżdżą - wyjął drugi kask.
               - A może to i to? - przygryzłam wnętrze policzka.
               O nie, powinnam ugryźć się za język. Nie flirtuj, Ronnie.
               Spojrzał na minie i posłał mi cwaniacki uśmiech.
               - Dasz sobie radę z kaskiem, królewno? -  uniósł brew.
               - Myślę, że tak - wzięłam go od niego i nałożyłam na głowę.
               - Brawo, tylko trzeba jeszcze zapiąć - pomógł mi z tym stojąc blisko i spoglądając mi w oczy - Nie za ścisło? - złapał za pasek na mojej szyi.
               - Nie - wydusiłam.
               Nie dlatego, że mnie uciskał, tylko dlatego, że patrzył ma mnie takim władczym wzrokiem, jak Justin... Ja nie wiem co się zaczęło przez tą chwilę ze mną dziać.
               - To dobrze - założył swój kask i zapiął - Pomóc wsiąść?
               Pokiwałam głową. Złapał mnie za biodra i delikatnie posadził na górę. Usiadłam wygodnie, biorąc nogi na obie strony i poczekałam, aż on usiądzie przede mną. Zrobił to i odpalił motor.
               - Złap się i mocno trzymaj - powiedział przed ruszeniem, a ja położyłam ręce na jego bokach - Ej, boisz się mnie objąć? - przekręcił głowę i spojrzał na mnie rozbawiony.
               - Nie, tylko myślałam...
               - Więc złap się mocno - powtórzył, a ja po tym powoli przytuliłam się do jego pleców i ruszył.
               Na początku bałam się i prawie wcale nie patrzyłam na drogę, ale już po paru minutach otworzyłam swobodnie oczy. Czułam się bardziej bezpiecznie. No więc tak, jadę na motorze z chłopakiem, którego poznałam dzisiaj w metrze, a nasza cała dzisiejsza rozmowa trwała może z piętnaście minut. No nic, na razie nie wywozi mnie w jakieś podejrzane uliczki.

               Po jakimś czasie oznajmił mi, że pojedziemy do niego, czyli na okolicę, w której tymczasowo mieszka i tam pójdziemy do jakiegoś baru czy coś w tym stylu. Ale oczywiście gdzie musiał mieszkać? Na Harlemie! Te miejsce będzie mnie prześladowało. Nie zakładam, że spotkam Justina, ponieważ te miejsce nie jest malutkie. A nawet jeśli, co z tego. Teraz pojechaliśmy w inne miejsce, dalej od tego, w którym on mieszka i ustaliśmy. Dylan pomógł mi zejść i zdjąć kask. Poczułam, że moje włosy nie wyglądają zbyt dobrze więc zaczęłam je poprawiać.
               - Jesteś ładna i to, że jakieś pasmo twoich włosów się nie ułoży nie znaczy, że nagle stałaś się brzydka - dał mi do zrozumienia, patrząc się na mnie.
               - Wolę jednak, żeby moje włosy nie wyglądały, jakbym wstała z łóżka, no i dziękuje - wymamrotałam trochę niepewnie.
               - Nie musisz, mówię prawdę. Idziemy?
               - Tak, a gdzie dokładnie? - podeszłam do niego, a on położył dłoń na moich plecach i pokierował mnie - Do tamtego baru - wskazał.
               Skinęłam głową i poszliśmy. Weszliśmy do środka. W tym miejscu było ciemno, a oświetlenie padało tylko z lamp i neonów. Kiedy podeszliśmy bliżej lady zauważyłam kilka krzesełek dalej kolegę Justina, a zaraz obok niego jego samego. Wywróciłam oczami. Tak, "Harlem jest duży, Ronnie, na pewno nie spotkasz go przy pierwszej lepszej okazji". Cytuję swoją podświadomość. Chyba czas w końcu się nią nie kierować w niektórych sprawach. Teraz po prostu muszę nie zwracać na niego uwagi, on pewnie też nie zwraca na ludzi wokół, więc obejdzie się bez niemiłych sytuacji. Dylan zamówił mi jakiś napój, ponieważ nie chciałam alkoholu i zaczęliśmy rozmawiać.



Justin


               - Dobra, może już chodź stąd? Nie chcę się spóźnić na spotkanie z chłopakami i pewnie ty też - Mike dopił drinka.
               - Okay - przeczesałem włosy i zsiadłem z krzesełka.
               Podciągnąłem trochę spodnie - trochę, bo już prawie by mi spadały - i założyłem na siebie kurtkę. Między czasie zauważyłem znajomego kolesia niedaleko przy ladzie, ale niczego nie byłem pewien.
               - Ej - Mike walnął mnie lekko w ramię, aby zwrócić moją uwagę - Czy to nie ten, no... - mówił ciszej i urwał zdanie, zastanawiając się nad imieniem.
               - Też tak uważam - pokiwałem głową - Już nie ważne imię, co on tu robi?
               - Dziwisz się? Przecież mieszka teraz w tej okolicy.
               - No tak, ale czy on nas śledzi? - uniosłem brew.
               - Wątpię, bo nawet na nas nie patrzy i jest zajęty rozmową.
               - Pewnie masz rację - westchnąłem cicho - Dobra, chodź - poklepałem go po plecach i poszliśmy do wyjścia.
               W połowie drogi jeszcze z ciekawości obejrzałem się za siebie i nagle ustałem, marszcząc brwi. Odwróciłem się do nich przodem i przyjrzałem dokładniej.
               - Co jest? - Mike również ustał.
               - Ja znam tą kurtkę... i włosy - nie chciało mi to nawet przejść przez głowę - Jasna cholera! - powiedziałem głośno. No, przez usta już przeszło.
               - Serio? - Mike spojrzał na mnie nie dowierzając, ale wiedział o co mi chodzi - Jasna cholera! - powiedział z jego uśmieszkiem, który zazwyczaj oznaczał duże zdziwienie.
               Staliśmy i patrzyliśmy, kiedy właśnie oboje odwrócili się w naszą stronę. No, tak jak połowa ludzi tutaj. Trudno by było się nie zainteresować, jak dwoje debili krzyczy na cały bar "jasna cholera". Mniej śmieszna sytuacja nastąpiła teraz, kiedy koleś, którego imienia zapomniałem zaśmiał się chamsko i pokręcił głową. Rozpoznał nas. Ronnie tak samo, chociaż już po chwili patrzenia na mnie opuściła swój wzrok na podłogę.
               - Oj, Bieber - cmoknął i wstał - Co za miłe spotkanie.
               Jednak ja cały czas przyglądałem się bardziej Ronnie i temu, jaka teraz była zdziwiona pewnie tym, że on mnie znał.
               - I Mike - dodał po tym co powiedział. Na prawdę zachciało mu się zgrywać takiego, podczas poważnej sytuacji?
               - Tak, i Mike. Jak mogłem zapomnieć - pokręcił głową - Ronnie, to są moi dwaj koledzy. Justin i Mike - przedstawił kulturalnie i wziął ja za dłoń, pomagając zejść.
Podeszli do nas. Dylan... tak, Dylan. Dylan właśnie ją objął.
               - Jak tam interesy? Dogadałeś się z szefem? - rozmawiał ze mną normalnie, jakby nie był moim wrogiem.
               - Tak jakby - odpowiedziałem.
               Zacisnąłem szczękę, kiedy zauważyłem, że jego dłoń zjechała na jej biodro i pogładziła je. Nie ma prawa jej dotykać. Co ona w ogóle z nim robi i skąd się znają? Już znalazła nowego chłopaka?
               -  Tak jakby? - uniósł brew - Pamiętacie, cała kasa z waszych działek idzie do nas - powiedział cicho - I w sumie już dzisiaj wieczorem macie jemu ją dostarczyć .
               - Rozumiem - oblizałem usta.
               Czy on jest głupi, mówiąc to przy niej? Chętnie obiłbym te jego śliczną buźkę za to, że w ogóle jej dotyka. Nie wiem co mam teraz zrobić, spróbuję z nią potem pogadać, a na razie lepiej będzie dla niej, żeby on nie dowiedział się, że się znamy, a tym bardziej, że ze sobą chodziliśmy. I tak Ronnie pewnie nie będzie chciała mnie znać - chociaż już tak jest - bo właśnie dowiaduje się, że jestem w coś takiego wplątany. Nie dokładnie, ale większość domyśliłaby się, że tu chodzi o narkotyki.
               - Skąd się znacie? - mruknęła po chwili, kierując pytanie do Dylana.
               - A co, wy się znacie? - zapytał zdziwiony.
               - No bo...
               - Nie, nie znamy. Skąd miałbym ją niby znać? - powiedziałem szybko, zanim zdążyła coś odpowiedzieć.
               Kiedy to mówiłem, spojrzała się na mnie smutno. Nienawidziłem na to patrzeć. Mam teraz poczucie winy, chociaż tylko próbuję ją chronić.
               - Ronnie? - patrzył na nią, oczekując teraz od niej odpowiedzi.
               - Nie, nie znamy - pokręciła głową. Zauważyłem, że smutek zamienił się w lekką złość - A teraz wybacz Dylan, ale muszę już jechać do domu. Dziękuję za przejażdżkę na skuterze no i resztę - złapała za jego podbródek i musnęła jego usta.
               Ryan właśnie w tej chwili zatrzymał mnie łapiąc za ramię. Chciał, żebym się uspokoił. Czyli jednak widać po mnie było, że już prawie bym się na niego rzucił z pięściami? Jakby ktoś dźgnął mnie nożem. Tak się poczułem widząc moją dziew... osobę, którą bardzo lubię, całującą się z chłopakiem, którego nienawidzę. No, tak nawet bym się czuł, gdyby pocałowała teraz Mike'a. Spojrzałem od razu w inną stronę i przygryzłem wnętrze policzka, próbując nad sobą zapanować.
               - To do zobaczenia może niedługo, piękna - uśmiechnął się do niej na pożegnanie - A ty co, Bieber, zazdrosny, że masz taką minę? - zaśmiał się.
                Pokręciłem tylko głową.

               Ronnie popatrzyła na mnie na koniec jakby z satysfakcją i wyszła z lokalu. My wyszliśmy za nią jeszcze rozmawiając. To znaczy Mike rozmawiał, ja patrzyłem czy pojechała bezpiecznie do domu taksówką, a nie jakiś podejrzany typ zaproponowałby jej podwózkę. Chyba przesadzam, nie jest głupia. Chociaż, co do Dylana wybrała fatalnie.
               Po kilku minutach rozeszliśmy się.
               - Stary, wyglądałeś, jakbyś chciał go zabić, kiedy go pocałowała - pokręcił głową Mike.
               - No bo chciałem - mruknąłem pod nosem poważnie, patrząc przed siebie. Włożyłem ręce do kieszeni spodni.
               - Jeszcze coś do niej czujesz? Minęło tyle czasu...
               - No i co? Jestem głupi, bo dopiero po rozstaniu zauważyłem, jak bardzo mi jej brakuje. Na prawdę coś do niej poczułem, ale jak zawsze wszystko musi się jebać.
               - A co teraz? Przecież jeszcze jak się dowiedzą, że z Tobą chodziła to mogą coś jej zrobić.
               - Dlatego muszę z nią pogadać, mam chyba jeszcze jej numer.
               - Myślisz, że odbierze? Widziałeś, jak zareagowała na to, co powiedziałeś - patrzył na mnie.
               - Wiem, muszę jej wszystko wytłumaczyć. Tak samo z narkotykami, niepotrzebnie to kryłem.
               - Bądź dobrej myśli. Będę trzymał za Ciebie kciuki.
               - Dzięki - uśmiechnąłem się smutno i pożegnałem się z nim.

               W drodze do domu wyjąłem z kieszeni kurtki telefon i wszedłem w kontakty. Znalazłem Ronnie. Teraz pomyślałem, że raczej nie byliśmy jakąś słodką parą. Nie pisaliśmy do siebie po nocach i nie dzwoniliśmy. Ogólnie trochę mało rozmawialiśmy, może to też zawiniło? Ale ja nie wiem jak to miało wyglądać, nie mam w tym doświadczenia. Gdyby dała mi szansę, moglibyśmy spróbować jeszcze raz, ale... Nie wiem, czy to dobry pomysł. Szczególnie teraz, gdy jest tu Trace i jego gang łącznie z Dylan'em. No nic, przynajmniej teraz chcę z nią porozmawiać, nawet jeśli to miałby być ostatni raz. Wybrałem zieloną słuchawkę i czekałem aż odbierze. Minęło już parę sygnałów.
               - Halo? - zdziwiłem się, że odebrała. Na prawdę. Mimo wszystko cieszę się, że słyszę jej głos, tym razem skierowany do mnie.
               - Hej, musimy pogadać.

 
 ____________________

Witam ponownie :) Ze względu na wakacje i więcej wolnego czasu, postaram się szybciej dodawać rozdziały. Ale to też zależy od was. Więc życzę miłego dnia i rozpoczynających się wakacji! Wiecie, co macie robić. Buziaki.

6 komentarzy:

  1. Cudo!!! Jest coraz ciekawiej czekam na nastepny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział boski, ale nie zrzucaj cale winy na nas, bo to ze jet Malo wyświetleń i komentarzy to także twoja wina, bo to ty rzadko dodajesz rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze nie zwalam na nikogo winy, nawet nie probowalam. Zle cos odebralas i tez nie chce, aby ktos zwalal wine na mnie. Po drugie rzadziej dodawalam rozdzialy, bo mialam tez swoje sprawy i problemy, ktore musialam zalatwic. Rowniez pisanie tego to nie jest pstrykniecie palcem no i przed tym jak zaczelam pisac z przerwami zaczelo byc coraz mniej komentarzy ect. Mimo wszystko napisalam, ze teraz rozdzialy beda czesciej, a tak poza jest zasada "cos za cos", wiec jak teraz widze, ze ten rozdzial mial duzo wejsc, to mnie motywuje do pisania i mysli, ze sie podoba. Mam nadzieje, ze teraz zrozumialas:)

      Usuń
  3. Justin czasami wydaje się czasem taki okropny Ale jednak zawsze jest tego wytłumaczenie chyba jest idealny aw

    OdpowiedzUsuń