środa, 9 września 2015

24. Completely trashed





Ronnie

 
               Zakręciłam gorącą wodę i sięgnęłam po ręcznik. Wytarłam lekko swoje ciało, po czym obwinęłam się nim i wyszłam spod prysznica. Zawinęłam włosy w turban i spojrzałam na siebie w lustro. Z pewnością nie wyglądam na osiemnastkę. Jakoś to do mnie nie dociera. Odechciało mi się dorastać, a zawsze to było moim marzeniem w dzieciństwie. Jednak czym cyferki idą w górę, tym życie staje się trudniejsze. A poza tym to pomyślałam właśnie, że lepiej odejść od lustra. Niby prysznic mnie trochę rozbudził, a zarazem zrelaksował, ale moja twarz nie wskazywała wypoczęcia.
               Nie wiem co dzisiaj będę robić. Myślę tylko, że dziewczyny coś szykują, ale wolę się nie nastawiać. Na razie założę swoje dresowe spodenki, bluzę oraz ciepłe skarpetki i obejrzę ulubiony serial przy śniadaniu.

               Usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Akurat delektowałam się muffinką, którą tata zostawił mi z liścikiem, gdzie były napisane życzenia urodzinowe. Nie chciało mi się wstawać, ale musiałam. Odłożyłam jeszcze nie zjedzony kawałek ciastka i poszłam do swojego pokoju. Znalazłam telefon pośród nie pościelonego łóżka i odebrałam.
               - Halo? - powiedziałam i przełknęłam ostatni kawałek w buzi.
               - Ronnie? - to był Justin. Jego głos wykazywał zdziwienie.
               - No tak - mruknęłam.
               Muszę pamiętać aby zapisać sobie jego numer telefonu.
               - Mówiłaś dziwnym głosem więc chciałem się upewnić.
               - Miałam muffinkę w buzi - wywróciłam oczami.
               Usłyszałam cichy śmiech.
               - Chciałem Tobie powiedzieć, żebyś szykowała się na osiemnastą. Dziewczyny po Ciebie przyjadą - zapoznał mnie z tą informacja bez wyczuwalnego nastroju w głosie.
               - Okay - zmarszczyłam lekko brwi.
               - A no i sto lat słonko, resztę życzeń złożę, jak się spotkamy - powiedział i rozłączył się.
               Co za entuzjazm. Odłożyłam telefon z powrotem i wzruszyłam ramionami. Wiedziałam, że coś szykują. Ciekawe tylko jaki udział ma w tym Justin.
               Wyszłam z pokoju i akurat Luke wyszedł ze swojego.
Przeczesał włosy i spojrzał na mnie śpiący.
               - Czy dzisiaj jest jakieś święto? Bo coś mi się kojarzy - podrapał się po czole.
               No jasne.
               - Tak, ale sam się domyśl jakie - burknęłam.
               - Żartuje - uśmiechnął się szeroko i przytulił mnie - Mój maluszek ma już osiemnaście lat.
               - Tylko nie maluszek - również go objęłam.
               - No tak, dorosła się znalazła - zaśmiał się - No to dużo uśmiechu, zdrowia, abyś nie psuła wyjść rodzicom, nie zadawała się z debilami i abyś pozmywała dzisiaj za mnie naczynia - spojrzałam na niego znacząco, a on się wyszczerzył.
               - Zapomnij - mruknęłam krótko.
               - No dobra, dobra. Wiesz, że Cię kocham siostrzyczko - cmoknął mnie w czoło i odsunął się - A tak w ogóle nie zadajesz się z Justinem?
               Westchnęłam.
               - To moja sprawa z kim się zadaje.
               - Czyli tak...
               Chciał zacząć coś mówić, ale go wyprzedziłam.
               - Tak, wiem skąd się znacie. Justin mi wszystko wyjaśnił.
               - Pewnie znowu kłamał.
               - Brałeś od niego zioło, tak? - uniosłam lekko brew i kiedy zauważyłam jego minę tylko lekko się uśmiechnęłam - Spokojnie, nie powiem rodzicom - wróciłam do salonu.
               - Ale już i tak więcej nie będę - mruknął idąc za mną.
               - Jak chcesz, mam nadzieję.
               - Nie lubisz takich rzeczy to czemu się z nim zadajesz? - zmarszczył brwi.
               - Nie muszę się tłumaczyć - zakończyłam temat i ponownie usiadłam, kończąc delektowanie się muffinką.


**


               Nie wiedziałam w co się ubrać. Tym bardziej, że nie wiedziałam co szykują. Może to być zwykłe wyjście, a może zabiorą mnie do jakiegoś klubu, knajpy? Musiałam zadzwonić do Maggie. Nie chcę później wyjść na debila.
               - Hej skarbie - odebrała po paru sygnałach.
               - No hej - słyszałam, że jest w dobrym humorze - Co robisz?
               Usłyszałam też dźwięk jadących samochodów i rozmowy ludzi.
               - A takie tam, nic ważnego.
               Już wyczuwam w jej głosie, że coś ukrywa. To jasne. Wiem, że się uśmiecha od ucha do ucha.
               - Dobra, nie ważne. Powiedz mi jak mam się ubrać na tą waszą niespodziankę?
               - Niespodziankę? - udała.
               - Oj daj spokój, wiem, że coś szykujecie - westchnęłam.
               - Ubierz się ładnie i wygodnie, ale nie jak na co dzień - zwęziła - Do zobaczenia - rozłączyła się szybko.
               No dobra, rozumiem, że to tajemnica, ale nie muszą być aż tacy.

               Wybrałam czarną, luźną koszulkę na krótki rękaw z dekoltem w serek, a do tego dopasowane jeansy z przetarciami. Sądzę, że jako jedyne dobrze uwydatniają moje nogi. Jako biżuterię wybrałam kilka srebrnych bransoletek i zmieniłam kolczyki w swoich razem siedmiu dziurkach w uszach. Rozpuściłam i ułożyłam włosy. Zrobiłam trochę mocniejszy makijaż, ale bez przesady. Na zegarku wybiła osiemnasta. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i wyszłam z pokoju. Ustałam na korytarzu i zaczęłam się ubierać.
               - Gdzieś się wybierasz? - podszedł do mnie tata.
               - Ze znajomymi, mama mi pozwoliła - oznajmiłam i wzięłam kosmyk włosów za ucho.
               - Wiem, rozmawiałem z nią o tym - ugryzł kawałek jabłka - O której wrócisz?
               - Nie wiem, może zanocuję u Maggie - wzruszyłam ramionami.
               - Dobrze, że w ogóle informujesz - pokręcił głową - No okay, więc jutro dostaniesz ode mnie prezent.
               - Nie musisz mi nic dawać - uśmiechnęłam się lekko.
               - I tak dostaniesz, tylko bądź grzeczna - powiedział, kiedy podeszłam do drzwi.
               - Dobrze - zaśmiałam się cicho i otworzyłam drzwi.
               - Sto lat córcia, kocham Cię. Baw się dobrze.
               - Ja Ciebie też - odpowiedziałam i wyszłam.
               Jak miło dla odmiany usłyszeć przyjemne słowa od rodzica.
               Zeszłam na dół i rozejrzałam się za samochodem Maggie. Nagle ktoś złapał mnie za biodra, a ja wzdrygnęłam.
               - Pięć minut spóźnienia, słonko - wymamrotał głos przy moim uchu.
               - Justin do cholery - położyłam dłoń na klatce piersiowej i odsunęłam się.
               Nie, nie brakowało mi tego. Wróćmy do tych spokojnych spotkań.
               - Nie bój się - zaśmiał się.
               - Bardzo śmieszne. Myślałam, że już nauczyłeś się normalnych powitań.
               - Ale ja nie lubię być zwyczajny - uśmiechnął się i złapał mnie za dłoń - Chodź, Meg miała po Ciebie przyjechać, ale plany się zmieniły i ja Cię porywam.
               Westchnęłam ciężko.
               - Ale nie strasz mnie więcej.
               - Nie mogę tego obiecać - pociągnął mnie w stronę samochodu.
               Kiedy do niego doszliśmy otworzył mi drzwi.
               - Pięknie wyglądasz - uśmiechnął się zawadiacko.
               - Dziękuję - odpowiedziałam lekkim uśmiechem i wsiadłam do środka.
               On okrążył samochód i wsiadł od strony kierowcy. Zapieliśmy pasy i ruszyliśmy. Patrzyłam z ciekawością na drogę.
               - Pewnie nie powiesz mi, gdzie jedziemy?
               - Masz racje, nie powiem.
               - Jasne - wywróciłam oczami.
               - Lubię to - mruknął.
               - Co?
               - Jak wywracasz oczami. Jesteś przy tym taka zadziorna - uniósł kącik ust.
               Nie wiedziałam co odpowiedzieć więc zostawiłam to bez komentarza. Takiego komplementu jeszcze nie słyszałam. Ale podobał mi się.
               - Szykuje się ciekawy wieczór - zwilżył usta - Oczywiście mam nadzieję, że będziesz zadowolona i nie za dużo się wstawisz.
               - Zobaczymy, to moje święto - powiedziałam pewnie.
               - Mhm, coś czuję, że będę musiał Cię pilnować.
               - Możliwe. Nie wiem, czy dzisiaj będę taka grzeczna - zażartowałam.
               Właśnie ustaliśmy na światłach. On spojrzał na mnie i oblizał usta mierząc mnie wzrokiem. Przeszywającym wzrokiem. Nie lubię tego bo przez to czuję się onieśmielona.
               - Ale tylko w moim towarzystwie, skarbie - wymamrotał z lekką chrypką - Nie będę zadowolony jak jakiś facet będzie Cię dotykał.
               Zamarłam. Jak ten facet na mnie działa. Poczułam w tej chwili między nami dziwną energię. Wtedy, kiedy patrzyliśmy sobie w oczy. A dokładniej zerkaliśmy na siebie. Zauważyłam jak zacisnął lekko ręce na kierownicy. Nie wiem co pojawiło się w jego głowie, ale w mojej niezbyt grzeczne rzeczy. Ocknij się, Dowell.
               Światło zmieniło kolor na zielone, a my ponownie zaczęliśmy jechać. O tej godzinie już zaczęło się ściemniać. Po drodze zauważyłam, że chyba jedziemy do Central Park'u. Nie myliłam się. Za jakiś czas Justin zaparkował zaraz przy nim. Wysiadł i zanim ja zdążyłam to zrobić otworzył mi drzwi. Zamknął samochód, kiedy wysiadłam i wskazał mi drogą, w którą mamy iść. Wyjął telefon i po drodze napisał jakiegoś sms'a.
               - Jak się czujesz? - spojrzał na mnie.
               - Dobrze - wymamrotałam. Nawet nie chciałam się rozglądać, aby nie zobaczyć czegoś podejrzanego.
               - Okay.
               Podeszliśmy jeszcze trochę. Wokoło było trochę ludzi na spacerze, rozmawiających, śmiejących się. Nagle Justin ustał i przyciągnął mnie do siebie. Stałam blisko na przeciwko niego.
               - Patrz na mnie, dobra? Nie odwracaj nigdzie wzroku - trzymał mnie za ramiona. Uśmiechnął się lekko.
               - Co się dzieje?
               - Nic takiego - pokręcił głową - Chciałam Tobie życzyć bardzo dużo rzeczy. Może zacznę od najważniejszych i jakoś się streszczę, żeby nie wyszło tandetnie - uśmiechnął się szerzej - Więc tak, chcę abyś była szczęśliwa, zdrowa, jak to jest w tej całe regułce - zaśmiał się - A tak serio, na prawdę chciałbym aby tak było, żebyś często się uśmiechała, bo na prawdę masz piękny uśmiech - mówił poważnie - Abyś ukończyła szkołę z powodzeniem, znalazła dobra pracę... nie jestem w tym dobry - pokręcił głową - Znajdź sobie jakiegoś chłopaka, porządnego, nie jakiegoś debila. Wiem, że powinienem tego życzyć, bo wyszedłbym na egoistę, gdybym powiedział, że chce abyś była tylko moja  - popatrzył mi się chwile w oczy - Swoją droga, baw się dobrze, staraj się nie popełniać tyle błędów i znajdź szczęście - nachylił się i pocałował mnie delikatnie w policzek - Sto lat.
               Nagle usłyszałam melodię. Dźwięk gitary, a potem śpiew. Odwróciłam się, a kilka metrów ode mnie ustawiła się kapela. Kojarzę ją. To znaczy uwielbiam ich. Grają w moim ulubionym barze.

*She had a face straight outta magazine
God only knows, but you'll never leave her
Her balaclava is starting to chafe
And when she gets his gun he's begging "Babe, stay-stay"
Stay, stay, stay

I'll give you one more time
We'll give you one more fight
Said one more line
Will I know you?

Now if you never shoot you'll never know
And if you never eat you'll never grow
You got a pretty kind of dirty face
And when she's leaving your home she's begging you "Stay-stay"
Stay, stay, stay

               Nie wiem kto to wymyślił, ale dziękuję mu za to. Justina już przy mnie nie było. Nie wiem, gdzieś odszedł. Zajęłam się słuchaniem tej piosenki. Co prawda to nie The 1975, ale ten zespół też wykonuje ją dobrze. Kocham ten utwór. Zakryłam usta jedną dłonią. Wzruszyłam się. Ale nie, nie mogę płakać. Taki prezent mi wystarczy. I jeszcze te słowa Jusina, że niby chce abym była tylko jego. To wszystko na mnie tak zadziałało. Niestety piosenka już się kończyła. Kiedy zaśpiewali ostatnie słowa wokalista spojrzał na mnie.
               - Witamy naszą osiemnastkę - uśmiechnął się i zaczął śpiewać Happy Birthday.
               Oczywiście wszystko było wykonywane akustycznie, bo skąd tu wziąć zasilanie. Nagle usłyszałam za mną kilkanaście głosów. Odwróciłam się. Był tam Justin, Maggie, Bethany, Ian, nie wiem, wszyscy znajomi, też kilkoro ze szkoły. Wszyscy dołączyli się i zaczęli śpiewać. Zauważyłam też, że nawet niektóre osoby z parku zaczęły nas obserwować i śpiewać. Ja... ja nie wiedziałam nawet co myśleć. To tak pięknie się reprezentowało. Zrobili mi ogromny prezent.
               Kiedy skończyli pierwsza podbiegła do mnie Maggie i rzuciła mi się w ramiona.
               - Wszystkiego najlepszego Ronnie - powiedziała zadowolona.
               Niespodziewanie wszyscy podeszli tutaj i przynajmniej połowa zamknęła mnie w kokonie, tuląc i dołączając się do grupki z każdej strony. Nie wytrzymałam i po moich policzkach zleciało parę łez.
               - Ej, ej. Ktoś tu ciąga nosem - usłyszałam głos Bethany.
               - To ze wzruszenia - zaśmiałam się.
               Starałam się przytulić każdego z nich i wszystkim podziękowałam.
               - Nawet nie wiecie jakie to było piękne - wymamrotałam.
               - Oj daj spokój, to nic takiego - Meg pogładziła mnie po plecach.
               - Kogo to pomysł? - spojrzałam na nią wycierając miejsce pod oczami.
               - Mój i Justina, ale też tak na prawdę wszystkich - uśmiechnęła się - Ja po prostu ściągnęłam zespół, a Justin znajomych i wybrał piosenkę. No patrz, podałam mu tylko zespół, a on trafił w Twoją ulubioną - zaśmiała się cicho.
               Rozejrzałam się za nim. Stał na końcu grupki, przyglądając się wszystkim. Postanowiłam podejść. Przepchałam się do niego i przytuliłam go.
               - Widzę, że się spodobało - również mnie objął zadowolony.
               - Tak, dziękuję - spojrzałam na niego - Najlepszy prezent.
               - Nie masz za co dziękować - puścił mi oczko.
               - Ej, teraz wszyscy do samochodów - krzyknęła Bethany.
               - Chodź, jedziesz ze mną? - uśmiechnął się.
               Pokiwałam głową i złapałam za jego rękę. Jeszcze szybko podziękowałam kapeli i wszyscy szybko ruszyliśmy do samochodów, a nawet pobiegliśmy. To nic, że było mi zimno. Była strasznie szczęśliwa w tym momencie. Wsiadłam do samochodu z Justinem, Ian'em i Bethany. Cały nasz ciąg samochodów ruszył na Harlem, już to mi zdradzili. Zatrzymaliśmy się pod jakąś kamieniczką. Podobno to mieszkanie jednego z kolegów Justina. Nie wierze, że było ich aż tyle. Z trzydzieści osób, coś takiego. Nie spodziewałam się, że aż z tyloma znajomymi spędzę ten wieczór.
               Wdrapaliśmy się po schodach i weszliśmy do środka. Dom był już trochę udekorowany. Stało pełno plastikowych kubeczków i było dużo miejsca poprzez poodsuwane meble. Ludzie wyjęli alkohol z lodówki i poustawiali przekąski na stole. Odłożyłam gdzieś rzeczy i rozejrzałam się po dolnej części domu. Nawet wynajęli DJ-a. 
               Zawołali wszystkich do salonu i zebraliśmy się przy stole.
               - Teraz wypijmy za dobrą zabawę i oczywiście, za naszą solenizantkę - wygłosił Justin i wszyscy wzięli napełnione kubeczki do rąk.
               - Aby mądrze wkroczyła w świat dorosłości - dodała Maggie.
               - I nie piła alkoholu przed dwudziestym pierwszym rokiem życia - zaśmiał się Shane.
               Wszyscy łącznie ze mną się zaśmiali, po czym na raz wypiliśmy.
               - No to bawimy się! - ktoś krzyknął i nagle światło zgasło, a DJ włączył specjalne oświetlenie i zaczął grać.
Stałam z tym kubeczkiem uśmiechając się i patrząc jak inni się cieszą i chcą miło spędzić czas. Ten wieczór na pewno będzie jednym z najlepszych. Przynajmniej mam taką nadzieję.
               - Co tak stoisz? - Bethany pociągnęła mnie.
               Odłożyliśmy kubeczki i znalazłyśmy sobie miejsce do tańca. Dołączyła do nas reszta dziewczyn i zaczęłyśmy poruszać się w grupce. To było dziwne. Ledwo co wypiłyśmy, a już przyjęłyśmy trochę odważniejszą postawę. Mam na myśli kręcenie biodrami i różne 'sprośne' tańce. Jednak wszystko robiłyśmy dla zabawy i z uśmiechem, oraz się wygłupiałyśmy. Przecież też muszę poocierać się o parę lasek, a zwłaszcza Maggie. To standard. No i tak w ogóle między czasie wypiłyśmy chyba jeszcze po jednym kubeczku. Chyba na pewno.

               Tańczyłyśmy tak może przez jeszcze dwie lub trzy piosenki. Później wyrwałam się i poszłam do kuchni. Justin robił sobie właśnie drinka.
               - Zrób mi też - podeszłam do niego z uśmiechem i oparłam się o blat obok niego.
               - Wedle życzenia - zaśmiał się i sięgnął po jeszcze jedną szklankę - Widzę, że już zaczęłaś się dobrze bawić - zerknął na mnie.
               - Mhm, jest świetnie, szybko się rozkręciłam - zaśmiałam się cicho.
               - No właśnie zauważyłem po twoim tańcu z dziewczynami - był skupiony na robieniu drinka - Nie ładnie.
               - Niby czemu - wymamrotałam.
               - Bo nawet o mnie się tak nie ocierałaś - powiedział zupełnie poważnie.
               - Żałuj - wzruszyłam ramionami i zanuciłam cicho piosenkę, która właśnie leciała.
               - Proszę - podał mi drinka. Przerwałam i wzięłam go. Stuknęliśmy się szklankami - Za udany wieczór.
               - Za udany wieczór - odpowiedziałam i napiłam się.
               - I jak? - skwasił się lekko, a następnie spojrzał na mnie.
               - Mmm, mocne - również to zrobiłam i uśmiechnęłam się - Ale dobre, to tylko pierwszy łyk.
               - Jaka ekspertka w piciu się znalazła - zaśmiał się i napił się jeszcze.
               - No widzisz.
               - Nie za wcześnie zaczynasz?
               - Daj spokój, to dopiero początek, tak na start - mruknęłam - Następnego wypiję dopiero za jakiś czas.
               - Na start? Już wypiłaś przed tym piwo - oparł się o blat łokciem i po chwili dopił wszystko.
               - No i co.
               Ponownie zmierzył mnie wzrokiem. Pewnie czekał aż wypiję. Zrobiłam to i odstawiłam szklankę. Założyłam kosmyk włosów za ucho i spojrzałam na niego. Podszedł do mnie i położył dłonie na biodrach. Znowu ten świdrujący wzrok. Jakby chciał mnie zjeść... albo ostro pieprzyć. Oj, Ronnie. Już alkohol przestał Ci służyć.
               - Teraz ja Cię porywam do tańca, piękna - wymamrotał do mojego ucha, po czym złapał za dłoń i pociągnął w stronę salonu.
               Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam z nim do pomieszczenia. Udaliśmy się gdzieś na bok. Justin położył dłonie na mojej talii. Przyciągnął mnie blisko. Zacisnął lekko palce na moim ciele.
               - Mam nadzieję, że opanuję się przed przeleceniem Cię na środku tego parkietu - wymamrotał przy moim uchu.
               Przeszły mnie lekkie ciarki. Przesunęłam dłonie z jego torsu na ramiona i uśmiechnęłam się lekko.
               - Myślę, że już za dużo wypiłeś.
               Akurat zmieniła się piosenka. Rozpoznawałam ją już po początku. Luke jej słuchał. Kid Ink - Faster. No to szykujmy się na ciekawy taniec.
               Objęłam jego szyję i zaczęłam kołysać ciałem do bitu. Nie wiem, może mi się wydawało, że nie należał do grzecznych melodii. On zjechał dłońmi na dół moich pleców. Dorównał mi kroku, a bardziej prowadził mnie. Jak mam wykonywać ruchy. Nie zawsze się dawałam przyciągnąć bliżej.
Zaczęłam jedną ręką bawić się końcówkami jego włosów, mając twarz na prawdę blisko jego. Jednak bardziej patrzyliśmy się na swoje ciała. Ja czasami przymykałam oczy i po prostu dałam się ponieść. Czuję, że nasze zgranie podczas tańca stało się lepsze i bardziej tańcem, a nie ocieraniem się o siebie. Jakiś czas temu w klubie to nie było to samo.
               Justin jechał jedną dłonią jeszcze niżej i ścisnął delikatnie mój pośladek. Zerknęłam na niego z lekkim uśmiechem.
               - Uważaj bo zaraz dostaniesz.
               - Zależy co - powiedział seksownie.
               - Ponętne uderzenie między kroczem.
               - Oj, słonko. Podoba Ci się to - mówił pewnie.
               - A Tobie się nie spodoba - złapałam za jego rękę i ściągnęłam ją.
               Justin spojrzał na mnie i zaczął napierać na moje ciało, tak, że cofnęłam się do tyłu. Wpadłam na ścianę. Zamknął mnie w uścisku i patrzył w moje oczy będąc twarzą może z dziesięć centymetrów od mojej.
               - Co ty takiego w sobie masz? - jego wzrok był przeszywający i pewny, ale też z nutką zastanowienia.
               Przełknęłam ślinę i przygryzłam delikatnie wargę.
               - O co ci chodzi? - powiedziałam cicho.
               - Dlaczego tak na mnie działasz do kurwy nędzy - przymknął oczy i westchnął.
               Poczułam jego oddech na swoich ustach. Pokręcił lekko głową i spojrzał w inne miejsce. Jedną rękę oparł nad moją głową.
               - Chcę żebyś była szczęśliwa Ronnie, ale ja nie mogę dać tobie tego szczęścia i to mnie dobija - oparł czoło o ścianę obok mojej głowy.
               Nie wiem, czy się aż tak napił, czy na prawdę to czuje. Nie chcę tylko robić sobie nadziei więc najlepiej o tym zapomnę i będę bawić się dalej.
               Nagle światło się zapaliło i wyłączyli muzykę. Ludzie się rozeszli, a Justin ode mnie odsunął. Wszyscy ponownie zaczęli śpiewać piosenkę urodzinową, a do salonu wkroczył tort, który niosła Maggie z uśmiechem. Również się ucieszyłam i podeszłam do niej bliżej.
               - Pomyśl życzenie - oznajmiła, kiedy skończyli śpiewać.
               Pomyślałam nad tym chwilę, po czym zdmuchnęłam na raz wszystkie świeczki. Na szczęście nie było ich osiemnaście. Usłyszałam chwilowe oklaski i przejęłam tort.
               - A teraz zdjęcie! - Bethany ustawiła aparat, a Meg wszystkich obok i za mną.
               Ja stałam na środku z tortem. Za pewne nie byłam w dobrym stanie, ale tylko ładnie się uśmiechnęłam i usłyszałam dźwięk odliczania. Wszyscy przyjęli jakąś pozę i aparat zrobił zdjęcie.
               Potem odłożyłam tort i zrobiłam jeszcze parę zdjęć z różnymi osobami. Nie widziałam ich później. I dobrze. Lepiej dla mnie. Może nie wyszłam aż tak źle.
               - Proszę - Beth podała mi nóż do krojenia tortu.
               Dobra, teraz starałam się pokroić go tak, aby wszystkim starczyło. Jakoś sobie poradziłam. Ubrudziłam całe dłonie i usta. No i policzki. To przez Maggie. Umazała mnie tym. Ale ja ją też więc jesteśmy kwita. Postanowiłam więc swój kawałek zjeść rękoma, a nie widelczykiem. I tak musiałam się umyć.
               - Ubrudziłaś się jeszcze bardziej - zaśmiał się Ian.
               - Trudno - powiedziałam z pełnymi ustami.
               Byłam zbyt zajęta delektowaniem się tym pysznym, kremowym tortem.

               Wypiłam dużo. To znaczy więcej niż zazwyczaj. Więcej niż w ogóle kiedykolwiek wypiłam. Już koniec. I tak ledwo tańczyłam. Bawiłam się zajebiście dobrze. Widziałam tylko jak światła migały. Czasami tak, że zastanawiałam się, czy czegoś nie brałam. To było dziwne. Chodzić umiałam. To znaczy prosto. Nie machało mną, mam taką nadzieję. Ja pierdole, ale się najebałam. Mogę, to moje urodziny! Tylko mam nadzieję, że je zapamiętam. Była już pierwsza lub druga w nocy. Tak myślę. Uh, muszę ochłonąć. Wydostałam się z salonu potrącając przy okazji parę ludzi. No nic. Każdy na siebie wpadał. Musiałam iść do łazienki. Na dole było tam już pełno lasek. Zawróciłam się. Złapałam się poręczy i powoli zaczęłam stawiać kroki na górę. Matko. Jakbym zaraz miała spaść. Te schody są zbyt wielkie. Okay, znalazłam łazienkę. Zapaliłam światło i podeszłam do umywali. Spojrzałam na siebie w lustrze i westchnęłam ciężko. Ogarnęłam trochę makijaż. Przynajmniej tak, że nie byłam rozmazana. Oparłam się o ścianę i przyłożyłam dłoń do czoła. Na prawdę się nawaliłam.



Justin


               Wszedłem na górę. Nigdzie nie mogłem znaleźć Ronnie, więc chociaż sprawdzę, czy nie położyła się spać. Słyszałem, że trochę wypiła. Tak myślałem. Na szczęście ja już trochę wytrzeźwiałem. Zauważyłem, że światło w łazience jest zapalone. Zajrzałem i zobaczyłem jak stoi obok umywalki. Spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.
               - Hej, gdzie byłeś cały wieczór?
               - Tutaj, ale jak się domyślasz nie w Twoim towarzystwie - podszedłem do niej.
               - A czemu? - wymamrotała zawiedziona.
               - Ponieważ za dobrze się bawiłaś też beze mnie.
               - Nie przesadzaj, mogłeś tańczyć ze mną - zaśmiała się i oparła się o moje ramię.
               - Chodź, chyba już powinnaś się położyć. I tak zaraz koniec imprezy.
               - Ale ja nie chcę - jęknęła.
               - Nawaliłaś się, lepiej bądź posłuszna - uśmiechnąłem się i objąłem ją w talii, po czym zaprowadziłem powoli do pokoju na tym samym piętrze - Chcesz jakieś piżamy?
               - Nie potrzebuję - wymamrotała i zamknęła za nami drzwi. Podeszła do mnie.
               Mój wzrok przejechał po jej całym ciele. Oblizałem usta czekając na to co zrobi. Złapała za końce swojej bluzki i zdjęła ją, po czym odrzuciła na bok. Poprawiła włosy i uśmiechnęła się do mnie lekko. Odwróciła się tyłem i zdjęła bransoletki, kładąc je na szafkę obok. Cholera. Czy ona musiała założyć taką seksowną bieliznę, czy nosi ją na co dzień? Wyglądała dzisiaj pięknie i już taniec z nią mnie podniecił, więc jeśli zacznie się do mnie przystawiać to na prawdę nie wytrzymam.
               - Ale będziesz spał ze mną, co nie? - podeszła z powrotem do mnie - Bo nie chcę spać sama - uśmiechnęła się.
               - Może jednak dam Tobie tą piżamę, lub jakąś koszulkę? - stukałem nerwowo palcami o nogę.
               Pokręciła głową. Złapała mnie za koszulkę i przyciągnęła do siebie.
               - Pokaż na co Cię stać, Bieber - szepnęła i przygryzła moją dolną wargę.
               Moja silna wola odpuściła. Tym bardziej, że jednak do końca nie wytrzeźwiałem. Albo wariowałem tak na jej punkcie. Odwróciłem nas i przyparłem ją do ściany bez namysłu, wpijając się w jej usta. Jej ręce powędrowały do moich ramion, a jedną dłoń wplotła w moje włosy. Złapałem za jej udo i lekko uniosłem do góry, a drugą dłoń zacisnąłem na jej biodrze. Wsunąłem język do jej ust, a ona zaatakowała go swoim. Całowaliśmy się o dziwo bardzo dokładnie. Poczułem dużą tęsknotę za jej ustami. Jej ciało, którego od początku pragnąłem. Nie robiłem tego przez około dwa miesiące. Nie chcę wyjść na męską dziwkę, ale potrzebowałem tego. Zrobić to, ale tylko z nią. Innej nie pragnąłem.
               - Jesteś tak cholernie seksowna - Wymamrotałem w jej usta między pocałunkiem.
               Usłyszałem tylko cichy jęk. Kurwa. Odsunęła głowę i ściągnęła moją koszulkę. Przejechała dłońmi po moim torsie patrząc na niego namiętnie. Złapałem za jej uda i podniosłem ją. Podszedłem do łóżka i położyłem nas, od razu zawisając nad nią. Przyciągnęła moją twarz i ponownie złączyliśmy nasze usta w pocałunku. Zacząłem dotykać jej brzucha. Poczułem, że przeszły ją ciarki. Miała taką miękką skórę. Nigdy nie odczuwałem takich emocji z inną. Nigdy nie wczuwałem się emocjonalnie w pocałunek lub dotyk. Tu było inaczej. Odpiąłem rozporek jej spodni i oderwałem na chwilę usta. Uniosła biodra do góry, aby było mi łatwiej je ściągnąć. Zrobiłem to. Jej ciało jest takie idealne. Dla mnie jest idealne. Chce mieć je tylko dla siebie.
               - Masz tak seksownie rozwalone włosy, w nieładzie - uśmiechnęła się.
               - A ty cała jesteś seksowna - szepnąłem i nachyliłem się nad nią. 
               Od ust przeszedłem do jej policzka i szczęki. Składałem pocałunki wzdłuż niej. Przeszedłem do szyi. Zacząłem ją namiętnie całować. Odchyliła głowę, aby dać mi więcej miejsca. Jej oddech stał się głośniejszy. Zassałem jedno miejsce tak, że powstała tam malinka. Przeszedłem do obojczyka i zacząłem go delikatnie muskać. Czułem jak jej dłonie błądzą po moich plecach. Nagle poczułem coś dziwnego. Coś w środku głowy powtarzało mi, abym nie kontynuował. Abym tego nie robił. Próbowałem wyczuć o co chodzi. Nie przerywałem delikatnych pocałunków. Po chwili moja twarz znowu wylądowała nad jej. Popatrzyła na mnie poprzez lekko zmrużone oczy. Piękne oczy. Już wiem, nie mogę...
               - Ronnie, nie - westchnąłem.
               - Co? - zmarszczyła lekko brwi.
               - Za bardzo Cię szanuję, aby zrobić to z Tobą, kiedy nie myślisz trzeźwo. Jutro będziesz żałować - ująłem jej policzek i musnąłem lekko jej usta.
               - Nie będę, daj spokój - wymamrotała.
               - W tym przypadku wiem lepiej - odsunąłem się na bok i usiadłem.
               Przetarłem twarz dłońmi i podszedłem do torby ze swoimi rzeczami.
               - Dam Tobie swoją czystą koszulkę. Miałem ją mieć na jutro, ale możesz w niej spać. Poradzę sobie.
               Spojrzałem na nią. Wstała i przeczesała włosy. Nie wyglądała tylko seksownie. Była piękna. Jakbym patrzył na dzieło sztuki.
               Wzięła ode mnie koszulkę i założyła ją. Skrzyżowała dłonie na piersi.
                - Jesteś beznadziejny, Bieber.
               - Połóż się spać - zignorowałem i pogładziłem ją po ramieniu.
               - Ale ty ze mną. Nie chce sama w nowym miejscu - wybełkotała.
               Zdjąłem więc powoli spodnie i zaprowadziłem ją za rękę do łóżka. Zgasiłem jeszcze światło i położyłem się obok niej. Przykryłem nas kołdrą i westchnąłem cicho.
               - Na twoje życzenie - wymamrotałem układając się na boku.
               - Dzięki Jus - przysunęła się do mnie.
               Jus? Dobrze, że nie mówi tak do mnie na trzeźwo.
               - Nie ma za co, śpij dobrze - objąłem ją jedną ręką.
               - Ale będziemy się jeszcze pieprzyć? - wyszeptała, a ja pokręciłem głową.
                - Śpij.
               Zamknęła oczy i dość szybko poszła spać. Patrzyłem raz na nią, a raz za okno i słuchałem rozmów ludzi z dołu. Muszę się poważnie zastanowić nad swoimi uczuciami. Ten moment dał mi wiele do zrozumienia, ale wolę zrobić burzę mózgów na trzeźwo. Odgarnąłem trochę włosów, które opadły Ronnie na twarz i pocałowałam ją w głowę. Zamknąłem oczy i po prostu spróbowałem zasnąć. Mając w ramionach taką dziewczynę nic mi więcej nie potrzeba.


 ____________________

 *The 1975 - Robbers