niedziela, 19 października 2014

5. Playboy






Ronnie


               - Skarbie, nie stawiaj się tak - powiedział głos za mną i przyciągnął mnie bliżej, za biodra.
               Poczułam obrzydzenie. Od razu dosłownie odepchnęłam jego ręce i przesunęłam się. Spojrzałam w lewo, prawo, prosto... nigdzie nie mogłam uciec. Niby nie okrążyli mnie ale każdy i to w każdej chwili mógł mi zastawić drogę. Teraz moje ciało opanowała bezradność. Justin w ogóle nie okazywał mi uwagi. Rozmawiał ze swoim przyjacielem. Miałam ochotę go teraz dosłownie udusić. Nagle poczułam jak ktoś mnie zwyczajnie stukną w ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam Ian'a. Tego chłopaka co prowadził wczoraj samochód.
               - Chodź - uśmiechnął się i złapał mnie za dłoń po czym wyciągnął z tego tłumu, wcześniej mówiąc coś tym chłopakom.
               Już go polubiłam. Mam nadzieję, że chciał mi pomóc.
               - Reagują tak na prawie każdą dziewczynę, którą zobaczą, tym bardziej jak będzie z Justinem - wytłumaczył się - Nie przejmuj się, może są bardziej nachalni bo stawiasz opory.
               - To nie powód żeby mnie obmacywać - byłam wkurzona.
               Westchnął.
               - W każdym bądź razie dziękuje za ratunek - wymusiłam lekki uśmiech.
               - Nie ma sprawy - puścił do mnie oczko.
               - Ja już pójdę - oznajmiłam po chwili, kiedy zobaczyłam, że już wszyscy razem rozmawiają i nie przejmują się moją nieobecnością. Na myśli mam szczególnie Justina.
               - Sama? - uniósł brew.
               - Zamówię taksówkę - odpowiedziałam szybko.
               - Jak chcesz - wzruszył ramionami.
               Odwrócił się i poszedł do reszty a ja westchnęłam w duszy i skierowałam się przed siebie. Zaraz zadzwonię lub pójdę bardziej w miasto i złapię jakąś taksówkę.
               Poprawiłam torbę na ramieniu, patrząc na grupkę bawiących się dzieci. Rzucali co siebie piłką, którą nagle ktoś za daleko rzucił i poleciała prosto w moją stronę. Poturlała się pod moje nogi a ja ją podniosłam. Kiedy się wyprostowałam, zauważyłam, że jakaś dziewczynka zaczyna biec w moją stronę. Zmęczona ustała przede mną i uśmiechnęła się szeroko, ukazując wszystkie ząbki.
               - Czy mogłabym piłkę? - zapytała słodkim głosem.
               - Jasne skarbie - uśmiechnęłam się i oddałam ją, przyglądając się jej oczom, które były jakoś znajome.
               - Dziękuję - objęła piłkę rękami po czym spojrzała za mnie - Justin! - pisnęła i pobiegła w tą stronę a ja się odwróciłam.
               Justin szedł szybko w moją stronę, jakby próbował mnie dogonić. Parę metrów ode mnie widziałam jak ustał i wziął tą dziewczynkę na ręce po czym wysoko podniósł, uśmiechając się. Przytuliła, go wypuszczając wcześniej piłkę, która znowu się do mnie przytoczyła.
               Piłka na mnie leci.
               Podeszłam do nich z nią w rękach, uśmiechając się lekko. Justin spojrzał na mnie.
               - Ronnie, to jest moja siostra Jazmyn - wskazał brodą na tulącą się do niego dziewczynkę.
               Wiedziałam, że widziałam już takie oczy.
               - Miło mi - zwróciłam się do niej na co znowu posłała mi uśmiech i zeskoczyła z rąk Justina.
               - Znowu uratowałaś moją piłkę - zachichotała i wzięła ją ode mnie po czym pobiegła szybko do czekających na nią dzieci.
               Odprowadziłam ją wzrokiem po czym spojrzałam na szeroki uśmiech jej brata, skierowany w moją stronę.
               - Czemu mi uciekasz? Ledwo Cię dogoniłem - powiedział ociężale.
               - Nie przesadzaj - wywróciłam oczami - Fajnie, że w ogóle zauważyłeś, że poszłam.
               - Oj, daj spokój, jestem tu - zrobił słodką minkę i zbliżył się do mnie jeszcze bardziej.
               - Ale nie było Cię, kiedy każdy z twoich kolegów chciał się do mnie dobrać - dałam krok do tyłu.
               - Ludzi nie zmienisz - zaśmiał się.
               Pokręciłam głową i odwróciłam się na pięcie po czym kontynuowałam swoje zmierzanie jak najdalej stąd. 
               Przyznam, że ciężko jest się na niego gniewać. Nie chodzi o to, że jest jakiś idealny ale ma coś w sobie, co jednak mówi mi, że nie jest taki zły. Jeśli chodzi o teraz to musiałam być twarda. Przez niego myślałam, że zaraz zostanę co najgorzej zgwałcona. No tak to wyglądało.
               - Ronnie, zaczekaj - podbiegł do mnie i zaczął dotrzymywać mi kroku - Nie gniewaj się, na serio nie wiedziałem, że tak zareagują.
               Prychnęłam.
               - Dobrze to wiedziałeś.
               Nastąpiła chwilowa cisza po czym usłyszałam jęk poddania się.
               - No dobra, domyślałem się ale nic Ci się nie stało - ustał przede mną, sprawiając, że ja tez to zrobiłam.
               - Ale mogło - odparłam.
               - Nie pozwoliłbym na to - powiedział takim przejmującym głosem.
               Przygryzłam mocno wnętrze policzka. Zrobiło mi się cieplej od tych słów ale nie Ronnie, nie chcę Ci się oświadczyć, uspokój się. Odgarnął kosmyk włosów za moje ucho a ja patrzyłam w jego oczy. Jego brązowe, duże oczy, w których chyba się zakochałam. To znaczy... chodzi tylko o oczy, Justin nie ma z tym nic wspólnego... no oprócz tego, że to jego oczy. Proszę Ronnie, tylko nie pozwól na pojawienie się rumieńca.
               - To miłe - tylko tyle udało mi się wydusić.
               - To ja każę swoje niegrzeczne dziewczynki a nie oni - poruszył znacząco brwiami.
               Oh, na co ja liczyłam.
               - Debil - odepchnęłam go i pokręciłam rozbawiona głową.
               - Lecisz na to - zaśmiał się słodko.
               Nie słodko. Normalnie. Jestem na niego zła, muszę o tym pamiętać.
               - Nie licz na to - przeczesałam włosy do góry.
               - Przynajmniej Cię rozbawiłem - przyznał i ponownie do mnie podszedł.
               Ta bliskość mnie trochę onieśmielała.
               Nagle ktoś go zawołał i odwrócił się tyłem do mnie. Zaczęli się porozumiewać z jakimś chłopakiem, stojąc kilkanaście metrów od siebie. Zwróciłam ponownie uwagę na jego strój. Przyznam, że miał fajny styl. Nie rozumiem tylko fenomenu tych opuszczonych spodni. Nosił je tak nisko, że odsłaniały mu prawie cały tyłek, a czasami nawet cały. Chociaż przyznam, że to dość pociągające. Ale nie, nie jego tyłek tylko sposób noszenia spodni... hm, do pośladków też nic nie mam. O czym ja myślę?
               - Odezwę się jeszcze - odkrzyknął i odwrócił się z powrotem do mnie po czym odetchnął - Nie gniewaj się, takiemu palantowi jak ja się odpuszcza - uśmiechnął się niewinnie.
               - O, chyba pierwszy raz siebie nie chwalisz - zdziwiłam się.
               - No widzisz, kryję w sobie wiele niespodzianek - puścił mi oczko.
               Takie tam chwilowe uczucie nóg jak z waty.
               - Dobra, wybaczam ci - powiedziałam tak jakby z łaską.
               - Dziękuje - rozłożył ręce, pokazując mi żebym się do niego przytuliła - Przytulasek? - uniósł pytająco brew.
               Zachichotałam cicho i nie powstrzymując się, podeszłam do niego i objęłam go lekko w pasie. Przytulił mnie, mocno przyciskając nasze ciała do siebie. Pierwszy raz jestem z nim AŻ TAK blisko. To dla niego zwykły koleżeński uścisk a ja czuję się no, dziwnie. Ale w tym dobrym sensie.
               - Jesteś ciepła - wyszeptał do mojego ucha.
               Miałam ciarki, czując jego oddech przy moim uchu. Czy mogę już go tulić przez cały czas? Nie mogę, przestań tak myśleć!
               - A teraz jest mi jeszcze cieplej - wymamrotałam cicho, opierając głowę na jego ramieniu.
               Pogłaskał moje plecy i po chwili oderwaliśmy się od się od siebie. Ja niestety z trudem.
               - Idziemy się przejść? - zapytał, uśmiechając się lekko.
               - Możemy - odwzajemniłam uśmiech.
               Położył dłoń na moich plecach i skierował mnie w stronę, którą mieliśmy iść. Zaczęliśmy stawiać kroki w kierunku bloków.
               - Masz jeszcze jakieś rodzeństwo, oprócz siostry? - postanowiłam zacząć jakiś temat.
               - Tak - pokiwał głową - Brata, młodszego o rok od Jazzy.
               Międzyczasie jego dłoń, która dotykała moich pleców, zaczęła zjeżdżać niżej. Przygryzłam wnętrze policzka. Zatrzymała się na wysokości mojego pasa po czym Justin objął mnie w tym miejscu. Starałam się nie reagować i nawet nie chciałam stawiać oporów.
               - Ma na imię Jaxon - dokończył.
               - Fajnie - zwilżyłam wargi - opiekujesz się nimi? - powiedziałam rozbawiona.
               - Chyba Cię zaskoczę - spojrzał na mnie - Opiekuję się, kiedy mama jest w pracy lub po prostu musi gdzieś wyjść
               - A jak często to się zdarza?
               - Kilka razy w tygodniu - mruknął - Czasami mamy koleżanka z nimi siedzi.
               - Rozumiem - pokiwałam głową.
               - A ty masz jakieś rodzeństwo? - zaczął się bawić skrawkiem mojej bluzki.
               - Starszego brata - włożyłam dłonie do kieszeni kurtki - W Twoim wieku.
               No właśnie, zauważyłam, że Justin ma na sobie tylko koszulkę na krótki rękawek a nie jest za ciepło.
               - Fajny chociaż? - posłał mi delikatny uśmiech.
               - Czasami denerwujący - zmarszczyłam nos - Ale rozmawiam z nim jak z przyjacielem, mogę na niego polegać.
               - Słodko marszczysz nosek - wtrącił nagle.
               Na mojej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech.
               - Dziękuje? - spojrzałam na niego. Nasze twarze były dość blisko.
               - Rumienisz się - uśmiechnął się szeroko, ukazując proste i białe zęby - Fajnie, że tak na Ciebie działam - rozbawiony szturchnął swoim nosem o mój i ponownie zaczął patrzeć przed siebie.
               Albo on mnie podrywa, albo ja to źle odbieram. Chyba, że się tylko mną bawi.
               - Skarbie! - podbiegła do nas nagle jakaś blondynka
               Rzuciła się na Justina, tym samym odciągając go ode mnie. Objęła jego szyję i pocałowała go w policzek. O co tu chodzi?
               - Tęskniłam - mówiła podekscytowana.
               Justin niepewne ją objął. Miał raczej zdziwioną minę.
               - Courtney? Co ty tu robisz? - odsunął się od niej po chwili.
               - Przyjechałam tu na parę miesięcy bo moje mieszkanie w Houston jest w remoncie - uśmiechnęła się - Nie cieszysz się? - uniosła brew.
               - To dla mnie zaskoczenie - mruknął.
               - No nic - zerknęła na mnie i zmarszczyła brwi - Co to za laska?
               - Koleżanka - wzruszył ramionami.
               Fajnie. Chociaż przyznał, że mnie zna.
               - Dobrze wiem co się dzieje z Twoimi koleżankami - przygryzła wargę, uśmiechając się - Ale wróciłam więc po co Ci one? - westchnęła i musnęła jego usta.
               Ja pierdole. Z jednej strony mnie to obrzydzało a z drugiej wspominałam, że jego usta są idealne? Okay, nie mogę być zazdrosna. Jestem tylko koleżanką a to chyba jego dziewczyna..
               - Nie uważasz, że to dziwne - odezwał się nagle, odsuwając się - Nie jesteśmy razem od dłuższego czasu.
               - Ale możemy być, jeszcze zmienisz zdanie - puściła do niego oczko - Muszę iść ale widzimy się wieczorem - zahaczyła palcem o jego brodę ze znaczącym uśmiechem po czym odeszła w drugą stronę.
               Justin odetchnął a ja patrzyłam się na niego jak głupia. Spojrzał na mnie a ja odruchowo odwróciłam wzrok. Podszedł do mnie.
               - Przepraszam Cię za to - wymamrotał  i podrapał się po karku.
               - Nie ma sprawy, to Twoje życie - wzruszyłam ramionami, nie patrząc na niego.
               Starałam się być obojętna ale nie wiem czemu było mi przykro. Chyba się domyślał bo złapał mój podbródek i odwrócił moją twarz tak, że teraz patrzyłam na niego.
               - Widzę, że coś się stało.
               - Na prawdę nic - pokręciłam głową - Wydaje Ci się - uśmiechnęłam się słabo.
               - Niech Ci będzie - przyjrzał mi się uważnie po czym włożył ręce do kieszeni spodni i poszliśmy dalej.
               - Kto to by? - musiałam w końcu zadać te pytanie
               - Moja była dziewczyna - powiedział z urazą - I chyba nadal myśli, że nią jest.
               - Pewnie nadal coś do Ciebie czuje.
               - Proszę Cię - prychnął - Jej zależy wyłącznie na seksie a jeśli coś czuje to pożądanie.
               Przygryzłam wargę.
               - Dlatego zerwaliście? - byłam ciekawa.
               - Nie, po prostu przeprowadziła się i koniec.
               - Tęskniłeś za nią? - patrzyłam na dzieci, grające na boisku.
               Skąd u mnie takie pytania?
               - Nie - pokręcił przecząco głową - Nic do niej nie czułem - oznajmił - W sumie nigdy się nie zakochałem, nawet nie wiem jak to jest i myślę, że już się nie dowiem.
               Co za wyznania. Aż tak mi ufa?
               - Jeśli spotykałem się z dziewczynami to w sumie chodziło tylko o sex, a przynajmniej dla mnie - przeczesał włosy palcami.
               - Mhm - opuściłam wzrok
               No i widzisz Ronnie, miałaś w głębi duszy taką małą nadzieję, że się mu podobasz bo on podoba się Tobie ale bez sensu. Będziemy się tylko co najwyżej przyjaźnić bo ja nie wchodzę w takie związki.
               - A u Ciebie jak? - wyrwał mnie z myśli - Ze związkami oczywiście.
               - Jak wiesz, tak sobie - odpowiedziałam - We wcześniejszych podobnie, zawsze musiała być jakaś przeszkoda.
               - Ilu miałaś chłopaków?
               Co za niespodziewane pytanie.
               - Dwóch - zwilżyłam wargi - Wiesz, próbowałam się angażować a nie bawić.
               - Mało który chłopak tego chce - zaśmiał się cicho.
               - Wiem, przekonałam się o tym - uśmiechnęłam się przelotnie.
               - Dobra, zapanowała trochę ponura atmosfera - spojrzał na niebo i potarł dłonie - Zajdziemy do mnie? Wezmę bluzę bo zaczyna się robić chłodniej - spojrzał na zegarek na ręku.
               - Okay, dziwiłam się właśnie, czemu już wcześniej nie miałeś nic na sobie - spojrzałam na niego - Oczywiście chodzi o bluzę czy coś takiego.
               - Jestem gorący - poruszył zabawnie brwiami, patrząc w moją stronę.
               - Chyba w środku - dotknęłam jego ręki, która była zimna.
               - Wystarczy, że na mnie spojrzysz a na pewno będzie Tobie gorąco - znaleźliśmy się już przy jakimś bloku.
               - Na pewno - powiedziałam sarkastycznie.
               - Wiem, że tak jest - otworzył drzwi od klatki i wpuścił mnie pierwszą do środka.
               - Lubisz się droczyć - stwierdziłam.
               - Kocham - wszedł za mną i uśmiechnął się.
               - A przed chwilą powiedziałeś, że się nie zakochałeś - również się uśmiechnęłam.
               - Niezłe - zaśmiał się i wszedł na schody.
               - Nie jedziemy windą? - uniosłam brew.
               - Przeczytaj sobie karteczkę.
               Spojrzałam na kartkę, która informowała, że winda jest zepsuta. Westchnęłam pod nosem i poszłam za Justinem.
               - Na którym piętrze mieszkasz?
               Proszę, powiedz, że na jakimś z pierwszych trzech.
               - Siódme - oznajmił, nadal idąc.
               Nagle ustałam.
               - Żartujesz sobie?
               - Nie - spojrzał na mnie i również ustał - A co?
               - Chyba nie myślisz, że dam rady tam wejść? - miałam zniesmaczoną minę.
               - Dasz, to nie tak dużo jak Ci się wydaje - zapewnił mnie - Jak chcesz to mogę Ci pomóc - podszedł do mnie.
               - Jak?
               Nie odpowiedział tylko wziął mnie na ręce a ja zaskoczona szybko oplotłam nogi wokół jego pasa i złapałam się mocno za jego ramiona. Potrzymał mnie za tyłek i zaczął wchodzić ponownie na górę.
               - Nie jest Tobie za ciężko? - zassałam dolną wargę, czując jak jego dłonie lekko ściskają moje pośladki.
               - Nie - spojrzał na mnie - Nie byłem przez ostatnie dni na siłowni więc od razu mięśnie popracują - zaśmiał się cicho.
               Zaczął patrzeć ponownie na stopnie.  Nie chciałam aby poczuł się dziwnie dlatego, że tak się mu przyglądm - chociaż wątpię żeby tak było - więc objęłam jego luźno rękami i schowałam twarz w zagłębienie jego szyi.
               No dobra, teraz mógł się poczuć dziwnie.
               - Wygodnie? - słychać było, że mówił to z uśmiechem.
               - Tak - zachichotałam cicho i zaczęłam wdychać jego zapach.
               Miał ładne perfumy.
               - Co to za zapach? - zapytałam po chwili.
               - Moich perfum? - zastanowił się - Playboy - wyszeptał blisko mojego ucha.
               - Ładny - oznajmiłam i przygryzłam wargę, na szczęście niewidocznie dla niego.
               - Cieszę się, że Ci się podoba.
               Powiedział i zaraz po tym postawił mnie na ziemi.
               - Jesteśmy na miejscu - zaczął szukać w kieszeni kluczyka a ja odsunęłam się od niego i poprawiłam bluzkę.
               Otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Rozejrzałam się po mieszkaniu. Po prawej było wejście do łazienki i i zaraz obok do - tak mi się wydaje - kuchni. Po lewej znajdowały się pokoje. Na pewno nie wygląda jak moje mieszkanie ale i tak jest ładne.
               - Tak, wiem - spojrzał na mnie - Pewnie nie jest aż tak nowoczesne jak Twoje.
               - To nic bo i tak ładne wygląda - stwierdziłam.
               Zwilżył wargi z lekkim uśmiechem po czym poszedł do swojego pokoju i wziął z niego czarną bluzę.
               - Na pewno nie chcesz, żebym oddała Tobie bluzy, którą mi dałeś? - zapytałam.
               - Przecież mówiłem, żebyś sobie ją wzięła. Dobrze na tobie wygląda a ja mam jeszcze w co się ubrać.
               - Nie sądzę, że nie masz - odpowiedziałam szybko.
               - Wiem, spokojnie - poklepał mnie po ramieniu i założył ją - A może chcesz zostać? Obejrzymy sobie coś - uniósł pytająco brew.
               - Wiesz co - zaczęłam - Chyba będę musiała już iść do domu bo zaraz zacznie się ściemniać a nie chcę żeby zaraz dzwonili i pytali gdzie jestem - powiedziałam niechętnie.
               - No dobra, jak chcesz - wydął dolną wargę.
               - Słodziak - palnęłam.
               Zaśmiał się.
               - Nie wieżę, że to powiedziałam - zasłoniłam twarz rękoma i również się zaśmiałam.
               - Oj daj spokój, przecież się nie obrażę - złapał za moje dłonie i zdjął je z twarzy.
               Miał cudowne dłonie ale to chyba dziwny komplement.
               - Jak chcesz to wezwę Tobie taksówkę bo jak się domyślam, kumple zabrali samochód - skrzywił się.
               - Czemu mieliby to zrobić? - skrzyżowałam ręce.
               - Bo nie jest Mike'a - wzruszył ramionami - Mój jest w naprawie.
               - Oh - pomyłka - A ty jaki masz?
               - Dodge Charger z 1960 - oblizał usta - Interesują Cię samochody?
               - Po prostu byłam ciekawa - uśmiechnęłam się lekko - To... idziemy?
               - Jasne - otworzył przede mną drzwi i kiedy wyszłam, on zrobił to po mnie i z powrotem zamknął dom.
               Międzyczasie, kiedy schodziliśmy na dół, Justin tak jak mówił, zadzwonił i zamówił mi taksówkę. Wyszliśmy na zewnątrz i tak jak myślałam, niebo zaczynało robić się coraz ciemniejsze. Na podwórku zaczynało być coraz mniej dzieci ale muszę przyznać, że podoba mi się ta okolica. Jest tak jakby przytulnie i nie słychać ciągle szumu jeżdżących samochodów. Jedyne co jest tu kiepskie to niektórzy koledzy Justina.
               - Szkoda, że musisz jechać - powiedział, kiedy już staliśmy przy ulicy i czekaliśmy na przyjazd transportu.
               - Będziesz tęsknił? - wydęłam dolną wargę z nutką rozbawienia.
               - Nie ma innej opcji - zaśmiał się i przejechał kciukiem po mojej wardze, przywracając ją do 'normalności'.
               To... nie mam słów. Po prostu... uh, fajnie to zrobił. Na szczęście zanim nastała krępująca cisza, przyjechała taksówka i ustała obok nas.
               - Masz jakieś pieniądze? - uniósł pytająco brew.
               - Mam - pokiwałam głową i podeszłam do drzwi.
               - No wiesz co... - jęknął - Zniszczyłaś moją przemowę gentelmana.
               - A na czym ona polega? - zaśmiałam się.
               - Miałem zaproponować, że dam je Tobie na zapłatę taksówkarzowi ale oczywiście musiałaś powiedzieć, że masz - westchnął.
               - Liczą się dobre chęci - zapewniłam - No to cześć - powiedziałam po chwili i otworzyłam drzwi.
               - Tak się ze mą żegnasz? Tylko cześć? - podszedł do mnie.
               - A na co liczyłeś? - powiedziałam rozbawiona.
               Wystawił policzek i pokazał palcem abym dała mu tam buziaka. Jasne, że bym chciała ale to może za dużo na kolegów. Westchnęłam pod nosem po czym podeszłam do niego i objęłam jego szyję, wcześniej stając na palcach. Usłyszałam tylko cichy śmiech po czym odwzajemnił uścisk.
               - Spotkamy się jutro? - wyszeptał przy moim uchu.
               - Okay ale tym razem nie ucieknę z lekcji - powiedziałam z uśmiechem.
               Zaciągnęłam się ostatni raz jego zapachem po czym oderwałam się od niego i szybko wsiadłam do taksówki. Pomachaliśmy sobie jeszcze przez szybę po czym odjechałam i podałam ulicę taksówkarzowi.
               Przez całą drogę myślałam co by było, gdyby wtedy Ethan nie wybił tej szyby. Nie byłby później w sądzie a ja nie spotkałabym Justina. Ale zapomniałam się dowiedzieć jednego, o czym kompletnie zapomniałam. Co zrobił Justin, że się tam znalazł?

____________________

Hej. Miałam dużo czasu i wenę więc rozdział pojawił się szybko;) Chciałam tylko prosić, że jak przeczytacie rozdział to pozostawcie po sobie komentarz. Dziękuję i miłego czytania!