Ronnie
Odkąd zobaczyłam budynek szkoły, od razu humor mi się pogorszył. Zeszłam do szatni aby zdjąć kurtkę po czym wróciłam na korytarz,
kierując się pod salę, w której akurat miał lekcje Ethan. Nie rozmawiałam z
nikim ani nawet nie spotkałam się z Maggie bo miała na późniejszą godzinę.
Chciałam zakończyć już sprawę z tym kolesiem raz na zawsze. Kiedy zobaczyłam jego, gadającego z kumplami przy szafkach, skręciłam w tą stronę. Nie
wyglądał jakby coś się mu stało a wręcz był jakby zadowolony z życia. Stawiałam szybko
kroki w jego kierunku i kiedy już byłam przy nim, bez przejmowania się kimkolwiek i czymkolwiek, uderzyłam go
dłonią w policzek. Rozległ się plask a on złapał się za miejsce bólu po czym
spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Ronnie? Za co do cholery? - jęknął.
- Zgadnij - warknęłam.
- Masz jakieś zmiany nastroju czy co?
- Nastrój mam praktycznie taki sam, odkąd wczoraj
nie czekałam na ciebie około godzinę pod tą cholerną restauracją - mówiłam cały czas tym
samym tonem.
- Poczekaj, wszystko Tobie wytłumaczę - starał się
mnie uspokoić.
- Tu nie ma co wyjaśniać - oznajmiłam - To koniec.
- Co? - powiedział z niedowierzaniem.
- Między nami koniec - powtórzyłam wolniej -
Traktuj sobie tak inne osoby - chciałam już odejść ale jeszcze ostatni raz
odwróciłam się do niego - Wiesz co? Lepiej nie, bo nikt nie zasługuje na takie
traktowanie - starałam się nie zwracać uwagi na jego kolegów, którzy tak samo
jak on, pokazywali zmieszanie - I wiesz co? Piękna buźka to nie wszystko, kotku. Tym bardziej, że jest teraz troszeczkę zaczerwieniona - wywróciłam oczami i
odeszłam.
Ostatnią rzeczą, którą teraz chciałam było
siedzenie w tej szkole. Niestety musiałam przesiedzieć tu jeszcze około siedem
godzin.
**
Leżałam na
trawie przed szkołą, opierając się głową o drzewo i słuchając przez słuchawki
ostatnio zgrywanych piosenek. Muzyka to moje chwilowe odejście od rzeczywistości a to w tym momencie mi się przydaje. Patrzyłam na ludzi przed szkołą. Dlaczego te 'zakochane pary' zaczęły mnie obrzydzać? W sumie tak zawsze jest, dopóki ja sama nie jestem w związku. Chociaż Ethan był moim pierwszym chłopakiem to nie było tak cudownie jak mi się wydawało. Wystarczy spojrzeć jak wszystko się skończyło... te kilka miesięcy razem.
Moją ulubioną ostatnio piosenkę przerwał dzwonek
telefonu. Odłączyłam słuchawki i odebrałam połączenie od nieznanego numeru.
- Halo? - pierwszy do głowy oczywiście przyszedł
mi Justin.
- Dzień dobry, czy mam przyjemność rozmawiać z dziewczyną
Ethana Williams'a? - odezwał się poważny, męski głos.
Powinno być 'byłą dziewczyną' ale co tam, powiem
prawdę. Jego sprawy to nie moje sprawy.
- Nie - odpowiedziałam - Kto mówi?
- Miałem być jakimś kolesiem z sądu ale już nie
ważne - powiedział teraz normalnie - Zerwałaś z nim?
- Justin? - zmarszczyłam brwi.
- Hej - zaśmiał się cicho.
- Gdybyś ciągnął to dalej - udałam, że chwilowo myślę - Może i bym się
nabrała.
- I tak się nabrałaś.
- Ale trwało to parę sekund bo zmylił mnie głos -
tłumaczyłam się jakoś.
- Okay, nie ważne - mruknął - Zerwałaś z Ethan'em?
- powtórzył pytanie.
- Tak - poprawiłam się, siadając prosto - A co,
miałam mu wybaczyć i udawać, że się nic nie stało?
- Nie, dobrze zrobiłaś - przyznał mi rację.
- Ta - chciałam zmienić temat - Co robisz?
- Właśnie jadę samochodem, um... to znaczy teraz
stoję na światłach - poprawił się.
Pewnie nie chciał, żebym go wzięła za jakiegoś
pirata drogowego. Bez przesady.
- A gdzie jedziesz? Nie jesteś w szkole?
- Skończyłem szkołę, od tych wakacji już jestem
wolny.
- Czyli masz.. - zastanowiłam się - Dziewiętnaście
lat?
- Tak.
- Czyli jesteś ode mnie starszy o rok -
stwierdziłam z uśmiechem.
- Ostatnia klasa? Czas się brać do nauki -
powiedział rozbawiony.
- Bo uwierzę, że tobie chciało się uczyć -
wywróciłam oczami.
- Zdałem i nawet nie wiesz jaki byłem z tego dumny.
- Gratulacje - powiedziałam przejmującym głosem -
Właśnie nie wyglądałeś mi na chłopaka, który się palił do nauki.
- Wolę być napalony na inne sprawy - powiedział
podejrzliwym głosem i chyba wiem o co mu chodziło.
- Typowe - prychnęłam.
- Daj spokój - zaśmiał się - Żartowałem.
- Jesteś facetem. Jasne, że nie żartowałeś.
- Nie każdy jest takim pewnym siebie napaleńcem -
pouczył mnie.
- Ale ty jesteś - sprostowałam.
- Przechodząc do rzeczy - zaczął, udając, że ten temat nie miał miejsca - Jesteś dalej w
szkole?
- Mam przerwę.
- A chce Ci się tam dalej siedzieć?
- Głupie te pytanie, jasne, że nie - powiedziałam,
jakby to było oczywiste.
- Więc przyjadę po Ciebie, tylko podaj mi nazwę
lub adres szkoły.
- Proponujesz mi ucieczkę z lekcji? - uniosłam
brwi.
- Proponuję Tobie bardzo dobre rozwiązanie z
sytuacji i sprawię, że będziesz miała lepszy humor - próbował nadać temu
wszystkiemu dobre znaczenie.
- No dooobra - jęknęłam, przedłużając wyraz.
- I to był
dobry wybór - stwierdził, a ja podałam mu adres szkoły.
- Będę na Ciebie czekać niedaleko niej, bo nie
chcę, żeby ktoś mnie zobaczył - mruknęłam.
- Dobra, będę za pięć minut - rozłączył się.
Wstałam i poprawiłam ubrania po czym swobodnie
skierowałam się do wyjścia z terenu szkoły. Jakby nic się nie stało, swobodnie, bez podejrzeń szłam przed siebie.
Dziwne, że uciekam z lekcji dla chłopaka, którego znam od zaledwie trzech dni.
Byłam już blisko ale zatrzymał mnie
głos przyjaciółki, która właśnie zmierzała w moją stronę. Odwróciłam się do
niej przodem a ona ustała na przeciwko mnie.
- Gdzie ty byłaś? Szukałam Ciebie dzisiaj cały
dzień - powiedziała zmęczona.
- Jakoś chciałam trochę pobyć sama - wzruszyłam
lekko ramionami.
- Coś się stało?
- Na przykład to, że zerwałam z Ethanem -
powiedziałam, kiedy nagle zadzwonił dzwonek.
- Jak to? Przez tą kłótnie w piątek? - dopytywała
się.
- Nie, to zupełnie inna sprawa ale opowiem Ci
kiedy indziej - powiedziałam pośpiesznie teraz muszę iść - oznajmiłam i
zaczęłam odchodzić powoli do tyłu.
- Ale chyba masz jeszcze lekcje - powiedziała
zdziwiona i wskazała na szkołę.
- Później Ci to wszystko wyjaśnię, obiecuję -
powiedziałam jeszcze raz i wyszłam za teren szkoły.
Maggie pewnie odeszła a ja poszłam trochę dalej
aby nikt mnie nie widział i zaczęłam czekać na Justina. Oparłam się o
ogrodzenie i coraz patrzyłam na dwie strony jezdni. Po około pięciu minutach na
ulicy pojawił się czarny range rover. Rozpoznałam go i poszłam powoli w jego
stronę. Zjechał na pobocze i otworzył szybę.
- Witaj piękna - Justin zdjął z nosa czarne
okulary przeciwsłoneczne i uśmiechnął się, mierząc mnie wzrokiem.
- Cześć - uśmiechnęłam się lekko.
Jakoś nie umiem za bardzo przyjmować do siebie
komplementów. No i nie pomyślał bo na jego miejscu wolałabym obczaić kogoś w
ciemnych okularach, przez które tego nie widać, a nie dopiero po ich zdjęciu.
- Chwilka - odłożył okulary po czym wysiadł z
samochodu i złapał mnie za rękę.
Pociągnął moje ciało na drugą stronę samochodu i
otworzył mi drzwi. Byłam lekko zdziwiona ale nie okazałam tego po sobie, tylko
wsiadłam i podziękowałam. Zamknął je za mną i po chwili wsiadł na swoje
miejsce. Zapieliśmy pasy i ruszył.
- Jak mija Tobie dzień? - zapytał i z powrotem założył
okulary.
- Chyba domyślasz się jak - spojrzałam na niego.
- Moim zdaniem powinien być cudowny bo zerwałaś z
tym palantem a teraz jesteś ze mną - uśmiechnął się.
- Zawsze jesteś taki pewny siebie? - zapytałam
rozbawiona.
- Nie wiem, nie patrzę na to - odparł obojętnie.
- Okay - westchnęłam - A powiesz mi gdzie
jedziemy?
- Do kina, grają świetny horror.
- Serio? - zmarszczyłam brwi.
Zaśmiał się.
- Nie, wyjście do kina to raczej marny pomysł
jeśli chodzi o przynajmniej pierwsze spotkanie - powiedział pewien swoich słów.
- Dobrze Panie znawco, więc gdzie na prawdę mnie
zabierasz? - kontynuowałam.
- Teraz jedziemy na obiad - powiedział bez wahania
- Co prawda należy Ci się kolacja bez żadnych niespodzianek ale nie chciało mi
się czekać do wieczora i nie martw się o ubrania, nie musisz stroić się w
jakieś spódnicę i sukienki, chociaż wyglądasz w nich... dobrze.
A już myślałam, że jego wypowiedzenie popłynie tak
gładko jak na początku.
- No dobra - wydukałam.
Justin miał na sobie czarną koszulkę, jasnoniebieskie
jeansy i czarne supry. Jak już wspominałam, założone miał okulary
przeciwsłoneczne a jego włosy jak zawsze były zaczesane do góry. Cholera.
Dlaczego on jest taki przystojny? Pewnie głupio wyglądam jak teraz tak cały
czas na niego patrzę.
- Nie możesz oderwać ode mnie wzroku - przyznał
Dla mnie cały czas patrzył się na drogę ale przez
to, że nie widzę jego oczu moje wrażenie może wydać się mylne. Nie
odpowiedziałam nic tylko poczułam jak na mojej twarzy pojawia się lekki
rumieniec. Odwróciłam głowę w inną stronę.
- Dlaczego ja przyznaję Tobie tyle komplementów a
ty nie możesz wydusić nawet tego, że się Tobie podobam - zamruczał rozbawiony.
- A skąd pewność, że się mi podobasz? - chciałabym
przyznać, że zaskoczył mnie takim zadufaniem w sobie ale nie, jednak nie.
- Widzę to - potarł brodę palcem wskazującym i
kciukiem.
- A ja widzę, że Twoja pewność siebie czasami jest zadziwiająca.
- Cokolwiek - powiedział sucho - Okłamuj się dalej
Już nic nie odpowiedziałam. Nagle z fajnego i
ciekawego kolesia, zmienił się w coś trochę gorszego. Teraz czułam, jakbym jechała z
nim tam na siłę.
**
- Dziękuję - mruknęłam pod nosem, wysiadając z
samochodu, kiedy Justin otworzył mi drzwi.
Przez resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Może
to było spowodowane naszą mini sprzeczką a może brakiem tematu? Nie wiadomo.
- Przepraszam, czasami żarty mi nie wychodzą ale
nie gniewaj się o takie głupie zdarzenie - ustał przede mną i sprawił, że cofnęłam się trochę do tyłu, tym samym dotykając plecami maski samochodu.
- Nie no, nie ma sprawy - wzruszyłam obojętnie
ramionami.
Zdjął okulary i włożył ich oprawkę, służącą do
trzymania się na uszach do przedniej kieszeni, sprawiając, że teraz trzymały
się w niej. Ukazały się jego oczy, które teraz pod wpływem słońca, wpadały
też w trochę zielonkawy kolor. Jego wzrok przeszywał całe moje ciało. Nie wiem
o co chodził0 ale nie wytrzymałam i musiałam wybrać inny punkt obserwacji. Przy
okazji zobaczyłam, że tutaj nie ma żadnej restauracji, tym bardziej, że rozpoznałam
krajobraz górnego Manhattanu, w pobliżu - a może nie aż takim pobliżu - mostu
dzielącego nas od innej dzielnicy. Staliśmy na parkingu, z którego było widać
boisko i niedaleko niego kilka bloków. To był Harlem, tylko... dlaczego tu
jesteśmy?
- Justin, mieliśmy jechać do restauracji -
spojrzałam z powrotem na niego.
Popatrzył na mnie jeszcze chwilę po czym
zmarszczył brwi w zdziwieniu. Lub słońce za bardzo świeciło mu w twarz.
- Ronnie - zaczął
- A ja powiedziałem przecież, żebyś się nie gniewała.
- Ale - powiedziałam zmieszana - Chodziło Tobie o
ten żart, że się Tobie podobam
Wybuchł chwilowym śmiechem. Okay, już nic nie rozumiem.
- Eh - pokręcił głową rozbawiony - Chodziło mi, że
oszukałem Cię - odchrząknął - A raczej zażartowałem, że zabieram Cię do
restauracji.
- Czyli... - odchyliłam głowę do góry - Wiesz, że
to było raczej kłamstwo a nie żart - odpuściłam sobie głębszej wypowiedzi.
- Wiem, że tylko dałaś się nabrać - zaśmiał się
ponownie - Czy ja serio wyglądam na gościa, który zabiera laski do restauracji?
- uniósł z rozbawieniem brew.
- No nie a-ale - zacisnęłam ręce w pięści -
Myślałam, że jesteś serio fajny jak robisz taką rzecz ale widać nie stać Cię na
taki wysiłek - dlaczego robiłam sobie niepotrzebne nadzieje?
Tak, na sto procent Justin się w Tobie zakochał i będziecie żyć razem długo i szczęśliwie. Co ja mam z głową?
Tak, na sto procent Justin się w Tobie zakochał i będziecie żyć razem długo i szczęśliwie. Co ja mam z głową?
- Nie stać to może mnie na tonę markowych ciuchów a
kobiece potrzeby załatwiam w inny sposób - oblizał wargi.
Mhm, czyli zwabił mnie tu dla seksu. A może jakoś
panikuję i tylko znowu wyskoczył ze swoim mało znaczącym podtekstem? Zebrałam
się w sobie.
- To nie są kobiece potrzeby tylko pokazanie jakim
jest się fajnym gościem.
- A nie jestem fajnym gościem? - złapał mnie za
biodra, podginając moją koszulkę i dotykając mojego nagiego ciała. Nagle przeszły mnie ciarki. OPANUJ SIĘ DOWELL.
- Ta sytuacja pokazuje, że nie do końca - zdjęłam
jego ręce i osunęłam się od niego.
- Czyli wcześniej miałem rację i uważałaś, że
jestem fajny - odwrócił się w moją stronę.
Uśmiech znikł mu z twarzy. Dziwne.
- Daj już spokój - skrzyżowałam ręce - Kiedy mi to
pokażesz to jasne. Przyznam, że jesteś okay.
- Tylko tyle? - wydął wargę - A co mam takiego zrobić?
- Bądź sobą, po prostu - mruknęłam - Wtedy się
zobaczy.
- Ale teraz też jestem sobą - przyłożył dłoń, do
klatki piersiowej, udając urazę.
- No dobra, pomijając to - rozejrzałam się jeszcze
raz - Co tutaj robimy?
Justin nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się.
Tylko jest jeden szczegół. Ten uśmiech był skierowany do kogoś innego.
Usłyszałam za sobą jakiś gwizd i śmiechy. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam
się. Do nas zbliżała się grupka chłopaków, w której tylko jeden nie był Afroamerykaninem. To był chyba ten Mike z wczoraj. Wszyscy patrzyli
na mnie znaczącymi spojrzeniami. Jedni mieli na twarzach szerokie uśmiechy a
inni mierzyli mnie wzrokiem. Na oko było ich ośmiu. Podeszli do mnie i ustali z moich dwóch stron
po czym poczułam, że jeden zaczął dotykać moich włosów a potem poczułam jak
ktoś złapał mnie za biodro (na szczęście tym razem przez materiał mojej bluzki). Chciałam stąd jak najszybciej odejść ale zatorowali
mi drogę. Jakiś chłopak potarł dłonie po czym zwrócił się do Justina:
- Postarałeś się, Bieber -
powiedział zadowolony.
Justin podszedł do niego i
przywitał się skomplikowanym dla mnie gestem dłoni. Chyba właśnie poznałam
nazwisko Justina, tylko sądzę, że to był nieodpowiedni moment, na rozmyślenia o
tym. Tylko proszę abym nie wpakowała się w jakieś gówno bo nie poradzę sobie
sama. Czy na prawdę musiałam mu tak szybko zaufać, pozwolić wozić po Nowym
Jorku bez przejmowania się co może zrobić i nawet nie wiedząc kim dokładnie jest?
Wow co oni od niej chcą o.O rozdział ogólnie super ❤
OdpowiedzUsuńŚwietne! Mogę byc informowana na tt? @luvjustinn
OdpowiedzUsuńjasne ;)
UsuńSuper kiedy nn ???
OdpowiedzUsuńwoah no tego to się nie spodziewałam.a no i Ethanowi się należało haha Zajebisty rozdział czekamy na następny :)
OdpowiedzUsuń