niedziela, 29 listopada 2015

26. Trying to find the truth






Justin



               Po kolejnym nieodebranym połączeniu postanowiłem sobie darować. Ronnie nie odzywała się do mnie od około tygodnia. No dobra, zrobiłem źle. Każdemu zdarza się pokłócić. Nie chce robić z tego afery, a ona znowu się obraziła. Niestety taki mam charakter, a ostatnio jeszcze więcej na głowie. A poza tym to miały być żarty. Najwidoczniej nie zrozumiała.
Wyszedłem z bloku i skierowałem się w stronę szkoły, aby odebrać z niej Jazzy. Miałem jakieś dziwne wyrzuty sumienia ze względu na tą całą sytuację z Ronnie. Jeszcze po tym jak wróciła się po coś do domu wyglądała na smutną, a może bardziej czymś zdenerwowaną, przestraszoną. Nie chciałem się już dopytywać. Byłem na kacu i nie myślałem za bardzo. Mam nadzieję, że nic się takiego nie stało.
               Minąłem parę budynków. Niedaleko od siebie zauważyłem dwóch facetów. W sumie jednym z nich chyba był Dylan, więc można go nazwać bardziej chłopaczkiem, a nie facetem. Spojrzał się na mnie z uśmiechem, kiedy mnie zauważył. Jakby był rozbawiony.
               - Coś nie tak? - uniosłem lekko brwi, kiedy byłem przy nim.
               - Nie, wszystko jak najbardziej w porządku - zwilżył wargi rozbawiony.
               Nie miałem siły więc walnąłem w niego ramieniem i zacząłem iść dalej. Usłyszałem głośniejszy śmiech.
               - Ronnie Cię olała? - krzyknął za mną.
               Nagle ustałem i zmarszczyłem brwi. Odwróciłem się do niego.
               - Co masz na myśli? - wróciłem do niego zdezorientowany.
               - Nic, przykro, że się pokłóciliście, ale nie martw się, widziałem ją z kimś lepszym - puścił mi oczko.
               Od razu do głowy przyszły mi najgorsze myśli.
               - Co jej kurwa zrobiliście?! - odepchnąłem go sfrustrowany.
               - Spokojnie, nic jej nie jest. Po prostu ma nowego chłopaka - uśmiechnął się bezczelnie.
               Złapałem go za koszulkę.
               - Mów co jest albo obije Ci tą buźkę - warknąłem.
               Spojrzał na mnie lekceważąco.
               - No jeśli tak bardzo prosisz - westchnął zadowolony - Przyznam, że dobrze całuje - odepchnął mnie abym już go nie trzymał.
               - Ta - prychnąłem - Niby jest z Tobą?
               - A żebyś wiedział - potarł ręce - Nie wierzysz? Dzisiaj o dwudziestej pierwszej w klubie pod Bronxem - wyjął papierosa z kieszeni i zapalił go, po czym wypuścił dym - Tylko bez żadnych akcji, masz być sam.
               Wkurzyłem się i to ostro więc wolałem już to zostawić i poszedłem w swoją stronę. A jeśli mówi prawdę?  Nie wiem, czy Ronnie jest z nim z własnej woli, ale na to nie wygląda. Zaczynam się o nią bać. Kurwa, przecież ona nie jest moją dziewczyną. Tylko, że dziwnie mi na niej zależy. To pewnie przyjaźń, przyjaciela się broni... Mam już dość, zawsze jak o niej myślę to moje serce i umysł tak się ze sobą plączą, że nie mogę tego ogarnąć.


**


               Podjechałem pod klub. Zaparkowałem na jakimś wolnym miejscu. Znam to miejsce z tego, że nie ma tu zbyt miłego towarzystwa. To bardziej kryjówka dla dilerów. Policja nawet boi się tu przyjeżdżać. Co się dziwić, jestem na jednej z gorszych ulic tej dzielnicy.
               Wysiadłem z samochodu i zamknąłem go. Rozejrzałem się. Zacząłem powoli stawiać kroki to wejścia. Patrzyłem na ludzi dookoła siebie, szukając tam Ronnie, jednak nigdzie jej nie widziałem. Wszedłem do środka. Przedarłem się przez tłum ocierających się o siebie ludzi i usiadłem przy barze. Żeby nie wypaść głupio zamówiłem sobie piwo. Podszedł do mnie również stary znajomy i zaczęliśmy rozmawiać. Jednak cały czas mój wzrok latał po klubie chcąc odnaleźć Ronnie lub Dylan'a. Nie mogłem się skupić. Tak minęło może z kilka piosenek. Siedziałem jak jakiś policjant na patrolu. Zamówiłem kolejne piwo zirytowany. Dylan mógł mnie zwyczajnie oszukać.
               - Poproszę dwa razy whisky - usłyszałem znajomy głos obok siebie.
               Spojrzałem w lewo i... To przecież Ronnie. Chyba mnie nie zauważyła. Była ubrana w dość krótką sukienkę. Stukała nerwowo opuszkami palców w ladę.
               - Ronnie - odezwałem się, aby zwrócić jej uwagę.
               Spojrzała na mnie, a następnie szybko odwróciła głowę. Nie odpowiedziała tylko zaczęła przyglądać się barmanowi.
               - Ronnie co się dzieje - złapałem ją za dłoń, a ona ją odepchnęła nadal na mnie nie patrząc.
               - Nie odzywaj się do mnie - powiedziała cicho.
               - Wiem, że jesteś zła o to co się stało, ale bez przesady. Wyjaśnię to Tobie.
               - Justin proszę Cię, siedź cicho - powiedziała stanowczo.
               Popatrzyłem na nią chwilę po czym odwróciłem głowę w stronę baru tak samo jak ona. Wziąłem podane mi piwo i westchnąłem cicho.
               - Co się dzieje? - zapytałem się jej, ale wyglądało to jakbym mówił sam do siebie i ona tak samo.
               - Trace tu jest, nie chce żeby nas widział razem - mruknęła.
               - Trace? A ty z kim tu jesteś?
               - Dylan jest ze mną, to znaczy jesteśmy razem, ale wiesz, Trace nie wie, że kiedyś byłam z Tobą i chyba lepiej, żeby nie wiedział.
               - Ale nie rozumiem, dlaczego jesteś z Dylan'em?
               - Bo mi się podoba? - westchnęła i wzięła drinki - Musze iść, miłego wieczoru - burknęła i zniknęła w tłumie.
               Nie mogłem pojąć jej zachowania. Coś wątpię w to, aby od tak chciała z nim być. Coś tu jest nie tak i muszę się dowiedzieć co.



Ronnie



               Usiadłam na kanapę, można powiedzieć w sekcji VIP. Miejsce znajdowało się na balkonie klubu. Podałam drinki Dylan'owi i jego koledze. Objął mnie i zajął się rozmową z nim. Na kanapie obok siedział Trace. Chyba palił zioło z jakimiś swoimi znajomymi. Bałam się tego towarzystwa. Wokół nas kręciły się też jakieś striptizerki. Również Trace sprowadzał jakieś dziewczyny, z którymi nie wiadomo co robił. Mam tylko szczęście, że nic nie wie o tym, że rozmawiałam przy barze z jego wrogiem. No i w ogóle niczego się nie domyśla. Przez ten tydzień, może więcej spotykałam się z 'moim chłopakiem' tylko w klubach. Dobrze, że nie wymagał jeszcze ode mnie czegoś bardzo niestosownego, chociaż grzecznie też nie było. Boję się, że zmierza to do czegoś gorszego. Już spotkała mnie sytuacja w tym całym towarzystwie, która nie była przyjemna, ale nawet nie chcę o niej myśleć.
               - Jak się bawisz, kochanie? - Dylan spojrzał na mnie, a jego ręka delikatnie ścisnęła mój bok.
               - Jest okay - wymusiłam lekki uśmiech.
               - Jakoś nie wyglądasz na zadowoloną.
               Może dlatego, że zmuszasz mnie do związku bo inaczej grozi mi w najgorszym przypadku śmierć? Albo, że mnie obmacujesz, traktujesz jak służącą i każesz się ubierać w prawie nic?
               - Nie, jest w porządku - wydusiłam.
               - Dobra, jak chcesz - oblizał usta - A może pójdziemy dzisiaj w końcu do mnie? - musnął moje usta.
               - Nie wiem, chyba nie mogę - wymamrotałam.
               - Tylko, że t0 mnie nie obchodzi, niedługo zejdzie, chyba że będziesz się stawiać - szepnął - Nie będzie miło.
               Mam ochotę krzyczeć teraz o pomoc, jak cały czas od ostatniego tygodnia. Tak, żeby wszyscy mnie usłyszeli i coś zrobili. Ja nie chce. Ledwo co powstrzymuje łzy i nie trzęsę się ze strachu.
               - Więc? - Złapał mój podbródek i sprawił, że na niego spojrzałam.
               Pokiwałam posłusznie głową.
               - Grzeczna dziewczynka - pocałował mnie w czoło i wrócił do rozmowy.
               Jedyny plus w naszym związku. Dylan nie jest jakimś psychopatą i nic złego mi nie zrobił. Nie wiem, czy to potrwa długo, ale w w takiej sytuacji muszę szukać jakichkolwiek plusów.

               - Idę do łazienki, dobrze? - zapytałam.
               - Mhm, tylko radzę nigdzie nie uciekać.
               - Nie mam zamiaru - mruknęłam i wstałam.
               Czułam się dziwnie. Słyszałam jakieś gwizdy i komentarze na temat mnie i mojego tyłka. Nie dałam rady już tak funkcjonować. Dlaczego musiałam się wpakować w takie gówno? Muszę iść do łazienki i się wypłakać, chyba, że od razu się zabije. Co mi w sumie zostało.
               Zeszłam z balkonu i przecisnęłam się przez tłum. Weszłam na korytarz prowadzący do łazienki. Szłam prosto rozglądając się za damską kabiną. Nagle ktoś złapał mnie za rękę i zaciągnął gdzieś w kąt. Zauważyłam jak zrobiło się ciemno. Czułam, że weszłam do jakiegoś pomieszczenia. Kiedy światło zostało zapalone zauważyłam Justina. Odetchnęłam z ulgą. Pomieszczenie przypominało jakby jakiś schowek.
               - Wyglądasz na przestraszoną - odgarnął włosy z mojej twarzy.
               - Dziwisz się? Myślałam, że ktoś chce mnie porwać i... - westchnęłam ciężko - Same najgorsze myśli. Czego chciałeś?
               - Prawdy - mówił poważnie - Czy ty na prawdę z nim jesteś?
               - Tak, na prawdę - wywróciłam oczami.
               - Ronnie, mów prawdę - złapał mnie za ramiona - Martwię się o Ciebie.
               - Serio? - prychnęłam - Przecież jestem kolejną laską, która na Ciebie leci, jak sam to określiłeś.
               - Ronnie proszę - nabrał powietrza - Nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało. Wiem, że każde tłumaczenie teraz będzie mało wiarygodne, ale przepraszam. Na prawdę przepraszam. Dałem się ponieść emocjom i w jakiś sposób przedstawić sytuację znajomym. Nie jestem typem troszczącego się chłopaka, przynajmniej dla nich. Obiecuję, że tak więcej nie powiem. Przyznam się im, nawet przy Tobie jak było na prawdę.
               - Dobra, okay, już nawet nie chcę o tym myśleć - opuściłam wzrok.
                Wolę o tym zapomnieć. Mam ważniejsze sprawy do zamartwiania się.
               - Muszę iść - spojrzałam na niego.
               - Najpierw powiesz mi prawdę - zatrzymał mnie przed wyjściem.
               - Justin, muszę iść - wyrwałam się jemu.
               - Nie puszczę dopóki nie powiesz co się dzieje - złapał mnie ponownie, a ja syknęłam z bólu.
               Po tym od razu mnie puścił i spojrzał na mnie przejęty.
               - Zrobiłem Tobie coś? Co się stało?
               - Nic, nie ważne - mruknęłam.
               - Ronnie do cholery - ustawił mnie przed sobą i zmierzył mnie wzrokiem.
               Zauważył siniaka na moim ręku i lekko zdartą skórę. Spojrzał na mnie chyba sam domyślając się pewnych spraw. Opuściłam wzrok i zacisnęłam oczy próbując nie płakać. Przytulił mnie do siebie, a ja nie wytrzymałam i parę łez zleciało po moich policzkach.
               - Ktoś cię pobił? - szepnął - Proszę, powiedz.
               - Nie... - pociągnęłam nosem - To znaczy, raz przed klubem, jakiś koleś z ich paczki chciał się do mnie dobrać, jak się broniłam to popchnął mnie mocno. Upadłam i się obiłam - mówiłam cicho - Może to nie było straszne, ale ja już tak nie mogę, nie mogę z nimi przebywać - przytuliłam go mocno i rozpłakałam się jak małe dziecko.
               Zaczął gładzić mnie po plecach. Pocałował mnie w głowę i chwilę pomyślał.
               - Wiesz, że dopadnę tego, kto to zrobił i gorzko pożałuje? A poza tym nikt nie ma prawa tak Ciebie traktować - warknął - Czy stało się coś jeszcze?
               - Nie - uspokoiłam się trochę i spojrzałam na niego. Otarłam łzy.
               - Więc o co chodzi z Dylan'em?
               - Po tym jak wyszłam rano po imprezie spotkałam go i mówił, że muszę się z nim spotykać, bo wie o mnie i o Tobie. Groził, że Trace się o tym dowie. Dlatego musiałam z nim być, on mi nic nie zrobił, ale ta atmosfera, cały czas się boję, muszę się tak ubierać i inaczej zachowywać - przełknęłam ślinę - Jeszcze dzisiaj miałam iść do Dylan'a, wiesz po co...
               Pokręcił głową i zauważyłam jak zacisnął szczękę.
               - Przepraszam, gdyby nie ja to nie musiałabyś tego znosić - westchnął - Dobra, najwidoczniej chcą wojny. Nie umawiaj się z nim już więcej, teraz zabieram Cię do domu i koniec. Ze mną jesteś bezpieczna, nic Tobie nie zrobią - zdjął swoją kurtkę i założył na moje ramiona - Dzisiaj przenocujesz u mnie.
               Pokiwałam głową.
               - Dziękuję - wsunęłam ręce w rękawy jego kurtki.
               - Nie musisz. Tyle mi wystarczy żeby rozprawić się z tym gnojkiem. Teraz się jakoś wydostaniemy, chodź, wiem gdzie jest tylne wyjście - złapał mnie za dłoń i wyprowadził z tego schowka.
               Poszliśmy trochę przez korytarz, aż trafiliśmy do wyjścia. Zaprowadził mnie do samochodu i otworzył drzwi. Wsiadł zaraz po mnie.
               - Ma jakieś Twoje dane? Wie gdzie mieszkasz?
               - Tylko numer telefonu - zapięłam pasy - Zawsze spotykaliśmy się na miejscu.
               - To dobrze, numer można zmienić - ruszył - Dobrze, że zdecydowałaś się powiedzieć mi prawdę, to mogło się źle skończyć.
               - Wiem - westchnęłam.
               - Już się nie bój, jestem z Tobą - złapał za moją dłoń.
               Uśmiechnęłam się słabo. Z jednej strony byłam jeszcze trochę na niego zła, ale postanowiłam to sobie darować. Na jego twarzy widziałam troskę, a zarazem złość. Chyba pierwszy raz aż tak bardzo. Postanowię mu zaufać. W sumie innego wyjścia nie ma.
               - Dam Tobie jakieś rzeczy, jakby co już przepraszam za moje rodzeństwo - mruknął.
               - Dobrze, nie przesadzaj, chyba nie są tacy źli.
               - No nie, ale zaraz będą mówić, że jesteś moją dziewczyną czy coś więc ostrzegam.
               - Będę uważać - uśmiechnęłam się lekko i pogładziłam jego rękę.
               Spojrzał wtedy na mnie uważnie. Nie trwało to zbyt długo, ponieważ musiał skupić się na jeździe. Chciałabym, żeby taki był zawsze. Może jednak coś do niego czuję? Sama nie wiem, przecież to już nie wypaliło. Mogę być przyjaciółką jeśli tak będzie między nami dobrze.

               Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się pod jego blokiem. Wsiedliśmy do windy i pojechaliśmy na górę. Cały czas na mnie zerkał, ale też był cicho. Może przejął się tym wszystkim. No, w sumie to jasne. Teraz widzę, że jakoś mu na mnie zależy. 
Weszliśmy do jego domu. Było coś około dwudziestej trzeciej. Dziwne, że jeszcze tętniło u nich życie. Dzieciaki się w coś bawiły, a jego mama była w kuchni. Pomógł mi zdjąć kurtkę, zdjęłam również buty. Justin szybko dał mi swoje ubrania.
               - Idź się przebrać, co chcesz, łazienka jest tam - wskazał za mnie - A czyste ręczniki na pralce.
               - Dziękuję - pocałowałam go delikatnie w policzek na co uśmiechnął się przelotnie.
               Poszłam do łazienki. Zmyłam makijaż, a przynajmniej tyle ile dałam radę. Odświeżyłam się i założyłam ubrania Justina. Były to jakieś mniejsze bokserki i jego koszulka na krótki rękaw, która wygląda na mnie jak sukienka. Spięłam włosy w kucyka, wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z łazienki. Starałam się ogarnąć szybko, aby na mnie nie czekał w nieskończoność.
               - Dobry wieczór - usłyszałam głos jego mamy.
               Spojrzałam na nią.
               - Dobry wieczór - za bardzo nie wiedziałam co powiedzieć.
               - Wiem, że tu nocujesz. Nie bój się mnie - uśmiechnęła się - Jesteś głodna lub chcesz coś do picia?
               - Może wody - odwzajemniłam delikatnie uśmiech.
               - Dobrze - poszłam z nią do kuchni - Justin powiedział, że zaraz wróci - podała mi szklankę z wodą.
               Pokiwałam głową i napiłam się. Zastanawiałam się gdzie może być. Telefon tym razem zostawiłam w domu więc nie będę mogła odebrać, jakby Dylan do mnie dzwonił. Jednak muszę poinformować mamę gdzie jestem. Zapytałam się mamy Justina, czy mogę zadzwonić. Kiedy się zgodziła zrobiłam to i poinformowałam, że jestem u koleżanki, aby później nie odstawiała mi jakichś scen.
               - Muszę położyć dzieciaki do łóżek. Idź do jego pokoju i rozgość się - powiedziała ciepło i poszła, a ja posłusznie udałam się do pokoju.
               Odłożyłam rzeczy gdzieś na bok i rozejrzałam się.
               - Hej - usłyszałam cichy głosik. Zerknęłam w tamtą stronę i zauważyłam jego brata. Był taki słodki, ale jednocześnie to taki mały przystojniak.
               - Hej - uśmiechnęłam się i ukucnęłam przy nim.
               - Jesteś dziewczyną Justina? - zapytał uroczo.
               - Nie, przyjaciółką - oznajmiłam - Jestem Ronnie - podałam mu rękę.
               - A ja Jaxon - uśmiechnął się.
               Był taki fajny, że nie mogłam się przestać uśmiechać.
               - Pobawisz się ze mną klockami?
               - Jaxon, do łóżeczka - jego mama przyszła do nas.
               Jęknął niezadowolony. Normalnie jakbym widziała małego Justina.
               - A Ronnie może przeczytać mi dobranockę?
               - Jasne - odpowiedziałam - Z przyjemnością.
               Uśmiechnął się zadowolony.
               - Widzisz mamo, Ronnie jest super - złapał mnie za rączkę i pociągnął za sobą, a ja z jego mamą zaśmiałyśmy się.
               - Już teraz nie da Tobie spokoju - powiedziała z uśmiechem.
               - Nic nie szkodzi - odpowiedziałam ciszej kiedy weszliśmy do pokoju.
Jego siostra zdążyła już zasnąć. On wskoczył pod kołdrę i podał mi książkę, którą miałam przeczytać. Zaczęłam cicho i od czasu do czasu spoglądałam na niego. Na początku patrzył na mnie z ciekawością, a później jego oczka powoli zaczęły się zamykać. Widać było, że chciał walczyć ze snem, ale zmęczenie wygrało. 
Opatuliłam go bardziej kołdrą. Odłożyłam książkę na miejsce i kiedy odwróciłam się w stronę drzwi zobaczyłam w progu Justina. Mało nie podskoczyłam ze strachu. Zgasiłam lampkę i podeszłam do niego.
               - Niańczyłaś mojego brata? - zapytał z lekkim uśmiechem.
               - Chciał, abym przeczytała mu książkę na dobranoc więc to zrobiłam - weszliśmy do jego pokoju - Gdzie byłeś?
               - Musiałem załatwić pewne sprawy - wziął ubrania dla siebie - Możesz się już położyć, ja pójdę wziąć prysznic - mruknął.
               Pokiwałam głową i kiedy wyszedł zgasiłam światło. Zajęłam jedną stronę jego łóżka. Przykryłam się i zamknęłam oczy próbując zasnąć.
               Minęło chyba z dziesięć minut i Justin wszedł po cichu do pokoju. Rozłożył koc na podłodze i kiedy chciał wziąć jedną poduszkę z łóżka odezwałam się.
               - Co ty robisz?
               Spojrzał na mnie.
               - Muszę na czymś spać - odpowiedział.
               - Ale czemu na podłodze?
               - Bo myślałem, że przeszkadzałoby Tobie lub czułabyś się niezręcznie ze mną w łóżku - wzruszył ramionami.
               - Nie, możesz spać tutaj - oznajmiłam mając nawet taką nadzieję.
               - Okay - odłożył rzeczy z powrotem i położył się na drugim końcu łóżka - Dobranoc - mruknął i zamknął oczy.                Miał ciało zwrócone w stronę mojego.
               - Dobranoc - szepnęłam.
               Patrzyłam na niego przez chwilę. W głowie miałam wiele pytań, chociaż wiem, że to nie była pora na rozmowę. Jednak nasza relacja stała się beznadziejna i w sumie nie wiem na czym polega, a kiedy indziej może nie być okazji, aby się o to spytać.
               - Justin - mruknęłam.
               Już nie było odwrotu.
               Otworzył najpierw jedno oko, a potem drugie.
               - Hm?
               - Wiem, że to głupie i w ogóle bez sensu, ale nie pogadaliśmy dokładnie o tym, co stało się w moje urodziny.
               - A o czym chcesz jeszcze pogadać? - podparł się łokciem.
               - Chcę wyjaśnić relacje między nami. Wiem, że to był pijański wybryk, ale przyjaciele się nie całują. No i to dziwne, ponieważ najpierw się lubimy jak kumple, później flirtujemy ze sobą, całujemy się i kłócimy i ja już nie mam pojęcia co jest grane.
               Westchnął cicho.
               - Wiem, że to jest dziwne. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. Muszę walczyć ze swoimi uczuciami, chociaż nie do końca wiem, co one oznaczają.
               - Ja wiem tylko, że nie jesteś do końca tym Justinem, którego poznałam wtedy w sądzie - oznajmiłam - Wtedy byłeś typowym babiarzem. Stosowałeś jakieś dziwne gierki i podrywałeś mnie, a tym samym rozśmieszałeś. Później zostaliśmy parą, co nam nie wyszło, bo w sumie to wyglądało tak jakbyśmy się tylko całowali i nie czuli poza tym nic do siebie. A jeśli chodzi o Ciebie, to z tej drugiej strony na prawdę jesteś miłym i porządnym chłopakiem, który zakrywa swoje uczucia flirtem i jakimiś głupimi tekstami.
               - To Twoja opinia - położył głowę na poduszki i przetarł twarz dłońmi - I dla Ciebie to łatwe, dla mnie trudno jest wyrażać uczucia, bo jakoś nigdy nie miałem okazji się nawet przed kimś otworzyć. Chyba wgrałem sobie do głowy obraz kim mam być i myślałem, że już taki zostanę. Z Tobą było inaczej, nie byłaś dziewczyną, która chce się tylko ze mną pieprzyć i lubi mnie też ze względu na charakter. Uwierz, to nadal jest dla mnie nowość i mam prośbę - spojrzał na mnie - Na razie nie określajmy naszej relacji, muszę pozbierać to wszystko w głowie, za dużo rzeczy na raz.
               - Okay - bawiłam się końcówką poszewki.
               - A teraz chodźmy spać - uśmiechnął się lekko.
               - Tylko, że - przysunęłam się do niego - Dzisiaj wolę być bliżej Ciebie - raz się żyje.
               Uśmiechnął się i przykrył mnie szczelniej kołdrą. Nasze twarze były na przeciwko siebie. Objął mnie jedną ręką.
               - Zawróciłaś w mojej głowie i to dosłownie - wymamrotał.