poniedziałek, 2 listopada 2015

25. Fend for oneself





Ronnie


               Poczułam ból. Jakbym walnęła głową w mur. A może to zrobiłam? Zamrugałam oczami, aby obraz mi się polepszył. Zauważyłam sufit, ale nie w swoim pokoju. Miałam nocować u Maggie.  Jednak przypominając sobie trochę wydarzeń z wczoraj i czując rękę Justina na swoim brzuchu już trochę mnie oświeciło. Koszulka podciągnęła mi się do góry tak, że zakrywała tylko mój stanik. Spojrzałam w bok i zobaczyłam jak słodko śpi z policzkiem wtulonym w poduszkę. Film urwał mi się chyba wtedy, kiedy piłam kolejnego shota. Ale nie zdziwiłam się tak bardzo, że leże z Justinem, ponieważ pamiętam jak zaprowadził mnie spać. Tylko to. Dlatego nie wiem czemu mam na sobie tylko jego koszulkę. No i bieliznę. Pewnie pomógł mi się rozebrać dla wygody. 
               W pokoju było czuć alkohol i domyślam się, że to też ode mnie. Szukałam wzrokiem zegarka lub telefonu, ale nic nie znalazłam. Westchnęłam cicho i przetarłam twarz dłońmi. Popatrzyłam na jego rękę i złapałam delikatnie za jego dłoń. Gładziłam ją lekko, próbując sobie przypomnieć dokładnie co było po tym jak już nie pamiętałam. On w pewnym momencie zmienił swoją pozycję tak, że przyciągnął swoją rękę z moją bardziej do siebie i byłam zmuszona przekręcić się na bok. Miałam twarz parę centymetrów od jego. To niemożliwe, żeby miał tak nieskazitelną cerę. Zauważyłam może tylko z dwie blizny. Jedna wyglądała, jakby się zadrapał. Druga jest trochę mniejsza. Jego włosy były lekko roztrzepane, ale nie wyglądał z tym źle, a wręcz przeciwnie. Uchylił lekko wargi. Były takie pełne. Miałam ochotę je pocałować. Nie, nie mogę. Ale... On się na pewno nie obrazi. No chyba tylko dlatego, że jego tym obudzę. Tylko, że nie jesteśmy razem i się nie całujemy. Zapominam czasami, że to tylko mój przyjaciel. Pofantazjować mogę.

               Po kilku minutach zauważyłam, że zaczyna się przebudzać. Spojrzał na mnie przez przymrużone oczy. Przyjrzał się mi, a na jego twarzy ukazał się lekki, a zarazem leniwy uśmiech. Zauważył, że trzyma moją dłoń.
               - Pewnie dlatego jesteś tak blisko - powiedział z lekką chrypką.
               - Mhmm, powiedzmy - wymamrotałam.
               - No i dobrze - puścił mi oczko i puścił moją dłoń, aby przetrzeć oczy - Pamiętasz coś z wczoraj?
               - No, większość - patrzyłam na niego.
               - A to co było wczoraj, tutaj?
               - A coś było? - otworzyłam szerzej oczy.
               - Hm - spojrzał na mnie - No wiesz, byłaś napalona...
               - Co ja zrobiłam? - spytałam przerażona.
               - Naaajpierw - ziewnął i kontynuował - Zdjęłaś swoją koszulkę... - zaczął mówić strasznie pociągającym głosem - Pogadałaś trochę, podeszłaś do mnie, złapałaś za moją koszulkę, przyciągnęłaś mnie do siebie... - przysunął usta do mojego ucha - I powiedziałaś: "Pokaż, na co Cię stać, Bieber" - szepnął i złapał zębami za płatek mojego ucha. Zaśmiał się cicho.
               Byłam w szoku. Odetchnęłam cicho i przygryzłam wargę. Nie mogłam znieść tego, co ten człowiek ze mną robi. Ale ja byłam w stanie w ogóle tak powiedzieć? No wiem, że po pijaku jest się pewnym siebie, ale bez przesady.
               - Mmm, ładna malinka -przejechał palcem po mojej szyi.
               Jeju.
               - M-My spaliśmy ze sobą?
               -  W łóżku? Jak widać - zaśmiał się ponownie - Ale jeśli chodzi o sex, nie.
               Odetchnęłam z ulgą.
               - Więc co? Coś się między nami działo?
               - Powiedzmy, że było blisko do seksu - spojrzał na mnie - Całowaliśmy się, dotykaliśmy i było bardzo przyjemnie. Baaardzo mnie podnieciłaś i nawet nie wiesz jak ciężko było mi się powstrzymać od głębszych doznań - mruknął - Ale nie mogłem zrobić tego z Tobą, kiedy byłaś w takim stanie. Wiedziałem, że właśnie teraz byś tego żałowała.
               Popatrzyłam chwile w jego oczy. Nie spodziewałam się, że tak postąpi.
               - Dziękuję - szepnęłam.
               - Nie ma sprawy. Szanuję Cię i nie mam zamiaru znowu skrzywdzić.
               Uśmiechnęłam się lekko.
               - To miłe, co mówisz - stwierdziłam.
               - Byłbym serio idiotą gdybym na to pozwolił, nie sądzisz?
               - Ale z inną laską byś tak zrobił. Tak myślę...
               - Tylko, że ty nie jesteś jedną z tych lasek. Przyjaciół szanuję.
               Chwilowo o tym zapomniałeś.
               - Z przyjaciółmi nawet się nie całuje - usiadłam i poprawiłam włosy.
               - To co innego, jak przyjaciel kogoś pociąga. Trudno czasami się opanować.
               - Ciebie każda pociąga i z każdą byś poszedł do łóżka.
               - Nagle jesteś na mnie zła i będziesz brała mnie za męską dziwkę, chociaż nic nie zrobiłem? - zmarszczył brwi.
               - Nie... Nie wiem - pokręciłam głową - Głowa mnie boli.
               - Nie kłóć się ze mną na kacu - wstał z łóżka.
               Zlustrowałam go wzrokiem. Podszedł do szafy i założył spodnie dresowe zostawiając goły tors.
               - Idę zrobić coś do jedzenia. Jak będziesz chciała to zejdź na dół - powiedział i wyszedł.
               Westchnęłam i leniwie wstałam. Odnalazłam wzrokiem swoje rzeczy i poszłam z nimi do łazienki.
                Zobaczyłam swoją twarz w lusterku. Ja na prawdę dziwię się, że Justin nie uciekł z tego pokoju jak na mnie spojrzał. Wyglądałam jak po przejściu wichury. Związałam włosy w kucyka i obmyłam twarz zimną wodą. Umyłam się i ubrałam. Nie było już tak źle.
               Zeszłam na dół. Zajrzałam do salonu. Było tam z czterech chłopaków, oczywiście śpiących. Na jednej kanapie Ian i Beth, a na drugiej Maggie. W takim samym stanie jak ja. Nie chciałam ich budzić więc udałam się do kuchni. Justin jadł płatki. Spojrzał na mnie.
               - Chcesz tabletkę?
               Pokiwałam lekko głową.
               - Dobra, ale najpierw zjedz - wskazał na kilka zrobionych kanapek - Użyłem tego co miał w lodówce, wydaje się być świeże - wstał i podszedł do szafki.
               - Wydaje się? - uniosłam lekko brew i usiadłam do stołu.
               - Na pewno świeże - uśmiechnął się i odnalazł tabletki. Nalał mi wody i postawił obok mnie - Smacznego - wrócił do jedzenia.
               - Wzajemnie - mruknęłam i wzięłam kanapkę do ręki.
Jadłam powoli myśląc nad tym wszystkim. Niby nie uprawiałam z nim seksu, ale nie spodziewałam się, że po pijaku właśnie tego chciałam.
               - Tak teraz się zastanawiałam - zaczęłam - Dlaczego mamy taką dziwną relację?
               - To znaczy?
               - To znaczy, że mam takie odczucie, jakbyś był zupełnie inny, ale przyzwyczaiłeś się do bycia kobieciarzem. Wiem, że można się wygłupiać, poflirtować dla zabawy. Lubię w Tobie to, że mnie rozśmieszasz, ale gdzie jest ten stonowany i uczuciowy Justin, którego widziałam może z dwa razy?
               - Przyznam, że na kacu masz niezłe rozmyślenia - zaśmiał się.
               - Już dawno nad tym myślałam - wytłumaczyłam się.
               - Nie wiem jak Ci to wytłumaczyć - westchnął - Jesteśmy przyjaciółmi, szanuję Cię i nie chcę stracić. Wolę ten układ. Jednak przekonałem się, że nie umiem żyć w związku - wzruszył ramionami - Za bardzo przyzwyczaiłem się do tego życia, jakie mam. Jeśli chodzi już o ten flirt... Taki już chyba jestem - spojrzał na mnie - Wczoraj uległem. Wyglądałaś bardzo dobrze, a ja jestem facetem - uśmiechnął się lekko - W dodatku wstawionym. Mam nadzieję, że rozumiesz.
               Patrzyłam na stół. Przemyślałam to co powiedział. Jednak nie tak głęboko. Ból głowy mnie rozsadzał.
               - Okay - wróciłam do jedzenia.
               Tak, na prawdę miałam chęć się z nim pokłócić. To znaczy wyrazić swoje zdanie na ten temat. Nagle jest taki obojętny? Poddaje się, nie mam siły na tego człowieka. Chce być przyjacielem, dobra. Dam radę. Nie sądzę, żebym się zakochała czy coś, ale jego umięśniony brzuch bym chętnie pogładziła... Ja chyba jeszcze nie myślę trzeźwo. 
Z trudem zjadłam tą jedną kanapkę, a następnie wzięłam tabletkę i popiłam wodą.

               Po jakimś czasie wszyscy wstali. Wszyscy, oprócz Meg. Będę musiała zawieść ją do domu.
               - Justin, to moje dresy? - zapytał jeden z chłopaków.
               - Tak, wziąłem z Twojej szafy.
               - Nie miałeś swoich rzeczy? - zaśmiał się.
               - Chyba zostały gdzieś pod łóżkiem, nie chciało mi się ich szukać.
               - A coś się działo ciekawego? - uśmiechnął się znacząco.
               - Niee - powiedział rozbawiony - Ktoś był tam na mnie napalony i mnie rozebrał.
               On chyba zapomniał, że jestem w tym pomieszczeniu. Ten chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem.
               - No ładnie. Solenizantka zaszalała - zaśmiał się.
               - Przecież wiesz, że każda na mnie leci - Justin był chyba z siebie bardzo zadowolony.
               Popatrzyłam na niego nie wiedząc co powiedzieć. Wstałam z krzesła i wyszłam z kuchni.
               - Brawo, bądź z siebie dumny - usłyszałam głos Bethany.
               Poszłam do salonu i obudziłam Maggie. Nie miałam ochoty już tu dłużej siedzieć. Zostałam skompromitowana przed tymi ludźmi.
               - Meg, wstawaj - potrząsnęłam jej ramię.
                Wymamrotała coś pod nosem i spojrzała na mnie śpiąca.
               - Gdzie jesteśmy? - spytała cicho.
               - Tam, gdzie odbywała się impreza. Wstawaj, jedziemy już do domu.
               - Chwilka - przeciągnęła się.
               Podniosła się z kanapy tak, jakby miała przyczepione do ciała jakieś ciężarki. Złapała się mojego ramienia i razem poszłyśmy do łazienki. Zaprowadziłam ją tam, aby się ogarnęła. Czekałam na nią na korytarzu sprawdzając, czy nic nie zginęło z mojej torebki.
               - Ronnie - mruknął - przepraszam.
               Ta, jeszcze jego tu brakowało.
               - Daruj sobie - spojrzałam na niego.
               - Wiem, jestem debilem.
               - Tak, idiotą i chamem, ale no cóż, to się nie zmieni - wzruszyłam ramionami.
               - No widzisz - wywrócił oczami.
               Myślał, że tego nie widzę.
               - Widzę, widzę - zapięłam torebkę i założyłam ją na ramię - Skończyłeś?
               - Teraz będziesz na mnie zła?
               - A co? Mam skakać nad Tobą i mówić jaki jesteś cudowny? - wydęłam wargę - Przecież każda na Ciebie leci.
               - To było się wczoraj na mnie nie rzucać. Powiedziałem prawdę. To nic strasznego.
               - Jeśli się tak zmieniasz pod wpływem kolegów to ja dziękuję za taką znajomość. Nie musisz się przed nimi popisywać.
               - Nie przesadzasz trochę? - zmarszczył brwi.
               - Nie i nie wiem co w Ciebie wstąpiło, ale nie mam ochoty z Tobą rozmawiać.
               - Zachciało mi się związku - pokręcił głową i poszedł w kierunku pokoju - Zapomniałem, że dziewczyny są strasznie trudne.
               - A ja, że jesteś dupkiem - warknęłam.
               To przez tą tabletkę przeciwbólową tak mu odbiło? Zrozumiałabym, gdyby miał okres. Niestety tego nie można wytłumaczyć.
               - Co się tu stało? - Maggie wyszła z łazienki już w lepszym stanie.
               - Nie ważne, pomożemy posprzątać i pójdziemy - zmieniłam temat.
               - Okay - mówiła jeszcze śpiąco.
               - Nie musicie sprzątać, my się tym zajmiemy - podeszła do nas Bethany.
               - Pomożemy - uśmiechnęłam się lekko.
               - Nie, ty jesteś solenizantką. Wczorajszą, ale jeszcze się liczy - uśmiechnęła się - Poza tym musisz zaopiekować się Meg. Ma kto was odwieść?
               - Tak, zamówię taksówkę - Objęłam ją - Dziękuję jeszcze raz za przyjęcie.
               - Nie ma za co - odwzajemniła uścisk i pożegnała nas - A, no i później przyjedź po prezenty - przypomniała.

               Wyszłyśmy na zewnątrz. Było zimno i wiał silny wiatr. Podeszłyśmy już trochę do głównej ulicy i zajrzałam do torebki, aby wyciągnąć telefon. Westchnęłam ciężko. Zostawiłam go tam. A specjalnie wszystko sprawdzałam. Jak mogłam zapomnieć o telefonie?
               - Maggie, poczekaj tu pięć minut. Muszę wrócić się po telefon - powiedziałam pośpiesznie.
               - No dooobra - przeciągnęła leniwie i oparła się o mur bloku.
               Ja odwróciłam się i poszłam z powrotem. Aby skrócić sobie drogę skręciłam w jakąś mniejszą uliczkę. Zamyśliłam się. Było tu tak cicho, że aż strasznie. To nie podobne do klimatów Nowego Jorku. Ale to w sumie nie jest Manhattan, czego można się spodziewać. Zauważyłam, że ktoś wyszedł z uliczki obok. Ten ktoś zaczął iść w moją stronę. Kiedy był już dość blisko zorientowałam się kto to. Uśmiechnął się do mnie szeroko.
               - Hej, dawno się nie widzieliśmy - oblizał usta.
               - Tak, hej Dylan - odwzajemniłam delikatnie uśmiech.
               Od razu przypomniało mi się, co powiedział Justin. Dylan był z tego groźnego gangu. Musze zachować spokój, jakbym nic nie wiedziała i będzie dobrze.
               - Gdzie idziesz? - uniósł brew i ustał przede mną, tym samym zatrzymując mnie.
               Miał ręce włożone w swoją skórzaną kurtkę i włosy lekko rozwalone od wiatru. Patrzył na mnie pytająco, a na jego twarzy widniał lekki uśmieszek.
               - Muszę się po coś wrócić do znajomych - oznajmiłam i poprawiłam torbę na ramieniu.
               - Jakich znajomych?
               - Nie znasz. Przepraszam, śpieszę się - posłałam mu niewinny uśmiech i wyminęłam go.
               - Czyżby? - złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie - Co tak szybko mi uciekasz?
               - N-nie uciekam - jąkałam się.
               - Dlaczego masz taką przerażoną minę? - zaśmiał się cicho - Coś przede mną ukrywasz?
               - Nie, wydaje Ci się - uśmiechnęłam się lekko.
               Złapał mnie za biodra, następnie podszedł do mnie tak, że musiałam się wycofać jeszcze bardziej do tyłu i tym samym oparłam plecy o mur bloku. Jedną ręką oparł się przy mojej głowie, a drugą położył po moim drugim boku, zamykając mnie w klatce.
               - Słuchaj - zwilżył wargi i rozejrzał się - Wiem, że Ciebie i Justina coś łączy. Nie obchodzi mnie, czy to związek, czy znajomość. Pewnie już wiesz od niego, że jak mój szef się o tym dowie to oboje będziecie mieli kłopoty?
               - Ale... - już nie chciałam kłamać i zaprzeczać - Dlaczego?
               - Skarbie, będzie miał przynętę. Tylko jeśli zobaczy, że jesteś dla niego trochę ważna to się zemści. Nie wiem jak, ale nie chcesz tego doświadczyć - przejechał kciukiem po moim policzku.
               - Do czego zmierzasz? - starałam się być opanowana.                Patrzyłam w jego oczy.
               - Moja propozycja jest taka - zaczął - Będę tutaj może jeszcze jakiś czas. Dopuki nie wyjadę masz być moją dziewczyną - uśmiechnął się lekko.
               - Um - zdziwiłam się lekko - Tylko tyle?
               Zaśmiał się.
               - Będziesz robiła to, co Ci każę - powiedział rozbawiony, ale też stanowczo - A chcesz więcej?
               Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zaczęłam się bać.
               - Nie - pokręciłam głową - Ale d-dlaczego chcesz mnie chronić?
               - Chronić? Okay, jak chcesz możemy to tak nazwać - puścił mi oczko - Mam dosyć zarywania do dziewczyn, mogę mieć już taką na miejscu - zaczął mówić przy moim uchu - Podobasz mi się Ronnie, chyba ja Tobie też. Włącz się do naszej paczki, a wtedy będziesz bezpieczna. Nic Ci nie zrobię, będziesz tylko moja i do moich zachcianek.
               Oddychałam niespokojnie. Miałam kilka sekund na przemyślenie tego.
               - Wiesz, w sumie nie masz wyjścia, bo jak odmówisz będziesz miała kłopoty, tylko dlatego, że zadawałaś się z tamtym idiotą - uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
               Odwróciłam wzrok. Chciałam jeszcze żyć. Zgodzę się na to. Nie mam innego wyjścia. Boję się. Mam taki duży natłok myśli, nie daje już rady.
               - Więc jak? - złapał za mój podbródek i skierował moją twarz do swojej.
               Pokiwałam lekko głową. Co, miałam odmówić? Po co ja się w to wszystko wplątałam.
               - Grzeczna dziewczynka - ścisnął delikatnie mój pośladek - A teraz poproszę Twój aktualny numer i widzimy się jutro wieczorem, zabawimy się trochę - uśmiechnął się.
               Podałam jemu ten numer i spojrzałam w jego oczy. Co miał na myśli, że się zabawimy?
               - Dzięki - odsunął się - A i jeszcze jedno - schował telefon do kieszeni - Radzę Tobie nikomu o tym nie mówić. Masz swobodnie i bez zastanowienia odpowiadać, że jesteśmy parą z własnego wyboru - Oznajmił i odszedł.
               Stałam w miejscu nie wiedząc nawet co myśleć. Mam ochotę schować się do pokoju i płakać. Nie wierzę, że wpakowałam się w takie gówno. A co jak mi coś zrobią? Ja nie chcę się "zabawić". A co jeśli będę musiała uprawiać z nim seks? Czy ja mogę wrócić do poprzedniego życia? Już wolałam być dziewczyną koszykarza, na którego wszystkie lecą. Chciałam powiedzieć Justinowi, ale nie mogłam. Czułam się przy nim bezpiecznie, ale najwyraźniej tylko chciał mi wtedy zaimponować. A może Dylan będzie lepszy? Może ma prawdziwe intencje? Przynajmniej jest przystojny. Tak, starałam się sama pocieszać. Muszę zachować spokój.
               Przetarłam oczy i ruszyłam dalej. Zauważyłam już dom tego chłopaka. Teraz muszę zachowywać się tak, jakby ta cała sytuacja nie zaistniała. Ale nie, nie pisałam się na takie życie. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie sprawnie i za parę dni Dylan wyjedzie.


 ____________________

Ponownie przepraszam, że tak długo nie było postu. Zawsze miałam jakoś inne sprawy, przez które nie mogłam pisać. Teraz postaram się robić to częściej. Mam nadzieję, że nie straciłam czytelników :)
P.S. Za prośbami Dylan trafił do Characters

6 komentarzy:

  1. Kocham te opowiadanie! ♥
    Czekam na next! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze urwane W najbardziej wciągający momencie hxksvsbkxBoze Nie wierze, biedna ronnie czuje ze to się złe skonczy Ale może Justin się dowie i coś z tym zrobi

    OdpowiedzUsuń
  3. ps dylan jest mega przystojny gdhbffjknd

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej max ♥
    Next!! ♥

    OdpowiedzUsuń