czwartek, 4 czerwca 2015

20. Explain




Justin

 
               - Od paru dni jesteś jakiś nieobecny, Justin - mruknął Mike, zanim weszliśmy do baru.
                - Przesadzasz - rozejrzałem się i zauważyłem nasz stolik, zacząłem stawiać kroki w jego stronę. 
               - Powiedz mi lepiej co się dzieje, a nie dąsasz się jak mała dziewczynka - wzruszył ramionami i usiadł na miejscu przy mnie. 
               Kelnerka podeszła do nas i zapytała o zamówienie. Mike wziął jakiegoś prostego drinka, a ja zgodziłem się na to samo. Zauważyłem, że chyba ta kobieta wpadła mu w oko. 
               - Cały czas się na nią gapisz - wymamrotałem - Przestań, to niezręczne. 
               - I kto to mówi - zaśmiał się - Od kiedy przejmujesz się tym, co myśli jakaś laska? Sam mierzysz je wzrokiem, jakbyś miał ochotę je zjeść.
                - Ludzie się zmieniają - odpowiedziałem krótko i poważnie.
                - Serio, coś jest nie tak? Hm, głupie pytanie. Jasne, że jest - westchnął ciężko - Coś z Ronnie? Kryzys w związku?
                Spojrzałem na niego niezadowolony. Nie podobało mi się, że nadal się z tego nabija. 
               - Nie ma żadnego związku, możesz mi dać z tym spokój? - warknąłem cicho. 
               - No, wiedziałem, że Justin nie będzie długo zaangażowany - uśmiechnął się.
                - Wiesz co kurwa? Nawet nie zdążyłem się zaangażować - uśmiechnąłem się sztucznie.
                - Ej, spokojnie - wycofał się - Czemu tak to przeżywasz?
                - Nie wiem - położyłem jedną rękę na stół, mając dłoń w pięści - Na prawdę nie wiem.
                - Nie mów, że się zakochałeś - ukrywał rozbawienie.
                - Nie - pokręciłem głową i zignorowałem to - To jeszcze nie była miłość, może na siłę próbowałem związku. Nie nadaje się do tego.
                Kelnerka postawiła przed nami drinki, posłała znaczący uśmiech w stronę Mike'a i odeszła. On oczywiście odwzajemnił tym samym. 
               - A jak to wyglądało? - wrócił do moich spraw - Od tak zerwaliście? 
               - Dokładnie? - uniosłem brew i spojrzałem w jego stronę, a kiedy pokiwał głową, odchrząknąłem - Byłem na tym całym spotkaniu, co pożyczyłem od ciebie garnitur - zacząłem. On nie wiedział, że grałem tam na gitarze. Nie chciałem, żeby ktokolwiek wiedział.
                - No, mów dalej. 
               - Impreza odbywała się spokojnie i po jakimś czasie, kiedy Ronnie poszła do łazienki, zaczepił mnie jakiś facet i zaczęliśmy rozmawiać o firmie i takie tam. Szkoda, że się na tym nie znałem - skłamałem. Rozmawiałem z jakimś kolesiem z wytwórni płytowej - A nim się obejrzałem, Ronnie podeszła do mnie, walnęła mnie przy wszystkich w twarz i zerwała ze mną - ominąłem dużo szczegółow. 
               - Mhmm - podrapał się w brodę, myśląc - Od tak?
                Pokiwałem głową i napiłem się drinka. Skwasiłem się trochę.
                - Na prawdę, nic Tobie dodatkowo nie mówiła? Przy tym zerwaniu?
                Westchnąłem cicho i przypomniałem sobie to wszystko.


               - Ronnie do cholery, co Ci się stało? - złapałem się za policzek, ponieważ poczułem nieprzyjemne pieczenie.
               - Masz racje, nie wiem co mi się stało, nie wiem jak mogłam być z takim oszustem i gnojem jak ty! - warknęła wkurzona, nadal nie wiedziałem, co się dzieje.
               - Ale o co ci chodzi?! - zmarszczyłem brwi.
               - Dobrze wiesz, o co mi kurwa chodzi, tylko ja nie wiedziałam, myślałam, że będzie tak cudownie, ale nawet nie było, wszystko było kłamstwem, jesteś bardzo dobrym aktorem, wiesz? - miała łzy w oczach - Jeszcze dobrze, że nie powiedziałeś mi, że mnie kochasz, chociaż robiłeś wszystko, żebym ja zakochała się w tobie, aby to wykorzystać, tak? Lepiej już się do mnie nie odzywaj, zapomnij o mnie, nawet nie chcę cie znać!

               W tym momencie słowa chyba zabolały mnie bardziej. Wiele dziewczyn już walnęło mnie w policzek, mówiły że jestem palantem, debilem, ale przyzwyczaiłem się. Tylko, że oprócz tych krzyków, powiedziała coś, co mnie złamało i nie tylko, ale sposób jaki to mówiła, kiedy wymawiała te wszystkie wyzwiska. Jej mina, która po walnięciu mnie mówiła 'przepraszam, po prostu mnie zraniłeś i chciałam, żebyś poczuł się tak jak ja'. 



               - Mówiła, że nie chce mnie znać, że wszystko było kłamstwem, nie wiem, moje uczucia do niej? - wymamrotałem pytająco. 
               - Ale sama od tak to stwierdziła? Coś musiało się stać, że tak powiedziała.
                Nagle ktoś rzucił kopertę na stół przed nami. Podniosłem głowę i spojrzałem na nią. 
               - Zapomnieliście czegoś, Ian wam przekazuje - Bethany była wyraźnie zirytowana - Nie mieszam się w wasze sprawy, ale sam też mógłby wam to przynieść, ale nieee, biedactwo, chory musi leżeć w łóżku - powiedziała sarkastycznym głosem. 
                Mike się zaśmiał, a ja schowałem kopertę do kieszeni kurtki. 
               - A ty co taki poważny? Nie zadowoliłeś się jeszcze po zerwaniu? - uniosła brew. 
               Przyznam, że mnie zaskoczyła.
                - Skąd wiesz o tym, że z nią zerwałem? - mój wzrok stał się podejrzliwy.
                - A jak myślisz? - uśmiechnęła się sztucznie - Kojarzysz Maggie? Wiesz, taka przyjaciółka Ronnie - wzruszyła ramionami, jakby to było oczywiste - No i spotkałyśmy się. 
                - Spotkałaś się z Maggie? - zmarszczyłem brwi.
                - Tak, w jej domu - pokiwała głową - Razem z Ronnie, urządziłyśmy sobie 'nocowanie', z czego i tak połowę nocy Ronnie płakała, lub wcale nie spała, ponieważ potraktowałeś ją jak idiotkę. Nie wróciła do domu, dopiero po dwóch dniach, bo rodzice nie dawali jej spokoju. Teraz też nie ma dobrze, ale niestety nie mam z nią żadnego kontaktu. Telefon ma w naprawie, a laptopa zabrali jej rodzice. Nie może się z nikim spotykać. Oh Justin, lubisz ranić ludzi, co nie?
                - Czekaj - próbowałem wszystko przetworzyć w głowie - Ty byłaś na tym przyjęciu?
                - Niestety tak, spotkałam się z nią wcześniej i powiedziałam jej, jakie na prawdę masz zamiary wobec niej - pokręciła głową.
                - To ty jej coś nagadałaś? Głupia jesteś? - wstałem i ustałem przed nią, aby nie krzyczeć.
                - Nie, uczciwa - stwierdziła - Powiedziałam jej, że tak na prawdę tylko sex się dla Ciebie liczy. 
               - Na prawdę zwariowałaś - pokręciłem głową - Straciłem ją, przez kłamstwo, w które uwierzyłaś?
                - Ale sam nam to mówiłeś Justin, wszystkim - wtrącił Mike. 
               - Tak, ponieważ spanikowałem - westchnąłem - Tak, na początku na prawdę zarywałem do niej tylko dlatego, aby się z nią przespać. Taki byłem, przykro mi. Ale postanowiłem spróbować być w związku. Chciałem przynajmniej spróbować się zmienić i poczuć coś więcej. Chyba też mi się należy, prawda? - wsunąłem krzesło i zacząłem iść w stronę wyjścia.
                - Ej, Justin - krzyknął Mike - Zaraz ma przyjść Trace, co ty odpierdalasz? 
               - Idę wszystko naprawić, jeśli dam radę - powiedziałem tak, aby przynajmniej Bethany usłyszała.
                Podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Rozejrzałem się i nie zobaczyłem nikogo, więc swobodnie wsiadłem do samochodu, zapiąłem pasy i mając jeszcze trochę nadziei, odpaliłem samochód.


 
Narrator


                Trace przebywał w samochodzie kilkanaście metrów od baru. Widział Justina, jak wychodził z lokalu.
                - No proszę, ucieka się ze spotkania ze mną - rzekł w stronę jednego, ze swoich pracowników, a może bardziej do siebie - Jeszcze nie zobaczyłem się z tym gnojkiem, a już obleciał go strach - pokręcił głową z wyraźnym rozbawieniem. 
               Jego pracownik odezwał się w końcu. 
               - Całe życie będzie się tak ukrywał?
               - Wiesz co, ty idź do tego baru, załatw szybko za mnie sprawę, a ja pojadę za nim i zobaczę, co było ważniejsze, od naszego spotkania - zastukał palcami w kierownice, kiedy Justin wyjechał z parkingu, zmierzając w kierunku szkoły swojej dziewczyny.


 
Ronnie

 
                Stałam przy rzędzie szafek w szatni, czekając, aż zacznie się lekcja w-f'u. W sumie byłam tutaj tylko ja i może ze trzy dziewczyny gdzieś dalej. Słyszałam rozmowy z daleka, dlatego tak stwierdziłam. Usiadłam na ławce i zaczęłam bawić się telefonem. To była długa przerwa. Nie wiem czy błędem było przyjście wcześniej, bo chociaż mam przebranie się w strój sportowy z głowy i nie muszę tego robić przy innych dziewczynach. Też chciałam pobyć sama, jak robie to przez ostatni czas. Założę się, że troche minie, zanim pozbieram się po tym wszystkim, ale to normalne, prawda? Chociaż pouczę się na błędach.
                - Ronnie - usłyszałam cichy i lekko chropowaty głos niedaleko mnie.
                Odwróciłam głowę, a na końcu tego rzędu z szafkami stał Justin. No tak, jeszcze jego brakowało. 
               - To damska szatnia - mruknęłam - Za chwile znajdzie się tu więcej dziewczyn i prędzej czy później Ciebie wygonią - wymamrotałam patrząc w podłogę, bez żadnego uczucia i przejęcia. 
               - Na pewno nie powiem Tobie przez ten czas wszystkiego, co chciałbym, ale przynajmniej trochę - podszedł i usiadł obok mnie, ale nie tak blisko. Jakby był trochę przestraszony.
                - Nie wiem, czy chcę słuchać. 
               - Spróbuj. Nie oczekuję tego, że mi wybaczysz, ale zrozumiesz to wszystko - patrzył cały czas na mnie.
                - Cokolwiek - obracałam telefon w palcach, patrząc przed siebie.
                Nabrał powietrze i cicho wypuścił je z ust.
                - Zacznę od tego, że prawdą jest to co Bethany Tobie powiedziała, ale tylko to, że to powiedziałem, a nie prawda tamtej mojej wypowiedzi - oblizał usta, zerkałam na niego, ale prawie wcale - Powiedziałam to dlatego... dlatego, że oni zaczęli gadać, jak to się zakochałem i od razu by mi dokuczali, a ja nie miałem na to humoru, więc musiałem coś wymyślić - opuścił wzrok - Nie sądziłem, że się o tym dowiesz, a nawet zapomniałem o tym wydarzeniu. Dla mnie w ogóle ono nie miało znaczenia. Zrozum Ronnie... - zaczął się trochę jąkać. Robi to, jak się denerwuje, a przynajmniej przy mnie - Przepraszam, ale na początku tak myślałem, że zaliczę kolejną laskę. Tylko, że te uczucie jakoś po pewnym czasie zanikło. Myślałem, że zostaniesz moją koleżanką, przyjaciółką, ale ja nie mogłam tego tak zostawić. Za bardzo mi się podobałaś... 
               - Mam w to wierzyć, Justin? - wtrąciłam nagle i spojrzałam jemu w oczy. Dawno ich nie widziałam, a moja złość w kierunku do niego, nie zmieniała tego, że były piękne. Uh Dowell, otrząśnij się.
                - To już zależy tylko od Ciebie - patrzył w moje - To jest najszczersza prawda. Przecież nie mówię, że Cię kocham - westchnął i odwrócił wzrok - Nie zrozum mnie źle, ja chciałem spróbować pokochać. Na prawdę nie wiesz jak przez te dni zadręczałem się przez to, co się stało. Po pierwsze nie wiedziałem co zrobiłem, a po drugie ty w takim stanie to jakbyś walnęła mnie tak z dziesięć razy - zauważył, że już trochę czasu minęło - Przepraszam Ronnie, po prostu. Mogłem tego nie mówić - skończył.
                Teraz miałam kilka sekund na myślenie. Słuchałam jego wypowiedzi, zastanawiałam się, czy to wszystko miało sens. Jedno wiem. Albo jest dobrym kłamcą, albo na prawdę tak było i to nieporozumienie.
                - Wiesz co? - powiedziałam w końcu, widząc, że z boku jego spodni pod ugiętą koszulką wystaje broń. Nie wiem co on jeszcze ukrywa - Przypominasz mi trochę pistolet - może zrozumie, że właśnie go zauważyłam - Jak pierwszy raz na niego spojrzysz to wydaje się Tobie piękny i taki nieskazitelny, ale jak pociągniesz za spust, to tak jak z poznaniem wnętrza człowieka. Orientujesz się, że nawet swoim zachowaniem, tak jak nabojem, może zranić inną osobę. 
               Miał opuszczoną głowę, oczywiście spojrzał na broń i schował ją bardziej.
                - Lepiej już idź, dziewczyny zaczynają się schodzić - dodałam. 
               - Masz rację - przetarł twarz dłońmi - Masz też racje do tego co powiedziałaś, nie zasługuję na Ciebie - wstał - A, no i sto lat - spojrzał na mnie - Parę dni przed, ale wątpię, żebyś chciała się jeszcze spotkać - posłał mi ostatni, smutny uśmiech i odszedł, a do szatni zaczęły wchodzić grupki dziewczyn.


 
Justin


                Szedłem przez korytarz szkoły. Na szczęście wiedziałem gdzie Ronnie miała lekcje, przez plan powieszony przy sekretariacie. No cóż, przynajmniej powiedziałem połowę tego, co chiałem. Reszty nie ująłem w słowa. Mam na myśli uczucia. Chciałem jej powiedzieć, co czuję, ale i tak nic by to nie zmieniło. Jestem dupkiem.

               Wyszedłem z budynku i powolnym krokiem doszedłem do parkingu. Nagle usłyszałem, jak ktoś klasnął kilka razy w dłonie.
                - Brawo, Bieber - usłyszałem znajomy głos, który teraz się zaśmiał - Przyjechałeś do kolegi, czy koleżanki? Hm, sądzę, że do koleżanki. Nie ładnie tak wchodzić do damskiej szatni.
                Spojrzałem na niego, a on pokręcił głową. Tak jak myślałem, to był Trace. 
               - Śledzisz mnie? - zmarszczyłem brwi i podszedłem bliżej niego i jego samochodu. 
               - Raczej sprawdzam, gdzie chciałeś uciec - poprawił mnie, uśmiechał się chamsko.
                - Nie uciekłem i nie chciałem, miałem sprawę do załatwienia - warknąłem.
                - Spokojnie - skrzyżował ręce - Ze mną też miałeś sprawę. Wpakować mojego wspólnika do więzienia? - prychnął - A Tobie uszło wszystko płazem? - uniósł brew - Jesteś mi dużo winien, Bieber. Nawet powinienem Cię zabić, ale chyba na razie się wstrzymam. Mój znajomy już ustalił z Twoimi co i jak, no i macie się z tego wywiązać. Inaczej wiesz, co Cię czeka - uśmiechnął się po raz ostatni, wsiadł do samochodu i odjechał.
                Nie mogłem opanować buzujących we mnie emocji. To wszystko działo się tak szybko. Tylko o jedną rzecz jestem spokojny. Nie wie o Ronnie i dobrze, że jej w moim towarzystwie nie zobaczy. Na prawdę odbija mi przez nią. W tym dobrym sensie, chyba. Nie zależało mi na innej tak jak na niej.