piątek, 14 listopada 2014

8. Behave This Way





Justin


               Wstanie rano było dla mnie udręką. Szczęście, że pamiętam chyba wszystko z wczorajszej imprezy i wiem, że zachowywałem się dziwnie więc muszę jakoś przeprosić za to szczególnie Ronnie, ale to innym razem. Bolała mnie głowa a jeszcze musiałem odprowadzić Jazzy do szkoły a Jaxo do przedszkola. Mam jeszcze załatwić sprawy z kumplami a wcale nie mam na to ochoty.
               - Wstawajcie śpiochy, czas do szkoły - wszedłem do ich pokoju po czym głośno ziewnąłem.
               Ku mojemu zdziwieniu, nie było ich tam. Zmarszczyłem brwi i odwróciłem się. Zobaczyłem, że stali na korytarzu i patrzyli na mnie rozbawieni.
               - Kiedy wstaliście? - ukucnąłem przed nimi.
               - Razem z mamą, kiedy jeszcze spałeś - powiedziała Jazmyn.
               - Więc czemu jeszcze się nie ubraliście?
               - Bo ty nam zawsze wybierasz takie fajne ubrania - zaśmiała się.
               - I pomagam wam się ubierać - dodałem.
               - Więc lepiej się pośpiesz bo już jest późno - rozkazała.
               - Rozkazujesz mi? - uniosłem brew - Czeka Cię kara - powiedziałem poważnym głosem.
               - Nie e - zachichotała i odsunęła się.
               - Jazzy uciekaj! - krzyknął Jaxon i pobiegł do mojego pokoju.
               - A mi się wydaje inaczej - stwierdziłem i szybko złapałem ją w pasie, zanim zdążyła uciec.
               - Zostaw mnie! - mówiła śmiejąc się.
               Wziąłem ją na ręce, przerzucając sobie przez ramię i poszedłem ponownie do ich pokoju. Waliła piąstkami w moje plecy ale ja się tylko uśmiechałem. Położyłem ją na jej łóżko po czym zacząłem ją łaskotać.
               - Jaxon, ratuj! - krzyknęła wiercąc się i śmiejąc.
               - Następnym razem ze mną nie zadzieraj - zaśmiałem się, nie przerywając.
               Jaxo szybko przybiegł i próbował odciągnąć od niej moje ręce.
               - Zostaw ją Justin!
               Mały obrońca.
               - Ciebie też mam złapać? - zapytałem szybko.
               - Nie - pokręcił główką i odsunął się.
               - No dzięki Jaxo - powiedziała ledwo, nadal się śmiejąc.
               W końcu przestałem i złapałem ją po czym posadziłem na swoich kolanach przede mną. Nadal miała wielki uśmiech na twarzy.
               - Jesteś niedobry - wypięła mi język.
               - To następnym razem tak się nie rządź bo odgryzę Ci ten język.
               - Fu - zachichotała.
               Cmoknąłem ją w czoło i odstawiłem na podłogę.
               - A ty mały, też się pilnuj - powiedziałem do niego po czym poczochrałem mu włoski - Dobra, koniec zabawy, ubieramy się - oznajmiłem.
               - Dobrze - odpowiedzieli i podbiegli do szafy.
               Podszedłem do niej i wybrałem Jazzy czarne legginsy, różową bluzkę na krótki rękaw a na to jeansową kamizelkę. Powiedziałem jej teraz, że musi spróbować sama się ubrać na co naburmuszyła się i zaczęła to robić ale z wielką niechęcią. To nie tak, że nie umie tylko po prostu jej się nie chce. Jaxonowi wyjąłem ciemne rurki i niezapinaną bluzę z jakimś obrazkiem. Pomogłem mu to wszystko założyć i kiedy za wysoko podciągnął spodnie, westchnąłem.
               - Jaxo, opuść je trochę - pociągnąłem je trochę w dół, żeby to jakoś wyglądało - My nosimy opuszczone spodnie, pamiętaj - zaśmiałem się.
               No wiecie, wychowuje go na trochę podobnego do siebie. Tak samo z ubiorem... jeśli ma mój charakter - bo wygląd na pewno - to już pewnie wyrwał tam parę koleżanek. Zaśmiałem się pod nosem, powodu tych moich myśli.
               - Co Cię tak bawi? Śmiesznie wyglądam? - zapytał
               - Wyglądasz super - puściłem mu oczko na co uśmiechnął się zadowolony.
               - A ja? - Jazzy pokazała mi się.
               - Ślicznie, księżniczko - poprawiłem jej włoski - A teraz zróbcie porządek z łóżkami, żeby kołdry tak nie były brzydko ułożone a ja się szybko ubiorę - wstałem.
               Pokiwali główkami i wzięli się za to a ja poszedłem do swojego pokoju i na szybko wybrałem ciemnobrązową, luźną  bluzkę na długi rękaw a na dół jaśniejsze jeansy. Dodam, że zawsze chodzę w rurkach a jeśli chodzi o dresy to też nie lubię zbyt luźnych. Dobrze, że mama nie widzi jak uczę Jaxo nosić spodnie bo sama nie lubi jak ja je nosze i mówi, żebym je podciągał ale mi tak niewygodnie, no cóż.



**


               Podszedłem do chłopaków, którzy stali przy samochodzie Mike'a. Przywitałem sie z każdym z nich po czym oparłem się o maskę samochodu i podciągnąłem rękawy bluzki do góry.
               - Dzisiaj tylko jedno zlecenie więc jedzie nas tylko trzech - Shane wypuścił dym z ust.
               - Gdzie? - mruknąłem.
               - W szkole - zaśmiał się - Dzieciaki lubią sobie powciągać.
               - Więc zapewne ja mam to wykonać - stwierdziłem fakty.
               - Bez dwóch zdań, tylko ty wyglądasz jeszcze na licealistę - mruknął - Chcesz? - podał mi skręta.
               Wziąłem go od niego i zaciągnąłem się raz, po czym wypuściłem dym i mu oddałem.
               - Chcę być trzeźwy.
               - Pamiętam jakie miałeś fazy, jak pierwszy raz zapaliłeś - pokręcił głową rozbawiony.
               - Daj spokój, to było rok temu - westchnąłem.
               - I musiałeś się w to wciągnąć? - powiedział z lekkim wyrzutem - To będzie niszczyło Ci mózg.
               - Spokojnie, to nie jest mój nałóg - zaśmiałem się - I kto to mówi.
               - Ja też nie jestem uzależniony - wyrzucił końcówkę na ziemię.
               - Dobra, jedziemy - oznajmił Mike - Nie ma co zwlekać.
               Pokiwaliśmy głowami po czym wsiedliśmy do samochodu. Tak jak często to bywa, musiałem usiąść z tyłu. Za chwilę ruszyliśmy, gadając o ogólnych sprawach. Shane musiał się oczywiście pytać o wczorajsze wyjście do klubu, bo jego tam nie było. Nie powiedziałem nic o Ronnie dopóki nie zaskoczyło mnie jedno zdanie.
               - Wczoraj przerwaliśmy Justinowi taniec  z jego koleżanką, którą miał właśnie pocałować i było już tak blisko... ale tak jak mówiłem, wkroczyliśmy my - zaśmiał się Mike.
               - C-co? - widocznie nie wszystko zapamiętałem.
               Wiedziałem, że tańczyłem z Ronnie ale za to nie wiedziałem, że chciałem ją pocałować. Cały czas myślałem, że musiałem wyjść potem i zostawiłem ją samą. Właśnie za to chciałem ją przeprosić.
               - No, jak jej tam? Ronnie? - przypomniało mu się.
               - Ale jak to wyglądało? - zmarszczyłem brwi.
               - Ja widziałem tylko, że już prawie stykaliście się ustami - wzruszył ramionami.
               - I potem ją zostawiłem? - zaczęło mi się coś przypominać.
               - No poszedłeś z nami.
               Cholera, już pamiętam. Trochę się zapędziłem ale uh, to nie moja wina. Widocznie ona tak zadziałała na wstawionego mnie. Tylko, że mogła coś sobie pomyśleć, bo wiem jaki ma charakter. Racja, podoba mi się ale myślałem, że lubię ją jak koleżankę. Widocznie coś poszło nie tak i muszę to z nią wyjaśnić. Tylko tak inną drogą, mam z nią dziwną rzecz, której nigdy nie miałem. Chodzi o dziwną potrzebę spędzania z nią czasu ale to świadczy najwyżej o przyjaźni, co nie?
               - Wiedziałem, że zachowujesz się zbyt dziwnie - powiedział rozbawiony.
               - Czyli jak?
               - Masz do niej dystans - stwierdził - Ale taki, że poznaliście się parę dni temu a ty jeszcze nie zaciągnąłeś jej do łóżka.
               - Nawet się z nią nie całowałem - zacisnąłem usta - To tylko koleżanka.
               - Ty i koleżanki? Nie wierzę.
               - A Bethany? - przypomniałem mu.
               - A Bethany to dziewczyna Ian'a - wytłumaczył - Jest koleżanką każdego z nas.
               - Oj przestań, Ronnie też może być waszą koleżanką - stwierdziłem.
               - Jakoś nie za bardzo mieliśmy okazji jej poznać, bo cały czas ją od nas zabierasz - prychnął.
               - Nie prawda - pokręciłem przecząco głową.
               - Dobra to za parę dni przywozisz ją tu i spędza czas z nami, może na jakiejś domówce? - uniósł brew.
               - No, trzeba coś zorganizować - wtrącił się Shane
               - Dobra, spróbuję - westchnąłem.
               - Użyj swojego uroku - powiedział śmiesznym głosem.
               - Wystarczy na mnie spojrzeć - uśmiechnąłem się.
               - Jak zwykle skromny - zaśmiali się.



               Po kilkunastu minutach byliśmy już dwie ulice od tej szkoły. Patrzyłem z uwaga na drogę. Spakowałem w plecak towar i założyłem go na ramiona. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie gładko i nie będziemy musieli urządzać różnych scen ani nikt nas nie przyłapie.
               - Już jesteśmy - oznajmił.
               Podniosłem głowę i zobaczyłem szkołę. Co za przypadek, szkołę Ronnie. Ciekawe czy wie, że jej koledzy biorą amfę.
               Zaparkowaliśmy na parkingu szkoły. Rozejrzałem się.
               - Gdzie ma być te spotkanie i co to za typ? - zapytałem, zanim otworzyłem drzwi.
               - Miał być po lewej stronie budynku, brunet i nazywa się Cameron, rozpoznasz go na pewno bo miał tam stać już za minutę i sam
               - Dobra, jakoś sobie poradzę - przeczesałem włosy i wysiadłem z auta.
Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłam na plac szkoły. Wsadziłem ręce w kieszenie, swobodnie idąc i rozglądając się. Nie ma to jak liceum... dobrze, że już je skończyłem.
Przed szkołą mieli fajnie bo jest taki plac i mogli sobie siadać na trawie lub na ławkach. U mnie był tylko chodniik i boisko. Mam nadzieję, że nie spotkam nikogo znajomego a zwłaszcza Ronnie bo na pewno zamęczy mnie pytaniami typu 'co ty tu robisz?'. Zauważyłem tego kolesia i skierowałem się w jego stronę. Typ mógłby chociaż udawać, że robi coś na telefonie lub no cokolwiek, a nie stać niespokojnie i wyglądać, jakby się czegoś bał.
               - Ty jesteś Cameron? - zapytałem się.
               - Ta - podałem my rękę i przywitaliśmy się gestem, żeby nie było tak oficjalnie.
               - Chodź - pokazałem mu, żebyśmy poszli za budynek.
               - To ile będzie? - zapytał, kiedy już tam byliśmy.
               - Chciałeś dwa gramy więc osiemdziesiąt - wystawiłem rękę - Najpierw kasa, potem towar.
               Wyjął pieniądze i podał mi je. Przeliczyłem po czym schowałem je do kieszeni i dałem mu to co chciał.
               - Tylko nie bierz na raz nawet grama jak nigdy nie próbowałeś, może to zakończyć się źle - mruknąłem po czym odszedłem.
               Minąłem po drodze parę dziewczyn, które pożerały mnie wzrokiem. Posyłałem im lekkie uśmiechy i zachowywałam się swobodnie, w porównaniu do nich. W tamtej szkole wiedziano jaki mam charakter i wszystkie napalone dziewczyny od razu do mnie ciągnęło. Nie myślcie tylko, że zaliczam wszystko co popadnie bo tak nie było. Nie jestem męską dziwką.
               - Justin! - usłyszałem, jak ktoś do mnie krzyknął.
               Odwróciłem głowę w tamtym kierunku, zmieszany.



Ronnie
 

               - Maggie, co ty wyprawiasz? - walnęłam ją lekko w ramię.
               - No co, Justin jest przed naszą szkołą - zaśmiała się - Pewnie Ciebie szukał.
               - Tak na sto procent - wywróciłam oczami - To nie znaczy, że musisz krzyczeć tak, że wszyscy się odwracają.
               - Daj spokój, chodź do niego - pociągnęła mnie za rękę i zaczęłyśmy iść w jego stronę.
               Czemu ona mi to robi? Nie miałam ochoty z nim gadać ale skąd on się tutaj wziął? To akurat było dziwne.
               - Hej dziewczyny - również do nas podszedł.
               Wyglądał na speszonego.
               - Co tu robisz? - zapytała się go.
               - No... - podrapał się po karku - Chciałem... porozmawiać z Ronnie.
               Powiedział to takim głosem, jakby jednak nie chciał, albo byłabym jego wymówką.
               - Okay, to zostawiam was na chwilę gołąbki - puściła do mnie oczko po czym poszła.
               Nienawidzę jej za to. Nie chciałam zostawać z nim sama. Jeszcze czułam na nas wzroki wszystkich i poczułam się dziwnie. Justin za to wyglądał jakby był nowym chłopakiem w szkole i już miał mega powodzenie.
               - Co chciałeś? - zaczęłam, ponieważ panowała niezręczna cisza.
               Patrzył się na mnie, jakby nigdy nie widział człowieka.
               - Możemy nie stać tak na środku chodnika? - zwilżył wargi.
               - No dobra - westchnęłam i poszliśmy na bok po czym ustaliśmy przy drzewie.
               - Więc? - oparłam się o pień.
               - Przepraszam - westchnął.
               - Za co?.
               - Że się wczoraj tak do Ciebie przystawiałem - patrzył mi w oczy - Nie kontrolowałem tego za bardzo a ty mogłaś to źle odebrać.
               - Jasne - prychnęłam cicho.
               - Coś się jeszcze stało? - zapytał.
               - Nie, po prostu... - opuściłam ręce - To zabrzmiało trochę jakbym była no nie wiem, za niska na twoje progi - wymamrotałam.
               - Ej, to nie prawda - uśmiechnął się delikatnie i ustał bliżej mnie - Posłuchaj, jesteś moją koleżanką i po prostu nie chciałem, żebyś pomyślała, że tak je traktuje - pogładził mnie kciukiem po policzku - Nie chciałem, żebyś myślała, że jestem jakimś podrywaczem tylko po prostu trochę wypiłem i  trochę się zapomniałem.
               - A co jeśli ja nie chciałabym traktować Cię jako kolegę? - palnęłam.
               - Co? - zmarszczył brwi.
               Ronnie co ty wyprawiasz? Chyba do reszty zgłupiałam. Czemu te słowa wydostały się z moich ust?
               - No to znaczy, że chciałabym traktować cię jako przyjaciela - wymigałam się jakoś.
               - Serio? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
               - Może - wzruszyłam ramionami.
               - Okay, nie spodziewałem się takiego wyznania - oznajmił rozbawiony.
               Uśmiechnęłam się niewinnie.
               - Możemy się przyjaźnić, czemu nie - szturchnął mnie żartobliwie w bok.
               Odetchnęłam w myślach.
               - Mhm - przygryzłam wargę.
               - Czyli między nami wszystko w porządku i zapominamy o tym co się stało w klubie? - zapytał.
               - Mhm - powtórzyłam i skinęłam niechętnie głową.
               - To chodź tu przyjaciółko - rozłożył ramiona i poruszył zabawnie brwiami.
               Podeszłam do niego i niepewnie go objęłam. Obecnie byłam uwięziona w jego ramionach i nie chciało mi się ich opuszczać ze względu na miękkość materiału jego bluzki i jej zapachu. W sumie to jego zapachu bo wszystko co nosił, pachniało nim. Myślę od rzeczy.
               - Jesteś szczęściarą - zachichotał.
               - Czemu? - mruknęłam.
               - Bo już tyle dziewczyn posyłało do nas zazdrosne spojrzenia - pogładził mnie po plecach.
               - A no tak, przecież ty jesteś najpiękniejszy na świecie - powiedziałam z sarkazmem.
               - Wiesz czemu się chłopaki nie patrzą? - zapytał - Bo wiedzą, że nie mają ze mną szans.
               Zaśmiałam się i odsunęłam się od niego.
               - Jesteś niemożliwy - poprawiłam włosy.
               - No co - zaśmiał się - Taka prawda.
               - Lepiej już pójdę bo jak rzuci się na Ciebie tłum dziewczyn to i mnie zadepcze - zaczęłam się od niego oddalać.
               - Na prawdę? Chcesz mi uciec? - uniósł brew, podchodząc do mnie.
               - Chcę uniknąć wszelkich kontuzji - zaśmiałam się.
               - Nie ładnie - pokręcił głową.
               Nagle wpadłam na coś a raczej na kogoś za mną. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Ethana, który spojrzał na mnie a potem na Justina. Odsunęłam się od niego i westchnęłam.
               - Co on tu robi? - zapytał się, patrząc na Justina w wyraźną niechęcią.
               - Obecnie stoję - przyjrzał się mu.
               - Śmieszne - uśmiechnął się złośliwie po czym spojrzał na mnie - Co, teraz to Twój nowy chłopak?
               - Nie interesuj się, okay? - warknęłam.
               - Spokojnie - zaśmiał się - Ale mówiłem Ci już, żebyś lepiej trzymała się od niego z daleka.
               - Ta, nie będziesz mi mówił co mam robić - skrzyżowałam ręce.
               Justin objął mnie od tyłu.
               - Ktoś tu jest zazdrosny - uśmiechnął się do Ethana
               Chyba właśnie próbował wzbudzić w nim tę zazdrość.
               - Mówię co będzie lepsze dla Ronnie - odparł.
               - Wow, teraz dopiero się mną przejmujesz? - zaśmiałam się kpiąco - Spierdalaj.
               Justin wydał dźwięk podziwu.
               - Jak chcesz - zaśmiał się i udał zamyślonego - Teraz może sypiasz z kim popadnie, co? Ze mną niby trzymałaś dystans a teraz wszystkim dajesz?
               Zacisnęłam szczękę i już się chciałam na niego rzucić ale Justin mnie przytrzymał po czym sam do niego podszedł.
               - Jeszcze raz tak na nią powiesz, zrobisz coś jej, a Cię załatwię - warknął, chwytając go za koszulkę.
               - Bo już się Ciebie boje...
               - A powinieneś - odpowiedział szybko i odepchnął go
               Ethan prychnął i odszedł. Było widać, że nie był na jego groźbę obojętny.
               Zdziwiłam się trochę zachowaniem Justina ale to nie znaczy, że nie przestałam być zła. Chciałam podbiec do tego palanta ale Justin zareagował szybciej i torował mi drogę. Przytrzymał mnie za ramiona.
               - Uspokój się - powiedział stanowczo.
               - Mam ochotę mu przywalić - miałam ręce zaciśnięte w pięści.
               - Ja też ale dajmy sobie na razie spokój - pogładził moje ramiona.
               - Dziękuję - spojrzałam na niego - Z obronę.
               - Nie masz za co. Nikt nie ma prawa mówić tak o mojej przyjaciółce - odgarnął włosy z mojej twarzy - A jeśli chcesz się na czymś wyładować to zabiorę cię kiedyś na lekcje boksu - uśmiechnął się.
               - Tak i zostanę zawodowym bokserem - zażartowałam.
               - O to chodzi - zaśmiał się cicho i zdjął ręce z moich ramion - Będziesz mogła się wyżyć i umiała się bronić.
               - Okay - westchnęłam - Ale i tak chciałabym na nim.
               - Nie myśl o nim, to palant - pocieszał mnie.
               - Nawet nie chcę - przyznałam.
               - Dobra, ja już muszę lecieć - zadzwonił dzwonek - No i ty raczej też -  zwilżył wargi.
               Pokiwałam głową.
               - Spotkamy się jutro i jeszcze pogadamy - przytulił mnie szybko.
               - Dobrze - ustałam na palcach i delikatnie. cmoknęłam go w policzek - Jeszcze raz dziękuje - szepnęłam.
               Uśmiechnął się do mnie szeroko.
               - Wreszcie doczekałem się wcześniejszego buziaka - powiedział dumnie.
               - Zasłużyłeś - przygryzłam wargę z uśmiechem po czym odwróciłam się i poszłam w stronę schodów oraz wejścia do budynku.
               Obecnie uśmiech nie znikał mi z twarzy a moja złość lekko spadła. Przyjaciel? Nigdy nie pomyślałabym, że będę miała takiego.


____________________

Wow, jakoś szybko napisałam ten rozdział. Po prostu może miałam trochę więcej wolnego czasu.
Mam nadzieję jak zawsze, że wam się spodoba. Komentujcie, piszcie swoje opinie. To tyle, miłego weekendu;)

9 komentarzy:

  1. Swietny jeju @biebs_ilysmx

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochany Justin ❤❤
    Ronnie bokserka xd hahahaha

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny! Szkoda, że Justin nie powiedział jej prawdy co do pobytu w jej szkole. Mam nadzieję, że w końcu się ocknie i zobaczy, że idealnie pasuje do Ronnie. Czekam na kolejny<333/Krl

    OdpowiedzUsuń
  4. Oni przecież do siebie pasują, no:c

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny rozdzial czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny! Kiedy kolejny?:/

    OdpowiedzUsuń
  7. Omg ten rozdzial tak bardzo mi przypomina scene z LOLa
    Super

    OdpowiedzUsuń