niedziela, 2 listopada 2014

6. Awkward





Ronnie


               Po lekcjach umówiłam się z Meg aby pójść gdzieś na miasto. W sumie to pojechać. Miała przede wszystkim się dowiedzieć o co chodzi z Ethanem i moim uciekaniem z lekcji. Nie wiem z czego robi takie wielkie halo. To był mój - ale tak już serio maksymalnie - dziesiąty raz, kiedy uciekłam z jakiejś lekcji od gimnazjum. Wiem, że to brzmi śmiesznie ale uwierzcie, że to mało jak na innych ludzi z mojego rocznika. Ale pomijając to, bałam się tej rozmowy. No można to bardziej nazwać stresem ale to dlatego, że nie lubię być wypytywana i na pewno będę musiała powiedzieć jej o Justinie i tym co się ostatnio mi przydarzyło. Na przykład: próbowanie zgwałcenia mnie przez dwóch gości jednego dnia i uratowanie mnie przez Justina i to samo tylko z większą ilością gości ale tym razem przez Justina. Trochę skomplikowane ale prawdziwe. Moje życie nigdy nie było tak ciekawe jak przez te ostatnie kilka dni.
               - Jedziemy do restauracji, wezmę sobie kawę na wynos - odezwała się Maggie, z którą właśnie jechałam samochodem na te nasze spotkanie.
               - Do jakiej? - zmarszczyłam brwi.
               - Zaraz się przekonasz.
               - Nie mogłaś wybrać Starbucks'a czy jakiejś innej kawiarni tylko restaurację? - powiedziałam zdziwiona.
               - Mają tam moją ulubioną kawę - wytłumaczyła.
               - Niech będzie - powiedziałam rozbawiona.
               - Co cie tak śmieszy? - odpowiedziała tym samym tonem co ja.
               - Bo ostatnio mówiłaś, że Twoja ulubiona kawa jest z aromatem kokosowym i najlepszą robią w kafejce niedaleko szkoły.
               - Ale jeden smak pity cały czas może się znudzić - powiedziała zjeżdżając samochodem na parking.
               - No może i racja, ja zawsze jak idziemy gdzieś na kawę to biorę różne smaki - mruknęłam.
               - Ale wiem jaki jest twój ulubiony - stwierdziła zadowolona - A przynajmniej był rok temu.
               - Jaki? - naprawdę, sama już nie pamiętam co jej wtedy mówiłam.
               - Pamiętasz jak byłyśmy kilka dni przed Bożym Narodzeniem na Times Square i stała taka budka z gorącą czekoladą, kawą i tym podobnymi? - zaparkowała.
               - No tak - powiedziałam tak, żeby kontynuowała.
               - Właśnie tam zamówiłaś kawę z takim 'mrożonym syropem miętowym' i oznajmiłaś, że się zakochałaś i to najlepsza kawa jaką piłaś czyli ulubiona - zaśmiała się.
               - Mhm - zaśmiałam się i obie odpięłyśmy pasy - Niech będzie.
               - Jeszcze około trzy miesiące i może będziesz mogła do niej powrócić - poruszyła brwiami.
               - Nie mogę się doczekać - udałam podekscytowaną i z uśmiechem wysiadłam z samochodu.
               Maggie również wyszła i zamknęła samochód. Podeszłam do niej.
               - Więc gdzie ta restauracja? - zapytałam wkładając ręce do kieszeni skórzanej, czarnej kurtki.
               - Musimy trochę podejść - poprawiła torbę na ramieniu i zaczęła iść a ja dotrzymywałam jej kroku.
               - Możesz już zacząć opowiadać - mruknęła.
               Oto nadeszła najgorsza część całego spotkana. Nie jestem dobra w opowieściach.
               - To zacznijmy od tego, że pojechałam w sobotę wieczorem na komisariat bo Ethan wybił szybę w sklepie po pijaku - mówiłam w skrócie - Potem następnego dnia poszłam z nim i jego rodzicami do sądu bo mnie poprosił. Musieli podpisać jakieś papiery.
               - Okay - powiedziała tak, jakby teraz przyswajała sobie wszystkie informacje.
               - No i tak sobie czekałam... - odwróciłam wzrok i w zupełnie przeciwną stronę - No i podszedł do mnie, to znaczy usiadł jakiś chłopak i zaczął do mnie zarywać ale ja go próbowałam ignorować, bo jeszcze byłam z Ethan'em ale on był i w sumie jest cholernie przystojny ale się nie dałam, chociaż było ciężko i on miał takie spojrzenie, że jak na mnie patrzył to robiło mi się dziwnie i ma na imię Justin i właśnie wczoraj zerwałam się z lekcji dlatego że chciał abym z nim gdzieś pojechała i zabrał mnie na swoje osiedle i tam zostałam o mało nie zgwałcona ale uratował mnie Ian a potem Justin mnie przeprosił i rozmawialiśmy a potem pojechałam do domu - odetchnęłam.
               Tak właśnie. Mówiłam szybko i prawie cały czas na jednym wdechu więc wybaczcie, że powtórzyłam jakieś wyrazy lub coś było bez sensu ale zawsze tak mam a jeszcze próbowałam to jakoś szybko ująć.
               Spojrzałam na Maggie, która patrzyła na mnie, jakby zobaczyła kosmitę. Uśmiechnęłam się niewinnie.
               - Czyli... - znowu miała okres układania myśli w swojej głowie - Zerwałaś z Ethan'em dla tego chłopaka? - zastanowiła się - No, Justin - przypomniało jej się - A nie... był jeszcze jakiś Ian - pomyślała.
               - Nie, zerwanie z nim to zupełnie inna sprawa sprzed dwóch dni - westchnęłam - A Ian to kolega Justina.
               - Więc opowiedz mi ten dzień, tylko tym razem normalnie i powoli - ostrzegła.
               - Niech będzie - zwilżyłam wargi - Ethan w zamiar wynagrodzenia chciał zabrać mnie do restauracji...
               Nie dokończyłam bo zobaczyłam znajomą okolicę. To było tutaj. Punkt kulminacyjny mojej opowieści i akurat restauracja z ulubioną kawą Meg. Czy nie za dużo zbiegów okoliczności jak na ostatni raz?
               - Coś się stało? - otworzyła drzwi do restauracji, do której miałam iść z moim byłym chłopakiem.
               - W mojej opowieści, którą zaczynałam była właśnie ta restauracja - powiedziałam ciszej.
               - I co w tym strasznego? - uniosła pytająca brew i podeszłyśmy do lady, wcześniej omijając stoliki i krzesła.
               O tej porze nie było tu nikogo. Wcześniej jak tu pierwszy raz weszłam to chyba tylko jeden stolik był wolny. Tak w ogóle to bardziej przejmowałam się, że może być tu Justin, bo przecież powiedział, że czasami tu pracuje. Mam nadzieję, że zrobił sobie wolne lub będzie cały czas gdzieś na zapleczu bo nie chce dziwnych sytuacji.
               - Dobra - odetchnęłam i usiadłam na jedne z krzeseł przy ladzie - To ogólnie mówiąc, wystroiłam się, przyjechałam tutaj, czekałam już na niego bardzo długo, jak dzwoniłam to nie odbierał i okazało się, że mnie wystawił. Zupełnie mnie olał i to już na sto procent mnie przekonało, że muszę z nim zerwać.
               - Pieprzony skurwysyn - ujęła to krótko i przyznam, że jej się udało.
               - Dokładnie - na mojej twarzy pojawił się delikatny ale przelotny uśmiech.
               Podszedł do nas jakiś przystojny kelner zza lady i spytał się o zamówienie. Maggie chyba też się podobał bo uśmiechała się jak głupia. Na szczęście udało jej się poprosić o to, co chciała. Przyjął zamówienie i puścił do nas oczko, z szerokim uśmiechem. Od razu odwzajemniłyśmy, jakbyśmy były w nim mega zadurzone. Kiedy się odwrócił, szykując składniki, Meg odetchnęła i spojrzała na mnie.
               - I co było po tym? - nawiązała do mojej 'opowieści'.
               - I potem stałam sobie przed tym budynkiem, nagle nikt nie mógł mnie zawieść, telefon mi się rozładował a taksówki nie chciały się zatrzymać - mruknęłam zniesmaczona.
               - Często powtarzasz, że masz pecha ale nie wiedziałam, że aż takiego - zaśmiała się cicho.
               - To jeszcze nie koniec - prychnęłam cicho - Potem jak tak stałam, jakichś dwóch kolesi, a w sumie starszych dziadów, że tak określę, zaczęło się do mnie przystawiać. Normalnie jakby chcieli mnie zgwałcić czy coś, jeden chciał mnie nawet pocałować - wzdrygnęłam się w tym momencie.
               - I co wtedy? - zapytała lekko przerażona.
               - Nic mi nie zrobili oprócz tego, że za mocno ściskali mój nadgarstek i potem mnie bolał i za dużo mnie dotykali
               - Ale jak to? Tak po prostu odpuścili?
               Do czarującego kelnera zadzwonił telefon.
               - No nie, właśnie wtedy przyszedł...
               - Justin! - krzyknął kelner - Chodź i dokończ za mnie zamówienie, mam ważny telefon - dodał - Już zaraz będzie gotowe - uśmiechnął się jeszcze raz do nas, pod czym poszedł na zaplecze.
               No proszę, nie dość, że dokończył za mnie zdanie to moje przeczucia jednak się sprawdziły.
               - To kto wtedy przyszedł? - zwróciła się do mnie Maggie.
               Przygryzałam nerwowo wnętrze policzka.
               -Właśnie, ten... no - brakowało mi słów.
               Zza rogu wyłonił się Justin, wyjmując słuchawki z uszu. Miał na sobie biały fartuszek, zawiązywany na pasie. Koszulka była biała, na krótki rękaw a włosy postawione do góry w lekkim nieładzie. Obecnie patrzył w podłogę ale za parę sekund podniósł na nas wzrok po czym zmarszczył brwi widząc mnie. Nasze spojrzenia się spotkały. Panowała trochę niezręczna cisza. Podchodząc bliżej uśmiechnął się i oparł przedramionami po drugiej części lady, na przeciwko nas.
               - No witam skarbie, co sobie zamówiłaś? - zwilżył wargi.
               - Nie ja tylko moja przyjaciółka - mruknęłam - To sprawdź w notesiku.
               Auć.
               - Co tak nie miło? - zapytał rozbawiony - Masz okres? - zaśmiał się.
               - Zamknij się - walnęłam go w ramię - Nie mam.
               - Ostro - odparł sarkastycznie i spojrzał na Meg.
               Chyba jeszcze nigdy nie widziałam takiego zmieszania w jej oczach.
               - Hej, jestem Justin, kolega Ronnie - podał jej rękę.
               - Maggie - oznajmiła cicho po czym on pocałował ją w dłoń.
               Dlaczego jak mi się przedstawiał tego nie zrobił? Nie żebym była jakaś zazdrosna czy coś... bo wcale nie jestem.
               - Śliczna jesteś - posłał jej uśmiech.
               - Dziękuję - uśmiechnęła się lekko zawstydzona.
               Cholera. Jestem zazdrosna. Ale o co? O komplementy w jej stronę? Coś ze mną nie tak. Nie wiem jak wyglądał teraz mój wzrok w ich stronę ale nie był przyjazny.
               - Więc co sobie zamówiłaś, hm?
               - Kawę - odpowiedziała.
               - Okay, zrobię najlepszą jaką kiedykolwiek piłaś - powiedział dumnie po czym odwrócił się i zaczął ją robić, wcześniej zaglądając do notesu.
               - Ronnie, o co tu chodzi? - spojrzała na mnie, mówiąc szeptem.
               - Justin tu pracuje - westchnęłam cicho - To znaczy, czasami, żeby trochę zarobić.
               - Czyli wtedy, kiedy byłaś tutaj on...
               - Tak, to on mnie wtedy 'uratował' - mruknęłam.
               - Aaa - pokiwała, teraz już chyba wszystko rozumiejąc
               - No i nie zwracaj uwagi na jego dziwny charakter podrywacza, wydaje mi się, że on ma takie zarywy do prawie każdej - wzruszyłam ramionami.
               - Dobra, rozumiem - rozmawiając byłyśmy odwrócone lekko tyłem do lady - Ale przyznam, że jest przystojny - dodała.
               - Tak, wiem - uśmiechnęłam się przelotnie - Nawet bardzo.
               - Mhmm - zaśmiała się cicho.
               - Szkoda, że tego nie nagrałem - odezwał się Justin - W końcu bez trudu przyznałaś, że się Tobie podobam - stwierdził nonszalancko - I to bardzo - powtórzył moje słowa.
               Odwróciłam się powoli do niego a on czekał już z gotową kawą. Patrzył na mnie z tym swoim dumnym i szerokim uśmiechem. Rozchyliłam lekko wargi nie wiedząc co powiedzieć po czym szybko zasłoniłam włosami rumieńce. Odwróciłam głowę w inną stronę i wstałam z krzesła.
               - Idziemy Meg? - zapytałam ją dość szybko.
               - No tak - położyła daną sumę pieniędzy przed Justinem i wzięła kawę po czym również wstała.
               Pociągnęłam ją lekko za rękę i zaczęłyśmy zmierzać w stronę wyjścia. Starałam się iść dość szybko.
               - Dlaczego tak nagle wychodzimy? - zapytała.
               - Była dość niezręczna sytuacja i tak w ogóle to już przecież dostałaś kawę.
               - Ale zwolnij trochę - zaśmiała się i spowolniła mnie, ciągnąc do siebie za rękę.
               Westchnęłam po czym posłałam jej znaczące spojrzenie.
               - Nie jestem koniem - oznajmiłam i otworzyłam drzwi.
               - Ja tak samo - napiła się kawy.
               Niestety nie udało mi się wyjść z pomieszczenia bo coś, a raczej ktoś złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie. Jęknęłam cicho.
               - Nie myśl, że teraz tak łatwo mi uciekniesz - wyszeptał do mojego ucha.
               Właśnie dlatego chciałam stąd wyjąć jak najszybciej, ponieważ spodziewałam się takiej sytuacji.
               - Ale ucieknę - próbowałam zdjąć jego ręce, ale bez skutku.
               - Nie sądzę - odwrócił moje ciało przodem do niego i uwięził w uścisku na mojej talii.
               - Czego chcesz? - spojrzałam w jego oczy.
               - Nie puszczę Cię, jeśli bez obgadywania mnie, teraz i prosto przyznasz, że jestem przystojny.
               - A co, masz teraz włączone nagrywanie? - uniosłam brew.
               - Nie - zaśmiał się - Chcę, żebyś wreszcie się przyznała przede mną.
               - A to coś zmieni? Twoje ego i tak jest wysokie - wzruszyłam ramionami.
               - Oh, przestań. Tu nie chodzi o moje ego tylko o sam fakt
               - Przecież już to słyszałeś, możesz dać mi spokój? - jęknęłam znudzona.
               - Nie marudź skarbie - zaśmiał się.
               - To nie nazywaj mnie tak - zrobiłam naburmuszoną minę.
               - Jeszcze wymyślę na Ciebie przezwisko, poczekaj.
               - Muszę iść, Maggie na mnie czeka - spojrzałam na nią.
               Opierała się o stolik i patrzyła na nas pijąc kawę, jakby oglądała jakiś film.
               - Maggie pewnie też czeka na Twoje słowa - poruszył zabawnie brwiami.
               - Okay, tak, jesteś przystojny - powiedziałam to żeby już mieć spokój.
               - Było to takie trudne? - puścił mnie i poczochrał po włosach.
               - Justin! - krzyknął wcześniejszy, przystojny kelner - Mówiłem już, żebyś nie podrywał naszych klientek - powiedział twardo.
               - Um, nie podrywam - spojrzał na niego zza ramienia - To moja dziewczyna  - wytłumaczył się.
               Zmarszczyłam brwi i przywracając włosy do ładu. Spojrzałam na niego. Śmieszne. Nazwał mnie swoją dziewczyną, tylko żeby nie wylecieć z pracy? Dobra, zabawimy się.
               - Nie jestem Twoją dziewczyną - prychnęłam - Sam się do mnie kleiłeś i nie dawałeś mi spokoju.
               Spojrzał na mnie lekko wkurzony.
               - Jesteś moją dziewczyną - powiedział powoli, tak aby do mnie dotarło - Ona tylko żartuje - zwrócił się do niego.
               - Wcale, że nie - skrzyżowałam ręce.
               - Wcale, że tak - podszedł bliżej do mnie.
               - Nie - pokręciłam przecząco głową.
               - Tak - dźgnął mnie w bok.
               Zaśmiałam się.
               - Nie i nie rób tego - zasłoniłam boki rękoma.
               - Robęi bo nie chcesz się teraz do mnie przyznać - zaczął mnie gilgotać - Gdybyś słyszał, jak mówiła, ze jestem przystojny.
               - Bo... - zaczęłam się śmiać a kiedy się odsuwałam, cały czas mnie gonił - Nie jes...teśmy razem - zgięłam się lekko i ustałam za jednym ze stołów. Uspokoiłam trochę śmiech.
               Pewnie wyobrażacie sobie, jak śmiesznie i bezsensownie musiało to wyglądać.
               - Jesteśmy - zaśmiał się i złapał mnie za ramiona po czym przyparł do ściany i zamknął mnie w pułapce, dotykając teraz dłońmi ściany.
               - Ty jesteś nienormalny - wytknęłam mu język.
               - A ty słodka - powiedział sarkastycznie, z uśmiechem.
               - Dobra, zachowujecie się jakbyście się nie lubili ale oboje wiecie, że jest inaczej więc tak, już tobie wieże Justin. Tylko zachowajcie to na czas, kiedy będziesz po robocie - zaczął wycierać bar.
               Spojrzałam na niego a potem z powrotem na Justina.
               - To ten twój kuzyn? - szepnęłam, na co pokiwał głową - Podobni jesteście. Wyczuwałam coś już po tym, jak puścił do nas oczko.
               - Serio to zrobił? - zaśmiał się - Ale pewnie i tak nie wyglądał wtedy tak dobrze jak ja.
               - Czy ty czegokolwiek w sobie nie lubisz? - zapytałam rozbawiona.
               Westchnął.
                - To są tylko żarty - wytłumaczył.
               - Niech będzie ale nie wykorzystuj mnie następnym razem do swoich celów - wymamrotałam do niego z lekkim uśmiechem.
               - Byłaś mi coś winna za uratowanie Tobie życia - wypuścił mnie wreszcie. Już drugi raz.
               - No dobra - wywróciłam oczami i poszłam do Maggie.
               - Ale czekaj, jeszcze jedno - poszedł za mną.
               - Co? - powiedziałam, stojąc już przy niej.
               - Jutro idę ze znajomymi do klubu, może. chciałybyście przyjść? - zapytał się patrząc raz na mnie, raz na nią.
               - Chętnie - odpowiedziała szybko, nie dając mi nawet zareagować.
               - To super - uśmiechnął się po czym podał nam godzinę i adres - Może i się spotkamy - puścił do nas oczko po czym odszedł.
               Wyszliśmy z restauracji.
               - Dlaczego się zgodziłaś? - zapytałam i westchnęłam.
               - Będziemy się dobrze bawić - oznajmiła i uśmiechnęła się do mnie znacząco - Szczególnie ty.
               - Czemu ja? - zdziwiłam się.
               - Bo będzie Justin - szturchnęła mnie w ramię.
               - I to znaczy, że będę się dobrze bawić? - prychnęłam.
               - Oj daj już spokój, ten kelner miał rację o tym, że tylko udajecie, że za sobą nie przepadacie a szczególnie ty - dopiła swoją kawę.
               - Nie prawda - weszłyśmy na parking.
               - Okłamujesz samą siebie, Ronnie - stwierdziła i po chwili otworzyła samochód.
               Okłamuję? Nie. Może bardziej powiedziałabym, że nie wiem jaki jest status znajomości - tylko znajomi czy przyjaciele? Jeśli chodzi o parę to jestem na nie z wiadomych już przyczyn. Nie mogę czegoś do niego czuć, chociaż może to już się zaczyna dziać a ja tylko się później zawiodę... Muszę to wybić z głowy ale ja pierdole, coś mnie w nim pociąga. I to bardzo.

 ____________________

Takie krótkie spotkanie ale zawsze jakieś momenty rozwijają dalsze akcje. Mam nadzieję, że mimo wszystko dobrze wam się czytało. Coraz więcej osób pisze mi, że mam talent lub, że to na prawdę dobre fanfiction i dziękuję. Staram się jak mogę i wiem, że czasami popełnię gdzieś błąd ale każdemu może się zdarzyć, prawda?
Informuje, że zaszły drobne zmiany w Characters i doszła nowa zakładka Informed. Jeśli chcecie to możecie tam zajrzeć.
Miłego końca tygodnia i tego, już zaczynającego się!

4 komentarze: