Ronnie
Siedzieliśmy z bratem na sofie. On oglądał jakiś
serial a ja czytałam Elle. Tylko cały czas słyszałam dźwięki wydobywane z jego
telefonu, informujące, że dostał wiadomość. To było trochę denerwujące bo próbowałam się skupić na czytaniu. Widziałam jak od czasu do czasu na
jego twarzy pojawiał się uśmiech. Coś jest nie tak.
- Do kogo tak ciągle piszesz? - zerknęłam na niego.
- Nie pisze ciągle - mruknął.
- Cały czas masz telefon w dłoni i cały czas
przychodzą do Ciebie smsy - spojrzałam na ekran jego telefonu, kiedy kolejny
raz odpisywał.
- Ey, nie patrz - odsunął się i odwrócił przodem
do mnie tak, abym nic nie widziała.
- Masz dziewczynę? - uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie mam dziewczyny i powtarzam to Tobie już
kolejny raz - westchnął.
- To pokaż z kim piszesz - wzruszyłam ramionami.
- To mój telefon i moja sprawa - zaśmiał się.
- Ale jak to nic strasznego to możesz mi pokazać
przynajmniej imię tej osoby.
- Ty lepi.ej zajmij się swoimi sprawami - wypiął mi
język.
- Nie bądź taki - jęknęłam, próbując dalej.
- Nie - zaprzeczył.
Zrobiłam słodką minkę i wydęłam dolną wargę,
przybliżając się do niego.
- No proooszę - przeciągnęłam.
- Nie licz na to - zaśmiał się - I nie rób tych
oczek ani minki bo to na mnie nie działa.
- Dobra jak chcesz - wzięłam gazetę i wstałam.
- Teraz się obrazisz? - powiedział rozbawiony.
- Może - starałam się udać poważną po czym
skierowałam się do swojego pokoju.
Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na łóżko.
Oparłam się o poduszki i chciałam kontynuować czytanie gazety ale nagle usłyszałam mój
telefon. Dostałam wiadomość. Sięgnęłam po niego i wróciłam do poprzedniej pozycji.
Był od Justina.
Justin:
wyjdź już, będę czekał pod blokiem
Co? Zdziwiłam się na początku ale potem
zauważyłam, że około dwadzieścia minut temu wysłał mi pierwszą wiadomość, która
informowała o tym, że przyjedzie aby się ze mną spotkać. No tak Ronnie,
zapomniałaś, że umówiliście się na dzisiaj. Jak ja mogłam zapomnieć? Nawet
wydaje mi się, że rano o tym myślałam. Wypadło mi z głowy. No nic, muszę się
szybko przebrać i zdjąć te domowe, luźne
ubrania. Szczęście, że makijaż zrobiłam już wcześniej bo byłam z mamą w
sklepie.
Założyłam ciemne, jeansowe rurki i ciemnoszarą
bluzkę a do tego czarne Conversy i skórzaną kurtkę. Musiałam dokonać szybkiego
wyboru bo nie wiem ile może już na mnie czekać. Wzięłam komórkę i poprawiając jeszcze
ostatni raz włosy przed lustrem na korytarzu, usłyszałam cichy śmiech brata.
- Może jednak ty masz chłopaka? - usłyszałam z
salonu.
- Nie? - odpowiedziałam pytaniem.
- To do kogo się tak śpieszysz?
- Nie twój interes - odpowiedziałam śpiewająco i
podeszłam do drzwi wyjściowych, łapiąc za ich klamkę.
- I tak się dowiem - był pewien tego co mówi.
- Powodzenia - westchnęłam pod nosem i wyszłam z
domu.
Wcisnęłam guzik przywołujący windę. Kiedy już
zjechałam nią na dół, zwolniłam tępo, zaczęłam iść powoli i obojętnie. Może to
głupie ale nie chcę żeby pomyślał, że tak się do niego śpieszę.
Na zewnątrz nie
było aż tak zimno. Było za to słonecznie i prawie bezchmurnie. Nie wiedziałam w
którą stronę iść więc szłam powoli po chodniku, przy bloku, rozglądając się za
czarnym Range Rover'em. Niestety nigdzie go nie widziałam. Pewnie jednak za
wcześnie wyszłam a on jeszcze nie przyjechał. Po tych myślach usłyszałam za
sobą klakson samochodu. Odwróciłam się i zobaczyłam jak podjeżdża do mnie a
ktoś w środku otwiera szybę.
- Zapraszam w moje oldschoolowe progi - usłyszałam głos
Justina.
Wyjrzał do mnie ze swojego - teraz chyba już na
prawdę swojego samochodu. Na jego twarzy gościł cwaniacki uśmieszek. Nic nie odpowiedziałam tylko przeszłam na drugą
stronę samochodu i usiadłam obok niego, po czym rozejrzałam się po wnętrzu.
- Oto mój słynny Dodge Charger - powiedział z
zadowoleniem i spojrzał na mnie.
- Super - zaśmiałam się - Tak w ogóle to cześć.
- Hej - mruknął rozbawiony po czym odpalił silnik
- Jedziemy do Central Parku? - zapytał.
- Możemy - zapięłam pasy - A o czym chciałeś
gadać?
- O wszystkim - wzruszył ramionami i ruszył -
Lepiej się poznamy.
- Okay
Justin był ubrany w białą koszulkę a na niej miał dużą, szarą rozpinaną bluzę. Do tego założył czarne -
jak zwykle opuszczone - rurki i tego samego koloru supry. Nie zapominajmy
jeszcze o czarnej czapce z Bulls, która była odwrócona daszkiem do tyłu, ale i
tak zauważyłam tam białego byczka.
- Co mi się tak przyglądasz? - mruknął z cieniem
rozbawienia.
- Ja... nie - zabrakło mi słów - Wcale nie -
burknęłam
- Dobra, patrz na mnie ile chcesz. To nie jest
zabronione - co za obojętność.
A gdzie jego komplementowanie siebie lub rzucenie
jakiegoś tekstu w jego stylu? Coś się stało?
W tym momencie odwróciłam wzrok w stronę szyby.
Niby nie wymówił tych słów chłodno ale bez uśmiechu... no wiecie, bez jego
humoru. Przecież nic nie powiedziałam więc nie mogłam go urazić. Po prostu
wytłumaczę się tym, że ma zły dzień.
- Czego słuchamy? - włączył radio.
- A ty czego słuchasz? - pytanie wydostało się z
moich ust.
- Głównie rapu - odparł - To pewnie nie Twój styl.
- A właśnie, że mój - przełączyłam na jakiś kanał
- Lil Wayne i te sprawy? - zapytałam w półuśmiechu, kiedy trafiłam na piosenkę,
z jego ostatniej płyty.
- Jasne - uśmiechnął się szeroko - Myślałem, że
masz trochę inne upodobania.
- Czy wyglądam jakbym słuchała opery? - zaśmiałam
się pod nosem, opierając się wygodnie o siedzenie.
- Nie, no co ty - powiedział sarkastycznie.
- To teraz już przynajmniej nie przyjdzie Tobie to
do głowy.
- Uwierz mi, jakoś nie zajmuje sobie czasu
zastanawianiem się, jakiej muzyki słuchasz.
I ponownie. Nie powiedział tego z urazą, ale tak to
odebrałam.
- Masz zły dzień? - wymusiłam się na to pytanie,
po kilkunastosekundowej ciszy.
- Nie, czemu? - zerknął na mnie.
- Tak tylko się pytam - westchnęłam.
- Takiego pytania nie zadaje się od tak - burknął.
Co mu jest?
- Dobra, dziwnie się zachowujesz - stwierdziłam.
- W jakim sensie?
- W takim, że zachowujesz się, jakbyś jednak nie
chciał się ze mną spotkać.
Zmarszczył brwi.
- Gdybym nie chciał, to bym nie napisał,
przyjeżdżał po ciebie i spędzał z Tobą kolejnej połowy dnia - wytłumaczył - Niech
takie rzeczy nie przychodzą Tobie do głowy, bo to nie prawda.
- Dobrze - odpowiedziałam posłusznie.
- Grzeczna dziewczynka - uśmiechnął się dumnie.
- Jasne - uśmiechnęłam się delikatnie, patrząc
cały czas przed siebie.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że na ogół jesteś
niegrzeczna? - uniósł brew.
Okay, TEN Justin chyba powrócił.
- Tego nie powiedziałam.
Zaśmiał się.
- Dobra ślicznotko, ja się przekonam, jaka jest
prawda - oznajmił tak jakby coś mi obiecywał. I te "ślicznotko"...
Na mojej twarzy pojawił się niechciany rumieniec.
Schyliłam głowę.
- Wiesz co, powinnaś się nauczyć przyjmować
komplementy - w jego głosie brzmiała pogarda.
Zrobiło mi się trochę głupio. To oznacza, że nie pierwszy raz widzi mnie w takim
stanie.
- Powinieneś już jechać - wskazałam na zielone
światło.
Posłał mi dziwne spojrzenie po czym ruszył.
Dopóki nie dojechaliśmy na parking, obok parku,
panowała między nami cisza. Na zewnątrz było pięknie a między nami na odwrót.
Jego humor niedopisania przelał na mnie. Wysiedliśmy z samochodu. Justin
zamknął samochód po czym podszedł do mnie wolnym krokiem. Wydawało mi się, że
spodnie ma jeszcze niżej niż zazwyczaj ale nie palił się do tego, aby je
podciągnąć. I to sprawiło, że znowu patrzyłam w tamto miejsce...
- Idziemy? - wskazał głową w stronę parku.
- Em, tak - pokiwałam głową.
Zaczęliśmy iść obok siebie. Justin włożył ręce do
kieszeni bluzy a ja do kurtki. Musiałam rozładować jakoś tą dziwną energię
pomiędzy nami bo to wydaje się głupie. Pomyślałam o co mogłabym zapytać i jako
pierwsze do głowy przyszło mi...
- Jaki jest Twój ulubiony kolor?
Cóż, to pytanie bardziej na poziom sześciolatka
ale co tam.
- Fioletowy - uśmiechnął się lekko - A Twój?
- Tak samo - nie spodziewałam się takiej
odpowiedzi z mojej strony ale akurat to nas łączy.
- Jak już zaczęliśmy grać w pytania, to teraz moja
kolej - pomyślał chwilę - Kim chciałabyś zostać w przyszłości? - zapytał tak
samo jak ja... to znaczy, lepszym pytaniem ze strony dorosłego byłoby "Jakie są twoje plany
na przyszłość?".
- Moja mama ma ciekawą pracę - zaczęłam - Jest
redaktorem w gazecie Nowojorskiej a ja może też chciałabym iść w podobnym
kierunku, ale bardziej modowym lub muzycznym... hm, lub po prostu
dziennikarstwo.
- Aż tak zaawansowanie? - patrzył się od czasu do
czasu na mnie.
- Zawsze jeszcze chciałam mieć coś wspólnego z
tańcem lub właśnie muzyką ale ciężko dostać taneczną pracę a jeśli chodzi o
muzykę, to kiedyś uczyłam się gry na fortepianie w szkole muzycznej - patrzyłam
na chodnik.
- To fajnie - przyznał - Nigdy z nich nie rezygnuj, znaczy się z marzeń - szturchnął mnie lekko łokciem w ramię - Może i znajdziesz taneczną pracę.
- Dobrze, przyjmę to sobie do serca - zaśmiałam
się cicho - A ty jakie masz plany?
- Nie wiem - wzruszył ramionami - Spodziewałam
się, że o to właśnie zapytasz ale na prawdę nie wiem.
- A marzenia lub hobby?
- Grałem i gram w różne sporty, to jest moje
zajęcie w wolnym czasie - westchnął - Muzykę i taniec też lubię.
- To fajnie - przeczesałam włosy, które leciały mi
na twarz, do tyłu.
- A tak w ogóle, masz drugie imię? - uśmiechnął
się.
- Ta - zacisnęłam usta w wąską linię - A ty?
- Też... zdradzisz mi je? Tak samo jak nazwisko.
- Dopiero wtedy, jak ty powiesz mi swoje.
- Najpierw ty, potem ja - brzmiało to jak
rozkaz.
- Okay - odetchnęłam cicho - Skylar.
- Oh, ładnie - mruknął - Spodziewałem się czegoś
gorszego. A nazwisko?
- Dowell - powiedziałam z wydechem - Veronica
Skylar Dowell.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej ale to trwało tylko
chwilowo.
- Justin Drew Bieber - bąknął niezadowolony.
- Drew? - uśmiechnęłam się - Jest dobrze.
- Nie jest - jęknął - Ale i tak nie posługuje się
tym imieniem, jest tylko w dowodzie. To jedyny plus.
Nagle do mojej głowy wkroczyło pytanie, które zadawałam
sobie od dawna ale często o nim zapominałam, chociaż nadal nie znałam
odpowiedzi. Tylko nie wiem, czy to dobra pora by o to pytać. Hm, ale czy
kiedykolwiek stwierdzę, że będzie taka pora? Raz kozie śmierć.
- W jakim celu byłeś wtedy w sądzie? - zapytałam
niepewnie, ale starałam się, żeby jednak nie było tego słychać.
Rzucił mi takie spojrzenie, jakbym go właśnie
obraziła. Widziałam, że zacisnął szczękę. Odwrócił wzrok w inny punkt, jakby
szukał ucieczki i chyba właśnie ją znalazł.
- Chcesz loda? - wskazał na budkę z lodami.
Patrzyłam na niego - może trochę - przeszywającym
wzrokiem. Dlaczego nie chce mi udzielić odpowiedzi na to pytanie? Czy to coś
złego? Nie wiem ale nie zostawię tego niewyjaśnionego. W końcu przecież będzie
musiał mi o tym kiedyś powiedzieć.
- Nie chcę - odpowiedziałam.
- No dobra.
Już na mnie nie patrzył. Czyżby sprawiało mu to
trudność?
- Jesteś zły za to pytanie? - przygryzłam wnętrze
policzka.
- Nie - odpowiedział sucho.
Dobra, załóżmy, że mówi prawdę.
- To... - powstrzymałam się od kolejnego pytania
na ten temat - Masz jakąś pracę czy coś?
- Powiedzmy - miał cały czas ten sam ton.
- Czyli?
- Nie ważne - sprostował.
Czy trafiam na jakieś drażliwe tematy? Muszę to
jakoś odkręcić bo atmosfera staje się coraz gorsza.
- Masz jakiegoś zwierzaka?
- Jak byłem mały miałem psa, teraz mam brata i
siostrę.
Nie mogłam powstrzymać się od cichego chichotu.
- To ciekawie, ja nigdy nie miałam -
odpowiedziałam.
- Chyba już moja kolej w pytaniach, no nie? Muszę
trochę nadrobić.
- Tak, pytaj - powiedziałam śmiało.
- Ilu miałaś chłopaków?
To dość niespodziewane pytanie.
- Dwóch - zwilżyłam usta - Ale związki trwały
tylko kilka miesięcy a ten pierwszy to wyglądał bardziej jak zabawa dzieci w
mamę i tatę - stwierdziłam kpiąco.
- Rozumiem - pokiwał głową a na jego twarzy
pojawił się przelotny uśmieszek.
- A ty ile miałeś dziewczyn?
- Chyba nadal jest moja kolej w zadawaniu pytań,
hm?
- Ale odpowiedz tylko na to - mruknęłam błagalnie.
- Okay - westchnął - W sumie, mi się wydaje, że
jedną... z cztery lata temu? - zaśmiał się - Ale na takiej zasadzie, o jakiej ty
wspominałaś i trwało to miesiąc bo myślałem, że się 'zakochałem' - podkreślił
znacząco ostatnie słowo - Kiedy jednak uznałem, że to nie to, od razu zerwałem i od tego czasu jej nie szukam.
- Na prawdę nie wierzysz w miłość? - nasz temat
nie zmierza w dobrą drogę.
- Wierzę - oznajmił - Jest miłość do Boga,
rodziców... - podał przykłady - Jeśli chodzi o dziewczyny to nigdy tego nie
poczułem i wątpię, że poczuje - skrzywił się - Mówiłem Ci już z resztą o tym.
- Nooo... tak.
Tylko trudno mi się z tym pogodzić...
Nie mogłam się powstrzymywać się od zerkania na
niego. Może to, że jest taki perfekcyjny przyciąga do niego za dużo dziewczyn i
znudziło się mu to wszystko? Nie, raczej nie.
- Chcesz balonika? - zaśmiał się, wskazując na
klauna, sprzedającego balony, przy którym stała grupka dzieci.
- Nie, dzięki - uśmiechnęłam się lekko.
- A może jednak tego loda? - poruszył zabawnie brwiami.
- Nie, nie chcę nic - zapewniłam go.
- No weź nie marudź - złapał mnie za rękę i
pociągnął w stronę budki z lodami - Jaki chcesz smak? - zapytał w drodze.
- Na prawdę nie chcę - brzmiałam w tej chwili jak
małe, naburmuszone dziecko.
- Bo dam Ci klapsa, Veronico - zaśmiał się cicho.
- Dobrze Drew - powinien się spodziewać, że po
tym, w ten sposób odpowiem.
- Serio? - ustał nagle przede mną, torując mi
drogę - Chcesz klapsa?
Przez skupienie się tylko na chęci 'oddania mu',
zapomniałam, że moja odpowiedź była błędna i mogła się dla mnie dziwnie
skończyć. Chociaż, nie wykluczam tego, że chciałabym dostać od niego klapsa...
Oh, przez niego jest ze mną coraz gorzej.
- Żartowałam tylko - starałam się mówić obojętnie.
- Więc następnym razem uważaj na słowa - skarcił
mnie.
- Bo co? - skrzyżowałam ręce.
Co za pewność siebie. Ostatnio słowa wychodzą z
moich ust szybciej, niż zdążę je chociaż trochę przemyśleć.
- Bo będziesz miała kary, przez swoją nieuwagę -
jego usta ułożyły się w znaczącym uśmiechu.
- To ty będziesz miał kary, taką jak ta - szybkim
ruchem ściągnęłam czapkę z jego głowy.
No nic, widać, że jestem przy nim bardziej
otwarta, jeśli można to tak określić. Jego włosy były teraz w nieładzie.
Większość nadal trzymała się wysoko ale niektóre pasma prawie spadały mu na
czoło. Nadal wyglądał perfekcyjnie.
- To był błąd - pokręcił głową.
- Twój błąd, że mi groziłeś - pomachałam czapką,
oddalając się.
Trzymałam jego czapkę w ręku. Nie żebym się jakoś
tym ekscytowała bo przecież... no właśnie, przecież mam jego bluzę. Ja chyba
mam ostatnio coś z pamięcią i to tylko przez niego.
- Oddaj.
- To sobie weź - zaśmiałam się, będąc już trochę od niego.
Dopiero zaczął iść w moją stronę. Kiedy wypowiadał
ostatnie zdania widziałam, że był rozbawiony ale teraz po jego minie chyba sądzę,
że jest na odwrót. Może tylko chce mnie przestraszyć 'groźnym Justinem'. Mimo wszystko wolałam nie ryzykować i
odwróciłam się, tak, aby dopiero teraz móc zacząć być szybsza, idąc przodem.
Szłam najszybciej jak mogłam, czasami podbiegając.
Odwracałam się co chwilę i sprawdzałam, czy nie jest tuż za mną a to jest
stresujące. Po którymś razie zorientowałam się, że nie było go w zasięgu mojego
wzroku. Przemierzyłam spojrzeniem park w mojej okolicy i naprawdę nigdzie go
nie było. Wątpię, ze go zgubiłam. Po prostu się przede mną schował. Szłam teraz
powoli i weszłam na trawnik, nadal się rozglądając. Ustałam w miejscu i
westchnęłam cicho. Nadal nie byłam spokojna.
Zza drzewa, parę kroków ode mnie zobaczyłam cień. Wiedziałam,
że to Justin więc oddaliłam się trochę bardziej do tyłu. Nagle poczułam jak
ktoś łapie mnie za ramiona i zanim zdążyłam zareagować, przyparł mnie obok do
drzewa i wyrwał czapkę z moich rąk.
- Niespodzianka, słonko - Justin naparł na mnie
ciałem, wypuszczając już z dłoni moje ramiona.
Czyli za tamtym drzewem to jednak nie był on.
Założył czapkę tak samo jak wcześniej, po czym jego
ręce wylądowały po obu stronach mojego ciała, na wysokości ramion. Nie miałam
się jak ruszyć. Jego oczy jakby pociemniały, mimo zachodu słońca, które na nas świeciło. Patrzył na mnie z niby groźną, ale
tajemniczą miną.
Oddychałam niespokojnie przez lekko rozchylone usta. Był tak
blisko mnie... jego twarz była tak blisko mojej. Moja dolna warga lekko
zadrżała. On oblizał swoje, a jego wyraz twarzy pozostawał baz zmian. W mojej
świadomości brzmiało teraz tylko jedne zdanie: Cholera, pocałuj mnie w końcu!
Myślałam, że te nasze wpatrywanie się w siebie
trwa już wieczność a w rzeczywistości może kilka stresujących sekund. Wyrwał
się jakby z bardzo krótkiego transu i na życzenie, gwałtownie wpił się w moje usta.
Przymknęłam natychmiastowo powieki a po moim całym ciele przeszły ciarki.
Poczułam jego delikatne i pełne usta na swoich. Ja. Pieprze. Swoim językiem
sprawił, że moje usta ponownie się rozchyliły i wsunął jego w nie. Zaczął
pieścić nim wnętrze mych ust. Szybko zgrałam się z jego ruchami a nasze języki
zaczęły się o siebie ocierać. Moje ręce przesunęłam na jego plecy, bo w sumie
tylko tak mogłam... Przycisnął mnie to tego drzewa jeszcze bardziej. Zacisnęłam
jego bluzę w pięściach. Czułam jakby między nami przepływał prąd elektryczny.
Justin przygryzł delikatnie moją wargę... tak, przygryzł. I zrobił to tak
seksownie...
Po tej czynności odsunął twarz od mojej, tym samym
zostawiając moje usta same. Spojrzał w mi w oczy. Przełknęłam ślinę,
starając się uspokoić moje serce. Nie mogę uwierzyć, że to stało się na prawdę.
- Przepraszam - wyszeptał, jakby był zawiedziony -
Nie powinienem.
Odsunął się ode mnie całkowicie, teraz i moje
ciało zostawiając bez jego dotyku. Nie wiem czy byłam bardziej zadowolona,
zmieszana czy zdziwiona. Jak to nie powinien? Jestem gorsza czy co? Ten
człowiek miesza mi w głowie i nie tylko tym najbardziej idealnym pocałunkiem,
jaki przeżyłam.
____________________
Pocałować Justina to na prawdę musi być coś... W końcu do tego między nimi doszło. Jak myślicie, Justin dobrze zrobił? Pasują do siebie? Komentujcie. Życzę miłego czytania:)