sobota, 9 maja 2015

19. Fell Under Your Spell





Ronnie


               Założyłam na siebie zupełnie nową sukienkę, podobno od jakiegoś projektanta. Jednak nie wszystko co drogie, jest dobre. Wyglądałam jak czerwona kula dyskotekowa... Można to sobie tylko wyobrazić. Nie wiem skąd mama wzięła takie ubranie, ale możliwe, że byłaby zadowolona, gdybym w niej została, ale po prostu nie czuje się w niej dobrze. Kto w ogóle by się czuł? Może już spróbuję nie krytykować, a wymyślić coś innego, w co mogłabym się ubrać. Mam mało czasu. Mama oznajmiła właśnie, że za pięć minut wychodzimy. Czyli bardzo mało czasu. Rozsunęłam drzwi szafy i popatrzyłam na wieszaki. Jeśli chodzi o sukienki to nie było ich dużo, a jak już to jedna granatowa, a reszta czarne i raczej nie jak na te spotkanie. Utknęłam. Jedynym ratunkiem została Maggie, ale nie zdążę po nic pojechać. Myśl, Ronnie. Okay, pierwszym krokiem jest zdjęcie sukienki, którą mam na sobie. Zrobiłam to. No tak! Przypomniałam sobie, że gdzieś w torbach, mam starą sukienkę, którą raz założyłam na ślób cioci. Była czarna, z długimi rękawami i tak od połowy brzucha w dół miała rozkloszowany materiał. Sięgała mi do połowy ud, a może nawet była troszkę krótsza. Myślę, że jest dobrze. Tak, jest czarna, ale nie wygląda jak do klubu. Przynajmniej lepsza od tamtej. Wzięłam torbę z już wcześniej spakowanymi rzeczami i wyszłam na korytarz. Założyłam swoje botki.
                - Ronnie, co się stało z tą czerwoną sukienką? - zapytała moja mama po tym, jak zobaczyła mój ubiór. 
                - Najlepiej mamo, jakbyś ją oddała - odparłam szczerze - Ona nie leży dobrze.
                Westchnęła. 
                - Przecież jest ładna, ale no nic, porozmawiamy o tym później, bo nie mamy czasu - założyła kurtkę - Idziemy! - powiedziała tak głośno, aby każdy w domu ją usłyszał.
                Również założyłam kurtkę i wyszłam na klatkę. Tata i Luke byli ubrani w garnitury, a moja mama w białą sukienkę. Obecnie wyglądaliśmy jak jakaś poważna i zamożna rodzina. Inny efekt byłby, gdybym oczywiście miała na sobie co... Czerwoną sukienkę! Może czas już o niej zapomnieć.


**


               Weszłam do dużego budynku, który już z zewnatrz wyglądał szykownie i widać było, że odbywają tu się dość poważne przyjęcia. Z tego co wiem, to miało być inne. Nie zakładam, że będzie jak w klubie dyskotekowym, ale myślę też, że nie będzie tak sztywno. W środku, od razu jak się weszło, mażna było zauważyć pozłacane ściany z dodatkiem brązu. Nie pokrywały one całego holu, ale większość i nie przesadzajmy, na jakiś pałac to temu miejscu daleko. Do głównej sali trzeba było wejść po schodach. Wszystko działo się na pierwszym piętrze. Jeszcze przed tym wejściem rozdawali kieliszki z szampanem. Moja mama się postarała. Usiadłam przy jakimś stoliku z Luke'iem, ponieważ chcieliśmy uniknąć witania gości. To już nie nasza sprawa.

                Wyjęłam ze swojej torebki telefon i napisałam do Justina, kiedy tutaj będzie. Podałam już mu wcześniej adres więc myślę, że się nie zgubi. Nadal trochę boją się jego spotkania z moimi rodzicami. Może jeszcze coś powie przypadkiem i prawda wyjdzie na jaw? Tak samo Luke. Hm, może czas dowiedzieć się w jakiś sposób o co dokładnie między nimi chodzi.
               - Luke - zaczęłam, patrząc na niego. 
               - Co - mruknął pod nosem, pisząc smsy.
               - Nie chcę, żebyś mówił jakieś bzdury na Justina, kiedy tu przyjdzie. Tak ogólnie i rodzicom.
               - Ja nie mówię bzdur - uśmiechnął się rozbawiony - Ja mówię szczerą prawdę, tylko Tobie nie chce się wierzyć.
               - No to powiedz o co naprawdę chodzi, a może uwierzę - wzruszyłam ramionami. 
               Westchnął. Chciał już coś powiedzieć, ale szybko zrezygnował.
               - Na razie nie, może kiedy indziej - oblizał usta i wrócił do pisania.
               No, bardzo ciekawe. Zmarnowałam czas, niczego się nie dowiadując. 
               Przez najbliższe pół godziny nudziłam się, patrząc na wystrojonych ludzi. Najmłodsi z całego towarzystwa byliśmy my, ośmioletnie dziecko i jakaś dziewczyna, która miała może z czternaście lat. Innych osób poniżej dwudziestki tu nie znajdziecie. W sumie można podwyższyć tą skalę. Co do mojego chłopaka, to nadal mi nie odpisał. Tak w ogóle nadal dziwnie się czuję, mówiąc, że jest 'moim chłopakiem'. Nigdy tak z nikim szybko nie byłam. Chodzi o czas, w którym się znamy. Może miesiąc, odkąd się poznaliśmy? I już. Tylko ten związek jest dziwny, czuję się jakbyśmy dalej byli znajomymi, którzy się całują. Może niedługo będzie między nami większa więź. Moim obowiązkiem jest to, żeby się nie zapomnieć i przypadkiem za szybko zakochać. Nie ukrywam, że coś do niego czuję, ale trochę boję się jeszcze otworzyć. Poza tym, jakbym powiedziała mu teraz, że go kocham, to raczej by tego nie odwzajemnił, albo w ogóle uznałby mnie za wariatkę. Przecież on nie bawi się w 'miłość'. To już wcześniej dał mi do zrozumienia.
                 Nagle coś zawibrowało mi w torebce. Ta, te coś to na pewno telefon. Nie, nie nosze wibratora w torebce. Dokładnie to ja go w ogóle nie noszę. Powinnam zacząć, że w ogóle go nie mam. Uh, nie ważne.

Justin:
Wszedłem do budynku, przyjdziesz po mnie, mała? jestem trochę zagubiony


                Dlaczego po przeczytaniu tego, od razu wyszczerzyłam się jak głupia? Może dlatego, że wyobraziłam sobie jak mówi to na żywo i jest taki nieśmiało słodki. Tak, takie myśli miewają dziewczyny. Nie jestem dziwna.

               Wstałam z krzesełka i powoli udałam się do wyjścia. Zeszłam ze schodów rozejrzałam się. Zauważyłam jak Justin rozmawia z jakąś kobietą z recepcji. Miała blond włosy do połowy pleców i wyglądała nie więcej jak na dwadzieścia lat. Może czekał na mnie długo i pyta się o drogę? Tylko uśmiecha się do niej i nie sądzę, że grzecznościowo. Podeszłam do nich. 
               - Hej - mruknęłam, tak, aby zwrócił na mnie uwagę. 
               - O, hej - spojrzał na mnie. Chyba chciał ukryć zakłopotanie.
               - Coś się stało? - spojrzałam podejrzliwie na niego, po czym na tą panienkę. 
               - Nic, nic - pokręcił głową - Pytałem gdzie mam isc, żeby trafić na waszą salę - wytłumaczył się.
               Westchnęłam cicho. 
               - Okay, ale miałam po Ciebie przyjść więc to było niepotrzebne - oznajmiłam. 
               - No dobrze, nie ważne już, chodźmy - złapał mnie za ramię. 
               Obrócił nas w stronę schodów, jednak odwrócił głowę i myślał, że ja tego nie widzę. Uśmiechnął się ponownie do tej blondynki. Jak odwrócił z powrotem do mnie twarz, spotkał moje spojrzenie, które nie było na pewno przyjazne. Zwilżył wargi i objął mnie w pasie, na co odepchnęłam jego rękę.
                - Coś nie tak, skarbie? - zmarszczył brwi.
                - Jesteś moim kolegą, pamiętasz? - westchnęłam i zaczęłam wchodzić po schodach. 
               On zanim na nie wszedł, wziął swoją gitarę w pokrowcu i dogonił mnie. 
                - Myślałem, że jesteś zła.
                - A ja mówiłam, że będziesz miał sprzęt już na scenie. Po co wziąłeś swoją gitarę?
                - Nie gram na innej - mruknął.
                - Jak chcesz - wymamrotałam.
                Po chwili znaleźliśmy się na górze. Justin wziął kieliszek szampana i z uśmiechem wszedł na salę. W głowie siedziała mi ta sytuacja z blondynką. Czy on z nią flirtował? Powinnam mu coś powiedzieć, ale chyba sobie na razie daruję. Może tylko przesadzam.
                - Poważnie tu trochę - napił się. 
               Był ubrany w czarny, przylegający garnitur, który dobrze na nim leżał. Dodatkowo krawat i spodnie od garnituru, które miały krój rurek. Wszystko ładnie dobrane i elegancko. O włosach nie muszę mówić, bo jak zwykle miał je perfekcyjnie ułożone. 
               - Dobrze wyglądasz - powiedziałam, kiedy usiedliśmy sami do stolika gdzieś z boku.
                - Dziękuje - uśmiechnął się seksownie - To kiedy mam zagrać?
                - Już się niecierpliwisz? Myślałem, że niechętnie to robisz.
                - No w sumie to tak, ale chce mieć to już za sobą, to dlatego - wzruszył ramionami - Potem zabiorę cię do klubu lub do mnie, nie będziemy musieli tu siedzieć.
                - Muszę tutaj być do końca z mamą - powiedziałam poważnie - Chyba mnie nie zostawisz?
                - Nie, no co ty. Dałem tylko propozycję - uśmiechnął się słabo.
                Jakoś dziwnie się zachowuje, nie wiem o co mu chodzi. Może to po tej rozmowie z blondynką? Ja pierdole, dlaczego mam to nadal w głowie?
                - Ronnie, przyniesiesz mi z zaplecza moją niebieską teczkę? - podeszła do mnie mama, mówiąc to. Jednak jej wzrok długo na mnie nie spoczywał. Od razu zmierzyła mojego chłopaka. 
               - Tak, przyniosę - powiedziałam niechętnie. 
               - O, to jest ten twój kolega? - uśmiechnęła się ciepło.
                - Justin, miło mi panią poznać - posłał swój najlepszy uśmiech wstając i pocałował delikatnie moją mamę w dłoń.
                - Widzę, że jakiś gentleman - pokiwała głową - Po trzech piosenkach i mojej krótkiej przemowie, zagrasz jakieś dwie piosenki, dobrze? 
               - Oczywiście Proszę Pani - powiedział posłusznie i wrócił na siedzenie. 
               Moja mama odeszła, uśmiechając się, a ja wstałam.
                - Idę po tą teczkę, za minutę wracam - poinformowałam go i odeszłam. 
               Mam nadzieję, że mi nie ucieknie. Jakoś nie mogłam przebić uśmiechu. Może jestem do tego zdolna, ale nie będzie on na pewno szczery. Miałam mętlik w głowie, chociaż nie powinnam się aż tak przejmować niektórymi sprawami. Na przykład, może to dziwne, ale nie powiedział mi, że jakoś dzisiaj wyglądam. Nie chcę już mówić, że miał powiedzieć idealnie czy najpiękniej na świecie, ale po prostu mnie pochwalić. A on nawet w tym mnie olał. Dobra, może za bardzo dramatyzuję.                
               Szybko wzięłam teczkę i zaniosłam ją mamie. Na szczęście Justin nie uciekł i nadal siedział przy stoliku. Nawet nie pozwolił mi usiąść, tylko wstał, złapał mnie za dłoń i pociągnął na parkiet.
                - Tam jest nudno, a tak przynajmniej sobie potańczymy.
                Uśmiechnął się i będąc już na miejscu, złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. Położyłam dłonie na jego ramionach. Nie będę użądzała scen miłości czyli przytulania i całowania, tu jesteśmy tylko kumplami. Czasami mi się wydaje, że na co dzień też. Kołysał mną powoli, czasem patrząc mi w oczy i czasem gdzieś w tłum.
                - Powiedz mi, coś się stało między Tobą a tą blondynką na dole? - mruknęłam. Cały czas patrzyłam w jego oczy. 
               - Nie, skąd ten pomysł? - zapytał niedorzecznie. 
               - Po prostu wyglądało to, jakbyś ją podrywał.
                - Wydawało ci się, uwierz mi - uśmiechnął się ciepło i pogładził dłonią mój bok. 
               Pokiwałam głową, niestety nadal trochę nie dowierzając. 
               - Nie interesuje mnie nikt oprócz ciebie - dodał i rozejrzał się.
                Kiedy zauważył, że nikogo nie ma z mojej rodziny, a reszta nie zwracała na nas uwagi, to cmoknął mnie powoli w usta. Powiem szczerze, że na mojej twarzy zawitał ten prawdziwy uśmiech. On niestety tak na mnie działa. Musze się nauczyć na niego gniewać, jeśli zasłuży, bo jeszcze go rozpieszczę. 
               Piosenka się skończyła, a my przestaliśmy tańczyć. Podziękował mi i wróciliśmy do stolika. 
               - Dziwnie się czuję, to nie moje klimaty - dopił szampana - Ta powaga i kameralne przyjęcia. 
               - To zrozumiałe, nie jesteś do tego przyzwyczajony - ja napiłam się tylko wody. 
               - Ale dobrze, że tu jesteś, bo sam bym nie wytrzymał - zaśmiał się cicho.
                Uśmiechnęłam się słodko. Jakiś mężczyzna podszedł do nas i powiedział, żeby poszedł się przygotować i sprawdzić sprzęt, bo moja mama właśnie za chwilę zaczynała swoją przemowę.
                - Okay, to lecę, życz mi powodzenia słonko - wziął pokrowiec z gitarą.
                - Jasne, będę trzymać kciuki - pogładziłam go po ramieniu. 
               Uśmiechnął się i ruszył w stronę sceny. Podeszłam jeszcze szybko do niego. 
               - A co zagrasz? - zaśmiałam się cicho. 
               - Niespodzianka - uśmiechnął się - Ale niestety piosenki nie będą moje, ponieważ nie wiedziałem czy jakaś z nich będzie dobra na takie przyjęcia - oznajmił - Ale będę i tak śpiewał do Ciebie, tylko, że słowami innych - puścił mi oczko i odszedł, a ja z uśmiechem wróciłam do stolika. 
                Założyłam torebkę na ramię i podeszłam bliżej sceny. Odnalazłam Luke'a i mojego tatę. Ustałam obok nich i zaczęłam słuchać słów mojej mamy. Była to, tak jak mówiła krótka przemowa. Jakieś podziękowania i kilka słów o firmie i jej osiągnięciach. Zapowiedziała z uśmiechem Justina, a my zaczęliśmy klaskać. Zauważyłam, że mój tata ma wzrok jak 'chce się dowiedzieć kim jesteś' a Luke był rozbawiony.
                - Nigdy nie widziałem, jak ten dupek śpiewa - powiedział z uśmiechem blisko mojego ucha.
                - Nie przezywaj go, proszę cię. Zachowujesz się jak dziecko, a nawet gorzej - westchnęłam.
                Zauważyłam Justina, jak wchodzi na scenę. Usiadł na wysokim krzesełku i ustawił mikrofon. Wziął gitarę do rąk.
                - Ciesze się, że zaproszono mnie, abym tu zagrał. Czuje się wyróżniony - powiedział  uśmiechem - Pierwsza piosenka będzie dla osób, które ciężko pracują w tej właśnie firmie i nie tylko - po tym jego wzrok wylądował na mnie, a ja się uśmiechnęłam. 
               Mój tata to zauważył, ale nie zareagował. Po prostu jego wzrok był podejrzliwy. Justin zaczął grać piosenkę. Poznałam po rytmie. To było 'I'll be' Edwin'a McCain'a. Od razu przypomniało mi się moje dzieciństwo. Rodzice tego słuchali. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i zauważyłam, że moja mama też się uśmiechała. Na pewno wielu z tych osób przypomniały się dawne lata.
                Mój chłopak od czasu do czasu spoglądał na tłum, a w tym na mnie. To piosenka o miłości, więc nie biorę jej za bardzo co siebie. Czemu? Bo wątpię, żeby był we mnie zakochany. Oczywiście, ta myśl często ostatnio krąży mi po głowie. 
               Poczułam wibracje w torebce. Tak, to telefon. Wyjęłam go i odblokowałam. Zauważyłam nieznany numer. Zdziwiłam się, ale odczytałam treść.

Nieznany numer:
hej, z tej strony Bethany, mam numer od Ian'a. Nie chciałam dzwonić, bo wiem gdzie jesteś i mogłabym przeszkodzić, ale czy mogłabyś zejść na chwile przed budynek, w którym jesteś? muszę Ci coś powiedzieć


              
               Trochę się przestraszyłam. No Justin mógł im powiedzieć gdzie ze mną idzie, to zrozumiałe, ale co jest tak ważnego, że chce mi o tym już teraz powiedzieć? Moje myśli w tej chwili mówiły coś w stylu 'zdradził cię, na pewno'.  
               - Zaraz wracam - powiedziałam Luke'owi blisko ucha, tak aby mnie usłyszał.
                - Co, nie podoba Ci się śpiew twojego chłopaka? - zaśmiał się. 
               - Jest cudowny, ale muszę iść do łazienki - burknęłam i wywróciłam oczami.
                Przedarłam się przez tłum ludzi i wyszłam z sali. Zeszłam po schodach i poszłam do szatni wziąć swoją kurtkę. Nałożyłam ją i powoli zaczęłam stawiać kroki do wyjścia. Jakoś nie za bardzo mi się śpieszyło. Dlatego, że po prostu byłam zestresowana. Jakbym miała jakąś poważną rozmowę z rodzicami i szykowała się na karę. Jednak tak czy tak, musiałam iść. Wyszłam na zewnątrz. Wiatr był spokojny i lekko rozwiał moje włosy. Po chwili rozglądania odnalazłam wzrokiem dziewczynę, która stała parę metrów w prawo ode mnie, opierając się o ścianę. Podeszłam do niej. Ona też mnie zauważyła i uśmiechnęła się lekko. Już po twarzy rozpoznałam Bethany. Ustałyśmy na przeciwko siebie, wcześniej przytulając się na powitanie.
                - Pięknie wyglądasz - powiedziała z uśmiechem, patrząc na moją sukienkę. Wsadziła dłonie w kieszenie kurtki.
                Miała rozpuszczone włosy, jeansy, bluzę i na to skórzaną kurtkę. 
               - Ty również - stwierdziłam, odwzajemniając uśmiech - Ale nie jestem przyzwyczajona do takiego wyglądu - dodałam.
                - No, nie wyobrażałam sobie Ciebie w takim wydaniu - zaśmiała się cicho - Ale każdej kobiecie przyda się ta chwila, w której wygląda jak królewna - mówiła przyjaznym głosem.
                - Racja - również wsadziłam dłonie do kieszeni kurtki - Co chciałaś mi powiedzieć?
                Westchnęła i od razu spoważniała.
                - Nie chciałam Tobie o tym mówić, ze względu, że może to by się jeszcze zmieniło, ale uznałam, że jesteś bardzo fajna i nie zasługujesz na to, aby żyć w kłamstwie - odchrząknęła - Ale nie będę owijać w bawełnę - oblizała usta - Justin parę dni temu powiedział chłopakom o Tobie, wiesz, oni byli zdziwieni tym, że ma dziewczynę, ale pochwalali go, że się ustatkował, jak to faceci - zaczęła - Ale nie wiem czemu on się trochę wkurzył i... i powiedział, że będzie z Tobą, do puki cię nie 'przeleci' - powiedziała trochę ciszej - Oczywiście pokłóciłam się z nim po tym, żeby tak nie robił, ale nie wiem czy zrozumiał. Jednak nadal się do siebie nie odzywamy.
                Zaniemówiłam na chwilę. Nie wiedziałam co teraz czuć, myśleć... 
               - Ale, że jest ze mną tylko dla seksu? - powiedziałam powoli.
                - Na to wygląda - widać, że było jej przykro - Proszę, tylko nie załamuj się przez to, nie zasługujesz, żeby cierpieć...
                - Ja... ja - próbowałam zacząć, ale czułam wielką gulę w gardle, która nie pozwalała mi mówić. 
               Odwróciłam wzrok gdzieś w bok, a  moje oczy się zeszkliły. Powstrzymywałam się od płaczu. 
               - A ja jak idiotka uwierzyłam, że ze mną będzie inaczej - oznajmiłam po chwili, zła bardziej na siebie - Tak, jestem skończoną idiotką - pokręciłam głową.
               - Ronnie, nie jesteś - złapała mnie za ramię - Jedynie winny tu jest Justin.
                - Wiesz co, dziękuję, że mi powiedziałaś - otrząsnęłam się i wytarłam delikatnie kąciki oczu - Poczekasz tu chwilę na mnie? - spytałam.
                - Jasne - pokiwała głową - Co chcesz zrobić? - zaczęła iść powoli ze mną do budynku. 
               - To co powinnam - mruknęłam i razem weszłyśmy do środka - Albo jak chcesz, choć ze mną - złapałam ja za dłoń i zaprowadziłam na schody. 
               Ludzie dziwnie się patrzyli. Ludzie, czyli katering, który stał na schodach. No tak, Bethany nie była w sukience. Co za skandal. 

               Obecnie kierowała mną złość, ale taka z żalem. Weszliśmy na górę. Bethany postanowiła poczekać przed wejściem, żeby tam przynajmniej nie wywołać takiego zdziwienia. Justin skończył już grać. Obecnie rozmawiał z jakimś facetem prawie na środku sali, chyba to był producent. Ludzie rozeszli się w większości do swoich stolików. Zaczęłam iść dość szybkim krokiem w jego stronę z niezbyt zadowoloną miną. On mnie po czasie zauważył i uśmiechnął się szeroko. Jednak zanim zdołał coś powiedzieć, uderzyłam go z całej siły w twarz. Odwrócił głowę, a połowa ludzi spojrzała się na nas. Patrzyłam na niego zawiedziona, a ten producent od nas odszedł.
                - Ronnie do cholery, co Ci się stało? - spojrzał na mnie, mając czerwony ślad na policzku od mojej dłoni. Złapał się za niego. 
               - Masz racje, nie wiem co mi się stało, nie wiem jak mogłam być z takim oszustem i gnojem jak ty! - warknęłam, trochę złamanym głosem.
               - Ale o co ci chodzi?! - zmarszczył brwi.
               - Dobrze wiesz, o co mi kurwa chodzi, tylko ja nie wiedziałam, myślałam, że będzie tak cudownie, ale nawet nie było, wszystko było kłamstwem, jesteś bardzo dobrym aktorem, wiesz? - mówiłam ze łzami w oczach - Jeszcze dobrze, że nie powiedziałeś mi, że mnie kochasz, chociaż robiłeś wszystko, żebym ja zakochała się w tobie, aby to wykorzystać, tak? Lepiej już się do mnie nie odzywaj, zapomnij o mnie, nawet nie chcę cie znać! 
               - Ronnie - moja mama podeszła do nas - Ludzie na was patrzą - skarciła mnie. 
               - Mam to gdzieś, mam wszystko gdzieś, jego, te przyjęcie, wszystko - łza zleciała mi po policzku. 
               - Przynosisz mi wstyd - warknęła cicho - Starałam się, żeby wszystko wyszło dobrze, a ty musisz urządzać jakieś sceny - patrzyła mnie mnie zła. 
               Popatrzyłam na nich oboje, potem na tych wszystkich ludzi. Pokręciłam głową i pobiegłam do wyjścia. Zaczęłam płakać, już tego nie powstrzymując. Bethany pobiegła za mną na dół. 
               - Ronnie, zwolnij - złapała mnie za rękę.                
               Wyrwałam ją szybko. Czułam jak wszystko zżera mnie od środka, jakby świat mi się zawalił. Wina, smutek, złość... Jak zawsze wszystko było przeze mnie. Musiałam coś zepsuć. Bo kto przejmuje się moimi uczuciami? Jak widać nikt. Jestem tylko pieprzonym problemem.
 
 ____________________

Witam was po przerwie! Tak, każdy ją odczuł. Niestety miałam ostatnio mało czasu na pisanie, lub po prostu brakowało mi weny. Nawet moja mama to zauważyła😂 No nic, postaram się to nadrobić. Życzę miłego czytania! Nie zapomnijcie zostawić po sobie komentarza.

8 komentarzy:

  1. No no tego sie nie spodziewałam. Mam nadzieje ze na nastepny dzień postara sie zapomnieć o Justinie i znajdzie sobie jakiegoś innego kolegę i żeby Justin był zazdrosny. Czekam na next !!

    OdpowiedzUsuń
  2. o kurde ale sie porobilo ;o czekam nn x

    OdpowiedzUsuń
  3. Sporo się działo w tym rozdziale, jestem ciekawa co będzie dalej :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero wczoraj zaczęłam czytac twoje ff i jestem pod wrażeniem :) Czejam na kolejny rozdział <3 !

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! Twoje ff jest genialne

    OdpowiedzUsuń
  6. Mega *-*
    Do nast :33

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale mi jej szkoda! Bidulka!! Żadna dziewczyna nie zasługuje na takie traktowanie! Chuj złamany z Justina i tyle na temat!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wierzę serio, idiota I dobrze mu tak !ja jeszcze bym mu poprawila żeby dobrze zapamiętał a co

    OdpowiedzUsuń