niedziela, 1 marca 2015

17. Engagement





Ronnie



               Obudziłam się rano. No, na prawdę wcześnie rano, bo mam weekend, a wstaję o siódmej. To jak na mnie dziwne. Wykonałam jak zwykle kolejne czynności, czyli przeciąganie się, kręcenie z miejsca na miejsce, bo chcę jeszcze spać, ale nie mogę, lub wstać, ale się nie chce. Monotonne życie. Sięgnęłam po telefon, aby sprawdzić sobie różna aplikacje, albo czy ktoś do mnie napisał. Od razu jak uniosłam go nad swoją twarzą, zawibrował. Na szczęście go nie upuściłam. Sprawdziłam wiadomość, która mnie zdziwiła bo przypominam, tak wcześnie rano? Była od Justina. A to ja myślałam, że będę bardziej jak ta osoba, która częściej pisze i o każdej porze.

Justin:
jestem dzisiaj rano w mieście, jak chcesz możemy się spotkać

               Tak bez żadnego 'Dzień Dobry skarbie'? No dobra, już pomińmy te 'skarbie'. Ta wiadomość brzmiała bardzo oficjalnie. Może też mi się tak wydaje, bo nie dodał żadnej uśmiechniętej buźki. Pomijając, przejęłam inicjatywę.

Ja:
dzień dobry, jestem za:)

               Uśmiechałam się pod nosem pisząc tą wiadomość. Odłożyłam tylko telefon, a ponownie usłyszałam dźwięk wibracji.

Justin:
przywitam cię jak się spotkamy, przyjadę za dwie godziny, do zobaczenia;)

               I powrócił tajemniczy Justin, tego mi brakowało. Wstałam powoli z łóżka. Zrobiłam skłon w dół, tak aby wszystkie moje włosy zleciały w tą samą stronę i związałam je w kucyk. Najłatwiejszy sposób. Założyłam swoje kapcie misie i zaspana, szurając po podłodze, zaczęłam iść w stronę łazienki. Weszłam do niej, po czym nachyliłam się nad umywalką i ochlapałam twarz zimną wodą, aby się trochę rozbudzić. Ah, co by nie korektor pod oczy, bo bez niego z tymi sińcami byłoby słabo. Wytarłam twarz i wyszłam. Zapewniam, że wszystkie czynności wykonywałam leniwie i powoli. Jak to przeważnie rano. No, moja podróż teraz była skierowana w stronę kuchni. Rodzice szykowali się do pracy.
               - Hej - weszłam do kuchni. Poczułam ładny zapach.
               - Dzień dobry - mama odpowiedziała mi z uśmiechem.
               O tak, naleśniki.
               - Poproszę - wskazałam na jednego, który jeszcze był na patelni.
               - Masz szczęście, że się załapałaś - stwierdziła, przewracając go na drugą stronę - Sama pewnie byłabyś za leniwa aby je zrobić.
               - Nie oceniaj mnie - wyjęłam swój sok z lodówki - Ale w sumie jeśli chodzi o dzisiaj, to prawda - napiłam się.
               - No widzisz, matka zawsze ma rację - uśmiechnęła się.
               - Ojciec częściej - odezwał się mój tata - Na przykład przy tym jak zaakceptowałaś tego chłopaka Ronnie, a ja od początku mówiłem, że jest coś z nim nie tak - jadł naleśnika.
               - Dopiero mu powiedziałaś? - zmarszczyłam brwi.
               W sumie tata od razu dowiaduje się o takich rzeczach. A nawet o nie prawdziwych, tylko podejrzeniach mamy.
               - Tak, nie chciała się pogodzić z tym, że nie miała racji - zaśmiał się.
               - Pomyliłam się, każdemu się zdarza - mruknęła - A ty lepiej mnie nie krytykuj, bo sam będziesz sobie robił śniadania.
               Wstał i odniósł talerz do umywalki.
               - I tak wiemy, że nie umiesz się na mnie gniewać - pocałował ją w policzek, a potem w usta.
               - Ugh, nie- pokręciłam głową, krzywiąc się - Miało być bez tych nadmiernych miłości przy mnie.
               - Nie narzekaj, masz dwoje rodziców, którzy się kochają. Niektórzy mają gorzej.
               - Znowu te porównania, wiem to - westchnęłam, siadając przy stole.
               - No, idziemy skarbie, bo się spóźnimy - klepnął ją lekko w tyłek i odszedł w stronę salonu.
               - Fu - powiedziałam znacząco, patrząc się na nią.
               - Naleśniki masz na talerzu, my już lecimy - powiedziała wycierając ręce o ścierkę.
               W drodze na korytarz cmoknęła mnie w głowę, wzięła torebkę i dołączyła do taty.
               - Tata wróci jeszcze przed piętnastą, jak chcesz możesz zjeść obiad na mieście lub poczekać, tylko daj znać - wyszli z salonu.
               - Okay - zabrałam się za smarowanie naleśnika masłem orzechowym.
               - Pa! - krzyknęli otwierając drzwi.
               Wyszli z domu i zamknęli go za sobą. Zwinęłam naleśniki, które posmarowałam w rulonik i zaczęłam powoli jeść, słuchając jakiejś piosenki, która leciała w radiu. Spokojny poranek. Dzień też zapowiada się dobrze i mam nadzieję, że taki będzie.
               - No, szkoda, że nie powiedziałaś im o swoim teraźniejszym chłopaku - do kuchni wszedł Luke.
               No tak. Nie chwal dnia przed zachodem słońca.
               - Szkoda - powtórzyłam obojętnie, żując kawałek jedzenia.
               - Jesteś strasznie naiwna - wziął ode mnie jednego naleśnika, którego zrobiłam.
               - Ej! - zrobiłam niezadowoloną minę.
               - No co, te masło jest tuczące, dbam o twoją linię - wzruszył ramionami i zaczął jeść.
               - Ta, zrobisz mi za to kolejnego, a poza tym nie jestem naiwna, tylko ty przewrażliwiony.
               - Po pierwsze, chyba sobie żartujesz? A po drugie, nie, nie jestem. Dowodem na to jest to, że przecież tym Johnem się nie interesowałem.
               - Po pierwsze - uśmiechnęłam się sarkastycznie, udając go - Tak, robisz mi tego naleśnika. Po drugie, nie Johna tylko Ethana. Po trzecie, to moja pieprzona sprawa z kim się zadaje, więc nie marnuj na to czasu.
               - Przypominam Ci, że ty zmarnowałaś czas ostatnio, kiedy spławiłaś mi dziewczynę jak podwoziłem Cię łaskawie do Twojego chłopaczka.
               - Sam wiedziałeś, że to nie laska dla Ciebie, zrobiłam Tobie przysługę.
               - Mhm, więc ja robię Tobie przysługę teraz i odradzam spotykania się z Justinem - Usiadł przy stole.
               - A powiedz mi, ale tak dokładnie, czemu? - patrzyłam w jego oczy.
               - Bo to dupek - wzruszył ramionami.
               - Ale czemu? - powtórzyłam.
               Westchnął cicho.
               - Bo tak.
               - Bardzo przekonujące wyjaśnienie, na pewno nie skorzystam z Twoich rad, dziękuję - kontynuowałam jedzenie.
               - Ale uważaj na siebie - ostrzegł.
               - Okay - wywróciłam oczami.
               A chciałam w spokoju zjeść naleśniki, z czego jeszcze jeden został mi zabrany.


**


               Wsiadłam do windy już uszykowana i na czas. Justin jest pod blokiem. Jak zwykle przejrzałam się w lusterku windy. Założyłam moje nowe jeansy i luźną, czarną koszulkę, a oczywiście na to kurtkę. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Kiedy winda ustała na samym dole, wysiadłam z niej. Odetchnęłam i otworzyłam drzwi. Na zewnątrz świeciło słońce i było nawet ciepło. Ruszyłam przed siebie, kierując wzrok od razu na parking. Jednak szybko zostałam 'złapana'. Dokładnie pociągnięta do tyłu, tak, że aż dosłownie przyparłam Justina do ściany. Podniosłam szybko głowę.
               - H-hej - uśmiechnęłam się niewinnie.
               - Witam - uśmiechnął się szeroko - Widzę, że wyręczyłaś mnie w tym fajnym powitaniu - zamruczał.
               - Powiedzmy - przygryzłam wargę, orientując się, że nie poprawiłam swojej pozycji, więc natychmiast to zrobiłam.
               - Ale nie musiałaś się odsuwać - przyciągnął mnie znowu do siebie za biodra i odwrócił nas, po czym przyparł mnie do ściany - Przepraszam, że tyle się nie widzieliśmy - powiedział cicho blisko moich ust.
               - Um, okay - odparłam - A czemu i wczoraj nie mogłeś się spotkać?
               - Miałem pewne plany, ale również się zepsuły, a już nie chciałem męczyć cię po nocach - zaśmiał się cicho po chwili - To w sumie nie zabrzmiało tak jak powinno.
               - Też tak myślę - pokręciłam głową rozbawiona.
               - Ale może muszę kiedyś spróbować - uśmiechnął się cwaniacko i pocałował mnie.
               Odwzajemniłam z lekkim uśmiechem. Położyłam dłonie na jego karku, oddając pocałunki. Kocham czuć jego usta na swoich. Zawsze przy tym pojawiają się przede wszystkim ciarki i niezapomniane, miłe uczucie. A poza tym, o matko. Czy on właśnie zapewnił mnie, że już niedługo będziemy uprawiać sex? Uh.
               - Dzień dobry Ronnie - usłyszałam głos i oderwałam się od delikatnych ust Justina.
               Zauważyłam, że była to moja sąsiadka z dołu. Bardzo wszystkim się interesująca sąsiadka z dołu. No pięknie.
               - Dzień dobry - posłałam w jej stronę lekki uśmiech. Oczywiście nieszczery.
               - O, widzę, że nowy chłopak - zmierzyła Justina wzrokiem, a on się uśmiechnął.
               - Tak, jestem chłopakiem Ronnie, niedługo jednak mamy zamiar wziąć ślub - stwierdził nawet poważnie, na co jej oczy się rozszerzyły.
               Powstrzymałam śmiech.
               - To życzę - pomyślała - Szczęścia - wypuściła cicho powietrze, kręcąc głową.
               Kiedy weszła do klatki oboje zaczęliśmy się śmiać.
               - Aww, jak słodko - spojrzałam na niego rozbawiona - Ale wiesz, że jeszcze się nie zaręczyliśmy?
               - No, właśnie - pomyślał - Muszę skombinować pierścionek.
               - Jest na to czas - westchnęłam ciężko - A teraz, hm to znaczy na pewno w przeciągu kilku dni już większość ludzi tutaj będzie wiedziała, że Ronnie wyjdzie za mąż.
               - To niech tak myślą, ich życie jest takie nudne żeby przejmować się twoim? Proszę bardzo - wzruszył ramionami.
               - No racja, gorzej będzie jak rodzice się dowiedzą i będę musiała im to tłumaczyć - objęłam jego szyję rękoma.
               - Ta, chyba nie są tacy jak ta kobieta i nie uwierzą w tą głupotę - zaśmiał się.
               - No nie - westchnęłam smutno - Czyli nie weźmiemy ślubu? - wydęłam wargę.
               - Najpierw zaręczyny - puścił mi oczko - A teraz zabieram cię na jakiś koktajl i przekąskę.
               - Justinek zgłodniał? - zagruchałam.
               - Noo - powtórzył tym samym tonem.
               Słodko. Tak na serio. W jednej chwili zabójczo seksowny, a w drugiej uroczy. Co za człowiek.
               - Dobra, chodźmy do samochodu- cmoknął mnie w usta - W sumie, to ty nie musisz.
               - Jak to? - zmarszczyłam lekko brwi.
               Wziął mnie na ręce, podtrzymując mnie, a ja szybko się go mocno złapałam. Oplotłam nogi wokół jego pasa.
               - A, o to - odpowiedziałam sama sobie i objęłam go.
               - No widzisz - odwrócił się w odpowiednią stronę i zaczął iść w kierunku samochodu.
               - Ale na prawdę, nie musisz mnie nieść - powiedziałam po chwili.
               - I zrezygnować z okazji trzymania Cię za tyłek? Nigdy.
               Zaśmiałam się cicho. Przynajmniej jest szczery. Kocham go za to... no, to znaczy lubię.
               - Królewna dostarczona co czarnej karocy - postawił mnie na ziemi przy swoim samochodzie.
               - Dziękuję - zrobiłam lekki ukłon i poprawiłam się.
               - Ależ to dla mnie czysta przyjemność - otworzył mi drzwi.
               - Domyślam się - wywróciłam rozbawiona oczami i wsiadłam do środka.
               Poszedł na swoją stronę i również wsiadł, po czym zapiął pasy i odpalił samochód. Po chwili byliśmy już na drodze. Patrzyłam przed siebie, na razie nic się nie odzywając. Ustaliśmy na czerwonym świetle.
               - Może włączyć radio, żeby nie było tak cicho, hm? - spojrzał na mnie, wyjmując wcześniej wsadzoną tam płytę.
               - Jasne - kiwnęłam głową, patrząc na tą płytę - Albo... w sumie możesz włączyć tą płytę.
               - Na pewno?
               - No tak - wsadziłam ją tam z powrotem - Sprawdzę czego słuchasz.
               Włączyłam ją i zaczęła lecieć pierwsza piosenka. Skądś to kojarzyłam.
               - Ogólnie koleś ma piosenki z fajnym przesłaniem - uśmiechnął się zadziornie.
               No tak, The Weeknd. A dokładniej 'Or Nah'. Tak, zgadzam się, że ma niezłe piosenki, ale... Ta piosenka z fajnym przesłaniem? No jak jest się napalonym, to na pewno.
               - Tak, ma fajny głos i piosenki - oznajmiłam cicho.
               - Znalazłem go kiedy szukałem piosenek innych wykonawców i postanowiłem ściągnąć niektóre utwory. Słyszę, że koleś zna się na rzeczy - zaśmiał się cicho.
               Przygryzłam wnętrze policzka. Dziwnie się czułam słuchać przy nim tekstu tej piosenki, ale, no cóż. Piosenka to piosenka.
               Światło zmieniło się na zielone i pojechaliśmy dalej. Patrzyłam sobie na wnętrze samochodu, aż mój wzrok powędrował na kierownice, a potem na dłonie Justina. Ta, lecę na męskie dłonie. To znaczy, no, po prostu tak mam. Lubię jak są zadbane i tak dalej. Ale Justin... Dobra, to musi dziwnie wyglądać jak tak gapię się na jego dłonie.
               - Fajna kierownica, co? - odezwał się, wyczuwałam, że lekko rozbawiony.
               Na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Dosłownie to czułam. Zakryłam je szybko włosami.
               - Oj Ronnie - zdjął jedną rękę z kierownicy i położył ją na moje udo i pogładził je - Pogadamy sobie na miejscu.
               Jejku. Poczułam się tak jak wtedy w sądzie. Dobra Ronnie, opanuj się. To tylko ręka. Silna, duża, męska dłoń, która mnie dotyka. Tylko dłoń.


**


               Weszliśmy do miejsca, którego zaprosił mnie Justin. Był to niewielki lokal, ale przytulny. Nie było w nim też za dużo ludzi, ale od razu poczułam miłą atmosferę. Podeszliśmy do lady.
               - Wybierz sobie jakiś smak - podsunął mi menu.
               Pokiwałam głową i zaczęłam je przeglądać. Było dużo dobrych smaków.
               - I jak? - patrzył cały czas na mnie.
               - Nie wiem jeszcze - przygryzłam lekko wargę - Dużo wydaje się dobrych, może coś polecisz? - również na niego spojrzałam.
               - Okay - spojrzał na kobietę, która czekała na nasze zamówienie - O, Angel, pracujesz dzisiaj?
               - Tak, szef kazał mi wziąć dodatkowa zmianę - westchnęła, wycierając blat ścierką.
               Była czarnoskóra i trochę grubsza. Raczej nie mogę jej uznać za byłą Justina, bo jest na pewno po czterdziestce. Podobały mi się jej czarne, kręcone włosy do ramion. Ogólnie była miła z twarzy.
               - A ty co Justin, przyprowadziłeś siostrę? - uśmiechnęła się do mnie.
               - Um, to nie moja siostra - pokręcił głową rozbawiony.
               - Chyba nie mówisz, że dziewczyna? - spojrzała na niego badawczo.
               - A co, nie wierzysz w to? - zaśmiał się - Tak, umiem mieć dziewczynę, a to jest Ronnie - przedstawił mnie.
               - Czekaj, bo już mi się pomieszało - wskazała na nas - Jesteście parą? - uniosła brew.
               - Tak - odpowiedziałam za niego.
               - Oh - na jej twarzy widniało podejrzenie - Coś kombinujesz Justin - pokręciła głową.
               - Nic nie kombinuje, a teraz chcemy coś zamówić - oznajmił z uśmiechem.
               - Jak chcesz, ale mam Cię na oku - spojrzała na niego ponownie tym podejrzliwym wzrokiem, a potem na mnie - Miło mi Cię poznać, Ronnie - posłała mi uśmiech - Jestem Angel, a ty uważaj na tego amanta - wskazała brodą na niego.
               Zaśmiałam się cicho.
               - Jasne, będę - spojrzałam na nich oboje.
               Justin tylko pokręcił głową.
               - Dla mnie to co zwykle, no i dla Ronnie to samo.
               - Już się robi - poszła do maszyny, aby zrobić nam koktajle.
               - Przepraszam za to - spojrzał na mnie - Nigdy nie widziała mnie tu z dziewczyną.
               - Czyli przychodziłeś tu z kolegami?
               - Nie, z rodzeństwem - mruknął - A kiedyś z mamą, jak byłem mały.
               Uśmiechnęłam się szeroko. Do lokalu wszedł kolejny klient i ustał obok nas, czekając na swoją kolej. Był to jakiś facet z ciemniejszą karnacją, może po dwudziestce. Kiedy na niego zerknęłam uśmiechnął się lekko i puścił mi oczko. Przygryzłam wnętrze policzka i odwróciłam wzrok na Justina. Jego spojrzenie było za to strasznie poważne i to w moją stronę. Przecież go nie zdradziłam, bez przesady. On jednym ruchem objął mnie jedną ręką i przycisnął do siebie, po czym musnął moje usta. Uśmiechnęłam się w nie lekko, wyczuwając sytuację.
               - Jesteś zazdrosny - wyszeptałam bardzo cicho w jego usta.
               - Nie - odpowiedział prosto i od razu - Tylko nikt nie będzie puszczał oczek do mojej - podkreślił mocniej ostatnie słowo - Dziewczyny - dokończył.
               - Czyli jesteś zazdrosny - stwierdziłam i ponownie musnęłam jego usta.
               - Proszę bardzo gołąbeczki - przerwał nam głos Angel, która właśnie przyniosła zamówienie.
               Podziękowaliśmy jej, Justin zapłacił i wzięliśmy je.
               - I jeszcze czwórka - powiedział do niej zanim odeszliśmy.
               Idąc, Justin posłał temu kolesiowi mordercze spojrzenie. Tylko uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok. Dotarliśmy do naszego stolika. Ku mojemu zdziwieniu Justin odsunął mi krzesło, abym usiadła. Ta zazdrość aż tak na niego podziałała, bo nie wiem. Więc usiadłam. On zrobił to samo na przeciwko mnie.
               - Spróbuj - miał na myśli napój.
               Złapałam za słomkę i wzięłam łyka. To było na prawdę smaczne.
               - Jaki to smak? Czuję banany - spojrzałam na niego.
               - Banan z cynamonem i odrobiną śmietany, nie ma tego w menu. Wymyśliłem to jak byłem mały i najczęściej to zamawiam - uśmiechnął się, po czym też wziął łyka.
               - Na prawdę dobre - stwierdziłam.
               - Mówiłem - pomieszał słomką w kubku.
               - A co to ta czwórka? - zapytałam po chwili.
               - Proszę - Angel podeszła do nas i położyła przed nami dwa kawałki ciasta czekoladowego - I smacznego - powiedziała z uśmiechem i poszła.
               - No właśnie to - zaśmiał się cicho - Chyba zjesz to, no nie? - patrzył na mnie.
               - Chętnie - uśmiechnęłam się.
               - Bo większość dziewczyn jakie spotykałem pewnie twierdziłaby, że chce aby przytyły czy coś takiego - skrzywił się.
               - Możliwe -wzruszyłam ramionami.
               Zaczęliśmy powoli jeść i pić w ciszy. Postanowiłam ją przerwać i zacząć jakiś temat. Wolę nie mówić nic o sądzie, bo zaraz będzie zły. Może dokończymy temat o rodzinie?
               - Jak tam Jazzy i Jaxon? - zapytałam.
               - Pamiętasz imiona - uśmiechnął się.
               - To takie dziwne? - zaśmiałam się cicho.
               - Może - zwilżył usta - Dobrze, przedwczoraj byłem zmuszony oglądać z nimi między innymi jakąś barbie i koleją z tych Disneyowskich bajek - westchnął.
               - Niezła zabawa - poruszyłam zabawnie brwiami.
               - No, bardzo - stwierdził z sarkazmem.
               - Twoja mama często tak pracuje?
               - Zależy jak się jej trafi.
               - A gdzie pracuje?
               - Um - westchnął cicho - Jest kelnerką w jednym z barów, ale oczywiście normalnych, a nie jakichś ze striptizem, żeby było jasne.
               - Nawet bym o tym nie pomyślała - pokręciłam głową.
               - Ale pewnie dla Ciebie ta praca jest beznadziejna, w sumie i tak mało zarabia.
               - Nie jest, Justin - spojrzałam na niego poważnie - Nie uważaj mnie za jakąś materialistkę, nie oceniam człowieka po tym gdzie pracuje, a poza tym kelnerka to nic złego.
               Spojrzał mi w oczy i pokiwał głową.
               - I tak stara się szukać lepiej płatnej pracy.
               - A Twój tata?
               Zacisnął szczękę i spojrzał w inną stronę.
               - Nie wiem, nie mieszka z nami - mruknął.
               - A, okay - wycofałam się.
               - Odwiedza nas czasami, ale i tak jakoś się z tego powodu za bardzo nie cieszę - przeczesał włosy - Ma teraz inną dziewczynę i niech sobie z nią żyje, nie obchodzi mnie to - warknął.
               - Przykro mi - powiedziałam cicho, żałując, że zapytałam. Powoli chwyciłam jego jedną dłoń i pogładziłam kciukiem jej wierzch.
               Spojrzał na mnie.
               - Mi też, ale trudno, życie już takie jest - zabrał rękę i podparł nią brodę.
               Również ją zabrałam, opuszczając wzrok na ciasto.
               - A Twoi rodzice? - zapytał.
               - Mama jest redaktorką gazety, a tata strażnikiem w więzieniu - mruknęłam.
               Justin przygryzł lekko wargę i zjadł ostatni kawałek ciasta.
               - To fajnie - powiedział z pełną buzią.
               Pokiwałam głową. Nagle Justin zaczął nad czymś myśleć. Patrzył się w jedno miejsce i miał skupioną minę. Chwilę później wstał.
               - Z chwilę wracam - uśmiechnął się tajemniczo i poszedł w stronę lady.
               Zdziwiłam się lekko. Mimo to dokończyłam swoje ciasto, tak samo jak i koktajl. Teraz dopiero czuję jak bardzo się najadłam. To znaczy, te dwie rzeczy razem to za dużo słodkiego i dla tego czuję się pełna. Oparłam się łokciami o stół i zaczęłam patrzeć przez szybę sklepu. Nim się obejrzałam, Justin już wrócił.
               - Idziemy, słonko? - uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę.
               - Tak - odwzajemniłam uśmiech i złapałam za nią, a następnie wstałam.
               - Proszę - podał mi szklaną butelkę jakiegoś soku.
               - Dziękuję - wzięłam ją i cmoknęłam go w policzek - I za zabranie mnie tutaj.
               - Nie ma sprawy - uśmiechnął się do mnie.
               Wyszliśmy z lokalu. Zaczęliśmy iść powoli w stronę miejsca, w którym Justin zaparkował, a było one trochę oddalone. Jedną rękę wsadziłam do kieszeni kurtki, a w drugiej trzymałam napój. Nie chcę nic mówić, ani narzekać, ale dziwne, że Justin jeszcze nie trzymał mnie za rękę. Przynajmniej trzymał, już nie musimy chodzić ze splecionymi palcami. Ale to i tak dziwne, ja czuję się dziwnie. Zauważyłam kontem oka, że spojrzał na mnie.
               - Co uciekasz - powiedział przysuwając się do mnie i kładąc dłoń na moich plecach.
               Westchnęłam tylko cicho, nic nie mówiąc. Przynajmniej się mnie nie wstydzi jako człowieka.
               - Coś się stało? - patrzył na mnie badawczo - Wydajesz się być smutna.
               - Jest okay - Uśmiechnęłam się słabo.
               - A ja myślę, że jednak nie - pogładził mnie po plecach - Mów.
               - Na prawdę nic - zapewniałam go.
               - I tak Ci nie wierze, ale jak nie masz zamiaru powiedzieć to muszę zastosować coś, aby wrócił tobie humor.
               Wziął swoją butelkę i otworzył kapsel za takie kółeczko. Zatrzymał się, postawił butelkę na podłogę. Patrzyłam na niego, zastanawiając się. Nie miałam pojęcie co ma zamiar zrobić. Wiem tylko, że teraz stoimy na środku chodnika i czuję się zdezorientowana. Oderwał te kółeczko od kapsla i wyrzucił go gdzieś na bok. Uklęknął przede mną na jednym kolanie, a ja rozszerzyłam oczy i rozejrzałam się. Niektórzy ludzie na nas spoglądali. On złapał moją dłoń i spojrzał mi w oczy.
               - Wyjdziesz za mnie, Veronico Skylar Dowell? - uśmiechnął się szeroko.
               - Yyy... t-tak?
               Zaśmiał się cicho i nałożył mi te kółeczko, tak jak pierścionek zaręczynowy. Miał szczęście, że akurat weszło mi na palec.
               - Idealnie pasuje - uśmiechnął się i wstał, po czym przybliżył się do mnie, złapał za biodra i pocałował, nie przestając się uśmiechać.
               Usłyszałam, że ktoś zaklaskał. Chyba nie wzięli tego na poważnie? No, może bo nie widzieli co było pierścionkiem. Przyznam, że to była najsłodsza rzecz, jaką kiedykolwiek chłopak dla mnie zrobił, na serio. Nawet jeśli to było udawane. Teraz cieszyłam się ustami Justina, które składały delikatne pocałunki na moich.
               - I jak? - zapytał gładząc jeden z moich boków - Może być?
               - Było wspaniale - uśmiechnęłam się szeroko.
               - Właśnie brakowało mi tego uśmiechu - stwierdził.
               - Cała randka była i jest taka - oznajmiłam.
               - Czyli to randka?
               - No...
               - Okay, po prostu nie byłem pewny, ale cieszę się, że mi się udała, bo to była moja pierwsza randka - przyznał.
               - A ja cieszę się, że byłam dziewczyną, która w niej uczestniczyła - oplotłam ręce wokół jego szyi i pocałowałam go słodko.

 ____________________

Czyli dzisiaj nasz Justin ma 21 lat! Nie wierzę, że jestem z nim już około pięciu lat. Ten czas za szybko leci. Dziękuję też za już ponad 20 000 wyświetleń! Kocham was. A co do rozdziału, sądzę, że wam się spodoba i mam taką nadzieję. Miłego czytania i nie zapominajcie o zostawieniu po sobie komentarza.
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO JUSTIN

5 komentarzy:

  1. Jejuu jak słodko *o*

    OdpowiedzUsuń
  2. jeju jacy oni sa slodcy ❤❤❤ cudny rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko boska jak słodko! 😍Justin potrafi być taki kochany! Rodział cudowny:) do następnego ✌

    OdpowiedzUsuń
  4. Super mega ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. najlepsze zaręczyny aww I jeszcze zazdrosny Justin hihi

    OdpowiedzUsuń