Ronnie
Obudziłam się rano. No, na prawdę wcześnie rano,
bo mam weekend, a wstaję o siódmej. To jak na mnie dziwne. Wykonałam jak zwykle
kolejne czynności, czyli przeciąganie się, kręcenie z miejsca na miejsce, bo
chcę jeszcze spać, ale nie mogę, lub wstać, ale się nie chce. Monotonne życie.
Sięgnęłam po telefon, aby sprawdzić sobie różna aplikacje, albo czy ktoś do
mnie napisał. Od razu jak uniosłam go nad swoją twarzą, zawibrował. Na szczęście
go nie upuściłam. Sprawdziłam wiadomość, która mnie zdziwiła bo przypominam,
tak wcześnie rano? Była od Justina. A to ja myślałam, że będę bardziej jak ta
osoba, która częściej pisze i o każdej porze.
Justin:
jestem dzisiaj rano w mieście, jak chcesz możemy
się spotkać
Tak bez żadnego 'Dzień Dobry skarbie'? No dobra,
już pomińmy te 'skarbie'. Ta wiadomość brzmiała bardzo oficjalnie. Może też mi
się tak wydaje, bo nie dodał żadnej uśmiechniętej buźki. Pomijając, przejęłam
inicjatywę.
Ja:
dzień dobry, jestem za:)
Uśmiechałam się pod nosem pisząc tą wiadomość. Odłożyłam
tylko telefon, a ponownie usłyszałam dźwięk wibracji.
Justin:
przywitam cię jak się spotkamy, przyjadę za dwie
godziny, do zobaczenia;)
I powrócił tajemniczy Justin, tego mi brakowało.
Wstałam powoli z łóżka. Zrobiłam skłon w dół, tak aby wszystkie moje włosy
zleciały w tą samą stronę i związałam je w kucyk. Najłatwiejszy sposób.
Założyłam swoje kapcie misie i zaspana, szurając po podłodze, zaczęłam iść w
stronę łazienki. Weszłam do niej, po czym nachyliłam się nad umywalką i
ochlapałam twarz zimną wodą, aby się trochę rozbudzić. Ah, co by nie korektor
pod oczy, bo bez niego z tymi sińcami byłoby słabo. Wytarłam twarz i wyszłam.
Zapewniam, że wszystkie czynności wykonywałam leniwie i powoli. Jak to
przeważnie rano. No, moja podróż teraz była skierowana w stronę kuchni. Rodzice
szykowali się do pracy.
- Hej - weszłam do kuchni. Poczułam ładny zapach.
- Dzień dobry - mama odpowiedziała mi z uśmiechem.
O tak, naleśniki.
- Poproszę - wskazałam na jednego, który jeszcze
był na patelni.
- Masz szczęście, że się załapałaś - stwierdziła,
przewracając go na drugą stronę - Sama pewnie byłabyś za leniwa aby je zrobić.
- Nie oceniaj mnie - wyjęłam swój sok z lodówki -
Ale w sumie jeśli chodzi o dzisiaj, to prawda - napiłam się.
- No widzisz, matka zawsze ma rację - uśmiechnęła
się.
- Ojciec częściej - odezwał się mój tata - Na
przykład przy tym jak zaakceptowałaś tego chłopaka Ronnie, a ja od początku
mówiłem, że jest coś z nim nie tak - jadł naleśnika.
- Dopiero mu powiedziałaś? - zmarszczyłam brwi.
W sumie tata od razu dowiaduje się o takich
rzeczach. A nawet o nie prawdziwych, tylko podejrzeniach mamy.
- Tak, nie chciała się pogodzić z tym, że nie
miała racji - zaśmiał się.
- Pomyliłam się, każdemu się zdarza - mruknęła - A
ty lepiej mnie nie krytykuj, bo sam będziesz sobie robił śniadania.
Wstał i odniósł talerz do umywalki.
- I tak wiemy, że nie umiesz się na mnie gniewać -
pocałował ją w policzek, a potem w usta.
- Ugh, nie- pokręciłam głową, krzywiąc się - Miało
być bez tych nadmiernych miłości przy mnie.
- Nie narzekaj, masz dwoje rodziców, którzy się
kochają. Niektórzy mają gorzej.
- Znowu te porównania, wiem to - westchnęłam,
siadając przy stole.
- No, idziemy skarbie, bo się spóźnimy - klepnął
ją lekko w tyłek i odszedł w stronę salonu.
- Fu - powiedziałam znacząco, patrząc się na nią.
- Naleśniki masz na talerzu, my już lecimy -
powiedziała wycierając ręce o ścierkę.
W drodze na korytarz cmoknęła mnie w głowę, wzięła
torebkę i dołączyła do taty.
- Tata wróci jeszcze przed piętnastą, jak chcesz
możesz zjeść obiad na mieście lub poczekać, tylko daj znać - wyszli z salonu.
- Okay - zabrałam się za smarowanie naleśnika
masłem orzechowym.
- Pa! - krzyknęli otwierając drzwi.
Wyszli z domu i zamknęli go za sobą. Zwinęłam
naleśniki, które posmarowałam w rulonik i zaczęłam powoli jeść, słuchając
jakiejś piosenki, która leciała w radiu. Spokojny poranek. Dzień też zapowiada
się dobrze i mam nadzieję, że taki będzie.
- No, szkoda, że nie powiedziałaś im o swoim
teraźniejszym chłopaku - do kuchni wszedł Luke.
No tak. Nie chwal dnia przed zachodem słońca.
- Szkoda - powtórzyłam obojętnie, żując kawałek
jedzenia.
- Jesteś strasznie naiwna - wziął ode mnie jednego
naleśnika, którego zrobiłam.
- Ej! - zrobiłam niezadowoloną minę.
- No co, te masło jest tuczące, dbam o twoją linię
- wzruszył ramionami i zaczął jeść.
- Ta, zrobisz mi za to kolejnego, a poza tym nie jestem
naiwna, tylko ty przewrażliwiony.
- Po pierwsze, chyba sobie żartujesz? A po drugie,
nie, nie jestem. Dowodem na to jest to, że przecież tym Johnem się nie
interesowałem.
- Po pierwsze - uśmiechnęłam się sarkastycznie,
udając go - Tak, robisz mi tego naleśnika. Po drugie, nie Johna tylko Ethana.
Po trzecie, to moja pieprzona sprawa z kim się zadaje, więc nie marnuj na to
czasu.
- Przypominam Ci, że ty zmarnowałaś czas ostatnio, kiedy spławiłaś mi dziewczynę jak podwoziłem Cię łaskawie do Twojego
chłopaczka.
- Sam wiedziałeś, że to nie laska dla Ciebie,
zrobiłam Tobie przysługę.
- Mhm, więc ja robię Tobie przysługę teraz i
odradzam spotykania się z Justinem - Usiadł przy stole.
- A powiedz mi, ale tak dokładnie, czemu? -
patrzyłam w jego oczy.
- Bo to dupek - wzruszył ramionami.
- Ale czemu? - powtórzyłam.
Westchnął cicho.
- Bo tak.
- Bardzo przekonujące wyjaśnienie, na pewno nie
skorzystam z Twoich rad, dziękuję - kontynuowałam jedzenie.
- Ale uważaj na siebie - ostrzegł.
- Okay - wywróciłam oczami.
A chciałam w spokoju zjeść naleśniki, z czego
jeszcze jeden został mi zabrany.
**
Wsiadłam do windy już uszykowana i na czas. Justin jest pod blokiem. Jak zwykle przejrzałam się w lusterku windy. Założyłam
moje nowe jeansy i luźną, czarną koszulkę, a oczywiście na to kurtkę. Włosy
zostawiłam rozpuszczone. Kiedy winda ustała na samym dole, wysiadłam z niej.
Odetchnęłam i otworzyłam drzwi. Na zewnątrz świeciło słońce i było nawet
ciepło. Ruszyłam przed siebie, kierując wzrok od razu na parking. Jednak szybko
zostałam 'złapana'. Dokładnie pociągnięta do tyłu, tak, że aż dosłownie
przyparłam Justina do ściany. Podniosłam szybko głowę.
- H-hej - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Witam - uśmiechnął się szeroko - Widzę, że
wyręczyłaś mnie w tym fajnym powitaniu - zamruczał.
- Powiedzmy - przygryzłam wargę, orientując się,
że nie poprawiłam swojej pozycji, więc natychmiast to zrobiłam.
- Ale nie musiałaś się odsuwać - przyciągnął mnie
znowu do siebie za biodra i odwrócił nas, po czym przyparł mnie do ściany - Przepraszam,
że tyle się nie widzieliśmy - powiedział cicho blisko moich ust.
- Um, okay - odparłam - A czemu i wczoraj nie
mogłeś się spotkać?
- Miałem pewne plany, ale również się zepsuły, a
już nie chciałem męczyć cię po nocach - zaśmiał się cicho po chwili - To w
sumie nie zabrzmiało tak jak powinno.
- Też tak myślę - pokręciłam głową rozbawiona.
- Ale może muszę kiedyś spróbować - uśmiechnął się
cwaniacko i pocałował mnie.
Odwzajemniłam z lekkim uśmiechem. Położyłam dłonie
na jego karku, oddając pocałunki. Kocham czuć jego usta na swoich.
Zawsze przy tym pojawiają się przede wszystkim ciarki i niezapomniane, miłe
uczucie. A poza tym, o matko. Czy on właśnie zapewnił mnie, że już niedługo
będziemy uprawiać sex? Uh.
- Dzień dobry Ronnie - usłyszałam głos i oderwałam
się od delikatnych ust Justina.
Zauważyłam, że była to moja sąsiadka z dołu.
Bardzo wszystkim się interesująca sąsiadka z dołu. No pięknie.
- Dzień dobry - posłałam w jej stronę lekki
uśmiech. Oczywiście nieszczery.
- O, widzę, że nowy chłopak - zmierzyła Justina
wzrokiem, a on się uśmiechnął.
- Tak, jestem chłopakiem Ronnie, niedługo jednak
mamy zamiar wziąć ślub - stwierdził nawet poważnie, na co jej oczy się
rozszerzyły.
Powstrzymałam śmiech.
- To życzę - pomyślała - Szczęścia - wypuściła
cicho powietrze, kręcąc głową.
Kiedy weszła do klatki oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Aww, jak słodko - spojrzałam na niego rozbawiona
- Ale wiesz, że jeszcze się nie zaręczyliśmy?
- No, właśnie - pomyślał - Muszę skombinować
pierścionek.
- Jest na to czas - westchnęłam ciężko - A teraz,
hm to znaczy na pewno w przeciągu kilku dni już większość ludzi tutaj będzie
wiedziała, że Ronnie wyjdzie za mąż.
- To niech tak myślą, ich życie jest takie nudne
żeby przejmować się twoim? Proszę bardzo - wzruszył ramionami.
- No racja, gorzej będzie jak rodzice się dowiedzą
i będę musiała im to tłumaczyć - objęłam jego szyję rękoma.
- Ta, chyba nie są tacy jak ta kobieta i nie
uwierzą w tą głupotę - zaśmiał się.
- No nie - westchnęłam smutno - Czyli nie weźmiemy
ślubu? - wydęłam wargę.
- Najpierw zaręczyny - puścił mi oczko - A teraz
zabieram cię na jakiś koktajl i przekąskę.
- Justinek zgłodniał? - zagruchałam.
- Noo - powtórzył tym samym tonem.
Słodko. Tak na serio. W jednej chwili zabójczo
seksowny, a w drugiej uroczy. Co za człowiek.
- Dobra, chodźmy do samochodu- cmoknął mnie w usta
- W sumie, to ty nie musisz.
- Jak to? - zmarszczyłam lekko brwi.
Wziął mnie na ręce, podtrzymując mnie, a ja
szybko się go mocno złapałam. Oplotłam nogi wokół jego pasa.
- A, o to - odpowiedziałam sama sobie i objęłam
go.
- No widzisz - odwrócił się w odpowiednią stronę i
zaczął iść w kierunku samochodu.
- Ale na prawdę, nie musisz mnie nieść - powiedziałam
po chwili.
- I zrezygnować z okazji trzymania Cię za tyłek?
Nigdy.
Zaśmiałam się cicho. Przynajmniej jest szczery.
Kocham go za to... no, to znaczy lubię.
- Królewna dostarczona co czarnej karocy -
postawił mnie na ziemi przy swoim samochodzie.
- Dziękuję - zrobiłam lekki ukłon i poprawiłam
się.
- Ależ to dla mnie czysta przyjemność - otworzył
mi drzwi.
- Domyślam się - wywróciłam rozbawiona oczami i
wsiadłam do środka.
Poszedł na swoją stronę i również wsiadł, po czym
zapiął pasy i odpalił samochód. Po chwili byliśmy już na drodze. Patrzyłam
przed siebie, na razie nic się nie odzywając. Ustaliśmy na czerwonym świetle.
- Może włączyć radio, żeby nie było tak cicho, hm?
- spojrzał na mnie, wyjmując wcześniej wsadzoną tam płytę.
- Jasne - kiwnęłam głową, patrząc na tą płytę -
Albo... w sumie możesz włączyć tą płytę.
- Na pewno?
- No tak - wsadziłam ją tam z powrotem - Sprawdzę
czego słuchasz.
Włączyłam ją i zaczęła lecieć pierwsza piosenka.
Skądś to kojarzyłam.
- Ogólnie koleś ma piosenki z fajnym przesłaniem -
uśmiechnął się zadziornie.
No tak, The Weeknd. A dokładniej 'Or Nah'. Tak,
zgadzam się, że ma niezłe piosenki, ale... Ta piosenka z fajnym przesłaniem? No
jak jest się napalonym, to na pewno.
- Tak, ma fajny głos i piosenki - oznajmiłam
cicho.
- Znalazłem go kiedy szukałem piosenek innych
wykonawców i postanowiłem ściągnąć niektóre utwory. Słyszę, że koleś zna się na
rzeczy - zaśmiał się cicho.
Przygryzłam wnętrze policzka. Dziwnie się czułam
słuchać przy nim tekstu tej piosenki, ale, no cóż. Piosenka to piosenka.
Światło zmieniło się na zielone i pojechaliśmy
dalej. Patrzyłam sobie na wnętrze samochodu, aż mój wzrok powędrował na
kierownice, a potem na dłonie Justina. Ta, lecę na męskie dłonie. To znaczy,
no, po prostu tak mam. Lubię jak są zadbane i tak dalej. Ale Justin... Dobra,
to musi dziwnie wyglądać jak tak gapię się na jego dłonie.
- Fajna kierownica, co? - odezwał się, wyczuwałam,
że lekko rozbawiony.
Na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
Dosłownie to czułam. Zakryłam je szybko włosami.
- Oj Ronnie - zdjął jedną rękę z kierownicy i
położył ją na moje udo i pogładził je - Pogadamy sobie na miejscu.
Jejku. Poczułam się tak jak wtedy w sądzie. Dobra
Ronnie, opanuj się. To tylko ręka. Silna, duża, męska dłoń, która mnie dotyka.
Tylko dłoń.
**
Weszliśmy do miejsca, którego zaprosił mnie
Justin. Był to niewielki lokal, ale przytulny. Nie było w nim też za dużo
ludzi, ale od razu poczułam miłą atmosferę. Podeszliśmy do lady.
- Wybierz sobie jakiś smak - podsunął mi menu.
Pokiwałam głową i zaczęłam je przeglądać. Było
dużo dobrych smaków.
- I jak? - patrzył cały czas na mnie.
- Nie wiem jeszcze - przygryzłam lekko wargę -
Dużo wydaje się dobrych, może coś polecisz? - również na niego spojrzałam.
- Okay - spojrzał na kobietę, która czekała na
nasze zamówienie - O, Angel, pracujesz dzisiaj?
- Tak, szef kazał mi wziąć dodatkowa zmianę -
westchnęła, wycierając blat ścierką.
Była czarnoskóra i trochę grubsza. Raczej nie mogę
jej uznać za byłą Justina, bo jest na pewno po czterdziestce. Podobały mi się
jej czarne, kręcone włosy do ramion. Ogólnie była miła z twarzy.
- A ty co Justin, przyprowadziłeś siostrę? -
uśmiechnęła się do mnie.
- Um, to nie moja siostra - pokręcił głową
rozbawiony.
- Chyba nie mówisz, że dziewczyna? - spojrzała na
niego badawczo.
- A co, nie wierzysz w to? - zaśmiał się - Tak,
umiem mieć dziewczynę, a to jest Ronnie - przedstawił mnie.
- Czekaj, bo już mi się pomieszało - wskazała na
nas - Jesteście parą? - uniosła brew.
- Tak - odpowiedziałam za niego.
- Oh - na jej twarzy widniało podejrzenie - Coś
kombinujesz Justin - pokręciła głową.
- Nic nie kombinuje, a teraz chcemy coś zamówić -
oznajmił z uśmiechem.
- Jak chcesz, ale mam Cię na oku - spojrzała na
niego ponownie tym podejrzliwym wzrokiem, a potem na mnie - Miło mi Cię poznać,
Ronnie - posłała mi uśmiech - Jestem Angel, a ty uważaj na tego amanta -
wskazała brodą na niego.
Zaśmiałam się cicho.
- Jasne, będę - spojrzałam na nich oboje.
Justin tylko pokręcił głową.
- Dla mnie to co zwykle, no i dla Ronnie to samo.
- Już się robi - poszła do maszyny, aby zrobić nam
koktajle.
- Przepraszam za to - spojrzał na mnie - Nigdy nie
widziała mnie tu z dziewczyną.
- Czyli przychodziłeś tu z kolegami?
- Nie, z rodzeństwem - mruknął - A kiedyś z mamą,
jak byłem mały.
Uśmiechnęłam się szeroko. Do lokalu wszedł kolejny
klient i ustał obok nas, czekając na swoją kolej. Był to jakiś facet z
ciemniejszą karnacją, może po dwudziestce. Kiedy na niego zerknęłam uśmiechnął
się lekko i puścił mi oczko. Przygryzłam wnętrze policzka i odwróciłam wzrok na
Justina. Jego spojrzenie było za to strasznie poważne i to w moją stronę.
Przecież go nie zdradziłam, bez przesady. On jednym ruchem objął mnie jedną
ręką i przycisnął do siebie, po czym musnął moje usta. Uśmiechnęłam się w nie
lekko, wyczuwając sytuację.
- Jesteś zazdrosny - wyszeptałam bardzo cicho w
jego usta.
- Nie - odpowiedział prosto i od razu - Tylko nikt
nie będzie puszczał oczek do mojej - podkreślił mocniej ostatnie słowo -
Dziewczyny - dokończył.
- Czyli jesteś zazdrosny - stwierdziłam i ponownie
musnęłam jego usta.
- Proszę bardzo gołąbeczki - przerwał nam głos
Angel, która właśnie przyniosła zamówienie.
Podziękowaliśmy jej, Justin zapłacił i wzięliśmy
je.
- I jeszcze czwórka - powiedział do niej zanim
odeszliśmy.
Idąc, Justin posłał temu kolesiowi mordercze
spojrzenie. Tylko uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok. Dotarliśmy do
naszego stolika. Ku mojemu zdziwieniu Justin odsunął mi krzesło, abym usiadła. Ta
zazdrość aż tak na niego podziałała, bo nie wiem. Więc usiadłam. On zrobił to
samo na przeciwko mnie.
- Spróbuj - miał na myśli napój.
Złapałam za słomkę i wzięłam łyka. To było na
prawdę smaczne.
- Jaki to smak? Czuję banany - spojrzałam na
niego.
- Banan z cynamonem i odrobiną śmietany, nie ma
tego w menu. Wymyśliłem to jak byłem mały i najczęściej to zamawiam -
uśmiechnął się, po czym też wziął łyka.
- Na prawdę dobre - stwierdziłam.
- Mówiłem - pomieszał słomką w kubku.
- A co to ta czwórka? - zapytałam po chwili.
- Proszę - Angel podeszła do nas i położyła przed
nami dwa kawałki ciasta czekoladowego - I smacznego - powiedziała z uśmiechem i
poszła.
- No właśnie to - zaśmiał się cicho - Chyba zjesz
to, no nie? - patrzył na mnie.
- Chętnie - uśmiechnęłam się.
- Bo większość dziewczyn jakie spotykałem pewnie
twierdziłaby, że chce aby przytyły czy coś takiego - skrzywił się.
- Możliwe -wzruszyłam ramionami.
Zaczęliśmy powoli jeść i pić w ciszy. Postanowiłam
ją przerwać i zacząć jakiś temat. Wolę nie mówić nic o sądzie, bo zaraz będzie
zły. Może dokończymy temat o rodzinie?
- Jak tam Jazzy i Jaxon? - zapytałam.
- Pamiętasz imiona - uśmiechnął się.
- To takie dziwne? - zaśmiałam się cicho.
- Może - zwilżył usta - Dobrze, przedwczoraj byłem
zmuszony oglądać z nimi między innymi jakąś barbie i koleją z tych
Disneyowskich bajek - westchnął.
- Niezła zabawa - poruszyłam zabawnie brwiami.
- No, bardzo - stwierdził z sarkazmem.
- Twoja mama często tak pracuje?
- Zależy jak się jej trafi.
- A gdzie pracuje?
- Um - westchnął cicho - Jest kelnerką w jednym z
barów, ale oczywiście normalnych, a nie jakichś ze striptizem, żeby było jasne.
- Nawet bym o tym nie pomyślała - pokręciłam
głową.
- Ale pewnie dla Ciebie ta praca jest
beznadziejna, w sumie i tak mało zarabia.
- Nie jest, Justin - spojrzałam na niego poważnie
- Nie uważaj mnie za jakąś materialistkę, nie oceniam człowieka po tym gdzie
pracuje, a poza tym kelnerka to nic złego.
Spojrzał mi w oczy i pokiwał głową.
- I tak stara się szukać lepiej płatnej pracy.
- A Twój tata?
Zacisnął szczękę i spojrzał w inną stronę.
- Nie wiem, nie mieszka z nami - mruknął.
- A, okay - wycofałam się.
- Odwiedza nas czasami, ale i tak jakoś się z tego
powodu za bardzo nie cieszę - przeczesał włosy - Ma teraz inną dziewczynę i niech
sobie z nią żyje, nie obchodzi mnie to - warknął.
- Przykro mi - powiedziałam cicho, żałując, że
zapytałam. Powoli chwyciłam jego jedną dłoń i pogładziłam kciukiem jej wierzch.
Spojrzał na mnie.
- Mi też, ale trudno, życie już takie jest -
zabrał rękę i podparł nią brodę.
Również ją
zabrałam, opuszczając wzrok na ciasto.
- A Twoi rodzice? - zapytał.
- Mama jest redaktorką gazety, a tata strażnikiem
w więzieniu - mruknęłam.
Justin przygryzł lekko wargę i zjadł ostatni
kawałek ciasta.
- To fajnie - powiedział z pełną buzią.
Pokiwałam głową. Nagle Justin zaczął nad czymś
myśleć. Patrzył się w jedno miejsce i miał skupioną minę. Chwilę później wstał.
- Z chwilę wracam - uśmiechnął się tajemniczo i
poszedł w stronę lady.
Zdziwiłam się lekko. Mimo to dokończyłam swoje
ciasto, tak samo jak i koktajl. Teraz dopiero czuję jak bardzo się najadłam. To
znaczy, te dwie rzeczy razem to za dużo słodkiego i dla tego czuję się pełna.
Oparłam się łokciami o stół i zaczęłam patrzeć przez szybę sklepu. Nim się
obejrzałam, Justin już wrócił.
- Idziemy, słonko? - uśmiechnął się i wyciągnął do
mnie rękę.
- Tak - odwzajemniłam uśmiech i złapałam za nią, a
następnie wstałam.
- Proszę - podał mi szklaną butelkę jakiegoś soku.
- Dziękuję - wzięłam ją i cmoknęłam go w policzek
- I za zabranie mnie tutaj.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się do mnie.
Wyszliśmy z lokalu. Zaczęliśmy iść powoli w stronę
miejsca, w którym Justin zaparkował, a było one trochę oddalone. Jedną rękę
wsadziłam do kieszeni kurtki, a w drugiej trzymałam napój. Nie chcę nic mówić,
ani narzekać, ale dziwne, że Justin jeszcze nie trzymał mnie za rękę.
Przynajmniej trzymał, już nie musimy chodzić ze splecionymi palcami. Ale to i
tak dziwne, ja czuję się dziwnie. Zauważyłam kontem oka, że spojrzał na mnie.
- Co uciekasz - powiedział przysuwając się do mnie
i kładąc dłoń na moich plecach.
Westchnęłam tylko cicho, nic nie mówiąc.
Przynajmniej się mnie nie wstydzi jako człowieka.
- Coś się stało? - patrzył na mnie badawczo -
Wydajesz się być smutna.
- Jest okay - Uśmiechnęłam się słabo.
- A ja myślę, że jednak nie - pogładził mnie po
plecach - Mów.
- Na prawdę nic - zapewniałam go.
- I tak Ci nie wierze, ale jak nie masz zamiaru
powiedzieć to muszę zastosować coś, aby wrócił tobie humor.
Wziął swoją butelkę i otworzył kapsel za takie kółeczko.
Zatrzymał się, postawił butelkę na podłogę. Patrzyłam na niego, zastanawiając się. Nie
miałam pojęcie co ma zamiar zrobić. Wiem tylko, że teraz stoimy na środku
chodnika i czuję się zdezorientowana. Oderwał te kółeczko od kapsla i wyrzucił
go gdzieś na bok. Uklęknął przede mną na jednym kolanie, a ja rozszerzyłam oczy
i rozejrzałam się. Niektórzy ludzie na nas spoglądali. On złapał moją dłoń i
spojrzał mi w oczy.
- Wyjdziesz za mnie, Veronico Skylar Dowell? -
uśmiechnął się szeroko.
- Yyy... t-tak?
Zaśmiał się cicho i nałożył mi te kółeczko,
tak jak pierścionek zaręczynowy. Miał szczęście, że akurat weszło mi na palec.
- Idealnie pasuje - uśmiechnął się i wstał, po
czym przybliżył się do mnie, złapał za biodra i pocałował, nie przestając się
uśmiechać.
Usłyszałam, że ktoś zaklaskał. Chyba nie wzięli
tego na poważnie? No, może bo nie widzieli co było pierścionkiem. Przyznam, że
to była najsłodsza rzecz, jaką kiedykolwiek chłopak dla mnie zrobił, na serio.
Nawet jeśli to było udawane. Teraz cieszyłam się ustami Justina, które składały
delikatne pocałunki na moich.
- I jak? - zapytał gładząc jeden z moich boków -
Może być?
- Było wspaniale - uśmiechnęłam się szeroko.
- Właśnie brakowało mi tego uśmiechu - stwierdził.
- Cała randka była i jest taka - oznajmiłam.
- Czyli to randka?
- No...
- Okay, po prostu nie byłem pewny, ale cieszę się, że mi się udała, bo to była
moja pierwsza randka - przyznał.
- A ja cieszę się, że byłam dziewczyną, która w
niej uczestniczyła - oplotłam ręce wokół jego szyi i pocałowałam go słodko.
____________________
Czyli dzisiaj nasz Justin ma 21 lat! Nie wierzę, że jestem z nim już około pięciu lat. Ten czas za szybko leci. Dziękuję też za już ponad 20 000 wyświetleń! Kocham was. A co do rozdziału, sądzę, że wam się spodoba i mam taką nadzieję. Miłego czytania i nie zapominajcie o zostawieniu po sobie komentarza.
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO JUSTIN
Czyli dzisiaj nasz Justin ma 21 lat! Nie wierzę, że jestem z nim już około pięciu lat. Ten czas za szybko leci. Dziękuję też za już ponad 20 000 wyświetleń! Kocham was. A co do rozdziału, sądzę, że wam się spodoba i mam taką nadzieję. Miłego czytania i nie zapominajcie o zostawieniu po sobie komentarza.
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO JUSTIN
Jejuu jak słodko *o*
OdpowiedzUsuńjeju jacy oni sa slodcy ❤❤❤ cudny rozdzial
OdpowiedzUsuńMatko boska jak słodko! 😍Justin potrafi być taki kochany! Rodział cudowny:) do następnego ✌
OdpowiedzUsuńSuper mega ;*
OdpowiedzUsuńnajlepsze zaręczyny aww I jeszcze zazdrosny Justin hihi
OdpowiedzUsuń