Justin
Po kolejnym
nieodebranym połączeniu postanowiłem sobie darować. Ronnie nie odzywała się do
mnie od około tygodnia. No dobra, zrobiłem źle. Każdemu
zdarza się pokłócić. Nie chce robić z tego afery, a ona znowu się obraziła. Niestety
taki mam charakter, a ostatnio jeszcze więcej na głowie. A poza tym to miały
być żarty. Najwidoczniej nie zrozumiała.
Wyszedłem z
bloku i skierowałem się w stronę szkoły, aby odebrać z niej Jazzy. Miałem
jakieś dziwne wyrzuty sumienia ze względu na tą całą sytuację z Ronnie. Jeszcze po tym jak wróciła się po coś do domu
wyglądała na smutną, a może bardziej czymś zdenerwowaną, przestraszoną. Nie
chciałem się już dopytywać. Byłem na kacu i nie myślałem za bardzo. Mam
nadzieję, że nic się takiego nie stało.
Minąłem parę
budynków. Niedaleko od siebie zauważyłem dwóch facetów. W sumie jednym z nich
chyba był Dylan, więc można go nazwać bardziej chłopaczkiem, a nie facetem.
Spojrzał się na mnie z uśmiechem, kiedy mnie zauważył. Jakby był rozbawiony.
- Coś nie
tak? - uniosłem lekko brwi, kiedy byłem przy nim.
- Nie,
wszystko jak najbardziej w porządku - zwilżył wargi rozbawiony.
Nie miałem
siły więc walnąłem w niego ramieniem i zacząłem iść dalej. Usłyszałem
głośniejszy śmiech.
- Ronnie Cię
olała? - krzyknął za mną.
Nagle
ustałem i zmarszczyłem brwi. Odwróciłem się do niego.
- Co masz na
myśli? - wróciłem do niego zdezorientowany.
- Nic,
przykro, że się pokłóciliście, ale nie martw się, widziałem ją z kimś lepszym -
puścił mi oczko.
Od razu do
głowy przyszły mi najgorsze myśli.
- Co jej
kurwa zrobiliście?! - odepchnąłem go sfrustrowany.
- Spokojnie,
nic jej nie jest. Po prostu ma nowego chłopaka - uśmiechnął się bezczelnie.
Złapałem go
za koszulkę.
- Mów co
jest albo obije Ci tą buźkę - warknąłem.
Spojrzał na
mnie lekceważąco.
- No jeśli
tak bardzo prosisz - westchnął zadowolony - Przyznam, że dobrze całuje - odepchnął mnie abym
już go nie trzymał.
- Ta -
prychnąłem - Niby jest z Tobą?
- A żebyś
wiedział - potarł ręce - Nie wierzysz? Dzisiaj o dwudziestej pierwszej w klubie
pod Bronxem - wyjął papierosa z kieszeni i zapalił go, po czym wypuścił dym -
Tylko bez żadnych akcji, masz być sam.
Wkurzyłem
się i to ostro więc wolałem już to zostawić i poszedłem w swoją stronę. A jeśli
mówi prawdę? Nie wiem, czy Ronnie jest z
nim z własnej woli, ale na to nie wygląda. Zaczynam się o nią bać. Kurwa,
przecież ona nie jest moją dziewczyną. Tylko, że dziwnie mi na niej zależy. To
pewnie przyjaźń, przyjaciela się broni... Mam już dość, zawsze jak o niej myślę to moje serce i umysł tak się ze sobą plączą, że nie mogę tego ogarnąć.
**
Podjechałem
pod klub. Zaparkowałem na jakimś wolnym miejscu. Znam to miejsce z tego, że
nie ma tu zbyt miłego towarzystwa. To bardziej kryjówka dla dilerów. Policja
nawet boi się tu przyjeżdżać. Co się dziwić, jestem na jednej z gorszych ulic
tej dzielnicy.
Wysiadłem z
samochodu i zamknąłem go. Rozejrzałem się. Zacząłem powoli stawiać kroki to
wejścia. Patrzyłem na ludzi dookoła siebie, szukając tam Ronnie, jednak nigdzie
jej nie widziałem. Wszedłem do środka. Przedarłem się przez tłum ocierających
się o siebie ludzi i usiadłem przy barze. Żeby nie wypaść głupio zamówiłem
sobie piwo. Podszedł do mnie również stary znajomy i zaczęliśmy rozmawiać.
Jednak cały czas mój wzrok latał po klubie chcąc odnaleźć Ronnie lub Dylan'a.
Nie mogłem się skupić. Tak minęło może z kilka piosenek. Siedziałem jak jakiś
policjant na patrolu. Zamówiłem kolejne piwo zirytowany. Dylan mógł
mnie zwyczajnie oszukać.
- Poproszę
dwa razy whisky - usłyszałem znajomy głos obok siebie.
Spojrzałem w
lewo i... To przecież Ronnie. Chyba mnie nie zauważyła. Była ubrana w dość krótką
sukienkę. Stukała nerwowo opuszkami palców w ladę.
- Ronnie -
odezwałem się, aby zwrócić jej uwagę.
Spojrzała na
mnie, a następnie szybko odwróciła głowę. Nie odpowiedziała tylko zaczęła
przyglądać się barmanowi.
- Ronnie co
się dzieje - złapałem ją za dłoń, a ona ją odepchnęła nadal na mnie nie
patrząc.
- Nie
odzywaj się do mnie - powiedziała cicho.
- Wiem, że
jesteś zła o to co się stało, ale bez przesady. Wyjaśnię to Tobie.
- Justin
proszę Cię, siedź cicho - powiedziała stanowczo.
Popatrzyłem
na nią chwilę po czym odwróciłem głowę w stronę baru tak samo jak ona. Wziąłem
podane mi piwo i westchnąłem cicho.
- Co się
dzieje? - zapytałem się jej, ale wyglądało to jakbym mówił sam do siebie i ona tak samo.
- Trace tu
jest, nie chce żeby nas widział razem - mruknęła.
- Trace? A
ty z kim tu jesteś?
- Dylan jest
ze mną, to znaczy jesteśmy razem, ale wiesz, Trace nie wie, że kiedyś byłam z
Tobą i chyba lepiej, żeby nie wiedział.
- Ale nie
rozumiem, dlaczego jesteś z Dylan'em?
- Bo mi się
podoba? - westchnęła i wzięła drinki - Musze iść, miłego wieczoru - burknęła i
zniknęła w tłumie.
Nie mogłem
pojąć jej zachowania. Coś wątpię w to, aby od tak chciała z nim być. Coś tu
jest nie tak i muszę się dowiedzieć co.
Ronnie
Usiadłam na
kanapę, można powiedzieć w sekcji VIP. Miejsce znajdowało się na balkonie
klubu. Podałam drinki Dylan'owi i jego koledze. Objął mnie i zajął się rozmową
z nim. Na kanapie obok siedział Trace. Chyba palił zioło z jakimiś swoimi
znajomymi. Bałam się tego towarzystwa. Wokół nas kręciły się też jakieś
striptizerki. Również Trace sprowadzał jakieś dziewczyny, z którymi nie wiadomo
co robił. Mam tylko szczęście, że nic nie wie o tym, że rozmawiałam przy barze
z jego wrogiem. No i w ogóle niczego się nie domyśla. Przez ten
tydzień, może więcej spotykałam się z 'moim chłopakiem' tylko w klubach. Dobrze,
że nie wymagał jeszcze ode mnie czegoś bardzo niestosownego, chociaż grzecznie
też nie było. Boję się, że zmierza to do czegoś gorszego. Już spotkała mnie
sytuacja w tym całym towarzystwie, która nie była przyjemna, ale nawet nie chcę o niej myśleć.
- Jak się
bawisz, kochanie? - Dylan spojrzał na mnie, a jego ręka delikatnie ścisnęła mój
bok.
- Jest okay
- wymusiłam lekki uśmiech.
- Jakoś nie
wyglądasz na zadowoloną.
Może
dlatego, że zmuszasz mnie do związku bo inaczej grozi mi w najgorszym przypadku
śmierć? Albo, że mnie obmacujesz, traktujesz jak służącą i każesz się ubierać w
prawie nic?
- Nie, jest
w porządku - wydusiłam.
- Dobra, jak chcesz - oblizał usta - A może
pójdziemy dzisiaj w końcu do mnie? - musnął moje usta.
- Nie wiem,
chyba nie mogę - wymamrotałam.
- Tylko, że t0 mnie nie obchodzi, niedługo zejdzie, chyba że będziesz się stawiać - szepnął -
Nie będzie miło.
Mam ochotę
krzyczeć teraz o pomoc, jak cały czas od ostatniego tygodnia. Tak, żeby wszyscy mnie usłyszeli i coś zrobili. Ja nie
chce. Ledwo co powstrzymuje łzy i nie trzęsę się ze strachu.
- Więc? -
Złapał mój podbródek i sprawił, że na niego spojrzałam.
Pokiwałam posłusznie głową.
- Grzeczna dziewczynka
- pocałował mnie w czoło i wrócił do rozmowy.
Jedyny plus
w naszym związku. Dylan nie jest jakimś psychopatą i nic złego mi nie zrobił.
Nie wiem, czy to potrwa długo, ale w w takiej sytuacji muszę szukać jakichkolwiek plusów.
- Idę do
łazienki, dobrze? - zapytałam.
- Mhm, tylko
radzę nigdzie nie uciekać.
- Nie mam
zamiaru - mruknęłam i wstałam.
Czułam się dziwnie. Słyszałam jakieś gwizdy i
komentarze na temat mnie i mojego tyłka. Nie dałam rady już tak funkcjonować. Dlaczego
musiałam się wpakować w takie gówno? Muszę iść do łazienki i się wypłakać, chyba,
że od razu się zabije. Co mi w sumie zostało.
Zeszłam z
balkonu i przecisnęłam się przez tłum. Weszłam na korytarz prowadzący do
łazienki. Szłam prosto rozglądając się za damską kabiną. Nagle
ktoś złapał mnie za rękę i zaciągnął gdzieś w kąt. Zauważyłam jak zrobiło się
ciemno. Czułam, że weszłam do jakiegoś pomieszczenia. Kiedy światło zostało zapalone
zauważyłam Justina. Odetchnęłam z ulgą. Pomieszczenie przypominało jakby jakiś
schowek.
- Wyglądasz
na przestraszoną - odgarnął włosy z mojej twarzy.
- Dziwisz
się? Myślałam, że ktoś chce mnie porwać i... - westchnęłam ciężko - Same
najgorsze myśli. Czego chciałeś?
- Prawdy -
mówił poważnie - Czy ty na prawdę z nim jesteś?
- Tak, na
prawdę - wywróciłam oczami.
- Ronnie,
mów prawdę - złapał mnie za ramiona - Martwię się o Ciebie.
- Serio? -
prychnęłam - Przecież jestem kolejną laską, która na Ciebie leci, jak sam to
określiłeś.
- Ronnie
proszę - nabrał powietrza - Nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało. Wiem, że
każde tłumaczenie teraz będzie mało wiarygodne, ale przepraszam. Na prawdę
przepraszam. Dałem się ponieść emocjom i w jakiś sposób przedstawić sytuację
znajomym. Nie jestem typem troszczącego się chłopaka, przynajmniej dla nich.
Obiecuję, że tak więcej nie powiem. Przyznam się im, nawet przy Tobie jak było
na prawdę.
- Dobra,
okay, już nawet nie chcę o tym myśleć - opuściłam wzrok.
Wolę o tym zapomnieć. Mam ważniejsze sprawy do
zamartwiania się.
- Muszę iść
- spojrzałam na niego.
- Najpierw
powiesz mi prawdę - zatrzymał mnie przed wyjściem.
- Justin,
muszę iść - wyrwałam się jemu.
- Nie
puszczę dopóki nie powiesz co się dzieje - złapał mnie ponownie, a ja
syknęłam z bólu.
Po tym od
razu mnie puścił i spojrzał na mnie przejęty.
- Zrobiłem
Tobie coś? Co się stało?
- Nic, nie
ważne - mruknęłam.
- Ronnie do
cholery - ustawił mnie przed sobą i zmierzył mnie wzrokiem.
Zauważył
siniaka na moim ręku i lekko zdartą skórę. Spojrzał na mnie chyba sam domyślając
się pewnych spraw. Opuściłam wzrok i zacisnęłam oczy próbując nie płakać.
Przytulił mnie do siebie, a ja nie wytrzymałam i parę łez zleciało po moich
policzkach.
- Ktoś cię
pobił? - szepnął - Proszę, powiedz.
- Nie... -
pociągnęłam nosem - To znaczy, raz przed klubem, jakiś koleś z ich paczki
chciał się do mnie dobrać, jak się broniłam to popchnął mnie mocno. Upadłam i
się obiłam - mówiłam cicho - Może to nie było straszne, ale ja już tak nie
mogę, nie mogę z nimi przebywać - przytuliłam go mocno i rozpłakałam się jak
małe dziecko.
Zaczął
gładzić mnie po plecach. Pocałował mnie w głowę i chwilę pomyślał.
- Wiesz, że
dopadnę tego, kto to zrobił i gorzko pożałuje? A poza tym nikt nie ma prawa tak Ciebie traktować - warknął - Czy stało się coś jeszcze?
- Nie -
uspokoiłam się trochę i spojrzałam na niego. Otarłam łzy.
- Więc o co
chodzi z Dylan'em?
- Po tym jak
wyszłam rano po imprezie spotkałam go i mówił, że muszę się z nim spotykać, bo
wie o mnie i o Tobie. Groził, że Trace się o tym dowie. Dlatego musiałam z nim
być, on mi nic nie zrobił, ale ta atmosfera, cały czas się boję, muszę się tak
ubierać i inaczej zachowywać - przełknęłam ślinę - Jeszcze dzisiaj miałam iść
do Dylan'a, wiesz po co...
Pokręcił
głową i zauważyłam jak zacisnął szczękę.
-
Przepraszam, gdyby nie ja to nie musiałabyś tego znosić - westchnął - Dobra,
najwidoczniej chcą wojny. Nie umawiaj się z nim już więcej, teraz zabieram Cię
do domu i koniec. Ze mną jesteś bezpieczna, nic Tobie nie zrobią - zdjął swoją
kurtkę i założył na moje ramiona - Dzisiaj przenocujesz u mnie.
Pokiwałam
głową.
- Dziękuję
- wsunęłam ręce w rękawy jego kurtki.
- Nie musisz. Tyle mi wystarczy żeby rozprawić się z tym gnojkiem. Teraz się
jakoś wydostaniemy, chodź, wiem gdzie jest tylne wyjście - złapał mnie za dłoń
i wyprowadził z tego schowka.
Poszliśmy
trochę przez korytarz, aż trafiliśmy do wyjścia. Zaprowadził mnie do samochodu i
otworzył drzwi. Wsiadł zaraz po mnie.
- Ma jakieś
Twoje dane? Wie gdzie mieszkasz?
- Tylko
numer telefonu - zapięłam pasy - Zawsze spotykaliśmy się na miejscu.
- To dobrze,
numer można zmienić - ruszył - Dobrze, że zdecydowałaś się powiedzieć mi
prawdę, to mogło się źle skończyć.
- Wiem -
westchnęłam.
- Już się
nie bój, jestem z Tobą - złapał za moją dłoń.
Uśmiechnęłam
się słabo. Z jednej strony byłam jeszcze trochę na niego zła, ale postanowiłam
to sobie darować. Na jego twarzy widziałam troskę, a zarazem złość. Chyba
pierwszy raz aż tak bardzo. Postanowię mu zaufać. W sumie
innego wyjścia nie ma.
- Dam Tobie
jakieś rzeczy, jakby co już przepraszam za moje rodzeństwo - mruknął.
- Dobrze,
nie przesadzaj, chyba nie są tacy źli.
- No nie,
ale zaraz będą mówić, że jesteś moją dziewczyną czy coś więc ostrzegam.
- Będę
uważać - uśmiechnęłam się lekko i pogładziłam jego rękę.
Spojrzał
wtedy na mnie uważnie. Nie trwało to zbyt długo, ponieważ musiał skupić się na
jeździe. Chciałabym, żeby taki był zawsze. Może jednak coś do niego czuję? Sama nie wiem, przecież to już nie wypaliło. Mogę
być przyjaciółką jeśli tak będzie między nami dobrze.
Po
kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się pod jego blokiem. Wsiedliśmy do windy i
pojechaliśmy na górę. Cały czas na mnie zerkał, ale też był cicho. Może przejął
się tym wszystkim. No, w sumie to jasne. Teraz widzę, że jakoś mu
na mnie zależy.
Weszliśmy do jego domu. Było coś około dwudziestej trzeciej.
Dziwne, że jeszcze tętniło u nich życie. Dzieciaki się w coś bawiły, a
jego mama była w kuchni. Pomógł mi zdjąć kurtkę, zdjęłam również buty. Justin
szybko dał mi swoje ubrania.
- Idź się
przebrać, co chcesz, łazienka jest tam - wskazał za mnie - A czyste ręczniki na
pralce.
- Dziękuję -
pocałowałam go delikatnie w policzek na co uśmiechnął się przelotnie.
Poszłam do
łazienki. Zmyłam makijaż, a przynajmniej tyle ile dałam radę. Odświeżyłam się i założyłam
ubrania Justina. Były to jakieś mniejsze bokserki i jego koszulka na krótki
rękaw, która wygląda na mnie jak sukienka. Spięłam włosy w kucyka, wzięłam swoje
rzeczy i wyszłam z łazienki. Starałam się ogarnąć szybko, aby na mnie nie czekał w nieskończoność.
- Dobry
wieczór - usłyszałam głos jego mamy.
Spojrzałam
na nią.
- Dobry
wieczór - za bardzo nie wiedziałam co powiedzieć.
- Wiem, że
tu nocujesz. Nie bój się mnie - uśmiechnęła się - Jesteś głodna lub chcesz coś
do picia?
- Może wody
- odwzajemniłam delikatnie uśmiech.
- Dobrze -
poszłam z nią do kuchni - Justin powiedział, że zaraz wróci - podała mi
szklankę z wodą.
Pokiwałam
głową i napiłam się. Zastanawiałam się gdzie może być. Telefon tym
razem zostawiłam w domu więc nie będę mogła odebrać, jakby Dylan do mnie
dzwonił. Jednak muszę poinformować mamę gdzie jestem. Zapytałam się mamy Justina, czy mogę
zadzwonić. Kiedy się zgodziła zrobiłam to i poinformowałam, że jestem u
koleżanki, aby później nie odstawiała mi jakichś scen.
- Muszę
położyć dzieciaki do łóżek. Idź do jego pokoju i rozgość się - powiedziała
ciepło i poszła, a ja posłusznie udałam się do pokoju.
Odłożyłam
rzeczy gdzieś na bok i rozejrzałam się.
- Hej -
usłyszałam cichy głosik. Zerknęłam w tamtą stronę i zauważyłam jego brata. Był
taki słodki, ale jednocześnie to taki mały przystojniak.
- Hej -
uśmiechnęłam się i ukucnęłam przy nim.
- Jesteś
dziewczyną Justina? - zapytał uroczo.
- Nie,
przyjaciółką - oznajmiłam - Jestem Ronnie - podałam mu rękę.
- A ja Jaxon
- uśmiechnął się.
Był taki
fajny, że nie mogłam się przestać uśmiechać.
- Pobawisz
się ze mną klockami?
- Jaxon, do
łóżeczka - jego mama przyszła do nas.
Jęknął
niezadowolony. Normalnie jakbym widziała małego Justina.
- A Ronnie
może przeczytać mi dobranockę?
- Jasne -
odpowiedziałam - Z przyjemnością.
Uśmiechnął
się zadowolony.
- Widzisz
mamo, Ronnie jest super - złapał mnie za rączkę i pociągnął za sobą, a ja z
jego mamą zaśmiałyśmy się.
- Już teraz
nie da Tobie spokoju - powiedziała z uśmiechem.
- Nic nie
szkodzi - odpowiedziałam ciszej kiedy weszliśmy do pokoju.
Jego siostra zdążyła
już zasnąć. On wskoczył pod kołdrę i podał mi książkę, którą miałam przeczytać.
Zaczęłam cicho i od czasu do czasu spoglądałam na niego. Na początku patrzył na
mnie z ciekawością, a później jego oczka powoli zaczęły się zamykać. Widać
było, że chciał walczyć ze snem, ale zmęczenie wygrało.
Opatuliłam go bardziej
kołdrą. Odłożyłam książkę na miejsce i kiedy odwróciłam się w stronę drzwi
zobaczyłam w progu Justina. Mało nie podskoczyłam ze strachu. Zgasiłam lampkę i
podeszłam do niego.
- Niańczyłaś
mojego brata? - zapytał z lekkim uśmiechem.
- Chciał,
abym przeczytała mu książkę na dobranoc więc to zrobiłam - weszliśmy do jego
pokoju - Gdzie byłeś?
- Musiałem
załatwić pewne sprawy - wziął ubrania dla siebie - Możesz się już położyć, ja
pójdę wziąć prysznic - mruknął.
Pokiwałam
głową i kiedy wyszedł zgasiłam światło. Zajęłam jedną stronę jego łóżka.
Przykryłam się i zamknęłam oczy próbując zasnąć.
Minęło chyba
z dziesięć minut i Justin wszedł po cichu do pokoju. Rozłożył koc na podłodze i
kiedy chciał wziąć jedną poduszkę z łóżka odezwałam się.
- Co ty
robisz?
Spojrzał na
mnie.
- Muszę na
czymś spać - odpowiedział.
- Ale czemu
na podłodze?
- Bo
myślałem, że przeszkadzałoby Tobie lub czułabyś się niezręcznie ze mną w łóżku
- wzruszył ramionami.
- Nie,
możesz spać tutaj - oznajmiłam mając nawet taką nadzieję.
- Okay - odłożył
rzeczy z powrotem i położył się na drugim końcu łóżka - Dobranoc - mruknął i
zamknął oczy. Miał ciało zwrócone w stronę mojego.
- Dobranoc -
szepnęłam.
Patrzyłam na
niego przez chwilę. W głowie miałam wiele pytań, chociaż wiem, że to nie była
pora na rozmowę. Jednak nasza relacja stała się beznadziejna i w sumie nie wiem
na czym polega, a kiedy indziej może nie być okazji, aby się o to spytać.
- Justin - mruknęłam.
Już nie było
odwrotu.
Otworzył
najpierw jedno oko, a potem drugie.
- Hm?
- Wiem, że
to głupie i w ogóle bez sensu, ale nie pogadaliśmy dokładnie o tym, co stało
się w moje urodziny.
- A o czym
chcesz jeszcze pogadać? - podparł się łokciem.
- Chcę
wyjaśnić relacje między nami. Wiem, że to był pijański wybryk, ale przyjaciele
się nie całują. No i to dziwne, ponieważ najpierw się lubimy jak kumple,
później flirtujemy ze sobą, całujemy się i kłócimy i ja już nie mam pojęcia co
jest grane.
Westchnął
cicho.
- Wiem, że
to jest dziwne. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. Muszę walczyć ze swoimi
uczuciami, chociaż nie do końca wiem, co one oznaczają.
- Ja wiem
tylko, że nie jesteś do końca tym Justinem, którego poznałam wtedy w sądzie -
oznajmiłam - Wtedy byłeś typowym babiarzem. Stosowałeś jakieś dziwne gierki i
podrywałeś mnie, a tym samym rozśmieszałeś. Później zostaliśmy parą, co nam nie
wyszło, bo w sumie to wyglądało tak jakbyśmy się tylko całowali i nie czuli
poza tym nic do siebie. A jeśli chodzi o Ciebie, to z tej drugiej strony na
prawdę jesteś miłym i porządnym chłopakiem, który zakrywa swoje uczucia flirtem
i jakimiś głupimi tekstami.
- To Twoja
opinia - położył głowę na poduszki i przetarł twarz dłońmi - I dla Ciebie to
łatwe, dla mnie trudno jest wyrażać uczucia, bo jakoś nigdy nie miałem okazji
się nawet przed kimś otworzyć. Chyba wgrałem sobie do głowy obraz kim mam być i
myślałem, że już taki zostanę. Z Tobą było inaczej, nie byłaś dziewczyną, która
chce się tylko ze mną pieprzyć i lubi mnie też ze względu na charakter. Uwierz,
to nadal jest dla mnie nowość i mam prośbę - spojrzał na mnie - Na razie nie określajmy naszej
relacji, muszę pozbierać to wszystko w głowie, za dużo rzeczy na raz.
- Okay -
bawiłam się końcówką poszewki.
- A teraz
chodźmy spać - uśmiechnął się lekko.
- Tylko, że
- przysunęłam się do niego - Dzisiaj wolę być bliżej Ciebie - raz się żyje.
Uśmiechnął
się i przykrył mnie szczelniej kołdrą. Nasze twarze były na przeciwko siebie.
Objął mnie jedną ręką.
- Zawróciłaś
w mojej głowie i to dosłownie - wymamrotał.