środa, 26 sierpnia 2015

23. Bieber, please





Ronnie


               - Co zaplanowałaś na urodziny?
               Głos mamy przerwał myśli, które krążyły po mojej głowie podczas jedzenia płatków. Podniosłam na nią wzrok przełykając to co miałam w buzi. Robiła sobie kawę. Było coś około dziewiątej rano. Tata jest już jak zwykle w pracy, a mama miała wolne. Wracając do jej pytania, zdziwiło mnie, że chodziło o moje urodziny. Myślałam, że przez te moje karygodne zachowanie nie pozwoli mi na ich wyprawienie.
               - Nic - odpowiedziałam krótko.
               - Możesz wyjść gdzieś ze znajomymi, to twoje święto.
               - Czyli na to już nie mam zakazu? - uniosłam lekko brew.
               - Jutro nie. Tylko zaraz nie zacznij mi pyskować, sama wiesz co źle zrobiłaś i za co masz szlaban - powiedziała stanowczo.
               - Tylko zaraz nie zacznij mi tego wypominać do końca życia - wstałam i wstawiłam naczynia do zmywarki - Już uświadomiłaś mi jak bardzo zepsułam tobie przyjęcie - wywróciłam oczami jak już odchodziłam.
               Usłyszałam tylko ciężkie westchnięcie. Weszłam do łazienki i spięłam włosy w kucyka, po czym zaczęłam robić makijaż. Zaraz powinnam wychodzić do szkoły. Na szczęście... a może nie, nauczycielka zachorowała i odpadła mi pierwsza lekcja.

               Wyszłam z klatki. Na dworze robiło się coraz zimniej, albo mi się tak wydawało po ciągłym siedzeniu w domu i przyzwyczajeniu do ciepła. W końcu to listopad, a ja nie mieszkam w Californii.
               Poszłam za blok, kierując się do najbliższej stacji metra. Ludzi było pełno, jak zwykle o tej porze. No i jak zwykle w tym mieście. Nagle usłyszałam klakson i odruchowo spojrzałam w stronę, z której odezwał się dźwięk. Akurat szłam przy ulicy. Nie byłam na sto procent pewna, ale to chyba samochód Justina. Otworzyła się przednia szyba. Tak, to jednak on.
               - Wsiadaj - posłał mi uśmiech.
               Rozejrzałam się i po kilkusekundowym namyśle okrążyłam samochód, aby wejść z drugiej strony i usiadłam obok niego na przednim siedzeniu. On po tym już ruszył, bo jego samochód trochę blokował ruch.
               - Hej - spojrzałam na w jego stronę i zapięłam pasy.
               - Dzień dobry - uśmiechnął się lekko i ustał na czerwonym świetle. Spojrzał na mnie, a jego oczy wyraźnie wskazywały oznakę zadowolenia - Wyspałaś się?
               - Chyba tak - wymamrotałam nadal będąc w lekkim szoku - Skąd wiedziałeś, że miałam godzinę później do szkoły?
               - Nie wiedziałem - oblizał usta - Dzwoniłem do Ciebie, myśląc, że masz przerwę w szkole, ale nie odbierałaś, więc skontaktowałem się z Maggie, która mi powiedziała, że zaczynasz lekcje później. Byłem w pobliżu więc zdecydowałem, że po Ciebie zajadę.
               Wyjęłam telefon i sprawdziłam ostatnie połączenia. A no tak, muszę w końcu zapisać ponownie jego numer.
               - I spotkałeś mnie jak tutaj szłam?
               - Tak, jest o tej godzinie tłok również na ulicach więc miałem czas aby się rozejrzeć - uśmiechnął się szerzej.
               - Okay - odwzajemniłam lekko uśmiech.
               Kiedy światła zmieniły kolor ruszył ponownie.
               - Więc... - zaczął - Jak się czujesz z tym, że jutro będziesz osiemnastką?
               Wzruszyłam ramionami.
               - Nie wiem, dziwnie - tylko tyle udało mi się powiedzieć.
               - Przyzwyczaisz się - oznajmił - ja wtedy czułem się chyba zbyt dorosło - uśmiechnął się lekko - A teraz na następny rok wyskakuje dwójka z przodu, to dopiero przeżycie - zaśmiał się cicho.
               - No, stary się robisz - zaśmiałam się.
               - Ciebie też to czeka - oznajmił - A tak w ogóle planujesz coś na jutro? Jakieś przyjęcie czy coś w tym stylu?
               - Chyba nie - pokręciłam głową - Mama już mi nawet proponowała, że mogę gdzieś wyjść, ale przy tym znowu się z nią pokłóciłam.
               - Czyli nie możesz już nigdzie wyjść?
               - Nie, mogę. Po prostu nadal jestem na nią zła. Oczywiście miałam zamiar zniszczyć jej przyjęcie - powiedziałam sarkastycznie - Tylko dlatego tam przyszłam.
               - To moja wina, przepraszam za to - wymamrotał i zerknął na mnie.
               - Nie, tu już chodziło o coś innego - westchnęłam - O to, że nie patrzy na moje uczucia tylko od razu o wszystko mnie oskarża, tak było zawsze, a przynajmniej odkąd pamiętam.
               - A macie dobry kontakt?
               - Myślę, że tak. Tylko przy takich rzeczach on się psuję.
               - Rozumiem - położył dłoń na moim udzie i lekko je pogładził - Będzie lepiej, zobaczysz.
               - Mam nadzieję - spojrzałam na jego rękę, a on po chwili ją wziął.
               Nie wiem o co chodziło, ale wydaje mi się, że zachowanie Justina trochę się zmieniło. Jakby był bardziej dorosły. To znaczy może nie tak. Mniej zabawnego Justina. Zawsze miał na przykład swoje spektakularne wejścia, zawsze wymyślał coś niemądrego lub mówił coś głupiego. A teraz zwyczajnie po mnie podjechał - bez straszenia mnie - i wysłuchał moich problemów. To z jednej strony fajne, a z drugiej tęsknię za tym. Może troszkę spoważniał, bo nie chce powiedzieć czegoś, przez co znowu możemy się pokłócić, a może jest nastawiony do mnie jak zwykły przyjaciel.
               - Jeszcze kawałek drogi - mruknął, a ja rozejrzałam się wokół.
               Z tego co wiem, to chyba nie jest droga do mojej szkoły.
               - Justin - zmarszczyłam lekko brwi - Um, gdzie jedziemy?
               - Oh, no tak - zaśmiał się - Chyba nie myślałaś, ze zawiozę Cię do szkoły?
               Spojrzałam na niego nie wiedząc o co chodzi.
               - No właśnie tak myślałam.
               - Nie, jedziemy na Harlem. Nie będziesz dzień przed urodzinami siedzieć w szkole.
               Okay to wcale nie miało sensu.
               - No to co chcesz robić? Jutro jest sobota więc możemy sobie gdzieś jechać. Jak mama dowie się, że nie byłam w szkole to nie wiem co mi zrobi.
               - Spokojnie, nie dowie się do jutra - uśmiechnął się - Oj rozchmurz się, spędzisz dzisiejszy dzień ze znajomymi.
               - Jakimi niby?
               - Swoimi - wzruszył ramionami - No i nie musisz się obawiać, że spotkasz kogoś kogo nie chcesz. Trace jest w innej części Nowego Jorku przez najbliższe dni, ale nie chcę Ciebie w to zagłębiać.
               - No... dobra - nie wiem czemu się na to zgodziłam.

               Kolejne dziesięć minut drogi odbyło się bez większych konwersacji. Dojechaliśmy na Harlem. Nadal nie byłam do końca przekonana do tego pomysłu, ale raz mogę się zgodzić.
               - Jesteśmy na miejscu - Justin zaparkował pod swoim blokiem - Chcesz zanieść do mnie plecak, czy później to zrobisz? - zapytał odpinając pasy.
               - Zależy gdzie chcesz mnie zabrać - również je odpięłam.
               - A w sumie szkoda czasu. Chodź - wysiadł z samochodu.
               Również z niego wysiadłam, poprawiłam plecak na ramionach i włosy, które rozwiał wiatr.  On zamknął samochód, podszedł do mnie i chwycił mnie za dłoń, a następnie zaczęliśmy iść w odpowiednią stronę. Po chwili zorientował się tak jak ja, dlaczego trzyma moją dłoń. Puścił ją szybko i włożył ręce do kieszeni bluzy.
               - Przepraszam, przyzwyczajenie - uśmiechnął się niewinnie.
               - Nic się nie stało - uśmiechnęłam się lekko.
               - Tędy - wskazał mi drogę i zaczęliśmy iść wzdłuż jakiegoś bloku.
               Na końcu niego zauważyłam ogrodzone wysoką siatką boisko do kosza. Po bokach znajdowały się ze dwie ławki i na jednej z nich widać było grupkę osób. Z daleka na pewno rozpoznałam Ian'a i Bethany, ponieważ stali przodem do mnie. Dobrze, że chociaż ona tam będzie.
Kiedy byliśmy wystarczająco blisko Ian nas zauważył.
               - Przyjechali - powiedział głośno do reszty i odwrócili się w naszą stronę.
               Ku mojemu zdziwieniu z grupki wyłoniła się Maggie. Ona też miała być w szkole, nie wiem o co chodzi.
               Weszliśmy na teren boiska. Już niezręcznie się czułam, ponieważ wszyscy skupili na mnie wzrok. Przynajmniej trzech chłopaków nie rozpoznawałam. Maggie podeszła do mnie i przywitała się ze mną ściskając mnie.
               - O co tutaj chodzi? - zapytałam się jej, odwzajemniając uścisk.
               - Spotkanie przed-urodzinowe - uśmiechnęła się - Justin zaprosił nas na mecz koszykówki.
               - Dokładnie, a potem pójdziemy do jakiejś knajpy coś zjeść - oznajmił i podszedł do reszty osób jakby nigdy nic - Ej, przegrana drużyna stawia pizze - krzyknął pewnie.
               - Byłaś w to wtajemniczona? - zapytałam się jej idąc w stronę ławki.
               - Tak, od dzisiaj rano - pokiwała głową - Zadzwonił, żebym też przyjechała. Pewnie chciał żebyś czuła się pewnie z kimś bardziej znajomym - wzruszyła lekko ramionami - A poza tym chętnie popatrzę się na ciacha grające w kosza - uśmiechnęła się.
               - No w sumie - zaśmiałam się cicho - Ale na pewno nie tylko dla tego Cię zaprosił.
               - Poznajcie Ronnie - zwrócił się do chłopaków, których nie znałam - Ronnie, to jest Jake, Scoot, Michael i James - przedstawił, pokazując na nich kolejno.
               Przywitałam się. Czyli jednak było ich czterech.
               - Będą w przeciwnej drużynie - przeczesał włosy - Usiądźcie sobie wygodnie - puścił do nas oczko i poszedł z chłopakami na boisko. Przy ławce zostałam tylko ja, Meg, Bethany życząca Ian'owi powodzenia Bethany. No i Ryan z tego co dobrze pamiętam. Przywitałam się z Bethany i we trzy usiadłyśmy na ławkę - ja po środku Ryan'a i Maggie, a przy niej Bethany. Zdjęłam plecak i położyłam go na kolanach patrząc na gadających ze sobą chłopaków na środku boiska.
               - Jak ja chciałbym pograć - westchnął Ryan.
               Zauważyłam, że ma złamaną nogę.
               - Jak to się stało? - nawiązałam do niej.
               - Przykry wypadek na deskorolce. Źle wylądowałem.
               - Współczuję - skwasiłam się.
               - Pierwszy raz siedzę tutaj z dziewczynami, zawsze to dziewczyny patrzyły się na mnie - przyznał.
               - Oh Ryan tylko nie zaczynaj z tą swoją skromnością - odezwała się Bethany.
               - Na szczęście zdążyłam! - z daleka usłyszałam lekko piskliwy głos. Coś mi on przypominał.
               Odwróciłam się w tamtą stronę i na boisko weszła jak ona, Courtney? No, ta suka z Houston.
               - Heeej Justin - uśmiechnęła się szeroko i podeszła do chłopaków.
               On najwyraźniej się zdziwił. Kiedy zaczęła się witać z resztą chłopaków, on podszedł do nas ze skwaszoną miną.
               - Wiesz, kto ją tutaj zaprosił? - zdjął bluzę, pod spodem miał czarną koszulkę z krótkim rękawem. Wspomnę też, że miał na sobie dresy. Ale oczywiście nie takie, co zmieściłyby się na cztery nogi tylko takie, co dobrze i nie za luźno na nim leżą.
               - Ta, Scoot coś wspominał, że zaprosił tu znajomą. Ale kto mógł wiedzieć - zaśmiał się.
               - Super - oblizał usta i rozejrzał się, jakby był czymś zdenerwowany - Okay, jakbyś czegoś potrzebowała Ronnie to zwróć się do kogokolwiek - uśmiechnął się ciepło i wrócił do chłopaków.
               Kiedy Courtney znalazła się ponownie blisko Justin'a przytuliła go i zaczęła coś mówić. Niestety nie słyszałam co. Zauważyłam jego rękę. Jego dłoń dokładniej, która gładziła ją po biodrze. Tak chcesz pogrywać Bieber? Nie, wcale nie jestem zazdrosna... No może troszkę.
               - Cześć Ryan - powiedziała idąc w naszą stronę, po czym zmierzyła nas wszystkie wzrokiem - Cześć Bethany - westchnęła cicho.
Ona nie odpowiedziała, tylko wywróciła oczami. Widać większość osób ta laska wkurza.
               - Hm, a Ciebie skądś kojarzę - spojrzała na mnie - Aaa, byłaś z Justinem, kiedy go witałam - uśmiechnęła się sztucznie, a moja mina zdecydowanie mówiła, żeby lepiej mnie nie wkurwiała - Przynajmniej wiem, że się z nim nie przespałaś - położyła torbę przy ławce.
               - A dlaczego niby jesteś tego taka pewna? - zmarszczyłam lekko brwi.
- Dlatego, że mówił mi dzień, dwa po naszym spotkaniu - wzruszyła ramionami - Pytałam się jego dla upewnienia przed tym, jak ze mną poszedł do łóżka - powiedziała dumnie.
               ŻE CO DO CHOLERY?
               - Kiedy poszedł do łóżka? - Maggie złapała mnie za ramię, chyba w celu uspokojenia.
               - Nie wiem, może dzień po tym jak go spotkałam - poprawiła włosy, mówiąc z kompletną obojętnością.
               Mojej głowie chyba przydałby się teraz kondom bo zaraz wybuchnie. Patrzyłam na nią wrogim spojrzeniem, a potem skierowałam je na Justina. Niby wtedy nie byliśmy razem, ale uh. Jak on mógł, jeszcze ze mną flirtował jakby nigdy nic. Dobra, chcesz gierek to będziesz je miał. Skończyła się ulegająca Veronica Skylar Dowell.
               - Przesuńcie się trochę, bo nie ma miejsca.
               Ta, jeszcze będzie rozkazywać.
               - A księżniczka nie może usiąść na ławkę obok? - odezwała się Beth.
               - Nie? - uniosła brwi.
               - Dobra, może jak usiądzie to się zamknie - powiedziałam do dziewczyn, ale nie sądzę, aby ona to usłyszała.
               Wstałam razem z nimi i usiadłyśmy na tą oddaloną może z metr ławkę. Zauważyłam wzrok Ryana, który był skierowany w naszą stronę. Mówił coś w rodzaju "Jak mogłyście mnie tam zostawić?!". Odwzajemniłam spojrzenie ze współczuciem, a on tylko westchnął. Skrzyżowałam nogi na ławce, tym samym przybierając wygodniejszą pozycję. Dziewczyny też się jakoś usadowiły.
               - Czy tylko ja nie do końca wiem, kim jest ta dziewczyna? - Meg odezwała się na tyle cicho, aby nikt nas wyraźnie nie słyszał.
               - Kochanka Justin'a - mruknęłam.
               - Kochanka prawie każdego chłopaka - wtrąciła Bethany - Nawet nie wiesz jak się cieszyłam kiedy wyprowadziła się te kilka miesięcy temu. Wtedy nasz związek z Ian'em miał mały kryzys, a ona zaczęła dosłownie pchać się do jego łóżka - pokręciła głową - Na szczęście on nie był aż taki głupi i co najważniejsze wierny.
               Patrzyłam na nią, kiedy to mówiła.
               - A wiesz czy miała coś wspólnego z Justinem? To znaczy wiem, że była jego dziewczyną, ale czy było coś takiego, co powinnam wiedzieć?
               - Interesujesz się jeszcze Justinem? Myślałam, że zostaliście w strefie przyjaźni, a przynajmniej on mi tak mówił, kiedy wczoraj się ze mną pogodził.
               - No tak, jesteśmy, ale no sama rozumiesz... jestem ciekawa - wymamrotałam.
               - Rozumiem - zaśmiała się cicho - Wiem tylko, że byli jakiś czas razem. Razem w sensie takim, że chyba tylko się całowali, pokazywali się razem i no, chodzili do łóżka. No ale w końcu zaczęła denerwować Justina i wyjechała. Ona myśli, że przez to zerwali, a on nawet nie chce z nią rozmawiać.
               - Więc znaleźli wspólny język w łóżku - Maggie powiedziała rozbawiona - Tylko nie przejmuj się tym, okay? Nie warto - cmoknęła mnie w głowę.
               - Racja, tylko nie pokazuj, że jesteś o nią zazdrosna.
               - Chyba nawet nie ma o co - zaśmiały się.
               - Nie będę, postaram się. Na razie jestem tylko wkurzona, że mi nie powiedział.
               - A co, miał tobie powiedzieć, kiedy byliście razem?
               - Oh, nie ważne. Tak czy tak nie zostawię tego w niepamięć.
               - Po prostu spraw, żeby teraz on się postarał - Bethany uśmiechnęła się i posłała mi znaczące spojrzenie.
               - No tak, przecież po tym wszystkim nie będę za nim latać. Jeśli cokolwiek ma z tego jeszcze wyniknąć, nawet z przyjaźni to on musi się postarać i pokazać, że mu zależy. Ja nie mam zamiaru się za nim uganiać.
               - I prawidłowo. A teraz popatrzmy jak chłopaki grają - uśmiechnęła się szeroko.
               - No, ja popatrzyć mogę niestety tylko na Ian'a - westchnęła - Ale chociaż, na umięśnione brzuszki mogę. Będę miała wymówkę, że leciałam wzrokiem za piłką - zaśmiała się.
               - Bethany uważaj, bo jeszcze ktoś usłyszy i się jemu wygada - powiedziała Maggie, wskazując dyskretnie na Courtney.
               - Racja - wywróciła oczami.
               Chłopcy szykowali się już do gry. Zanim to nastąpiło jeden z nich, Michael, podszedł do nas. Nie powiem, był nawet przystojny. Na dodatek podniósł chwilowo koszulkę do góry tym samym poprawiając ją i ukazując nieźle wyrzeźbiony brzuch. No cóż.
               - Hej, ma ktoś z was coś do picia? - Kiedy Ryan pokręcił głową, a Courtney wlepiała w niego oczy, sięgnęłam po plecak i wyjęłam z niego butelkę wody.
               - Proszę - uśmiechnęłam się lekko podając ją.
               - Dzięki - uśmiechnął się po czym się napił.
               W tym czasie poczułam lekkie szturchanie łokciem. Spojrzałam na Maggie, a ona dając mi sygnały wzrokowe nawiązywała do tego, abym popatrzyła na boisko. Zrobiłam to. Moje kilkusekundowe spojrzenie padło na Justina, który właśnie patrzył się na całą sytuację.
               - Jakby co trzymaj jeszcze wodę w pogotowiu - oddał mi butelkę. Jego uśmiech wskazywał na wyraźną oznakę flirtu.
               - Będę trzymała ją specjalnie dla Ciebie - zaśmiałam się cicho.
               - Ej, Michael - usłyszałam głos Justina - Woda jest w plecaku przy drugiej ławce - uświadomił go.
               - Okay - odkrzyknął i spojrzał jeszcze raz na mnie - Mam nadzieję, że będziesz nam trochę kibicować, chociaż jesteś koleżanką Justina - puścił mi oczko i wrócił do drużyny.
               Justin posłał w moją stronę dość poważne spojrzenie. Myślę, że z nutką zazdrości.
               - Brawo mała - odezwała się zadowolona Bethany - Jeszcze chłopak z przeciwnej drużyny?
               - Na pewno Justin nie będzie wobec tego obojętny - potwierdziła Maggie.
               - No co, przystojny jest - uśmiechnęłam się dumnie.
               Na prawdę to do mnie nie podobne, żebym chciała wzbudzić w kimś zazdrość. Ale może trochę tego nie zaszkodzi.Poza tym, ten Michael przykuł moją uwagę.

               Mecz się rozpoczął. Grali na prawdę nieźle. Nie można porównać tego do w-fu w szkole. Przynajmniej moją grą z dziewczynami z klasy. Fajnie na coś takiego popatrzeć. Chłopcy szli łeb w łeb. Na razie Drużyna Justina wygrywała. Był tam oprócz niego Ian, Shane i Mike. Przyznam, że Mike też jest przystojny. Ale nie, to już by było chamskie, żebym zaczęła z nim flirtować. Aż taka to nie jestem.
Na prawdę wczuli się w grę. Justin jest świetny w koszykówkę. Ciekawe czym mnie jeszcze ten chłopak zadziwi. Mimo wszystko to na nim skupiam najwięcej uwagi.
               - Chciałabym jutro jakiegoś zaprosić - pomyślała Maggie - Może tego Scoot'a, śliczny jest - zaśmiała się.
               - Gdzie zaprosić? - spojrzałam na nią pytająco.
               - Nigdzie - wtrąciła szybko Beth - To znaczy... miała iść do klubu, tak? - spojrzała na nią.
               - No tak, tak. Do klubu - wymamrotała jakby się z czegoś wykręcała.
               - Dobra, to było dziwne, ale już nie wnikam - popatrzyłam na nie z zaciekawieniem, po czym znowu na chłopaków.
               Czy one coś przede mną ukrywają? Chyba się domyślam, ale nie będę nic mówić.
               - Jeej! Brawo! - Courtney aż wstała podekscytowana, kiedy Justin trafił do kosza.
               Na widok Ryana, który skwasił się, kiedy ona pisnęła po prostu nie dałam rady się nie zaśmiać, tak samo jak dziewczyny. Nie wiem, czy ona tak się zachowuje, ponieważ chce mu zaimponować, czy ma tak z natury.

               Po około godzinie mecz się skończył. Wygrała drużyna Justina. Jednym punktem. A to już był fart, bo Shane'owi udało się trafić z daleka do kosza. Wszyscy wstaliśmy gratulując im, a oni do nas podeszli.
               - I tak właśnie się gra - powiedział zadowolony Justin.
               - Odegramy się jeszcze - powiedział pewnie jeden z nich.
               - Zobaczymy - napił się.
               - Gratuluję - powiedziałam do chłopaków.
               Dziewczyny też to zrobiły, a Bethany podeszła do Ian'a.
               - To było piękne - Courtney podeszła do Justina z uśmiechem.
               - Mhm - mruknął i podał butelkę chłopakom.
               - Hej, Ronnie - podszedł do mnie Michael - masz może jeszcze wodę? - uśmiechną się - Wszystko mi wypili.
               - Jasne - uśmiechnęłam się również i wyjęłam ją.
               - Ratujesz mnie - napił się.
               Znowu poczułam wzrok Justina na sobie. Podszedł do nas bliżej.
               - Może lepszym pomysłem byłoby kupienie sobie w końcu tej wody, bo zaraz jej wszystko wypijesz? - uniósł lekko brwi.
               - Spokojnie, nie wypije jej za dużo - mruknął zdziwiony jego zachowaniem.
               - To dobrze - Justin zmierzył mnie wzrokiem, a kiedy Michael podziękował jeszcze raz i odszedł, on przybliżył się do mnie - Do czego zmierzasz, hm?
               - O co Ci chodzi? - dałam krok do tyłu.
               - Dlaczego z nim flirtujesz? - cały czas podchodził w moją stronę, a ja się odsuwałam.
               - Nie flirtuje - powiedziałam krótko.
               - Widzę jak się do niego uśmiechasz za każdym razem jak do Ciebie podejdzie - trafiłam plecami na siatkę.
               - No i co z tego? - oparł dłonie po moich obu stronach na siatce - Nawet jeśli by mi się podobał, chyba nie byłaby to zbrodnia - wzruszyłam ramionami.
               - Słonko, nawet mimo tego, że nie jesteśmy razem nie będzie mi się podobało, jak jakiś facet się do Ciebie klei, a ty do niego - był bardzo blisko mnie.
               - Więc mam być singielką do końca życia, bo Tobie się to nie podoba? - powiedziałam lekko rozbawiona.
               Zaśmiał się.
               - Oboje wiemy, że nie lecisz na niego tak jak na mnie - położył jedną dłoń na moim biodrze - I nie chodzi już o to, że jestem w tej kwestii zbyt pewny siebie. Wiem jak patrzysz na niego i na mnie. Te spojrzenie może zmieniło się trochę od ostatniej kłótni, ale nadal staram się, aby się poprawiło tak samo jak twoje nastawienie do mnie.
               Patrzyłam na niego bez słowa. Nie mogłam żadnego wydusić.
               - Czy Courtney gadała coś o mnie? - rozejrzał się.
               - Hm - uśmiechnęłam się cwaniacko - Tak, bardzo ciekawą rzecz - poklepałam go po ramieniu i odsunęłam się.
               - Ej - przyciągnął mnie za rękę - Co mówiła.
               - Chyba sam wiesz - pokręciłam głową z uśmiechem.
               - Ronnie...
               - Wytłumacz mi, nie lubisz jej, ale lubisz z nią sypiać?
               Zacisnął szczękę i spojrzał na nią gniewnie, po czym na mnie.
               - Spałem z nią raz, kiedy nie byliśmy jeszcze razem. Od tej pory nawet nikogo nie tknąłem. Poświęcałem uwagę tylko Tobie.
               - Dobra, nie ważne. Stało się. To jedziemy na tą pizze czy coś? - udawałam obojętną.
               Jak ma się starać to sam, a nie z moją pomocą.
               - Tak - westchnął - Ale pamiętaj, że specjalne wzbudzanie we mnie zazdrości nie jest dobrym pomysłem. Dla ciebie i dla niego. Pamiętaj, co kiedyś Tobie powiedziałam. Niegrzeczną dziewczynką możesz być tylko dla mnie i w inny sposób.

 
 ____________________

 Hej. Witam was po tak długim czasie. Od razu przepraszam, że musieliście tyle czekać. Miałam mniej czasu, a jak już go miałam to napadał mnie brak weny. Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o Justinie i Ronnie no i chętnie kontynuujecie czytanie. 
DZIĘKUJĘ ZA PONAD 30.000 WYŚWIETLEŃ!!!

6 komentarzy:

  1. Swietny odcinek , warto czekać dla takiego opowiadania :3 ale mam nadzieje że nastepny bedzie szybciej. Ronnie powinna przetrzymać Justina :3 niech sobie poflirtuje i podenerwuje go :*

    OdpowiedzUsuń
  2. hsksgsvjs C U D O W N E justinowi się trochę nalezy niech się trochę po zlosci I będzie zazdrosny ale mam nadzieję ze na tych urodzinach coś się stanie (pozytywnego ) między nimi awwvzjxjsvakhhk

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocha! Ten blog! Oni jeszcze będą razem, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  4. Awwww kocham ten rozdział i jestem mega ciekawa następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest mega *-*

    OdpowiedzUsuń