Ronnie
- Justin? -
spytałam.
- No tak -
wydał się lekko zdziwiony, tak jak ja - A kto inny?
- Nie wiem,
nie mam Twojego numeru.
- I wszystko
jasne - westchnął, po czym nastąpiła chwila ciszy.
- Czego chcesz?
- prawie warknęłam i usiadłam na sofie w salonie.
- Spotkać się i pogadać. Na prawdę mi na tym zależy.
- Super, ale
ja nie chce gadać. Masz szczęście, że w ogóle odebrałam, bo nie wiedziałam kto dzwoni - pomyślałam - No, a tak w ogóle, od kiedy mnie znasz?
- Ronnie,
wiem o co Tobie chodzi, ale daj mi
wytłumaczyć wszystko na żywo - powiedział spokojnie - Nie chcę się kłócić, chcę
porozmawiać, abyś zrozumiała i przynajmniej nie żywiła do mnie aż takiej urazy,
oraz żebyś na siebie uważała.
- Wow - zaśmiałam
się kpiąco - Nagle taki zmartwiony? A poza tym, cały czas na siebie uważałam
więc po co mi jeszcze Twoje gadanie?
- Dylan nie
jest odpowiednim chłopakiem - oznajmił szybko.
- Zazdrosny?
- uniosłam brew.
- Nie -
mruknął - To znaczy... - westchnął - Po prostu jest niebezpieczny, pozwól mi to
wszystko wyjaśnić u Ciebie.
- Nie,
Justin. Nie potrzebuje twoich rad - powiedziałam stanowczo i rozłączyłam się.
No tak,
jeszcze będzie mi mówił, z kim mam się spotykać, a z kim nie.
Moja mama
pojechała z pół godziny temu do urzędu załatwić jakieś sprawy, wiadomo. Jeśli
Justin jednak zdecyduje się przyjechać to i tak mu nie otworze. No,
przynajmniej mam taką nadzieję. Nie wiem, czy będę miała aż taką silną wolę.
Chyba, że da sobie szybko spokój to nie ulegnę.
Nagle
usłyszałam dzwonek. Podeszłam bliżej drzwi i
sprawdziłam dokładnie kto to. Jednak tak jak myślałam, to był on. Pierwszy raz mam taką sytuację, w
której nie jestem pewna swoich uczuć aż tak bardzo. Niby mi wszystko
wytłumaczył, że się zmienił i takie tam, ale to typowa gadka. Jakoś nie chce mu
wierzyć. A z drugiej strony widzę po nim, że tak jakby żałuje. No nic, ja też
żałuję, że tak szybko się z nim związałam.
Ponownie
zadzwonił, a po chwili zapukał.
- Ronnie,
wiem, że tu jesteś - powiedział tak, że usłyszałam to przez drzwi.
Westchnęłam
cicho pod nosem i oparłam czoło o drzwi, zastanawiając się co zrobić.
- Chcę tylko
porozmawiać, nawet nie, nie musisz nic mówić. Tylko mnie wysłuchaj. Nawet już
nie musisz na mnie patrzeć , może to być nasze ostatnie spotkanie, a potem
zniknę Tobie z oczu, ale wysłuchaj... Proszę.
Zastanowiłam
się chwilę. No dobra, już trudno, nie mam nic do stracenia. I tak czuję się
źle. Przekręciłam zamek w drzwiach i otworzyłam je, po czym spojrzałam na niego
trochę ze smutkiem. Popatrzył na mnie chwilę tak samo. Chciałam uniknąć niezręcznej
ciszy. Rozchyliłam bardziej drzwi, tym samym wpuszczając go do środka.
- Dziękuję -
wszedł, a ja zamknęłam za nim drzwi na zamek.
Oparłam się
o ścianę i zaczęłam patrzeć jak zdejmuje kurtkę i buty. Dzisiaj był cały na
czarno. Czarne jeansy i bluzka w serek. Jedyne co się wyróżniało to jego
srebrna, łańcuchowa bransoletka. W sumie nigdy tego nie opisywałam, ale
zauważyłam na jego ciele parę tatuaży. Niestety nie miałam okazji nigdy się
spytać co oznaczają. A co do teraz, wyglądał dobrze. Bardzo dobrze. Nie dziwię
się, że tyle dziewczyn na niego leci.
- Mam iść do
salonu? - padło pytanie, a jatym samym wybudziłam się z transu.
Pewnie zauważył,
jak odpłynęłam.
- Chodź do
mojego pokoju - mruknęłam i oboje poszliśmy w tamtą stronę.
Usiedliśmy
na łóżko, ale nie blisko siebie. Z metr, może trochę mniej odstępu pomiędzy
nami było, ale już nie ważne.
- Co się
stało z Twoim telefonem, że był w naprawie? - zaczął.
- Skąd w
ogóle wiesz, że był? - zdziwiłam się.
- Beth mi
powiedziała - zwilżył wargi.
- To już jasne - westchnęłam - Wypadł mi z rąk, po prostu
- założyłam kosmyk włosów za ucho.
- No dobra. Może już zacznę - odchrząknął - Od tego... znaczy ode mnie. Co na prawdę robię i
jaki na prawdę jestem.
Patrzyłam na
niego z lekką ciekawością. Szykowałam się na najgorsze.
- Więc zacznę od początku i obalę mity. Jeśli
chodzi o restaurację, pamiętasz ją, to tak, pomagałem tam, ale tylko przez jakiś czas,
ponieważ potrzebne mi były pieniądze na naprawę samochodu, a w tamtym momencie
szybko wszystko straciłem. A ogólnie to z kumplami zajmujemy się sprzedażą
towarów - spojrzał w inną stronę, mówiąc tamto trochę wolniej i niepewnie - No wiesz, narkotyków. Uwierz mi, że nie tak
planowałem swoją przyszłość - wytłumaczył się - Poznałem Mike'a, kiedy się tutaj przeprowadziłem.
Byliśmy najlepszymi kumplami, no teraz też jesteśmy. O to chodzi, że jego o
dwa lata starszy brat zajmował się tym handlem i raz po prostu wdał się w
bójkę, ale nie z powodu narkotyków. Miał wroga. Niestety nie wyszedł z tego,
ponieważ do gry weszło użycie kastetów i noży - westchnął cicho i zamilkł
na parę sekund.
Okay, to
początek historii, a już wydaje się straszna.
- Mike
ciężko znosił jego śmierć. Kiedy dorośliśmy poprosił mnie abym pomógł mu
kontynuować biznes za brata. Wiedziałem, że to dla niego ważne więc się
zgodziłem i to trwa, aż do teraz - spojrzał na mnie.
Przetrawiłam
to sobie chwilę i również na niego spojrzałam. Chyba nie miałam pytań w związku
z tym, a przynajmniej nie mogłam nic wydusić.
- Mhm -
przełknęłam ślinę - A co z Dylan'em?
- No, czas
na ciemniejszą stronę historii - potarł dłonie - Wiesz, powiedzmy, że razem z
chłopakami tworzymy gang. Oczywiście jest wiele takich jak my, a szczególnie
jeden, z którym nie mamy za fajnych kontaktów. Ogólnie jakby z nami
rywalizowali, ale większa sprawa zaczęła się kilka miesięcy temu. Wiem, że nie
była za fajna, ale gdyby nie ona, to pewnie byśmy się nie poznali - zerkał na
mnie.
Domyślam
się, że zaraz się dowiem, czemu był w tamtym sądzie. W końcu. Tak długo na to czekałam, że aż w końcu zapomniałam.
- Zakładam,
że chcesz usłyszeć co się stało. Okay - zaczął patrzeć na ścianę i jakby
przeniósł się w swoje wspomnienia - Jakiegoś dnia poszedłem na imprezę. Nie,
żeby się bawić, ale trochę wypić. Oczywiście byłem chyba wtedy z Ian'em. W
pewnym momencie on zaczął bawić się z Bethany, a ja zostałem sam. Wyszedłem za
budynek zapalić. Tak, palę, ale rzadko. Kilka razy zdarzyło mi się skręta, a poza tym tylko
e-papierosy, chociaż się odzwyczajam. No i nigdy nie ćpałem - próbował dodać tej sytuacji trochę dobrej strony - Wracając, kiedy paliłem podszedł
do mnie jeden koleś z tego wrogiego gangu i zaczął się do mnie przypierdalać,
że jesteśmy im winni pieniądze. Podejrzewam, że gadał bzdury, bo był
wstawiony. No i po prostu doszło do rękoczynów. On mnie popchnął, ja jego no i
się rozkręciło. Kiedy już w końcu nie dał rady, jakoś się podniósł i nieuważnie
wszedł na ulicę. Wiadomo co się stało. Na szczęście samochód nie jechał szybko, więc tylko go
poobijał. Ja zadzwoniłem po karetkę i oczywiście musiałem się przyznać, że go
pobiłem. Siedziałem w areszcie. Niby chłopacy wpłacili za mnie kaucję, ale miałem
rozprawę dotyczącą wszystkich skumulowanych wykroczeń, no i dlatego byłem wtedy
w sądzie. Ten chłopak wyszedł cało, ale Trace, czyli ich szef usłyszał od niego
historię, że to niby ja wepchnąłem jego pod samochód, aby pozbyć się przeciwnika.
Teraz przyjechali tutaj, a my próbujemy się z nimi dogadać. Obecnie musimy im oddać
pieniądze z tego, co sprzedaliśmy.
- To
niesprawiedliwe, nie walczyliście o to? - odezwałam się nagle.
- To są
popieprzone sprawy, Ronnie - spojrzał na mnie - Ich gang ma siedziby w trzech w
miastach i jest tam dużo ludzi. Nas jest tylko pięciu. Ja, Mike, Ian, Ryan i
Shane. Sprzedajemy mało, aby tylko zarobić. Oni się na nas uwzięli za głupią
plotkę. Jakoś nie wyobrażam sobie, abyśmy mieli większą siłę zdania od nich.
- No okay,
ale będą tak was wykorzystywać cały czas?
- Nie,
raczej już na to się nie zgodzimy, pewnie i tak wiedzą, że nie mamy dużo
towaru.
- Nie znam
się na tych sprawach więc pozostawię to już tobie - przygryzłam lekko wargę -
No więc, co z Dylan'em? - dopytywałam się, jakby to była dla mnie najważniejsza sprawa. Ale w sumie już dowiedziałam się trochę o przeszłości Justina, która najbardziej mnie ciekawiła.
- A no tak -
pokiwał głową, po czym spojrzał mi prosto w oczy - On jest z gangu Trace'a.
Jest z Chicago, gdzie jest jedna z ich siedzib. Nie wiem po co przyjechał, ale
pewnie na jakąś wymianę, nie obchodzi mnie to. Uczestniczy w nielegalnych
wyścigach motorowych. A przede wszystkim masz uważać na niego z tego względu,
że jeśli ktoś z nich dowie się, że ze mną chodziłaś lub w ogóle się ze mną
zadawałaś to może coś Tobie zrobić, a tego już bym sobie nigdy nie wybaczył -
przetarł twarz dłońmi - Dlatego w barze powiedziałem, że Ciebie nie
znam. Tylko dla twojej ochrony, rozumiesz?
Pokiwałam powoli
głową, a następnie delikatnie nią pokręciłam, nie wierząc za bardzo w to co się
dzieje. Żyłam z tą niewiedzą przez długi czas. Chwila, jeszcze jedna sprawa...
- Mam
pytanie.
- Jakie?
- Skąd znasz
Ethan'a? - przekręciłam lekko głowę, czekając na odpowiedź.
- Oh,
zabawne - zacisnął usta w wąską linię - No więc pewnego słonecznego dnia, kiedy
Twojemu ex zachciało się trochę powciągać - zaczął, mówiąc z nutką rozbawienia
- Zawiozłem mu towar, ale zaczął się wykręcać pieniędzmi, że mu zabrakło, nie
miał tyle, a w końcu, że nie dostaje kieszonkowego - próbował się nie zaśmiać i
nadal udawać poważnego - No i biedaczek zaczął naskakiwać na mnie słowami, typu
czemu u nas jest tak drogo, chociaż dobrze znał cenę - westchnął - W skrócie,
wkurwił mnie w pewnym momencie i walnąłem go lekko.Powiedzmy, że lekko, bo ta śliwa pod okiem była słaba.
Słuchałam
tego zszokowana, też przez chwilę trochę rozbawiona, ale zaraz, on ćpał? I
jeszcze wtedy był pewnie ze mną. Ah, śliwa pod okiem? Tak, ze mną.
- A mi
powiedział wtedy, że dostał piłką na treningu - wywróciłam oczami.
- No więc
widzisz, jakiego miałaś chłopaka.
- Mówisz o
nim, czy o sobie?
Nagle wyraz jego twarzy zaczął ukazywać smutek. Jakby się na sobie zawiódł, a przynajmniej ja tak odczuwałam.
- To teraz
przynajmniej wszystko tobie powiedziałem i nie mam przed Tobą tajemnic. Jeśli
chcesz to możesz pytać o co chcesz. Wiedz, że oprócz tego byłem z tobą
całkowicie szczery. W sumie nie mówiłem o uczuciach, nie rozmawialiśmy za dużo,
ale po prostu w tym co mówiłem - mruknął - I zależy mi na Tobie, na prawdę,
nawet nie wiesz jakbym chciał, żebyś dała mi jeszcze jedną szansę, żebyśmy
zaczęli od nowa, ale... Ale teraz w moim życiu jest niebezpiecznie, nie chcę
nikogo na to narażać, Ciebie, ani mamy i rodzeństwa. Mam, a przynajmniej w
stosunku do Ciebie miałem tylko was i przyjaciół. Chcę, żebyś była szczęśliwa.
Jak nie ze mną, to z kimś innym - uniósł lekko głowę do góry - Uh, nawet nie
wiesz jak ciężko przeszło mi to przez gardło - uśmiechnął się słabo - Nie to ze
szczęściem, ale to, że możesz być z kimś innym. A i jeśli chciałaś wzbudzić we
mnie zazdrość wtedy w barze, całując tego dupka to Ci się udało. Nawet nie
wiesz jak chciałem mu wtedy przywalić, dlatego, że w ogóle Ciebie dotknął.
J-ja nawet
jąkałam się w swoich myślach. Zrobiło mi się ciepło w środku, jak to mówił. Na
prawdę jestem dla niego na tyle ważna? No nie wiem. Przeszło
mi też przez głowę, że może kłamać, ale bez przesady. Czyli mam mu znowu
zaufać?
- Zastanowię
się nad tym wszystkim, dziękuję, że mi to powiedziałeś - uśmiechnęłam się
delikatnie.
- Nie
zraziłaś się po tym do mnie?
-
Trochę. Przynajmniej mówiłeś prawdę i zaufałeś mi. Może ja ponownie spróbuję zaufać
Tobie - powiedziałam ciszej - Tylko niczego nie obiecuję.
Jego twarz rozpromieniła.
- Czyli
wybaczysz mi to, co się stało? Na prawdę nie chciałem, aby tak wyszło, wiesz to
- przysunął się do mnie.
- Wybaczę,
ale nie zapomnę. No i już tak się nie podniecaj - zaśmiałam się cicho.
Pokręcił
głową i uśmiechnął się.
- Wiem, że
nie jestem idealny i też nie taki dobry, ale zależało mi szczególnie na tym,
abyśmy żyli w zgodzie i abyś nie żywiła do mnie urazy.
- Wiem i
mówiłam, przemyślę to sobie jeszcze raz.
- Ale, nie
wiem, nawet jakbyś chciała, wolałbym, abyśmy przez najbliższe dni się aż tak
nie spotykali, no bo wiesz, nie chcę Ciebie narażać, nawet jako koleżankę.
- Rozumiem -
pokiwałam głową - Nawet jeśli, nie będzie tak jak kiedyś i chce abyś to zrozumiał. Zawsze będę pamiętała to, co się stało.
- Ja też rozumiem, bez pośpiechu i tak jak chcesz - patrzył na mnie szczęśliwy - Chodź tu -
przyciągnął mnie i przytulił do siebie z uśmiechem.
Odwzajemniłam uścisk i wtuliłam się w jego tors. Jak ja dawno tego nie czułam. Uśmiechnęłam
się delikatnie pod nosem. Słyszałam bicie jego serca. Czułam się dobrze i
bezpiecznie, a to ważne. Już przy naszym poznaniu wiedziałam, że nie jest
bezproblemowy. Sam fakt, że odbyło się w sądzie to oznaczał. Pewnie dlatego jakoś nie byłam aż tak bardzo zszokowana, jak to
wszystko słyszałam. Aż tak.
- Mówiłeś,
że mogę pytać o co chcę, prawda? - wymamrotałam po jakimś czasie.
- No jasne -
pogładził mnie po plecach.
- No więc,
skąd wiesz, że Dylan uczestniczył w nielegalnych wyścigach? Też to robiłeś?
Zapadło
kilka sekund ciszy. To typowe w ten dzisiejszy, pochmurny dzień.
- Um...
- Czyli tak
- westchnęłam lekko rozbawiona z niedowierzaniem. Czego ten chłopak nielegalnego nie robił?
- Ale
chwileczkę, nie powiedziałem tak - uprzedził - No uczestniczyłem z dwa razy,
ale tylko samochodem. To nie znaczy, że nie
umiem jeździć na motorze.
- Mhm, czyli
zakładam, że dlatego twoje sportowe auto Ci się zepsuło?
- Dokładnie.
Jeden wyścig przegrałem, ale drugi wygrałem. Przynajmniej sporą sumę. Była mi
potrzebna.
- Czyli tak
w skrócie Twojego życia, gdyby auto się Tobie nie zepsuło, to byś mnie nie
poznał?
- Tak -
zaśmiał się cicho.
Oto przykład, jak wiele zdarzeń ciągnie się z danej historii. Jego życie mimo tego wszystkiego
przynajmniej jest ciekawsze od mojego. Oczywiście i również doszłam do wniosku, że może lecę na
niegrzecznych chłopców, ponieważ przynajmniej wiem, że będą potrafili mnie
obronić i mojemu życiu potrzebne jest trochę adrenaliny? Ostatnio właśnie takich sytuacji nie brak.
____________________
Szybko poszło mi z tym rozdziałem. Może dlatego, że przez tyle wejść miałam też sporą ilość weny? To tyle i tak krótko. Miłego czytania.
Szybko poszło mi z tym rozdziałem. Może dlatego, że przez tyle wejść miałam też sporą ilość weny? To tyle i tak krótko. Miłego czytania.