Ronnie
- Skarbie, nie stawiaj się tak - powiedział głos
za mną i przyciągnął mnie bliżej, za biodra.
Poczułam obrzydzenie. Od razu dosłownie
odepchnęłam jego ręce i przesunęłam się. Spojrzałam w lewo, prawo, prosto...
nigdzie nie mogłam uciec. Niby nie okrążyli mnie ale każdy i to w każdej chwili
mógł mi zastawić drogę. Teraz moje ciało opanowała bezradność. Justin w ogóle
nie okazywał mi uwagi. Rozmawiał ze swoim przyjacielem. Miałam ochotę go teraz
dosłownie udusić. Nagle poczułam jak ktoś mnie zwyczajnie stukną w ramię.
Odwróciłam się i zobaczyłam Ian'a. Tego chłopaka co prowadził wczoraj samochód.
- Chodź - uśmiechnął się i złapał mnie za dłoń po
czym wyciągnął z tego tłumu, wcześniej mówiąc coś tym chłopakom.
Już go polubiłam. Mam nadzieję, że chciał mi
pomóc.
- Reagują tak na prawie każdą dziewczynę, którą zobaczą, tym bardziej jak będzie z Justinem -
wytłumaczył się - Nie przejmuj się, może są bardziej nachalni bo stawiasz opory.
- To nie powód żeby mnie obmacywać - byłam
wkurzona.
Westchnął.
- W każdym bądź razie dziękuje za ratunek -
wymusiłam lekki uśmiech.
- Nie ma sprawy - puścił do mnie oczko.
- Ja już pójdę - oznajmiłam po chwili, kiedy
zobaczyłam, że już wszyscy razem rozmawiają i nie przejmują się moją
nieobecnością. Na myśli mam szczególnie Justina.
- Sama? - uniósł brew.
- Zamówię taksówkę - odpowiedziałam szybko.
- Jak chcesz - wzruszył ramionami.
Odwrócił się i poszedł do reszty a ja westchnęłam w duszy
i skierowałam się przed siebie. Zaraz zadzwonię lub pójdę bardziej w miasto i
złapię jakąś taksówkę.
Poprawiłam torbę na ramieniu, patrząc na grupkę
bawiących się dzieci. Rzucali co siebie piłką, którą nagle ktoś za daleko rzucił
i poleciała prosto w moją stronę. Poturlała się pod moje nogi a ja ją
podniosłam. Kiedy się wyprostowałam, zauważyłam, że jakaś dziewczynka zaczyna
biec w moją stronę. Zmęczona ustała przede mną i uśmiechnęła się szeroko,
ukazując wszystkie ząbki.
- Czy mogłabym piłkę? - zapytała słodkim głosem.
- Jasne skarbie - uśmiechnęłam się i oddałam
ją, przyglądając się jej oczom, które były jakoś znajome.
- Dziękuję - objęła piłkę rękami po czym spojrzała za
mnie - Justin! - pisnęła i pobiegła w tą stronę a ja się odwróciłam.
Justin szedł szybko w moją stronę, jakby próbował
mnie dogonić. Parę metrów ode mnie widziałam jak ustał i wziął tą dziewczynkę na
ręce po czym wysoko podniósł, uśmiechając się. Przytuliła, go wypuszczając wcześniej
piłkę, która znowu się do mnie przytoczyła.
Piłka na
mnie leci.
Podeszłam do nich z nią w rękach, uśmiechając się
lekko. Justin spojrzał na mnie.
- Ronnie, to jest moja siostra Jazmyn - wskazał
brodą na tulącą się do niego dziewczynkę.
Wiedziałam, że widziałam już takie oczy.
- Miło mi - zwróciłam się do niej na co znowu
posłała mi uśmiech i zeskoczyła z rąk Justina.
- Znowu uratowałaś moją piłkę - zachichotała i
wzięła ją ode mnie po czym pobiegła szybko do czekających na nią dzieci.
Odprowadziłam ją wzrokiem po czym spojrzałam na
szeroki uśmiech jej brata, skierowany w moją stronę.
- Czemu mi uciekasz? Ledwo Cię dogoniłem -
powiedział ociężale.
- Nie przesadzaj - wywróciłam oczami - Fajnie, że
w ogóle zauważyłeś, że poszłam.
- Oj, daj spokój, jestem tu - zrobił słodką minkę
i zbliżył się do mnie jeszcze bardziej.
- Ale nie było Cię, kiedy każdy z twoich kolegów
chciał się do mnie dobrać - dałam krok do tyłu.
- Ludzi nie zmienisz - zaśmiał się.
Pokręciłam głową i odwróciłam się na pięcie po
czym kontynuowałam swoje zmierzanie jak najdalej stąd.
Przyznam, że ciężko jest się na niego
gniewać. Nie chodzi o to, że jest jakiś idealny ale ma
coś w sobie, co jednak mówi mi, że nie jest taki zły. Jeśli chodzi o teraz to
musiałam być twarda. Przez niego myślałam, że zaraz zostanę co najgorzej
zgwałcona. No tak to wyglądało.
- Ronnie, zaczekaj - podbiegł do mnie i zaczął
dotrzymywać mi kroku - Nie gniewaj się, na serio nie wiedziałem, że tak
zareagują.
Prychnęłam.
- Dobrze to wiedziałeś.
Nastąpiła chwilowa cisza po czym usłyszałam jęk
poddania się.
- No dobra, domyślałem się ale nic Ci się nie
stało - ustał przede mną, sprawiając, że ja tez to zrobiłam.
- Ale mogło - odparłam.
- Nie pozwoliłbym na to - powiedział takim
przejmującym głosem.
Przygryzłam mocno wnętrze policzka. Zrobiło mi się
cieplej od tych słów ale nie Ronnie, nie chcę Ci się oświadczyć, uspokój się. Odgarnął
kosmyk włosów za moje ucho a ja patrzyłam w jego oczy. Jego brązowe, duże oczy,
w których chyba się zakochałam. To znaczy... chodzi tylko o oczy, Justin nie ma
z tym nic wspólnego... no oprócz tego, że to jego oczy. Proszę Ronnie, tylko
nie pozwól na pojawienie się rumieńca.
- To miłe - tylko tyle udało mi się wydusić.
- To ja każę swoje niegrzeczne dziewczynki a nie oni - poruszył
znacząco brwiami.
Oh, na co ja liczyłam.
- Debil - odepchnęłam go i pokręciłam rozbawiona
głową.
- Lecisz na to - zaśmiał się słodko.
Nie słodko. Normalnie. Jestem na niego zła, muszę
o tym pamiętać.
- Nie licz na to - przeczesałam włosy do góry.
- Przynajmniej Cię rozbawiłem - przyznał i
ponownie do mnie podszedł.
Ta bliskość mnie trochę onieśmielała.
Nagle ktoś go zawołał i odwrócił się tyłem do
mnie. Zaczęli się porozumiewać z jakimś chłopakiem, stojąc kilkanaście metrów
od siebie. Zwróciłam ponownie uwagę na jego strój. Przyznam, że miał fajny
styl. Nie rozumiem tylko fenomenu tych opuszczonych spodni. Nosił je tak nisko,
że odsłaniały mu prawie cały tyłek, a czasami nawet cały. Chociaż przyznam, że to
dość pociągające. Ale nie, nie jego tyłek tylko sposób noszenia spodni... hm,
do pośladków też nic nie mam. O czym ja myślę?
- Odezwę się jeszcze - odkrzyknął i odwrócił się z
powrotem do mnie po czym odetchnął - Nie gniewaj się, takiemu palantowi jak ja
się odpuszcza - uśmiechnął się niewinnie.
- O, chyba pierwszy raz siebie nie chwalisz -
zdziwiłam się.
- No widzisz, kryję w sobie wiele niespodzianek -
puścił mi oczko.
Takie tam chwilowe uczucie nóg jak z waty.
- Dobra, wybaczam ci - powiedziałam tak jakby z
łaską.
- Dziękuje - rozłożył ręce, pokazując mi żebym się
do niego przytuliła - Przytulasek? - uniósł pytająco brew.
Zachichotałam cicho i nie powstrzymując się,
podeszłam do niego i objęłam go lekko w pasie. Przytulił mnie, mocno
przyciskając nasze ciała do siebie. Pierwszy raz jestem z nim AŻ TAK blisko. To
dla niego zwykły koleżeński uścisk a ja czuję się no, dziwnie. Ale w tym
dobrym sensie.
- Jesteś ciepła - wyszeptał do mojego ucha.
Miałam ciarki, czując jego oddech przy moim uchu.
Czy mogę już go tulić przez cały czas? Nie mogę, przestań tak myśleć!
- A teraz jest mi jeszcze cieplej - wymamrotałam cicho, opierając głowę na
jego ramieniu.
Pogłaskał moje plecy i po chwili oderwaliśmy się
od się od siebie. Ja niestety z trudem.
- Idziemy się przejść? - zapytał, uśmiechając się
lekko.
- Możemy - odwzajemniłam uśmiech.
Położył dłoń na moich plecach i skierował mnie w
stronę, którą mieliśmy iść. Zaczęliśmy stawiać kroki w kierunku bloków.
- Masz jeszcze jakieś rodzeństwo, oprócz siostry?
- postanowiłam zacząć jakiś temat.
- Tak - pokiwał głową - Brata, młodszego o rok od Jazzy.
Międzyczasie jego dłoń, która dotykała moich
pleców, zaczęła zjeżdżać niżej. Przygryzłam wnętrze policzka. Zatrzymała się na
wysokości mojego pasa po czym Justin objął mnie w tym miejscu. Starałam się nie
reagować i nawet nie chciałam stawiać oporów.
- Ma na imię Jaxon - dokończył.
- Fajnie - zwilżyłam wargi - opiekujesz się nimi?
- powiedziałam rozbawiona.
- Chyba Cię zaskoczę - spojrzał na mnie - Opiekuję
się, kiedy mama jest w pracy lub po prostu musi gdzieś wyjść
- A jak często to się zdarza?
- Kilka razy w tygodniu - mruknął - Czasami mamy
koleżanka z nimi siedzi.
- Rozumiem - pokiwałam głową.
- A ty masz jakieś rodzeństwo? - zaczął się bawić
skrawkiem mojej bluzki.
- Starszego brata - włożyłam dłonie do kieszeni kurtki
- W Twoim wieku.
No właśnie, zauważyłam, że Justin ma na sobie
tylko koszulkę na krótki rękawek a nie jest za ciepło.
- Fajny chociaż? - posłał mi delikatny uśmiech.
- Czasami denerwujący - zmarszczyłam nos - Ale
rozmawiam z nim jak z przyjacielem, mogę na niego polegać.
- Słodko marszczysz nosek - wtrącił nagle.
Na mojej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech.
- Dziękuje? - spojrzałam na niego. Nasze twarze
były dość blisko.
- Rumienisz się - uśmiechnął się szeroko, ukazując
proste i białe zęby - Fajnie, że tak na Ciebie działam - rozbawiony szturchnął swoim nosem
o mój i ponownie zaczął patrzeć przed siebie.
Albo on mnie podrywa, albo ja to źle odbieram.
Chyba, że się tylko mną bawi.
- Skarbie! - podbiegła do nas nagle jakaś
blondynka
Rzuciła się na Justina, tym samym odciągając go
ode mnie. Objęła jego szyję i pocałowała go w policzek. O co tu chodzi?
- Tęskniłam - mówiła podekscytowana.
Justin niepewne ją objął. Miał raczej zdziwioną
minę.
- Courtney? Co ty tu robisz? - odsunął się od niej
po chwili.
- Przyjechałam tu na parę miesięcy bo moje
mieszkanie w Houston jest w remoncie - uśmiechnęła się - Nie cieszysz się? -
uniosła brew.
- To dla mnie zaskoczenie - mruknął.
- No nic - zerknęła na mnie i zmarszczyła brwi -
Co to za laska?
- Koleżanka - wzruszył ramionami.
Fajnie. Chociaż przyznał, że mnie zna.
- Dobrze wiem co się dzieje z Twoimi koleżankami -
przygryzła wargę, uśmiechając się - Ale wróciłam więc po co Ci one? - westchnęła
i musnęła jego usta.
Ja pierdole. Z jednej strony mnie to obrzydzało a
z drugiej wspominałam, że jego usta są idealne? Okay, nie mogę być zazdrosna.
Jestem tylko koleżanką a to chyba jego dziewczyna..
- Nie uważasz, że to dziwne - odezwał się nagle,
odsuwając się - Nie jesteśmy razem od dłuższego czasu.
- Ale możemy być, jeszcze zmienisz zdanie - puściła
do niego oczko - Muszę iść ale widzimy się wieczorem - zahaczyła palcem o jego brodę ze
znaczącym uśmiechem po czym odeszła w drugą stronę.
Justin odetchnął a ja patrzyłam się na niego jak
głupia. Spojrzał na mnie a ja odruchowo odwróciłam wzrok. Podszedł do mnie.
- Przepraszam Cię za to - wymamrotał i podrapał się po karku.
- Nie ma sprawy, to Twoje życie - wzruszyłam
ramionami, nie patrząc na niego.
Starałam się być obojętna ale nie wiem czemu było
mi przykro. Chyba się domyślał bo złapał mój podbródek i odwrócił moją twarz tak,
że teraz patrzyłam na niego.
- Widzę, że coś się stało.
- Na prawdę nic - pokręciłam głową - Wydaje Ci się
- uśmiechnęłam się słabo.
- Niech Ci będzie - przyjrzał mi się uważnie po czym włożył
ręce do kieszeni spodni i poszliśmy dalej.
- Kto to by? - musiałam w końcu zadać te pytanie
- Moja była dziewczyna - powiedział z urazą - I
chyba nadal myśli, że nią jest.
- Pewnie nadal coś do Ciebie czuje.
- Proszę Cię - prychnął - Jej zależy wyłącznie na
seksie a jeśli coś czuje to pożądanie.
Przygryzłam wargę.
- Dlatego zerwaliście? - byłam ciekawa.
- Nie, po prostu przeprowadziła się i koniec.
- Tęskniłeś za nią? - patrzyłam na dzieci, grające
na boisku.
Skąd u mnie takie pytania?
- Nie - pokręcił przecząco głową - Nic do niej nie
czułem - oznajmił - W sumie nigdy się nie zakochałem, nawet nie wiem jak to
jest i myślę, że już się nie dowiem.
Co za wyznania. Aż tak mi ufa?
- Jeśli spotykałem się z dziewczynami to w sumie
chodziło tylko o sex, a przynajmniej dla mnie - przeczesał włosy palcami.
- Mhm - opuściłam wzrok
No i widzisz Ronnie, miałaś w głębi duszy taką
małą nadzieję, że się mu podobasz bo on podoba się Tobie ale bez sensu.
Będziemy się tylko co najwyżej przyjaźnić bo ja nie wchodzę w takie związki.
- A u Ciebie jak? - wyrwał mnie z myśli - Ze
związkami oczywiście.
- Jak wiesz, tak sobie - odpowiedziałam - We
wcześniejszych podobnie, zawsze musiała być jakaś przeszkoda.
- Ilu miałaś chłopaków?
Co za niespodziewane pytanie.
- Dwóch - zwilżyłam wargi - Wiesz, próbowałam się
angażować a nie bawić.
- Mało który chłopak tego chce - zaśmiał się cicho.
- Wiem, przekonałam się o tym - uśmiechnęłam się
przelotnie.
- Dobra, zapanowała trochę ponura atmosfera -
spojrzał na niebo i potarł dłonie - Zajdziemy do mnie? Wezmę bluzę bo zaczyna
się robić chłodniej - spojrzał na zegarek na ręku.
- Okay, dziwiłam się właśnie, czemu już wcześniej
nie miałeś nic na sobie - spojrzałam na niego - Oczywiście chodzi o bluzę czy coś takiego.
- Jestem gorący - poruszył zabawnie
brwiami, patrząc w moją stronę.
- Chyba w środku - dotknęłam jego ręki, która była
zimna.
- Wystarczy, że na mnie spojrzysz a na pewno będzie Tobie
gorąco - znaleźliśmy się już przy jakimś bloku.
- Na pewno - powiedziałam sarkastycznie.
- Wiem, że tak jest - otworzył
drzwi od klatki i wpuścił mnie pierwszą do środka.
- Lubisz się droczyć - stwierdziłam.
- Kocham - wszedł za mną i uśmiechnął się.
- A przed chwilą powiedziałeś, że się nie
zakochałeś - również się uśmiechnęłam.
- Niezłe - zaśmiał się i wszedł na schody.
- Nie jedziemy windą? - uniosłam brew.
- Przeczytaj sobie karteczkę.
Spojrzałam na kartkę, która informowała, że winda
jest zepsuta. Westchnęłam pod nosem i poszłam za Justinem.
- Na którym piętrze mieszkasz?
Proszę, powiedz, że na jakimś z pierwszych trzech.
- Siódme - oznajmił, nadal idąc.
Nagle ustałam.
- Żartujesz sobie?
- Nie - spojrzał na mnie i również ustał - A co?
- Chyba nie myślisz, że dam rady tam wejść? -
miałam zniesmaczoną minę.
- Dasz, to nie tak dużo jak Ci się wydaje -
zapewnił mnie - Jak chcesz to mogę Ci pomóc - podszedł do mnie.
- Jak?
Nie odpowiedział tylko wziął mnie na ręce a ja
zaskoczona szybko oplotłam nogi wokół jego pasa i złapałam się mocno za
jego ramiona. Potrzymał mnie za tyłek i zaczął wchodzić ponownie na górę.
- Nie jest Tobie za ciężko? - zassałam dolną
wargę, czując jak jego dłonie lekko ściskają moje pośladki.
- Nie - spojrzał na mnie - Nie byłem przez
ostatnie dni na siłowni więc od razu mięśnie popracują - zaśmiał się cicho.
Zaczął patrzeć ponownie na stopnie. Nie chciałam aby poczuł się dziwnie dlatego, że tak się mu przyglądm - chociaż
wątpię żeby tak było - więc objęłam jego luźno rękami i schowałam twarz w
zagłębienie jego szyi.
No dobra, teraz mógł się poczuć dziwnie.
- Wygodnie? - słychać było, że mówił to z
uśmiechem.
- Tak - zachichotałam cicho i zaczęłam wdychać
jego zapach.
Miał ładne perfumy.
- Co to za zapach? - zapytałam po chwili.
- Moich perfum? - zastanowił się - Playboy -
wyszeptał blisko mojego ucha.
- Ładny - oznajmiłam i przygryzłam wargę, na
szczęście niewidocznie dla niego.
- Cieszę się, że Ci się podoba.
Powiedział i zaraz po tym postawił mnie na ziemi.
- Jesteśmy na miejscu - zaczął szukać w kieszeni
kluczyka a ja odsunęłam się od niego i poprawiłam bluzkę.
Otworzył drzwi i weszliśmy do
środka. Rozejrzałam
się po mieszkaniu. Po prawej było wejście do łazienki i i zaraz obok do - tak mi się wydaje -
kuchni. Po lewej znajdowały się pokoje. Na pewno nie wygląda jak moje
mieszkanie ale i tak jest ładne.
- Tak, wiem - spojrzał na
mnie - Pewnie nie jest aż tak nowoczesne jak Twoje.
- To nic bo i tak ładne
wygląda - stwierdziłam.
Zwilżył wargi z lekkim
uśmiechem po czym poszedł do swojego pokoju i wziął z niego czarną bluzę.
- Na pewno nie chcesz,
żebym oddała Tobie bluzy, którą mi dałeś? - zapytałam.
- Przecież mówiłem, żebyś
sobie ją wzięła. Dobrze na tobie wygląda a ja mam jeszcze w co się ubrać.
- Nie sądzę, że nie masz -
odpowiedziałam szybko.
- Wiem, spokojnie -
poklepał mnie po ramieniu i założył ją - A może chcesz zostać? Obejrzymy sobie
coś - uniósł pytająco brew.
- Wiesz co - zaczęłam -
Chyba będę musiała już iść do domu bo zaraz zacznie się ściemniać a nie chcę
żeby zaraz dzwonili i pytali gdzie jestem - powiedziałam niechętnie.
- No dobra, jak chcesz -
wydął dolną wargę.
- Słodziak - palnęłam.
Zaśmiał się.
- Nie wieżę, że to
powiedziałam - zasłoniłam twarz rękoma i również się zaśmiałam.
- Oj daj spokój, przecież
się nie obrażę - złapał za moje dłonie i zdjął je z twarzy.
Miał cudowne dłonie ale to
chyba dziwny komplement.
- Jak chcesz to wezwę Tobie
taksówkę bo jak się domyślam, kumple zabrali samochód - skrzywił się.
- Czemu mieliby to zrobić?
- skrzyżowałam ręce.
- Bo nie jest Mike'a -
wzruszył ramionami - Mój jest w naprawie.
- Oh - pomyłka - A ty jaki
masz?
- Dodge Charger z 1960 -
oblizał usta - Interesują Cię samochody?
- Po prostu byłam ciekawa -
uśmiechnęłam się lekko - To... idziemy?
- Jasne - otworzył przede
mną drzwi i kiedy wyszłam, on zrobił to po mnie i z powrotem zamknął dom.
Międzyczasie, kiedy
schodziliśmy na dół, Justin tak jak mówił, zadzwonił i zamówił mi taksówkę. Wyszliśmy
na zewnątrz i tak jak myślałam, niebo zaczynało robić się coraz ciemniejsze. Na
podwórku zaczynało być coraz mniej dzieci ale muszę przyznać, że podoba mi się
ta okolica. Jest tak jakby przytulnie i nie słychać ciągle szumu jeżdżących samochodów.
Jedyne co jest tu kiepskie to niektórzy koledzy Justina.
- Szkoda, że musisz jechać
- powiedział, kiedy już staliśmy przy ulicy i czekaliśmy na przyjazd transportu.
- Będziesz tęsknił? -
wydęłam dolną wargę z nutką rozbawienia.
- Nie ma innej opcji -
zaśmiał się i przejechał kciukiem po mojej wardze, przywracając ją do
'normalności'.
To... nie mam słów. Po
prostu... uh, fajnie to zrobił. Na szczęście zanim nastała
krępująca cisza, przyjechała taksówka i ustała obok nas.
- Masz jakieś pieniądze? -
uniósł pytająco brew.
- Mam - pokiwałam głową i
podeszłam do drzwi.
- No wiesz co... - jęknął -
Zniszczyłaś moją przemowę gentelmana.
- A na czym ona polega? -
zaśmiałam się.
- Miałem zaproponować, że
dam je Tobie na zapłatę taksówkarzowi ale oczywiście musiałaś powiedzieć, że
masz - westchnął.
- Liczą się dobre chęci -
zapewniłam - No to cześć - powiedziałam po chwili i otworzyłam drzwi.
- Tak się ze mą żegnasz?
Tylko cześć? - podszedł do mnie.
- A na co liczyłeś? -
powiedziałam rozbawiona.
Wystawił policzek i pokazał
palcem abym dała mu tam buziaka. Jasne, że bym chciała ale to może za dużo na
kolegów. Westchnęłam pod nosem po czym podeszłam do niego i objęłam jego szyję,
wcześniej stając na palcach. Usłyszałam tylko cichy śmiech po czym odwzajemnił
uścisk.
- Spotkamy się jutro? -
wyszeptał przy moim uchu.
- Okay ale tym razem nie
ucieknę z lekcji - powiedziałam z uśmiechem.
Zaciągnęłam się ostatni raz
jego zapachem po czym oderwałam się od niego i szybko wsiadłam do taksówki.
Pomachaliśmy sobie jeszcze przez szybę po czym odjechałam i podałam ulicę
taksówkarzowi.
Przez całą drogę myślałam co by było, gdyby wtedy Ethan nie
wybił tej szyby. Nie byłby później w sądzie a ja nie spotkałabym Justina. Ale
zapomniałam się dowiedzieć jednego, o czym kompletnie zapomniałam. Co zrobił
Justin, że się tam znalazł?
____________________
Hej. Miałam dużo czasu i wenę więc rozdział pojawił się szybko;) Chciałam tylko prosić, że jak przeczytacie rozdział to pozostawcie po sobie komentarz. Dziękuję i miłego czytania!