Ronnie
- Żartujesz sobie,
prawda? - on żartuje.
- Nie - słyszałam śmiech
przez słuchawkę - Twój chłopak po prostu jest debilem.
Normalnie za takie słowa dodałabym coś od siebie, ponieważ nie lubię jak ktoś obraża ludzi na których mi
chociaż trochę zależy, ale teraz zgadzam się w stu procentach z moim bratem.
- Gdzie jesteście? -
zapytałam po chwili.
- Wracamy do klubu z
miejsca zdarzenia - powiedział obojętnie.
Pewnie mój chłopak nie
zdaje sobie sprawy jak bardzo chciałabym przywalić mu za jego głupotę.
- Piłeś? - zapytałam,
podchodząc do szafki.
- Jednego drinka jak na
razie.
- A dasz radę prowadzić?
- Obecnie tak, a co?
- Przyjedź pod blok,
zawieziesz mnie tam - postanowiłam szybko i rozłączyłam się.
Skąd byłam pewna, że
brat się zgodzi? Właściwie nie byłam ale wie, że jestem wkurzona i lepiej tego
nie pogarszać.
Wybrałam szybko jakieś
szare dresy i luźną, białą koszulkę na krótki
rękaw. Kiedy już się ubrałam, wzięłam
telefon i szybko poszłam na korytarz, gdzie założyłam swoje czarne Converse, a
następnie chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi.
- Gdzie się wybierasz? -
usłyszałam głos mamy za mną.
No tak, zapomniałam,
że rodzice jeszcze nie śpią.
- Um, Luke po mnie
przyjedzie i ma mnie zawieść na chwilę do znajomej - skłamałam.
Przygryzłam wnętrze
policzka i czekałam na odpowiedź mamy, która posyłała mi dociekliwe spojrzenie. Śpieszyłam się więc ona również nie mogłaby przyśpieszyć swoich namysłów?
- Niedługo przyjadę,
przecież nie będę sama - jęknęłam błagalnie.
- Dobra idź, ale mam Cię
tu widzieć jeszcze przed północą - powiedziała stanowczo.
- Dziękuje - nawet już
na nią nie spojrzałam, ponieważ zajęłam się szybkim wyjściem z domu.
Dopiero po zjechaniu
windą na dół, przypomniało mi się, że zapomniałam wziąć kurtki lub bluzy, ale mniejsza
o to. Postaram się nie przejmować, że jest bardzo, bardzo zimno.Głupie myślenie.
Wyszłam z bloku i ze
skrzyżowanymi rękami udałam się na jego drugą stronę, gdzie znajdowała się
główna ulica. Pocierałam ramiona, starając się złagodzić zimno. Jeszcze do
tego chyba będę musiała czekać, bo mojemu bratu na pewno się nie śpieszy.
No tak. Stoję już przed tym
cholernym blokiem z dwadzieścia minut, a jeszcze go nie ma. Jeśli serio nie
przyjedzie, a ja czekam tu jak głupia? Może wreszcie pomyślałby nie tylko o sobie.
No dobra, jak na zawołanie właśnie zobaczyłam nadjeżdżający samochód
Luke'a. Podbiegłam do niego i chciałam otworzyć drzwi od strony miejsca obok
kierowcy, ale zauważyłam tam jakąś dziewczynę więc z niechęcią usiadłam z tyłu. Uderzył we mnie podmuch ciepłego powietrza, a ja byłam przekonana o tym, że będę chora.
- Hej siostra, od razu
do aresztu? - zaśmiał się.
Tak, bardzo zabawna
sytuacja. Szkoda, że nie śmiejemy się razem.
- Mhm - mruknęłam cicho.
Jakoś nie miałam ochoty
gadać. Im to nie przeszkadzało bo i tak zajmowali się sobą, jakby mnie tu nie
było.
Patrzyłam ze
zmarszczonymi brwiami na tą laskę, która na silę śmiała się z żartów Luke'a.
Okay, rozumiem, że na niego lecisz, ale udawanie sztucznej lali nie jest dobrym
pomysłem. Wkurzała mnie. Czasami tak jest z ludźmi, że zanim jeszcze
dobrze ich poznasz, same zachowanie, lub nawet twarz mogą denerwować. Tak jest
obecnie w moim przypadku. Uważam po prostu, że mój brat nie ma szczęścia do dziewczyn, ale to już nie jego wina. Chyba.
- Więc Ronnie - zaczął -
Jak to jest jechać, do swojego chłopaka z myślą, że właśnie siedzi w areszcie?
- zapytał z uśmiechem.
Szczerze? Nawet nie wiem
co myśleć. On pewnie też trzeźwo nie myślał.
- Ciekawie - wywróciłam
oczami.
- Wzięłaś łobuza za chłopaka - odezwała się dziewczyna, której imienia nie znam.
Oczywiście myślała, że
powiedziała coś śmiesznego, ale jedyne co tu jest śmieszne to ona. Chcesz ze
mną zadzierać? Nie ma sprawy.
Wymusiłam
sztuczny uśmiech i odchrząknęłam.
- Wiesz co, wolę mieć
niegrzecznego chłopca, z którym wiem, że spotkam się nie jeden raz, traktuje mnie z jakimiś
uczuciami, a nie włóczyć się po klubach i szukać miłości swojego życia, chociaż
i tak nie istnieje, a potem lądować w łóżku z jakimś facetem, który i tak ma ciebie w
dupie, szuka pierwszej lepszej puszczalskiej panienki, aby mieć w co wsadzić swoje przyrodzenie - zwróciłam się
do niej.
Oh, czemu nagle
spoważniała? Przecież to było śmieszne. Powiedziałam coś źle?
- Zaraz będziemy na
miejscu - odezwał się mój brat, który jakoś nie przejął się tym co powiedziałam.
Po paru
minutach byliśmy na miejscu. Zatrzymał się przed budynkiem posterunku a ja
otworzyłam drzwi samochodu, chcąc wysiąść. Wypuściłam powoli powietrze z ust i po chwili stałam już na chodniku. Przed zamknięciem za sobą drzwi, zatrzymał mnie głos brata.
- Ronnie, masz moją
kurtkę, bo widzę, że nie wzięłaś swojej - powiedział z uśmiechem i zdjął z
siebie swoją skórzaną, czarną kurtkę, po czym podał mi ją.
- Dziękuję -
uśmiechnęłam się lekko w jego stronę i wzięłam ją od niego.
Czy coś się stało? Jest dla mnie dziwnie miły. Wspomnę, że przez czas mojego
wysiadania, jego koleżanka patrzyła się na mnie tak, jakby właśnie planowała moją
śmierć. Pewnie nie rzuciła się na mnie dlatego, że jestem jego siostrą i pewnie bała się, że stanie po mojej stronie, a ona nie zrobi na nim wrażenia. Nie wiem jak by było, ale tak czy inaczej, lubię mówić ludziom prawdę. Nnawet tą, której nie chcieliby usłyszeć.
Przechodząc do moich
czynności, właśnie weszłam do aresztu, gdzie znajdował się mój chłopak. Tak, ja też nie mogę
tego pojąć. Udałam się przez
korytarz, omijając strażników. Było tu trochę strasznie, ale pewnie nie tak jak w więzieniu. Na szczęście pozwolili mi do niego pójść. Jeden
wskazał mi odpowiednią celę. Podeszłam do niej i zobaczyłam Ethan'a, jak patrzył
się na ścianę, podpierając łokcie na kolanach. Teraz moja rola, mam być wkurzona
(podobnie jak teraz, chociaż tego po mnie nie widać) czy jednak mam go
potraktować trochę ulgowo?
- Ethan - powiedziałam w
miarę głośno, tak żeby mnie usłyszał.
Odwrócił głowę w moją
stronę po czym zerwał się z łóżka i podszedł bliżej krat.
- Co ty tu robisz? -
zapytał zdenerwowany i na pewno wstawiony.
- Przyszłam dowiedzieć
się, co się dokładnie stało - mówiłam wyraźnie - Co się stało, że przyszło Ci do głowy zrobić takie coś?
- Nic się nie stało,
niedługo mnie wypuszczą, a jutro rano może pójdziemy coś podpisać w sądzie -
wzruszył ramionami.
- Czyli wybicie szyby i
wejście do środka sklepu jest niczym? - uniosłam brwi.
- No w sumie tak -
ponownie wzruszył ramionami - Niedługo wykupią mnie rodzice.
- I wcale się tym nie
przejęli?
Kolejny raz wzruszył
ramionami. To się zaczyna robić denerwujące.
- No tak - westchnęłam
ciężko.
- A ty czemu się tak mną
przejmujesz? - powiedział sucho.
- Bo, hm - udałam
kilkusekundowe myślenie - Jesteś moim
chłopakiem?
- Jasne, tylko, że nic się nie stało - zapewniał mnie.
- Okay, może i cię
wykupią, ale wiesz, że jak będziesz robił coś poza prawem kolejny raz, to nie
będzie tak fajnie?
- Spokojnie kotku -
mówił tak, jakby jeszcze się czegoś naćpał - Nie martw się o to.
- Nie myślisz teraz normalnie więc pogadamy kiedy indziej - mruknęłam.
- Nie prawda - pokręcił przecząco głową - Jutro
pójdziesz ze mną do tego sądu?
- Oczywiście, teraz
życzę miłego powrotu do domu - mruknęłam trochę sarkastycznie i udałam się do
wyjścia - Nic tu po mnie - mruknęłam pod nosem.
Myślałam, że będzie
lepiej, ale jak widać ta rozmowa się nie klei. Nie chciałam już wbijać mu
niczego do głowy, ponieważ i tak nie zapamięta. Ten przyjazd tutaj mogłam przemyśleć wcześniej. A jeśli chodzi o te papiery to
domyślam się, że ma to związek z jego ojcem, który jest prokuratorem sądowym.
Ethan chyba już miał jakiś problem z prawem, ale uszło mu to na sucho. To było niby tylko jakieś zakłócanie ciszy. Może nic, ale już w jego papierach będzie to zapisane... lub nie? Wystarczy mieć znajomości i w sumie kto bogatemu zabroni?
**
Spałam może tylko z trzy
godziny. Musiałam wypić kawę, z myślą, że mnie chociaż trochę rozbudzi i
przyznam, że efekty są, ale po moich oczach tego nie widać. Nawet się nie
przebierałam, byłam za bardzo zmęczona. Jedyne co to poprawiłam makijaż i
włosy. Nie chciałam straszyć ludzi.
Wyszliśmy z rodzicami mojego chłopaka i nim samym z samochodu. Dziwne, że nadal chciał abym tam była. Myślałam, że już tego nie pamięta, a tu nagle obudził mnie telefon, w którym zostałam poinformowana, że czeka na mnie pod blokiem. Mniejsza o to. Najgorsze było w tym to, że i tak mieli zamiar zostawić mnie na jakiś czas samą, kiedy już znajdowaliśmy się w środku.
- Ronnie, poczekaj tu
chwilę, zaraz wrócimy - uśmiechnął się do mnie lekko i pocałował w policzek, po
czym zniknął z rodzicami za rogiem, zostawiając mnie na dużym korytarzu.
Usiadłam na wolną ławkę. Hm, każda ławka jest tu wolna. Rozłożyłam się na niej i skierowałam głowę do góry, po czym przymknęłam oczy. Tylko teraz muszę być twarda i nie
zasypiać. Jak jest cisza, a ja jestem śpiąca, mogę zasnąć gdziekolwiek. Jedyne co było słychać to jakieś ciche przesuwanie krzeseł z
pomieszczenia na przeciwko, gdzie chyba było jakieś biuro.
- Nie, nie ucieknę -
rozbrzmiał głos z końca korytarza - Dam sobie radę, okay?
Odwróciłam wzrok w
kierunku dochodzenia tych słów i zobaczyłam, że w moim kierunku zmierza wysoka, dobrze wyglądająca sylwetka jakiegoś chłopaka. Poprawiłam się na ławce, nie odwracając od niego wzroku. Chyba nawet
nie zwrócił na mnie uwagi. Usiadł na ławkę z dwa metry dalej od mojej.
Przyjrzałam się mu. Miał postawione,
jasno brązowe włosy, a twarz skierowaną w ziemię. Był ubrany w ciemne jeansy i czarną koszulkę. Na nogach widniały czarne
supry. Na jego ręku widoczne były jakieś zadrapania. Albo wdał się w bójkę, albo uczestniczył w jakimś wypadku.
Po sekundzie jego wzrok
padł na mnie, a ja szybko odwróciłam głowę przed siebie. Jak głupia zaczęłam
wpatrywać się w swoje nogi. Czułam na sobie jego wzrok. Rozumiem, najpierw ja się mu chamsko przyglądałam, a teraz ma nastąpić jego kolej. Odważyłam się i lekko
przekręciłam głowę. To musiało wyglądać śmiesznie, bo on zrobił zaraz to samo.
Wpatrywaliśmy się w siebie parę sekund, ale otrząsnęłam się i nerwowo zaczęłam szukać
po kieszeniach telefonu. Nie było jego, pewne wypadł mi ze spodni jak
siedziałam w samochodzie. Następnym razem nie będę trzymać go w szerokich i luźnych kieszeniach, kiedy moje kolana są wyżej od moich bioder. Międzyczasie słyszałam ciche kroki obok w moją stronę i modliłam
się, żeby to nie był ten chłopak. Przyznam, że trochę się go bałam. Westchnęłam, starając się nie zwracać na to uwagi. Kiedy się wyprostowałam, zobaczyłam stojącego obok ławki właśnie tego przystojniaka, którego imienia nie znam. Odruchowo wzdrygnęłam, a kiedy to zauważył zaśmiał się cicho, ukazując proste i
białe zęby. Tak, to ten chłopak, którego przed chwilą się bałam.
- Mogę się przysiąść? -
zapytał cicho, wskazując brodą miejsce obok mnie.
- Um, jasne -
przygryzłam wnętrze policzka. Nie tak łatwo jest odmówić takiej osobie.
Pokiwał głową, po czym
usiadł obok mnie, stykając swoim bokiem o mój. Przecież miał
dość miejsca dalej, a i tak docisnął się do mnie, jakby ta ławka ledwo nas mieściła.
- Jak masz na imię? -
spojrzał na mnie.
Teraz mogłam dostrzec
jego duże, brązowe oczy, które były chyba najpiękniejszymi jakie kiedykolwiek
widziałam.
- Ronnie - mruknęłam,
przyglądając się im.
- A ja Justin, miło Cię
poznać - powiedział seksownym głosem, odgarniając kosmyk włosów z mojej twarzy.
Pokiwałam głową i
przeczesałam włosy palcami, patrząc teraz przed siebie. Tylko, że obok mnie był
tysiąc razy lepszy widok niż ta ściana. Czułam, że chciał do mnie zarywać, więc się niechętnie wycofałam. Niechętnie.
- Przeskrobałaś coś? -
odezwał się, wkładając ręce do kieszeni spodni.
- Nie, czekam tu na... -
zawahałam się - Chłopaka - dokończyłam.
- Na pewno? - uniósł
brew z lekkim uśmiechem.
- Tak, coś w tym
dziwnego?
- Nie, właśnie
zastanawiałem się, czy taka piękna dziewczyna jest sama - zwilżył usta - I zawahałaś się przed odpowiedzią.
Zacisnęłam usta w wąską
linię.
- Mam to w nawyku, że czasami mogę się jąkać - wytłumaczyłam jakoś.
Lepiej niech już sobie pójdzie. Stresuję się trochę.
- Nie gryzę -
stwierdził, patrząc na mnie z uśmiechem - Chyba, że chcesz.
- Nie - powiedziałam tak cicho, jak to było możliwe.
- Mhm - mruknął i
położył jedną rękę na moim udzie.
Patrzyłam na tą żółtą, nudną
ścianę, a on nie odwracał ode mnie wzroku. Czułam się niezręcznie. Jeszcze przez to, że jego ręka cały czas leżała na moim udzie. Poczułam dziwne ciepło. Z jednej strony moja podświadomość mówiła "Ronnie, masz chłopaka!" a z drugiej "Porozmawiaj z nim, nic się nie stanie!". Nie wiedziałam czego słuchać. Niestety ciężko było mi udawać to, że mnie nie interesuje. Czemu? Bo jest cholernie przystojny.
- Lecisz na łobuzów? -
zapytał nagle - Chyba, że twój chłopak tu pracuje - zaśmiał się cicho.
Co oni mają do tych łobuzów? To wkurzające.
- Ani to, ani to -
mruknęłam i zdjęłam z siebie jego rękę - A ty po co tutaj jesteś?
- Niedawno miałem rozprawę - skrzyżował ręce z tyłu głowy - Nic takiego.
- No jasne - westchnęłam.
Jak już wspominałam, bycie niedostępną dla
takiego kogoś jest ciężkie.
- Lecisz na mnie - stwierdził po chwili ciszy.
Otworzyłam szerzej oczy.
- Co za pewność siebie - odparłam obojętnie, a przynajmniej się starałam.
Otworzyłam szerzej oczy.
- Co za pewność siebie - odparłam obojętnie, a przynajmniej się starałam.
- Ale nie zaprzeczyłaś - uśmiechnął się dumnie.
- Zaprzeczam, pasuje?
- Powiedz to w pełnym zdaniu, patrząc mi się w oczy, to wtedy uwierzę - zaśmiał się cicho.
- Zaprzeczam, pasuje?
- Powiedz to w pełnym zdaniu, patrząc mi się w oczy, to wtedy uwierzę - zaśmiał się cicho.
Żadne z nas nie zdążyło
nic powiedzieć bo zza rogu wyszedł Ethan, którego od razu zauważyłam. Trafił na dobrą chwilę. Spojrzał na nas poważnie, po czym
zaczął iść w tą stronę. Wstałam z ławki przygotowując się do pójścia, ale Justin
złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął tak, że teraz byłam przodem do niego. Widocznie wstał po mnie.
- Spotkamy się jeszcze?
- posłał mi cwaniacki uśmiech.
- Nie licz na to -
wyrwałam rękę z jego uścisku, oglądając się za siebie i sprawdzając, w jakiej odległości jest od nas Ethan.
Justin chyba zauważył,
że zbliża się tu mój chłopak, a ja nie czuję się przez to pewnie. Widziałam też, że
przyjrzał się mu, po czym zaśmiał pod nosem.
- O co chodzi? -
spojrzałam na jego reakcje.
- Nie ważne.
- No tak - wywróciłam
oczami, w tym samym czasie odwracając się do niego plecami.
- Ej, Ronnie - złapał
mnie za ramię.
- Co znowu? - spojrzałam na
niego.
Czy on musi być taki
nachalny?
- Znajdę Cię - puścił do
mnie oczko, po czym poszedł w przeciwną stronę.
Udając, że się tym nie
przejęłam, spojrzałam na Ethan'a, który stał właśnie przede mną. Miał nie dość
zadowoloną minę.
- I jak poszło? - zapytałam
swobodnie.
- A Tobie jak poszło w
podrywaniu tego kolesia? - uniósł brew.
- Nie podrywałam go, to
tylko kolega - trzeba było znaleźć jakąś wymówkę - Zwyczajnie gadaliśmy.
- A wiesz jakie Twój
kolega ma nazwisko, wiesz co robi, gdzie mieszka, ile ma lat? - uniósł się
trochę.
Na szczęście nie
widziałam już Justina na tym korytarzu, więc nie musiał tego słuchać.
- Nie, spokojnie -
zdziwiłam się jego zachowaniem, bo nigdy nie przejmował się tak, że gadam z innym
chłopakiem.
- No właśnie, więc lepiej
trzymaj się od niego z daleka - stwierdził.
- Okay - skłamałam.
Nie będzie mi
rozkazywał. To moje życie, a odpowiedziałam tylko tak, żeby jego uspokoić. Zachowuje się ostatnio coraz dziwniej.
- Uwierz mi, to nie jest
dobry materiał na kolegę - prychnął i razem poszliśmy w stronę jego rodziców.
Chyba te ostatnie
wydarzenia namieszały mu w głowie i jest zbytnio przewrażliwiony. A co do słów
Justina, te 'znajdę Cię' to była groźba? Bo obecnie nie wiem jak to
odbierać. I w ogóle to Nowy Jork, można zgubić się nawet mieszkając tu
parę lat. Powodzenia w odnajdywaniu mnie.
____________________
Z góry przepraszam, jeśli znajdziecie jakikolwiek błąd, np. literówkę. Czasami mogę tego nie zauważyć. To tyle, miłego dnia!