Ronnie
Ethan w niby wynagrodzenie chciał mnie
dzisiaj zabrać do restauracji na randkę. Nie, raczej mi się nie oświadczy,
byłoby słabo. Poza tym, muszę się zastanowić nad tym związkiem i pomyśleć, czy
te ciągnięcie tego ma jakikolwiek sens. Może mi to wszystko dzisiaj wyjaśni bo wcześniej raczej zbyt dużo się nie dowiedziałam.
Miałam około godzinę na przygotowanie się, zanim
po mnie przyjedzie. I zamiast zastanawiać się w co się ubiorę i załatwić inne
rzeczy jeśli chodzi o wygląd to leżałam na łóżku i tweetowałam. Moim sposobem na nudy był laptop. Przydał by się do tego kocyk i ciepła herbata ale no trudno, nie miałam czasu.
- Kochanie, mogę wejść? - usłyszałam pukanie do
drzwi.
Na szczęście moi członkowie rodziny nauczyli się
pukania zanim wejdą do pokoju. Oczywiście to wszystko było poprzedzone wieloma
prośbami.
- Tak - zablokowałam telefon i rzuciłam go obok
siebie, po czym zobaczyłam jak moja mama wchodzi do pokoju z szerokim uśmiechem.
- Słyszałam, że masz randkę dzisiaj wieczorem -
powiedziała podekscytowana na pewno bardziej ode mnie, chociaż... nie twierdzę,
że byłam jakkolwiek podekscytowana, to zwykła kolacja.
- Skąd wiesz? - zapytałam się jej, podnosząc się.
- Mam swoje źródła - westchnęła - Tak samo
słyszałam, że Ethan był w areszcie - dodała.
- No i? - udałam, że to nic takiego.
- No właśnie, gadałam o tym z jego mamą - mruknęła
- I na szczęście to był tylko jednorazowy wybryk.
Moja mama i mama mojego chłopaka chodziły kiedyś
razem do jednej szkoły, co za przypadek. Niestety muszę znosić to, że co
zobaczy mama Ethana, na pewno trafi do mojej. Jednak wydaje mi się, że moi rodzice go lubią. Pewnie dlatego, że jego rodzina wmawia mojej jaki jest
cudowny i dobrze wychowany. Śmieszne.
- Wiem - oparłam głowę o wezgłowie łóżka - Więc
mogę teraz się na spokojnie przebrać i przygotować? - uniosłam pytająco brew.
- Oh, jasne - przybliżyła się i cmoknęła mnie w
policzek - Miłego wieczoru.
Obserwowałam jak wychodziła z pokoju i kiedy tylko
zamknęła drzwi wstałam i szybkim krokiem podeszłam do szafy. Zaczęłam się
rozglądać za jakąś odpowiednią sukienką. Jednak zauważyłam, że jedną
do wyjścia na jakąś okazje pożyczyłam swojej kuzynce, która jeszcze jej nie
oddała. Drugą, czarną mam bardziej na wyjścia do klubu więc pozostało moje częste
pytanie do samej siebie "W co się ubiorę?". Odpowiedź była prosta i
wskazywała na to, że muszę założyć spódnicę. Nie lubię w nich chodzić, są zbyt
niewygodne. Mniejsza o to. Wybrałam czarną bluzkę na ramiączka i szarą,
obcisłą spódniczkę z wysokim stanem. Poszłam do łazienki i przebrałam się
szybko po czym poprawiłam makijaż i włosy. Zajęło mi to około pół
godziny i ledwo wyrobiłam się przed czasem. Szybko założyłam czarny żakiet i
swoje botki, po czym wzięłam torebkę z potrzebnymi rzeczami i skierowałam się
do drzwi wyjściowych. Wszystko robiłam w szybkim tempie i zapomniałam o jednej,
najważniejszej rzeczy. Odwróciłam się i
po paru sekundach byłam już w pokoju swojego brata, który robił coś na
telefonie. Ta sytuacja pokazuje, że w
pewnych kwestiach wcale się nie różnimy.
- Hej, mam sprawę - powiedziałam do niego w pośpiechu.
- No? - spojrzał na mnie pytająco.
- Podwieziesz mnie do tej restauracji... - udałam,
że myślę nad nazwą, chociaż i tak jej nie znam - No, co kiedyś jedliśmy tam
obiad z rodzicami - westchnęłam, kiedy zobaczyłam, że jego twarz nie zmieniła
wyrazu. Nagle mnie oświeciło - Ta z seksowną kelnerką, która niby na ciebie
leciała i posyłała Tobie 'tajemnicze' spojrzenia - wytłumaczyłam rozbawiona.
Nie oceniajcie mnie, to słowa mojego brata.
- Mhm - pokiwał głową - A w jakim celu?
Co za zaskoczenie, myślałam, że już cała rodzina
wie przez moją mamę.
- Umówiłam się - sprostowałam.
- Dobra, chodź - mruknął - Masz szczęście, że jadę do kumpla a to akurat po drodze - wstał z łóżka a ja szybko, bez słowa
wróciłam do drzwi wyjściowych.
Wyszłam z domu i pojechałam z nim windą na dół.
Znaleźliśmy na pełnym parkingu jego samochód i ruszyliśmy w jego stronę. Między nami panowała
cisza i jakoś nie miałam chęci żeby zaczynać jakikolwiek temat. Na szczęście
restauracja była blisko.
**
Czekam chyba z dwadzieścia minut pod restauracją.
Czemu? Proste, nikt się nie zjawił. Byłam już w środku i nawet pytałam kelnera
czy nie widział chłopaka o takim wyglądzie. Nie chciałam siedzieć sama przy
stoliku więc postanowiłam poczekać na zewnątrz i mam tego dość. Dzwoniłam, nie
odbierał. To ma być jakiś żart? Po co miałby mnie wystawić? Może nie znam
odpowiedzi na te pytanie ale już jestem pewna innego. Beznadziejne uczucie, robiłam sobie niepotrzebne nadzieje. Zdenerwowana wybrałam numer do Luke'a.
Jeden, dwa sygnały...
- No? - odebrał.
- Przyjedziesz po mnie?
- Co, jednak zrezygnowałaś? - zaśmiał się - Czy
spanikowałaś?
- Nie ważne, po prostu przyjedź - mruknęłam.
- Nie da rady - jęknął leniwie przez słuchawkę -
Jestem przecież u Jake'a.
- No i co? Chyba nie zabierze ci dużo czasu
przyjechanie po mnie.
- Siostra - westchnął przez słuchawkę - Poradź
sobie teraz sama, na prawdę nie mogę.
Uśmiechnęłam się sztucznie pod nosem.
- Dziękuję za pomoc - wywróciłam oczami i
rozłączyłam się.
Czyli dzisiaj jest dzień zostawiania i olewania
Ronnie? Super. Było mi zimno. Stałam oparta o mur budynku, w którym była
restauracja. Postanowiłam złapać taksówkę ale zgadnijcie co. Wszystkie mnie
olewały. I w sumie jedna dosłownie, tylko, że stałam dalej od kałuży i
zamoczyłam tylko nogi. Nie miałam pomocy wśród rodzeństwa a rodzice zapewne byli w pracy lub zajęci, więc spróbowałam się połączyć i
wezwać taksówkę. Po pierwszym sygnale nagle zapadła cisza. No tak, jeszcze
przecież brakowało, żeby telefon mi się rozładował. Panie i panowie, wieczór a
nawet weekend nieszczęść.
Parę przechodniów - mając na myśli facetów - już
rzuciło na mnie kilka spojrzeń i dochodziło nawet do charakterystycznego i
również żałosnego gwizdania lub słów typu 'kochanie' 'piękna' i czy szukam
partnera. Oczywiście. Na pewno szukam sześćdziesięcioletniego faceta, który
myśli tylko o jednym. Po jakimś czasie namysłu postanowiłam, że chociaż pójdę w znajomą stronę albo posłużę się metrem, które nie było tak blisko.
- A co taka piękna dziewczyna robi tu sama w nocy?
- usłyszałam głos za sobą.
Odwróciłam się i zobaczyłam dwóch kolesi mniej
więcej po dwudziestce. Mierzyli mnie wzrokiem od góry do dołu. Czułam się nieco
niezręcznie ale również byłam strasznie zirytowana więc lepiej niech idą.
- Czekam na chłopaka - wywróciłam oczami i
wyminęłam ich, idąc znowu w stronę budynku. Oparłam się o niego plecami.
- A nie szukasz może lepszego towarzystwa? -
powiedział jeden z nich i oboje ustali po moich dwóch stronach, torując mi
drogę, jakbym teraz chciała odejść
- Nie - starałam się okazywać opanowanie.
- My byśmy zapewnili tobie bardzo miły wieczór -
dotknął mojego ramienia a ja z obrzydzeniem szybko zdjęłam jego rękę.
- Spierdalaj - warknęłam.
- Ostra - zaśmiali się - Idealnie - jeden z nich
przyparł mnie do ściany.
- Odejdź ode mnie! - powiedziałam już całkiem
wystraszona i próbowałam go odepchnąć.
Jednak moje
starania były na nic, był silniejszy ode mnie i zablokował moje ręce.
Widziałam, że chyba chciał mnie pocałować, więc szybko odwróciłam głowę i zamknęłam
oczy.
- Nie stawiaj oporów a wszystko pójdzie bez
problemów - powiedział rozbawiony.
Mi nie było do śmiechu. Gdyby nie ściskał mnie za nadgarstki to bym mu przywaliła, jak tylko bym dała radę.
- Macie jakiś problem? - przerwał mu nagle trzeci głos.
Uniosłam lekko głowę i otworzyłam oczy.
- Pilnuj swoich spraw gówniarzu - odpowiedział mu
facet, który mnie trzymał.
- Gówniarzu? - zaśmiał się - Nawet słowami nie
umiesz się obronić? - podszedł bliżej.
Teraz dokładnie zobaczyłam jego twarz. Justin stał
z rękami włożonymi w kieszenie bluzy i patrzył się na tych kolesi z pogardą ale również
rozbawieniem. Zerknął na moją zdziwioną twarz po czym puścił mi oczko.
- Czy ty na prawdę szukasz kłopotów? - podszedł do
niego a drugi złapał mnie szybko za nadgarstek, zanim zdążyłam uciec. Jęknęłam
cicho z bólu.
- Zostaw ją - zwrócił się do niego ostro, widząc,
że to mnie boli.
- Bo co nam zrobisz? Taki knypek jak ty powinien
już lecieć do mamusi bo zrobiło się ciemno - irytował go
- Wiesz co? Nie mam zamiaru tracić czasu na to jak
pokazujesz mi, że mocny jesteś tylko w gębie - warknął po czym zacisnął dłoń w
pięść i baz wahania zamachnął się i walnął go nią z całej siły w twarz.
Facet syknął i zgiął się z bólu, trzymając dłoń na
policzku. Uniosłam lekko brwi do góry. Szczerze? Nie spodziewałam się tego a przynajmniej tak szybko.
- To był błąd - powiedział ten drugi, który
właśnie odepchnął mnie mocno i podszedł szybko do Justina, szykując
się do ruchu ale właśnie obok przejeżdżała policja, patrolując teren.
Powstrzymał się i czekał aż przejedzie ale policjanci podjechali pod restauracje na
przerwę.
- Mogę im nanieść, że go uderzyłeś i będziesz miał
kłopoty - ostrzegł.
- Proszę bardzo - odezwałam się a oni oboje
odwrócili na mnie wzrok - Ja też umiem donosić. Powiem jak mnie
potraktowaliście i powodzenia w tłumaczeniu policji, że chłopak młodszy od was,
tak go urządził - prychnęłam - I w ogóle komu uwierzą? Mogę zmyślić, że jeszcze
wyciągnąłeś nóż i co? Raczej mnie o to nie oskarżą, bo to ja jestem młodsza i
bardziej podatna na zaczepki - wzruszyłam ramionami
Justin uśmiechnął się szeroko a facet rozejrzał się
po nas wkurzony.
- Jeszcze to dokończymy - warknął i odszedł,
wcześniej pociągając tego drugiego za ramię.
Odprowadziłam ich wzrokiem i westchnęłam.
- Brawo - Justin zaklaskał powoli z uśmiechem i
podszedł do mnie, stając na przeciwko - Niezła przemowa.
- Czasami słowa pomagają - odwzajemniłam uśmiech i
przeczesałam włosy.
- No wiesz, gdyby nie ty to pokazaliby jakimi są debilami - zaśmiał się cicho.
Złapałam się za nadgarstek i uśmiechnęłam się
lekko.
- A gdyby nie ty to teraz nie wiem do czego mnie
zmusili - przygryzłam wnętrze policzka - Dziękuję.
- Nie ma sprawy - spojrzał na mój nadgarstek -
Bardzo boli? - wziął moją dłoń i podniósł, aby spojrzeć na zaczerwienione
miejsce.
- Tak ale za chwilę przejdzie - zapewniłam - Potraktował mnie trochę jak marionetkę.
Pokiwał powoli głową i spojrzał jeszcze raz na nich, jak odchodzą.
- A tak w ogóle, co tu robiłeś? - zapytałam i
spojrzałam na jego twarz.
- To... - zaczął i się zamyślił - Może Ci się wydać
dziwne ale właśnie skończyłem pracę w tej restauracji - wskazał na nią głową -
To znaczy, tu pracuje mój kuzyn i załatwił mi pracę, ponieważ rodzina
uznała, że muszę już uczyć się zarabiać, chociaż mam kasę ale to już długa
historia.
- Okay - pokiwałam głową i uśmiechnęłam się -
Jesteś kucharzem?
- Nie - pokręcił rozbawiony głową i puścił w końcu mój nadgarstek - Ale w sumie
nawet dobrze gotuje, tylko tutaj jestem na zmywaku lub od jakiegoś czasu kelnerem
bo zwolniło się miejsce
- Nie wyobrażam sobie Ciebie jako kelnera -
powiedziałam rozbawiona.
- No widzisz, życie jest pełne niespodzianek -
zwilżył wargi - A ty, co tu robisz sama o tej porze? - uniósł brew.
Uniosłam głowę do góry, patrząc na niebo.
- Miałam się tu z kimś spotkać i mnie wystawił -
wytłumaczyłam.
- Czyżby Twój chłopak? - uśmiechnął się, jakby to
było oczywiste.
- Były chłopak - poprawiłam go.
Tak, właśnie mam zamiar to skończyć bo już za dużo
się na nim zawiodłam.
- Wiedziałem, że to palant - wzruszył ramionami.
- Skąd go znasz? - zaciekawiłam się.
- Kiedyś się poznaliśmy na imprezie -
powiedział to z takim wysiłkiem, że czułam jakby kłamał ale już dałam sobie
spokój.
- Mam prośbę, mógłbyś mi pożyczyć telefon czy coś
bo mi się rozładował, a chciałam zamówić taksówkę.
- Skończyła mi się kasa a mam darmowe tylko do
kumpla więc mam lepszy pomysł - oznajmił - Zadzwonię do niego i on po nas
przyjedzie a potem Cię odwieziemy, okay?
- Niech będzie - uśmiechnęłam się słabo - Wszystko
byle szybko wrócić do domu bo już marznę.
- Zimno Ci? - zapytał - Było od razu mówić - zdjął
swoją bluzę i przystawił ją do mnie, tak abym ją założyła.
Wsunęłam niepewnie ręce w rękawy i poprawiłam ją na swoich
ramionach.
- Dziękuję jeszcze raz - uśmiechnęłam się szeroko
- Trochę nie pasuje do reszty stroju ale jest ciepła i ładnie pachnie -
palnęłam.
Zamilkłam przez chwilę.
- Czy ja to powiedziałam na głos? - skrzywiłam się.
- Tak - zaśmiał się - A co do bluzy, nie psuje Twojego seksownego wyglądu -
wzruszył ramionami.
- Ty w porównaniu do mnie nie czujesz się dziwnie, mówiąc to na
głos - zaśmiałam się.
- Nie owijam w bawełnę - wyjął telefon z kieszeni
i po wybraniu numeru, przyłożył go do ucha.
Odwrócił się bokiem do mnie i zaczął rozmawiać
chyba z kolegą. Założyłam kaptur jego bluzy na głowę, przyglądając się mu cały
czas. Ma coś w sobie i skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie jest przystojny.
Ciekawe ile ma lat i skąd pochodzi. Nie chcę nazywać go od razu idealnym ale
jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny to te słowo jest stuprocentowo prawidłowe.
Mogłabym patrzeć się na jego oczy godzinami, ponieważ właśnie lecę na brązowe i
tego typu odcienie u facetów. Może dziwnie myślę ale takie są dziewczyny a ja
zauroczyłam się w tym chłopaku, tylko to.
- Załatwione - jego głos przerwał mi moje
odpłynięcie
Tylko uśmiechnęłam się lekko. Podszedł bliżej mnie i zmierzył mnie
wzrokiem - Zatrzymaj sobie tą bluzę - oznajmił.
- Nie będę Ci zabierać rzeczy - pokręciłam
przecząco głową.
- Nie zabierasz bo ja ci ją oddaje, pasuje do
Ciebie.
Westchnęłam cicho i postanowiłam zacząć inny temat
bo czuję, że to za dużo komplementów w moją stronę na ten wieczór, nawet tych głupich. Każda
dziewczyna chce by mówiło się, jak dobrze wygląda ale ja czuję się w tej
sytuacji dziwnie i wolę to przemilczeć. W tym przypadku wyszłabym na
uzależnioną do słowa 'dziękuje'.
- Więc, kiedy ktoś po nas przyjedzie?
- Za może dwie minuty przyjadą, byli w okolicy -
spojrzał na kaptur i uniósł brwi - Wyglądasz teraz jak niezadowolona dziewczyna wracająca z
imprezy... Taka 'bad girl'.
- Zgadza się z tym niezadowoleniem - wzruszyłam ramionami - I właśnie niestety nie byłam na żadnej imprezie.
- A może chcesz teraz pojechać? - zaproponował.
- Nie - odpowiedziałam po namyśle - Jestem
zmęczona - wymamrotałam pod nosem.
- Jak chcesz księżniczko - mruknął i rozejrzał się.
- Przezywaj mnie jak chcesz ale nie tak -
powiedziałam z oburzeniem - Kojarzy mi się z zadufaną w sobie lalą -
stwierdziłam.
- Jak chcę? - przyłożył palec wskazujący do brody
w geście myślenia - Więc Godzilla może być? - udał poważnego.
Posłałam mu znaczące spojrzenie, na co się
uśmiechnął.
- Jeszcze coś wymyślę - puścił mi oczko i odwrócił
się do tyłu, słysząc klakson.
Zobaczyłam przed sobą czarnego Range Rover'a. To
chyba ostatnio modny samochód bo zauważyłam, że sporo osób tutaj się nim porusza.
- Chodź - Justin kiwnął w stronę samochodu i
podeszliśmy do niego.
Otworzył mi drzwi - jaki dżentelmen - i wsiadłam
do środka, widząc na przednich siedzeniach dwóch chłopaków, którzy również na
mnie patrzyli. Jeden na odbiciu w lusterku a drugi po prostu się odwrócił.
Justin wsiadł obok mnie, spychając mnie tym samym na środek. Wolałam jednak nie
rzucać się w oczy i usiadłam na drugi bok. Zapięłam pasy, słysząc jak się
witają i podają sobie rękę, robiąc charakterystyczne gesty palcami. Zdjęłam kaptur, kiedy
zorientowałam się, że jednak wyglądam w tym wydaniu dziwnie.
- A ty skarbie, jak się nazywasz? - odezwał się brunet,
który siedział obok prowadzącego, trochę starszego od nich chłopaka, który
właśnie ruszył.
- Ronnie - odpowiedziałam swobodnie.
- Ładnie - rozłożył się na siedzeniu - Jak Justin
Cię wyrwał? - zapytał rozbawiony, patrząc przed siebie.
- Po prostu pomagam koleżance - poprawił go a ja
patrzyłam na nich na zmianę.
- Ty i koleżanki? Proszę Cię - prychnął.
- Wiem Mike. Żyjesz z przekonaniem, że każda na
mnie do tej pory leciała i liczyła na związek - zaśmiał
się - Ale nie martw się, umiem zawierać też przyjaźnie.
- Justin, Justin - westchnął - Ty zadufany w sobie
gówniarzu - udał poważnego.
- Dzięki, już druga osoba tak mnie dzisiaj nazwała.
Teraz wydałam się być trochę zmieszana ale nie
zwracali na mnie uwagi. Po prosu zaczęły się ich wzajemne docinki, z których
oboje się śmiali.
- Hej, Ronnie - odezwał się chłopak, który
kierował - Gdzie mam Cię zawieść? - zapytał - Tamci mogą się tak kłócić całą
drogę powrotną, jak to oni.
- Rozumiem - uśmiechnęłam się i podałam mu adres,
a dokładnie ulicę i osiedle.
- Okay, niedługo będziemy na miejscu - posłał mi
uśmiech - A tak w ogóle jestem Ian.
Uśmiechnęłam się delikatnie w jego stronę. Przyznam, że w tym przypadku przystojni
trzymają się razem.
**
- Zatrzymaj się przed blokiem to już wysiądę-
wskazałam na budynek.
- Już się robi - odparł z poważnym akcentem.
Zjechaliśmy samochodem na bok ulicy a Ian się
zatrzymał. Siedziałam od strony jezdni
więc musiałam poczekać aż przejedzie sznurek samochodów. W tym czasie
poprawiłam się i zauważyłam, że ponownie wszyscy na mnie patrzą.
- Może lepiej by było gdybyś wysiadła z mojej
strony - Justin odezwał się po chwili ciszy.
- Tak - przyznałam mu rację i z westchnięciem
przysunęłam się bliżej niego.
- Przeskakuj - odchylił do tyłu tułów i
zadowoleniem czekał aż przechodząc do wyjścia będzie widział mój wypięty tyłek.
Jednak podniosłam się i przesunęłam, najpierw
siadając mu na kolana a potem otworzyłam drzwi. Czułam na swoich biodrach jego
ręce. Pomógł mi wyjść po czym sam zrobił to samo.
- Dlaczego wyszedłeś? - zmarszczyłam brwi.
- Mam sprawę - uniósł kącik ust zamykając drzwi,
aby zapewne nikt nie podsłuchiwał.
- To nie mogłeś najpierw wysiąść i dać mi
swobodnie przejść?
- Oh, no masz rację.
Wiem, że mówisz to z sarkazmem przystojniaku.
- Więc? - kontynuowałam.
- Więc chyba należy mi się coś za to, że Tobie aż
dwa razy pomogłem.
- Co masz na myśli? - nie wiem dla czego ale do
głowy przychodziły mi najdziwniejsze opcje.
- Dasz mi swój numer telefonu - oparł się o maskę
samochodu.
- Tylko tle?
Dlaczego tak powiedziałam i co ze mną nie tak?
- A chcesz zaproponować coś więcej? - uśmiechnął
się cwaniacko.
- Nie - odpowiedziałam szybko - A chcesz numer
bo...?
- Może się kiedyś spotkamy tak po koleżeńsku? -
uniósł brew.
- Niech będzie - wyciągnęłam do niego rękę aby
podał mi swój telefon.
Kiedy to zrobił wpisałam numer i oddałam mu go z
powrotem. Uśmiechnął się pod nosem i robił coś jeszcze w nim przez parę sekund
po czym schował go do kieszeni.
- To może zadzwonisz do mnie żebym zapisała twój
numer? - zaproponowałam.
- Kotek, wtedy nie będzie niespodzianki - zakręcił
moje włosy na palcu z szerokim uśmiechem.
- No i przecież nie masz nic na koncie - przypomniałam
sobie i odsunęłam jego rękę.
- Co? - zapytał zaskoczony po czym pomyślał - A no
tak - machnął ręką, pewnie zdając sobie sprawę, że zaliczył wpadkę.
- Udam, że Tobie uwierzę - pokręciłam głową
rozbawiona i zaczęłam powoli iść do tyłu.
- Udam, że nie będę patrzył się na twój tyłek,
kiedy się odwrócisz - puścił mi oczko po czym sięgnął za rączkę od drzwi
samochodu.
Wypięłam mu język po czym zaśmiałam się cicho i
odwróciłam się, idąc do domu. Przez dłuższy czas w moim życiu nie zdarzyło się tyle
sytuacji jak w tym jednym dniu. Zła historia skończyła się dobrze a Justin jest moim bohaterem.
____________________
Życzę miłego czytania i jak tylko to zrobicie, komentujcie:)