Justin
- Dlaczego
ciągle się nie przyznajesz?
- Niby do
czego?
- Do tego,
że ją kochasz - oznajmił Mike.
- Nie kocham
jej - zmarszczyłem brwi.
- To dlaczego
Tobie tak na niej zależy?
- Traktuję
ją bardziej jak siostrę - pomyślałem - No dobra, przyjaciółkę.
- No
przecież, rodzeństwo się nie całuje - wywrócił oczami.
- To było
dawno.
- Miesiąc,
parę tygodni temu?
- Zmieńmy
najlepiej temat - westchnąłem.
- Ale przecież
widać, że przy niej inaczej się zachowujesz.
- To może
źle, że przy niej nie jestem sobą? Nie wiem co sobie myślałem.
- A ja wiem,
zadurzyłeś się - uśmiechnął się.
- Ale, jak
nigdy... To w sumie wszystko wyjaśnia.
-
Zauroczyłeś się i przez to się inaczej zachowywałeś.
- Możliwe -
mruknąłem cicho - Nie sądziłem, że kiedyś się w kimś zauroczę, zawsze było na
odwrót.
- Ha, no
widzisz - uniósł palec wskazujący do góry, który miał znaczyć, że wpadł na
jakiś pomysł - I dlatego byłeś taki zagubiony w tych swoich uczuciach -
powiedział rozczulony.
- Tylko nie
zaczynaj się ze mnie nabijać - powiedziałem poważnie.
- Daj
spokój, ja też kiedyś byłem zauroczony, to przechodzi.
- Ale teraz
czuję dziwne poczucie winy, gdyby nie ja, to nie wpakowałaby się w te całe
bagno. Teraz Dylan może jej coś zrobić, po tym jak wyrwałem ją z tego klubu.
- Nie wiem, oby nie - westchnął - Dobra, ja spadam
jeszcze pomóc chłopakom, zobaczymy się później - pożegnał się ze mną.
Było może
około ósmej rano. Kiedy wychodziłem Ronnie jeszcze spała. Musiałem omówić pewne
sprawy.
Okrążyłem osiedle i zacząłem wracać przez skróty. Nie wierzę, że nadal
ktoś wiesza buty na kablach elektrycznych. Jeśli potrzebujesz handlarza narkotyków
wystarczy, że pójdziesz do pobliskiego klubu. Wyjąłem szluga z kieszeni i
zapaliłem. Nie robię tego nałogowo, ale czasem się przydaje. Wypuściłem dym z
ust i obróciłem się słysząc za mną jakiś szelest. Nikogo nie było więc poszedłem
dalej. Nadal czułem dziwne uczucie, że ktoś tu jest. Nie myliłem się. Zza rogu bloku wyszedł Dylan i zaczął iść powoli w moją stronę. Jeszcze
jego tu brakowało. Rzuciłem papierosa na ziemię i spojrzałem na niego.
Zawsze kiedy się spotykaliśmy uśmiechał się bezczelnie, ale w tym momencie
wydawał się poważny. Wiedziałem, że to nie będzie miłe spotkanie.
- Gdzie jest
Ronnie? - zapytał od razu.
- Skąd mam
wiedzieć? - powiedziałem obojętnie.
- Mówię
poważnie Bieber, mów gdzie jest albo oboje tego pożałujecie.
- Nawet
gdybym wiedział i tak byś się ode mnie nie dowiedział - wzruszyłem ramionami.
- Ty chyba
nie zdajesz sobie sprawy, że mówię serio - zbliżył się do mnie.
- Ja też
mówię serio - wyminąłem go.
- Chyba
inaczej się z Tobą nie dogadam - szarpnął mnie za koszulkę i odepchnął.
- Czytasz mi
w myślach - warknąłem i odepchnąłem go.
- Czy ona
jest kurwa aż taka warta Twojego poobijanego ryja? - prychnął.
- Zamknij
się - szarpnąłem go tak, że obił się o ścianę.
Nie zwróciłem
uwagi, że zamachnął się i przez to dostałem w twarz. Jednak oddałem mu dwa razy
mocniej. Wyprostował się.
- Bronisz
jej bo ci kurwa dała czy obciągnęła?
Wkurwiłem
się jeszcze bardziej i doszło do kolejnej szarpaniny, gdzie dostałem w brzuch i
nos. Adrenalina wygrywała z bólem, a moja irytacja pokierowała moją dłonią
najmocniej jak umiałem i przewaliła go na ziemie. Dostał jeszcze w brzuch i się
zamknął.
- Boli Cię bardziej to, że na Ciebie nie leci czy twarz? - uniosłem brew - I w dupie
mam na to co powie Twój szef - warknąłem i splunąłem, a następnie odszedłem.
Przetarłem
usta zauważając, że rozciąłem sobie wargę i dodatkowo krew mi leci z nosa.
Zajebisty początek dnia.
Wszedłem do
klatki i z trudem udałem się na górę. Zacząłem czuć te uderzenie w brzuch, a
bardziej bok. Wszedłem do domu. Usłyszałem, że już wszyscy wstali. Zdjąłem
buty.
- Justin
przyszedł! - usłyszałem głos Jazzy z kuchni.
Zajrzałem do
pokoi, a później do kuchni. Mojej mamy nie było, a Ronnie zaczęła robić
dzieciakom śniadanie. Odchrząknąłem.
- Twoja mama
wyszła na chwile do sklepu, zaraz powinna być... - zamilkła od razu kiedy na mnie
spojrzała - Justin co do...
- Justin co
się stało? - zapytał zmartwiony Jaxon i podbiegł do mnie.
-
Przewróciłem się - mruknąłem.
Zupełnie
zapomniałem, że mam obitą twarz.
- Boli?
- Nie, już
przestaje - ukucnąłem i zmierzwiłem jego włosy - Idźcie jeść, ja chwilę
porozmawiam z Ronnie, dobrze?
- Dobrze -
pokiwał główką i usiadł z powrotem.
Ronnie do
mnie podeszła i oboje przeszliśmy do mojego pokoju.
- Justin...
- patrzyła na mnie przejęta.
- Nic mi nie
jest, zagoi się - westchnąłem - A teraz się ubieraj, muszę zawieść Cię do domu.
- Kto to
zrobił? - przetarła krew pod moją wargą.
- Dylan,
jednak nie wie gdzie jesteś, teraz posłuchaj mnie uważnie - oblizałem usta -
Zawiozę Cię do domu i może przynajmniej przez dwa dni z niego nie wychodź,
spróbuj udawać, że jesteś chora czy coś, żeby nie iść do szkoły. Później jak
będziesz gdzieś wychodziła to nie włócz się nigdzie, po żadnych podejrzanych
uliczkach, klubach, dzielnicach, a przede wszystkim staraj się przebywać z
kimś. Nigdy nic nie wiadomo.
- A ty?
- A ja będę
żył swoim życiem, w które nie chcę Ciebie wplątać.
- Czyli co,
nie spotkamy się więcej? - zmarszczyła brwi.
- Możliwe,
nie wiem - westchnąłem - A teraz ubierz się bo nie mamy czasu.
- Dylan
zorientował się co się dzieje?
- Ronnie do
cholery rób co mówię - warknąłem.
Popatrzyła
na mnie jakby lekko przerażona i odsunęła się. Wzięła swoje rzeczy i poszła do
łazienki. Może byłem zbyt ostry, ale nie mam ochoty się rozczulać. Wziąłem
chusteczki i ogarnąłem się jakoś przed lusterkiem. Pominę już to, że mój
policzek jest czerwony, a niedługo już siny. Czekałem z dziesięć minut siedząc
z dziećmi. Ronnie wyszła w sukience i makijażu - już trochę ogarniętym - z
wczoraj i kucyku.
- Chcesz
bluzę? - podszedłem do niej.
- Mam kurtkę
- mruknęła i poszła na korytarz, zaczęła się ubierać.
Tak,
rozumiem, teraz będzie na mnie obrażona, szkoda, że dostałem przez nią.
- Gotowa? -
założyłem buty.
- Tak -
wzięła swoją torebkę - A co z nimi? - wskazała na kuchnię.
- Napisałem
do mamy, powiedziała, że za dwie minuty będzie - oznajmiłem i otworzyłem przed
nią drzwi.
Pokiwała
głową, pożegnała się z dziećmi i wyszła. Poszedłem za nią i zaczęliśmy schodzić
na dół.
- Nie
zabijesz się w tych szpilkach? - zapytałem.
- Dam sobie
radę - wymamrotała pod nosem.
- Może Tobie
pomóc? - podszedłem bliżej.
- Co, za
wolno idę? - wywróciła oczami i zdjęła buty, wzięła je w rękę i zaczęła
szybciej schodzić boso.
Westchnąłem
ciężko. Już sobie przejebałem, ale to już nie ważnie. Czym bardziej będzie na
mnie obrażona, tym lepiej przebiegnie nasze "rozstanie".
Wyszła na
chodnik.
- Gdzie masz
samochód?
- Na prawo -
poszedłem tam, a ona za mną.
Szliśmy
przez chwilę, a ona w połowie drogi nagle ustała.
- Uh -
usłyszałem za sobą i odwróciłem się.
Zacisnęła
oczy i ustała na jednej nodze.
- Cholerne
szkło - pozbyła się jego ze stopy. Zaczęła lecieć krew.
- Następnym
razem uważaj, albo chodź w butach - podsunąłem jej pomysł i zrobiłem znudzoną
minę.
- Daj mi spokój- zaczęła iść lekko utykając.
- Chodź, już
Cię zaniosę księżniczko - wziąłem ją na ręce jak pannę młodą i poszedłem do
samochodu.
-
Poradziłabym sobie.
- Nie sądzę
- otworzyłem samochód, postawiłem ją przy nim i otworzyłem jej drzwi - Wsiadaj.
Zrobiła to.
Poszedłem na drugą stronę i wsiadłem na swoje miejsce. Zapiąłem pasy i
odpaliłem go. Wyjechałem z parkingu, a później z mojej ulicy.
- W schowku
są chusteczki - powiedziałem widząc, jak bezskutecznie próbuje zatrzymać
krwotok.
Wyjęła je i
oczyściła ręce i ranę z krwi po czym ją tam przytrzymała.
- Nie jestem
księżniczką - powiedziała po chwili ciszy.
- Tak się
zachowujesz - byłem skupiony na drodze.
- Wcale, że
nie i przestań być taki nadęty, nic przecież Tobie nie zrobiłam, a ty jesteś
wobec mnie niemiły - naburmuszyła się.
- Nie mam
ochoty na przymilanie się.
- Wystarczy,
ze zachowywałbyś się normalnie.
- Taki jestem,
kiedy mam za dużo na głowie i wszystko mi się pieprzy. I co, gdybym był taki od
początku pewnie byś nawet ze mną nie gadała.
- O co Tobie
chodzi Justin? - spojrzała na mnie zdziwiona - Przykro mi za to co się stało,
ale nie rozumiem twojego zachowania.
- To masz
problem. Nie byłem do końca sobą kiedy się z Tobą widywałem, taka prawda.
Ustałem na
czerwonym świetle, a ona zamilkła. Kiedy byliśmy już prawie pod jej blokiem
westchnęła i spojrzała na mnie.
-
Przepraszam za wszystko - powiedziała cicho.
- Nie musisz
- skręciłem i pojechałem na parking obok jej bloku.
- Chodzi o
to, że Cię zmieniłam, tak? Za to jesteś na mnie zły?
- Ronnie
przestań wymyślać. Powiedziałem już. Sama wpakowałaś się w moje życie, a
teraz chcę żebyś z niego odeszła - zatrzymałem się - Nie zadaje się z takimi
jak ty i niech tak zostanie.
- Z takimi
jak ja czyli jakimi? - spojrzała na mnie wkurzona - Kurwa ogarnij się. Najpierw
do mnie zarywasz, później po tym wszystkim chcesz, żebym tobie wybaczyła i
teraz znowu mnie odpychasz? Proszę bardo, zniknę z Twojego życia szybciej niż
myślisz - założyła buty po czym wyszła i trzasnęła za sobą drzwiami samochodu.
Walnąłem w
kierownice ze złości i oparłem się o siedzenie. Przymknąłem oczy. Nie chciałem,
żeby tak to wszystko wyglądało. Zgasiłem samochód i po chwili szybko z niego
wysiadłem. Podbiegłem do klatki Ronnie i wszedłem do środka. Zauważyłem, że
czeka na windę. Podszedłem do niej.
- Czekaj -
wydyszałem i złapałem ją za dłoń.
Wyrwała ją i
nawet na mnie nie spojrzała.
- Dobra, nie
chcesz ze mną rozmawiać. Chciałem... Po prostu możemy się już nie spotkać, nie
chcę się tak rozstawać.
- Nie
chciałeś mnie w swoim życiu.
- Jestem
głupi, nie o to mi chodziło.
- Wiem,
jesteś debilem.
Wywróciłem
oczami i przyciągnąłem ją do siebie.
- Nie
przyszedłem tu, żebyś mnie przezywała.
- Oh, to
samo pomyślałam, kiedy spotkałam się z Tobą - mówiła złośliwie.
- Przestań
się już wymądrzać - powiedziałem stanowczo.
- A ty się
zamknij - patrzyła mi w oczy.
- Jesteś
cholernie seksowna, kiedy się złościsz - powiedziałem dociskając ją mocniej do
siebie, aby nie uciekła.
- A ty
żałosny - odsunęła się ode mnie.
Podszedłem
do niej tak, że się cofnęła, a ja przycisnąłem ją do ściany.
- Teraz już
się nie uciekniesz - wyszeptałem w jej usta i pocałowałem ją.
Odwzajemniła
od razu z charakterem i pogłębiła. Zacząłem całować ją mocniej i z pożądaniem.
Nawet zapomniałem przez tą chwilę, że boli mnie twarz. Idealnie współgrała z moim językiem, a jej ciało tak dobrze leżało na moim.
Może częściej powinienem ją wkurzać, żeby całowała mnie tak jak teraz? Przez
ten pocałunek poznawałem Ronnie, której do tej pory nie widziałem. Może wcale
nie jesteśmy tacy różni?
Jej dłonie powędrowały
z moich ramion na szyje. Ja ścisnąłem jej bok i zjechałem dłonią w dół.
Sprawiłem że ugięła nogę w kolanie, a ja złapałem za jej udo. Przygryzłem jej
wargę i pociągnąłem ją do siebie, po czym ponownie wpiłem się w jej usta.
Jęknęła gardłowo w moje, kiedy wsunąłem moją dłoń pod jej sukienkę i ścisnąłem
jej pośladek.
- Ktoś tu
się podniecił - wymamrotała w moje usta.
Poczułem, że
mi ustał. Cholera.
- Wiem, że
nie tylko ja - puściłem jej oczko i odsunąłem się.
Poprawiła
sukienkę i wzięła kosmyk włosów za ucho. Podeszła do drzwi windy i ponownie
nacisnęła guzik. Winda się otworzyła, a ona weszła do środka.
- Może
jeszcze się kiedyś zobaczymy, Panie Bieber.
- Mam
nadzieję. Musimy to dokończyć, Pani Dowell - uśmiechnąłem się.
Kiedy winda się zamykała zobaczyłem lekki uśmiech na
jej twarzy. Wyszedłem z bloku i odetchnąłem. Musiałem zaczerpnąć świeżego
powietrza.